foto: Kasia Szmyd
czwartek, 30 lipca 2009
niedziela, 26 lipca 2009
Zadaj jedno pytanie - wywiad kibiców
Średnia z Mont Ventoux 350 watt, przy czym ostatnie 7km gdzie trochę wypłaszcza średnia 320 watt. Ciągnąc na Giro jechałem prawie zawsze ok 340-380 watt, przy 60kg wagi.
Część peletonu jeździ na kołach stożkach, część na zwykłych obręczach. Czy rzeczywiście różnica na stożkach jest widoczna, jeśli tak to czy od jakieś prędkości?
Koła stożkowe zgodnie z wynikami przeprowadzonych badań są bardziej aerodynamiczne, ale często kosztem wagi na rzecz obręczy niskich. Z wysokimi obręczami lepiej prowadzi się rower z góry, jest sztywniejszy, ale to wszystko ostatecznie zależy od upodobań. Ja całe życie jak jeżdżę to raczej na niskich obręczach, znalazłem super kompromis dopiero w tym roku i używam Ultimate mavica,o wadze jak niskie. Jeździ się jak na niskich, przy bocznym wietrze nie utrudniają jazdy.
Czy myśli Pan, że w Polsce są obecnie kolarze, którzy w przyszłości mogą w zawodowym peletonie zdziałać tyle co Pan, Zenon Jaskuła czy Dariusz Baranowski?
Myślę, że jest dużo utalentowanych młodych kolarzy, jak chociażby Kwiatkowski czy nieco starszy Paterski, ale to wszystko zależy od ich pracy i silnej woli.
Co powinien zrobić młody zdolny kolarz w Polsce by liczyć się w zawodowym peletonie?
Na dzień dzisiejszy nie pozostaje mu chyba nic innego jak wyjechać za granicę i ścigać się w młodzieżowych grupach. Niestety, ciężko jest się wybić, ścigając się tylko w Polsce z polskimi zawodnikami.
W 2004 r. pisałem pracę na jednej z uczelni ekonomicznych w Polsce na temat marketingu sportowego i co mnie zdziwiło - okazało się, że kolarstwo jest w Polsce najtańszą reklamą poprzez sport przy bardzo dobrych wynikach (poświęcany czas w telewizji, prasie i radio) - badania były robione w trakcie sukcesów w 2003 r. grupy CCC Polsat - dlaczego w takim razie naprawdę duzi sponsorzy (telefonia komórkowa, banki) nie sponsorują w Polsce kolarstwa?
Może dlatego, że nie znają wyników tych badan... To oczywiste, ale od tego czasu zmieniło się wiele, bo kolarstwo poza TdP nie jest już nigdzie pokazywane, z innych ważnych wyścigów etapowych w Polsce nie ma nawet skrótowych relacji. Gdyby zainwestować trochę w media, na pewno byłaby to najbardziej opłacalna forma reklamy.
Grupa Liquigas ma na wyposażaniu komputerki rowerowe wyglądające na bardzo "wypasione" jakiej są firmy , jaki to model i jakie mają funkcje.
SRM, najbardziej znany, pierwszy i chyba najdokładniejszy, posiadający przede wszystkim pomiar mocy. Poza tym, cała reszta jak w każdym innym liczniku, łącznie z wysokościomierzem, tętnem, termometrem itd.
Czy są szanse że zostaniesz liderem swojej grupy podczas TdP?
Do tego akurat nie potrzeba specjalnych referencji... Liderem jest zawsze ten, który ma realne, największe z grupy szanse walki o zwycięstwo w wyścigu, czy o zajęcie jak najwyższego miejsca. A tzn że coś z góry określone na początku wyścigu może zmienić się w trakcie jego trwania. Co z tego że np Kreuzinger był liderem w Monaco, tak mu powiedziano, tak wystartował, jak w trakcie okazało się że dużo lepszy jest Nibali... Myślę, że na TdP nie będziemy mieli dużo ludzi chcących walczyć w generalce.
Gdzie w Polsce się Panu najlepiej trenuje?
