Nawet podium dla Marzio jest jeszcze możliwe. Swoją drogą kto by się spodziewał, że tak korby odbiją "Gibo"? Jutro wszystko się jeszcze może zdarzyć. Pod Vivione byłem z najlepszymi, ale pod koniec zjazdu na jednym z zakrętów czując, że uchodzi mi przednie koło, skontrowałem i tym samym prosto w stojący przy drodze dom centralnie uderzyłem.
Trochę boli mnie tylko głowa. Na szczęście obyło się bez złamań i innych poważnych problemów. Chociaż przyznam, że o całym świecie nic nie wiedział w chwili gdy dyrektor na rower z powrotem mnie wsadził i kazał dalej jechać przy okazji ubierając w grubą kurtkę. Dobrze, że tak to się skończyło. Zdrowie najważniejsze. Leżąc na asfalcie z boląca szczęka myślałem tylko żeby mi jej drutować nie musieli.
Na jutro mam jedno zadanie. Być z Marzio na podjeździe pod Aprikę, nic więcej. Wcześniej pod Mortirolo. Na pewno będzie się działo, ale dla nas najważniejsze żeby nigdy do zgody nie doszli na przykład Ricco z Di Luką czy Contadorem na dokładkę.