Tak jak cały mój sezon, mało skromnie przyznam. Pierwszy wyścig (Coppi e Bartali) od razu skończony w "10", zaś wczoraj po 95 dniach wyścigowych bez odpoczynku znów mogę przeczytać w "La Gazzetta", że główną selekcję pod atak Damiano przygotowałem właśnie ja. Wczoraj wszystko było tak jak chcieliśmy. Każdy z nas zrobił co miał jak tylko najlepiej mógł. Daliśmy ładny spektakl, choć to zwycięstwo życia zwycięzcy nie zmienia.
Niemniej kogoś tu czekają zmiany. To był mój ostatni wyścig w sezonie, ostatni w ekipie Lampre i w konsekwencji u boku mistrza świata i po pięciu latach jazdy jako "gregario" Damiano. Poza tym jeszcze ostatni jako kawaler. Dziś powiem jedno. To był niesamowity okres w moim życiu, super ludzie, w ciągu ostatnich 2 miesięcy sezonu usłyszałem chyba od wszystkich przez mechaników, masażystów, dyrektorów i samych kolarzy że będzie im mnie brakowało. Wczoraj zaś jeszcze uściski ze sponsorami, właścicielami Lampre i z Saronnim. Można się tym wszystkim wzruszyć.
Jednak jest tak jak powiedział mi właściciel Lampre. To znaczy on uważa, że czasem jeśli chce się więcej osiągnąć w życiu i nie zadowalać się tym co jest, to trzeba zmienić środowisko. Ja tak właśnie myślę. Zostać w Lampre byłoby zaakceptowaniem obecnego stanu rzeczy czyli tego kim w tej drużynie jestem i co robię. Jakkolwiek są tu ludzie, którzy to doceniają i więcej ode mnie nie wymagają. Będzie ciężej, ale o to chodzi, po to właśnie całe życie postawiłem na kolarstwo.
fot. corvospro