Szczerze mówiąc nie jeżdżę dużo po Polsce szukając miejsc do pracy, bo będąc w kraju głównie odpoczywam. Trenuje zawsze w okolicach Bydgoszczy lub w Trójmieście i jestem w stanie zrobić całą pracę jaką potrzebuje. Wszystko zależy od właściwego nastawienia, można wszędzie zrobić co trzeba... udaje mi się nawet kilka dni dobrze przejeździć w Wawie... ale nie siedzę nigdy w Polsce by przygotować się na Wielki Tour.
Twoja najśmieszniejsza sytuacja w zawodowym peletonie?
No nie wiem, nic mi do głowy nie przychodzi, są czasami powody do śmiechu, szczególnie na ostatnich etapach wielkich tourów ale by coś szczególnie...
Co czuje kolarz jak zabraknie mu "nogi" na ostatnim kilometrze finałowego podjazdu?
Myślę, że czuje już wcześniej, że może mu „nie wydać”. Swoja drogą pewnie zawód i świadomość, że ktoś był mocniejszy.
Czy sponsor zabronił Sylwkowi uprawiania jakiś sportów które mogłyby spowodować jakąś kontuzje przez która nie mógłby jeździć?
Nie sponsor, ale kontrakt. W sposób agonistyczny sporty motorowe, samolotowe i inne mogące spowodować jakiekolwiek urazy.
Sylwek, wiem że nie lubisz tego tematu, ale muszę zapytać. Jesteś przyjacielem Piepolego - tak mówiono o Tobie i ty tak mówiłeś o sobie. Wspólne treningi, pokonane razem podjazdy, pewnie również długie rozmowy. Jak podchodzisz teraz do przyjaźni z człowiekiem który Cię oszukiwał? Czy nadal jesteście przyjaciółmi?
Nie czuje się oszukany, wiem ile Leo wkładał pracy, poświęcenia i wyrzeczeń w ten sport, nie chcę by ktoś o tym zapominał. Wiem, że uległ pokusie ten jeden raz, a czemu to zrobił to już jego sprawa. Dla mnie pozostanie na zawsze wielkim, prawdziwym zawodowcem, który poświecił dużo dla pasji jaką jest kolarstwo.
Jaka góra była najtrudniejsza w zeszłorocznym tour de france.
Alpe d’huez
Mam pytanie dotyczące odżywiania w kolarstwie! Sporo czytałem o odżywianiu w sportach wytrzymałościowych. Jak ta sprawa wygląda u Pana? Zapewne ma Pan człowieka w drużynie odpowiedzialnego za sprawę diety. Jak odnosi się do ciągłych rewelacji w odżywianiu? Bo z jednej strony piszą o 60% energii z węglowodanów a z drugiej strony piszą że w sportach wytrzymałościowych polecana jest dieta tłuszczowa (low-carb) z mniejszą podażą węgli(100g-150g) chodzi o to aby główną energię czerpać z tłuszczy! (oczywiście efektywnie taką energię z tłuszczy czerpać będzie organizm przestawiony , tz. taki który adoptował się już to używania tłuszczy jako materiału energetycznego- każdy organizm przestawia się inaczej-6miesięcy-1rok).
Ale pewnie tłuszczami ciężko uzupełnić glikogen w mięśniach, prawda? Ja myślę, że w naszym sporcie, bardzo wyczerpującym pod względem energetycznym, nie może zabraknąć w diecie niczego, ale również i nie ma raczej miejsca na eksperymenty. W drużynie odpowiada za to lekarz, ja sam po treningu uzupełniam przede wszystkim węglowodany, wieczorem tylko białka, dużo mięsa, rano przed pracą również proteiny w postaci jajek, tuńczyka itd. Nie odmawiam sobie niczego, masła czy tłustej szynki.
Jakie są najczęściej stosowane przez Ciebie typy treningu w celu poprawienia jazdy pod górę? Czy koncentrujesz się na możliwie maksymalnym podniesieniu progu beztlenowego (4mmol)? Chyba w zeszłym roku wspominałeś o zmianach w kierunku zwiększenia objętości jazdy w zakresie przemian tlenowo – beztlenowych (strefa mieszana między 2mmol – 4mmol) czy jak to zwał.
