Strony

czwartek, 10 sierpnia 2006

Morale się poprawiło

.. ale to dziś miał być etap na którym chciałem zobaczyć jak noga się kręci. Dziś właśnie bo na 25 kilometrów przed metą był ciężki 4-kilometrowy podjazd. Rozmawiałem wcześniej z Barbosą i umówiliśmy się, że postaramy się zmniejszyć grupę, ale ja niestety nie miałem nikogo, zaś sami Portugalczycy skacząc jeden przez drugiego zadbali o to żeby grupka się zmniejszyła. Czułem się bardzo dobrze pod ostatni podjazd, wciąż w miarę spokojnie jadąc na końcu grupki, lecz będąc gotowy do ewentualnego przeskoku.

Na samym finiszu - wierzyłem w siebie. Na 500 metrów do mety krzyknąłem Marzoliemu (który doszedł nas na 8 km przed metą) żeby siadł mi na kolo, ale on wolał jechać koło Barbosy. Wygrałem pewnie, siłowo. Finisz był po kostce i lekko pod górkę, jakieś 2-3 %. To dobry znak przed górami, a i jak mi pisze "Leo" powinienem tym samym nabrać więcej zaufania do siebie. Piszę do mnie codziennie po etapie pytając jak poszło, jak się czułem. Od jutra będzie oglądać mój wyścig u kolegi. Dopinguje mnie jak zawsze, ale jak tylko trenujemy i widzimy się to mnie dręczy i dołuje.

Dzień jutrzejszy to odpoczynek. Dobrze mi zrobi, wiem to. Praca zrobiona przez pierwsze dni, rytm i hopki dadzą jeszcze lepszą nogę jak dam jej ten jeden dzień odpoczynku. To w teorii, a w praktyce jak będzie zobaczymy już w sobotę. Co za etap, znam go w całości, a przed laty wygrywał go już Zenon Jaskuła.