Z Teide udało nam się wrócić planowo, dwa dni treningu w domu, pozytywny test z pomiarem zakwaszenia pod znany mi podjazd, niedziela spokojna z żoną w centrum Lucci.
Myślę, że dzisiejsza czasówka najbardziej motywowała... lub inaczej, stresowała Ivana. Jak już gdzieś wspomniałem w tym sezonie jestem z nim w pokoju, zależało mu na tym by znaleźć w czasówce dobre odczucia. Dużo pracował zimą i wiosną nad poprawieniem tej właśnie specjalności, i chyba był bardzo zadowolony, tak jak i ja.
Noga silna, strata nieduża, może pomijając Vinokurowa. Nasze myśli koncentrują się głównie na Alpe di Pampeago ale i jutro trzeba być czujnym bo przed finałowym podjazdem lekko nie będzie.
Ostatnio zbyt dużo nie pisałem, ale z początkiem wyścigów obiecuję poprawę, o co zresztą proszą sami kibice i tu pozdrowienia dla księdza Zbigniewa z Poznania.
foto: bettiniphoto