Jeżdżę po górach... najlepszy sposób. Poza tym, jak nie wykonuje żadnych ćwiczeń w celu poprawy zmian rytmu czy siły, jeżdżę podjazdy raczej spokojnie, nie zbliżając się do progu beztlenowego, ten rodzaj pracy wykonuje na wyścigach. Co jakiś czas jadę tylko podjazd blisko wspomnianych 4mmol., ale raczej nigdy go nie mijając (poza powtórzeniami 40sek, max 1min gdzie dochodzę i do 600watt, przy 380watt/4mmol około, w okresie przygotowawczym)
Jako rodzic i także osoba wspomagająca kolarskie poczynania syna dostrzegłem że kolarstwo polskie a szczególnie szkolenie w okresie juniora młodszego czy juniora to tylko zabawa w punkty a punkty to pieniądze dla klubu. Nic innego się nie liczyło!!! tylko zdesperowani , za swoje fundusze i poprzez układy mogli zrealizować ambitne plany kilkunastoletnich chłopaków. młody człowiek jest mięsem armatnim dla zarobienia "kilku złotych" a gdy nie przynosi punktów dla klubu to wtedy wyrzuca się go jak niepotrzebny mebel. To żałosne. ja przez te 5 lat towarzyszyłem synowi w prawie wszystkich zmaganiach Pucharu polski czy Mistrzostw Polski i widzę że "bagno" w polskim kolarstwie jest widoczne. a mamy cudownych ludzi , przede wszystkim Pan, Przemek Niemiec, teraz u schyłku zaprezentował się cudownie Marcin Sapa i jest wielu innych wspaniałych ludzi. ale przejdę do pytania: Czy uważa Pan że polski system wychowania kolarzy światowego formatu jest dobry? Czy można to zmienić ? Czy należy to zmienić? Jeżeli mistrz Polski juniorów albo mistrz Polski orlików nie mogą znaleźć klubu bo rządzą układy? PS. mam do Pana prośbę. słyszałem w jednym z wywiadów że Wadecki rozmawiał lub będzie z Panem rozmawiał nt. występu w Mistrzostwach Świata. Na Boga , proszę się zgodzić i pokazać wszystkim i temu "Najwyższemu" i przede wszystkim młodym kolarzom i chłopcom że Polak może być Mistrzem Świata. Wierze w Pana.
Zacznę od tyłu- dziękuje, ale chyba ten tytuł jeszcze nie w tym roku... to jest ta grupa ludzi, dla których właśnie kolarstwo nie jest pasja i na ludzi jak Pan, którzy jeżdżą za dzieciakiem i wydają własne pieniądze, patrzą z wielkim niezrozumieniem... A teraz, czy my w Polsce mamy system wychowywania kolarzy światowego formatu, skoro Pana pytanie brzmi czy jest on dobry?! Niemek i ja od młodzieżowców ścigamy się w Italii, każdy jeden kto się pokaże robi to dlatego, bo ściga się i dorasta sportowo za granicą. Ja wciąż powtarzam, że kolarstwem nie powinni rządzić działacze, ale ludzie wywodzący się z kolarstwa, rozumiejący to i mający w sobie pasję do kolarstwa, dla których najważniejsi będą właśnie kolarze i którzy będą szukali na pierwszym miejscu dobra kolarzy... tylko wtedy może być lepiej. Nie wspominając, że ludzie jak Pan powinni być szczególnie szanowani w klubach, bo poświęcają w tych trudnych latach swój czas i własne pieniądze.
Jak wygląda "zwykłe" kolarskie śniadanie przed każdym etapem wyścigu lub dłuższego treningu ?
Przed wyścigiem jem zawsze 2 bułki z szynką i masłem, omlet lub jajecznice i makaron lub ryż. Praktycznie zawsze tak samo, niezależnie od etapu i wyścigu. Przed treningami to już zależy, często gotowane białka jajek z tuńczykiem i do tego kilka sucharów, rzadziej kawałek chleba, ewentualnie jak dużo i ciężko trenuje, płatki (ale raczej nie z mlekiem).
Co zamierzasz robić po zakończeniu kariery, bo kiedyś to na pewno nastąpi, chociaż Armstrong pokazuje, że można dłuuuugoo jeździć :) ?
