czwartek, 4 czerwca 2009

Na Blockhaus zabrakło mi nóg

Już dawno żaden polski kolarz nie był tak widoczny na trasie wielkiego touru, jak Sylwester Szmyd podczas tegorocznego Giro. Dzięki pomocy Polaka liderzy Liquigas ukończyli wyścig w czołowej piątce klasyfikacji generalnej. "Szmyd jest najlepszym gregario na świecie" napisała La Gazzetta dello Sport.

Z Sylwestrem Szmydem rozmawiał Bartosz Rainka.

Czy po zakończonym w niedzielę Giro dobrze już czujesz się fizycznie?

SYLWESTER SZMYD: Czuję się bardzo dobrze. Wciąż odczuwam oczywiście zmęczenie, ale to normalne po tak długim wyścigu. W tej chwili odpoczywa jednak przede wszystkim moja psychika.

Czy jesteś zadowolony ze swojego występu?

- Jak najbardziej. Dobrze wykonałem swoją pracę. Wszyscy w ekipie są ze mnie bardzo zadowoleni, również nasi liderzy.

Czy szefowie grupy są usatysfakcjonowani miejscami zajętymi w Giro przez liderów? Nie oczekiwano od Ivana Basso lub Franco Pellizottiego zwycięstwa w tegorocznym wyścigu?

- Nie było takich oczekiwań. Oczywiście każdy z nich jechał po to, aby ten wyścig wygrać. Wiadomo jednak, że nie ścigaliśmy się na Giro z juniorami. Tam startowali najlepsi kolarze na świecie. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się rywalizacja. Dlatego też ciężko jest zakładać, że się wyścig wygra. Dwóch zawodników w czołowej piątce to znakomity wynik (Pellizotti był trzeci, Basso piąty - przyp. red.). Tym bardziej, że Mienszow i Di Luca byli w tym roku wyjątkowo mocni. Pellizotti był tuż na nimi, zajął miejsce na podium. Nie zapominajmy, że dla Basso był to pierwszy wielki tour po ponad dwuletniej przerwie. Jego piąte miejsce jest również świetnym wynikiem. Zresztą on jest bardzo zadowolony ze swojego występu.

Media włoskie zapowiadały jednak, że Basso będzie walczył o zwycięstwo. Czy kibice kolarstwa we Włoszech nie byli jego piątym miejscem lekko rozczarowani?

- Rozczarowani mogli być jedynie kibice słabo znający specyfikę naszego sportu. Sympatycy znający się na kolarstwie wiedzieli, że Basso przez ostatnie trzy lata przejechał około 200 wyścigów mniej od przeciętnego kolarza w peletonie. Zawodnicy, którzy wyprzedzili go w klasyfikacji generalnej Giro, w tym samym czasie zajmowali miejsca na podium największych wyścigów świata. Ivan w ogóle nie zakładał, że w tym sezonie będzie walczył o zwycięstwa w wielkich tourach. Ten sezon ma być dla niego jedynie przetarciem. Ambitniejsze cele pojawią się dopiero w kolejnych latach. Basso ma zamiar ścigać się jeszcze przez co najmniej pięć sezonów.

Powróćmy do etapu z metą na Blockhaus. W pewnym momencie wyskoczyłeś z grupki liderów i zyskałeś kilkunastosekundową przewagę. Chwilę później skoczył do przodu Pellizotti. Czy dostałeś wówczas polecenie od szefów grupy, by wrócić do grupki najlepszych i pomagać Basso? Nie mogłeś jechać dalej z "Delfinem"?

- Założenia były takie, że ja miałem skoczyć jako pierwszy i trochę odjechać. Franco miał zaatakować dopiero za jakiś czas. Pellizotti wiedział, jak ciężko mi przychodzą takie skoki, tym bardziej, że ruszyłem do przodu na najbardziej sztywnym odcinku podjazdu, gdzie nachylenie dochodziło do 12-14 procent. Sam nigdy bym się nie zdecydował na atak w takim miejscu. Ten skok przypłaciłem lekkim kryzysem. Potrzebowałem jeszcze 200 metrów, by wyrównać oddech i odzyskać siły. Tymczasem niespodziewanie u mego boku pojawił się Franco. Gdy mnie doszedł, nie miał zamiaru czekać. Od razu ruszył do przodu, aby wyrobić sobie jak największą przewagę nad grupką liderów. Ja zostałem przez chwilę "bez nóg". Jakbym nie miał czym kręcić. Nie mogłem przecież prosić Pellizottiego, żeby na mnie poczekał. Dopiero, gdy doszła mnie grupa "różowej koszulki" odzyskałem siły, złapałem swój rytm i mogłem już jechać razem z nimi. Różnie mogło to wyglądać (śmiech). To nie był jednak element taktyki. Wróciłem do grupki, bo zabrakło mi "nóg".

