Tak więc mogę śmiało powiedzieć, że wczoraj po południu zainaugurowałem swój dziesiąty sezon jako „pro”, ale ten czas leci! Mówiłem dziś Jarkowi (Marycz), że pamiętam jak dziś, jak właśnie tu w marcu 2001 roku jadąc Semana Catalana co rano piłem kawę z Wadkiem a w wyścigu startował Ryba, którego nawet wtedy nie znałem. W moim pierwszym sezonie podpisałbym się pod tym by jeździć dziesięć lat w tym towarzystwie, a tu wszystko wskazuje na to, że dojdą i kolejne dwa z dużym prawdopodobieństwem.
Co do wyścigu, prolog deszczowy, a dziś szybki etap. Nie ma ani jednego trudnego etapu, który mógłby ułożyć wyścig, tak więc wygra się go zapewne nie tylko nogami ale i dużą fantazją, ryzykując kiedy potrzeba. Będzie mi ciężko, po ciężkiej i monotonnej pracy w górach moje pierwsze wyścigowe kilometry będą ciążyć w końcówkach etapów, ale nikt ode mnie nic nie wymaga. Roman jedzie jako ten najbardziej nastawiony na generalkę.
foto: corvospro