Nie zdążyłem wczoraj napisać bo trochę się nam kolacja przeciągnęła jako, że świętowaliśmy też moje urodziny(gratulacje od redakcji:)). Co tu dużo pisać o wczorajszym etapie poszło mi nieźle. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej nogi. Ciągnąłem cały ostatni podjazd i NIKT nie pomyślał nawet żeby skoczyć. Na kilkaset metrów przed premią górską odłączyło się nas dziesięciu tzn. oprócz mnie cała ta dziewiątka która dojechała do mety na czele. Po 2 kilometrach zjazdu był 500-metrowy "hopek" i tam puściłem, bo nie miałem już sił. Poczekałem na grupkę z Damiano i z nimi dojechałem na metę tracąc około minuty. Jest O'k. W "La Gazzetta dello Sport" napisali dziś, że gdy ciągnąłem to strzelał nawet Damiano, ale to nie tak, a poza tym jak pisałem on w ogóle nie był skoncentrowany na tym etapie. Jutro jak się będzie dobrze czuł to ma próbować walczyć o zwycięstwo etapowe. Przyznam się nieskromnie, że nawet Alexandro Valverde mówił w wywiadzie miejscowej prasie, że wszyscy byli zaskoczeni tempem nadanym przez "kolarzy" Lampre pod ostatnią górę. Miło mi, ale jest jeszcze problem żeby tego nie stracić i pracować w spokoju do Giro d'Italia bo na "miejscówkę" w tym wyścigu trzeba sobie zasłużyć dobrą dyspozycją przed samym Giro.
Dziś miałem spokój. Nieduża strata do najlepszych, mała do Valverde który przecież potrafi pojechać dobrze na czas. Jechałem mocno, ale nie dawałem z siebie wszystkiego myśląc o etapie jutrzejszym. Od Damiano przez Figuerasa po innych wszyscy sugerowali mi żebym się dzisiaj przyoszczędził i raczej jutro spróbował powalczyć. Tak też powiedział Martino i z tą myślą dziś "kręciłem". Tak czy inaczej poziom jest mniej więcej ten co powinien być i mogłem urwać na pewno nie więcej niż 30 sekund, ale to nieważne. Czekamy na jutro, a będzie gorąco. Myślę, że Valverde nie liczy się już w "generalce" i jako, że ściga się w domu (wszak pochodzi z okolic Murcii) będzie chciał jutro wygrać. Santos Gonzalez musi jutro się zerwać i nadrobić sekundy nad Jose Ivanem Gutierrezem, a inni bierni też nie będą.