Czy na ostatnich kilometrach podjazdów, gdy liderzy Liquigas byli już daleko z przodu, miałeś ambicje, by walczyć o 20.-30. miejsce, czy raczej oszczędzałeś już siły na kolejne etapy, aby w kluczowych momentach znów pomagać liderom?

- W momencie, gdy szli do przodu, moja praca była już skończona. Oczywiście, że jechałem już potem na zupełnym relaksie. Na ostatnich czterech kilometrach potrafiło wyprzedzić mnie nawet 30 zawodników. Traciłem po półtorej, dwie, trzy minuty. Nikt ode mnie nie wymaga, abym walczył o 30. miejsce. To nie miałoby większego sensu. Chodzi o to, abym dobrze wykonał swoją pracę. Wszędzie tam, gdzie mogłem odpocząć, starałem się to robić.

Wiadomo już czy wystartujesz w Tour de France?

- Hmmmmmmm. No właśnie, wiadomo.

A zatem wystartujesz?

- Nie wystartuję. Pojadę razem z Ivanem Basso Vueltę. Okazało się, że Basso był bardzo zadowolony z naszej współpracy podczas Giro i poprosił mnie oraz szefów grupy o możliwość jej kontynuowania w Hiszpanii. Wszyscy w grupie Liquigas dawali mi początkowo wolną rękę. Sami pytali, gdzie będę chciał wystartować. Potem jednak okazało się, że Basso chce dobrze pojechać Vueltę i stąd ta prośba pod moim adresem. Kiedy Ivan szykuje się do wyścigu, to jest niemal pewne, że będzie w nim odgrywał pierwszoplanową rolę. Dla takich liderów naprawdę warto walczyć. Vuelta jest bardzo górzystym wyścigiem i z pewnością będę miał okazję, aby mu pomóc.

Kto w takim razie będzie liderem na Tour? Pellizotti, Nibali, czy może Kreuziger?

- Każdy z nich będzie miał zapewne "wolną rękę" w górach. Ich zadaniem będzie jak najlepsza jazda u boku Contadora i innych kolarzy Astany oraz walka na górskich etapach o ewentualne zwycięstwa. W górach nikt nie będzie na wymienioną trójkę jechał. Oni zresztą nie będą potrzebować tam pracowników. Będą po prostu musieli utrzymywać się z najlepszymi. Inaczej będzie wyglądał Tour de France w przyszłym roku. Wtedy pojedziemy powalczyć o czołowe miejsca z Basso i będziemy musieli być przygotowani na ogromną pracę na rzecz naszego lidera.

Jak oceniasz start w Giro Armstronga? Widzieliśmy wszyscy, jak Amerykanin rozkręcał się z etapu na etap. Czy ma on szansę powalczyć o pierwszą piątkę na Tour de France?

- Moim zdaniem on będzie walczył o zwycięstwo. Nie będzie już zapewne o klasę lepszy od wszystkich wokół, jak miało to miejsce wcześniej, jednak spokojnie może myśleć o podium. Lance'owi ogromny szacunek należy się już za Giro, gdzie momentami jechał naprawdę świetnie. Niewyobrażalne, że ten człowiek przez tyle lat nie uprawiał wyczynowo sportu i już jest w takiej dyspozycji. Na Tour de France będzie z pewnością znakomicie przygotowany. Zresztą rywalizacja w Astanie zapowiada się pasjonująco. Przecież w kazachskiej grupie jest również Contador, który obecnie jest zdecydowanie najlepszym kolarzem na świecie.

źródło: eurosport.pl

foto: Roberto Bettini