...krótko mówiąc. Na to jak się dziś czułem to mało straciłem to pewne. Od początku Vuelty jakoś ciężko mi idzie, dziwny i niepotrzebny wciąż ból nóg i uczucie nogi bez siły. Dziś mam nadzieje, że się już trochę odblokowałem. Stać mnie na więcej to pewne. Dziś chciałem skoczyć, ale jak zawsze zmiana rytmu mnie dobiła - na 8 km do mety z tarczy 53 na przełożenie 39x23, a do tego mój stary koszmar z Giro czyli Inigo Cuesta, który zaczyna podjazdy jakby to był finisz - no cóż on się nie martwi bo jego praca kończy się po 2-3 kilometrach.
Tam straciłem 150-200 metrów i tak zostałem na 4 kilometry przed metą. Jest dobrze, ale mogło być lepiej i wierzę w poprawę. Vuelta jest długa i ciężka. Inna jak miałem nadzieję - nie ma "Liberty Airlines", którzy tylko ciągnąc równo robili "rzeźnie niewiniątek". Poza tym Kelme też swego czasu nikomu w twarz nie patrzyło. Nie ma zdecydowanie silnej drużyny która może wziąć na siebie ciężar wyścigu - na razie oczywiście. Z tego co mówią dookoła dziewiąty etap będzie jednym z najcięższych, ale wcześniej mamy kolejną metę pod górę.
Jutro trzeba będzie uważać na wiatr, ale myślę że dojedzie odjazd. Ja swoją drogą nie będę odpuszczał, mam się skoncentrować na równej jeździe i tak będzie. Po pracy jaką wykonałem od czerwca nie mogę tak po prostu odpuścić i dać sobie spokój.