Po zakończeniu kariery chciałbym się doszkolić w fizjologi wysiłku sportowego i pomagać w przygotowywaniu ludzi, którzy podchodzą poważnie do kolarstwa, ale poważniej i dokładniej jeszcze o tym nie myślałem.
Skąd wynika dość specyficzna pozycja na rowerze w czasie jazdy ?
Pozycja wynika raczej z tego, że przy wysiłku człowiek szuka optymalnej pozycji. Proszę spróbować usiąść na rowerze jak w fotelu i dać z siebie wszystko pod górę, ciekawe czy się nie zmieni...
Czy Sylwester Szmyd ma zamiar w przyszłości kandydować na stanowisko prezesa PZKOL?
Pewnie że tak...
Czy był w Twojej dotychczasowej przygodzie z kolarstwem taki moment kiedy "noga notorycznie nie dawała" kiedy miałeś serdecznie dosyć tych nieustannych treningów, litrów wylewanego potu - kiedy chciałeś po prostu skończyć z kolarstwem?
Rok 2005 , kiedy na Giro puszczałem razem ze sprinterami, dojeżdżałem zawsze w grupetto. Chciało mi się trenować, ale nie wiedziałem już co dalej robić i dlaczego było jak było. Pierwsze dwa lata w zawodowym peletonie też były bardzo trudne i nie napawały nadzieją na długie jeżdżenie wśród zawodowców.
Która firma robi najlepsze rowery pańskim zdaniem ?
Zawsze lubiłem jeździć na Cannondale’u, jeździ mi się na nim bardzo dobrze. Ale to wcale nie znaczy że robi najlepsze rowery.
Kolarstwo jest wyjątkową dyscypliną sportu, chciałbym zapytać, czy uważa Pan, że ma bardziej charakter indywidualny, czy zespołowy, a może jest czymś pomiędzy?
Lider musi mieć silny charakter, ale musi też mieć świadomość, że bez zespołu ciężko jest wygrać wyścig, nawet jeśli to on sam musi pedałować.
Powszechne jest komunikowanie się między zawodnikami i dyrektorami sportowymi drogą radiową. Co myśli Pan o wprowadzeniu całkowitego zakazu takiego sposobu komunikacji? jak by to wpłynęło na przebieg wyścigów, kto by zyskał, a kto stracił, czy kolarstwo zyskałoby dzięki temu, czy straciło na atrakcyjności?
Technika idzie do przodu również w kolarstwie, wyłączmy zatem ABSy w samochodach, będzie atrakcyjniej na szosach, ktoś chyba myli podstawowe przeznaczenie radia na wyścigu. My nie jesteśmy jak zdalnie sterowane samochodziki, większość taktycznych decyzji podejmujemy sami, a dyrektor ma tylko ułatwić lub podpowiedzieć, bo widzi więcej, mając np. włączony TV lub słuchając radia wyścigu. Nikt za nas nie jedzie i nikt za nas nie bierze odpowiedzialności za podejmowane decyzje, często nie ma nawet czasu na konsultacje. Radia używa się głównie kiedy jak najszybciej potrzeba samochodu lub bidonów, w przypadku defektu, albo jeśli ktoś potrzebuje czegoś do ubrania. Jest to pomoc, która ułatwia utrzymanie porządku i usprawnia wszystkie te dodatkowe sprawy.
Czy poza kolarstwem ma Pan również inne zainteresowania? Jakie? Jak znajduje Pan czas na ich realizację?
Mam mało czasu, ale staram się. Lubię latać samolotem, jestem w trakcie kursu do licencji PPL, w domu mam motocykl, którego staram się używać jak tylko czas na to pozwala. Delektuje się dobrym winem, słuchając płyt, najlepiej winyli Depeche Mode, których to płyty właśnie zbieram.
Moje pytanie do pana, ponieważ obserwuje pana już od dłuższego czasu i coraz bardziej widzę u pana Tą siłę w nogach co maja najlepsi,czy pasuje panu rola tzw. pomagiera lidera w grupie,czy nie wolałby pan iść do mniejszej grupy i być liderem żeby inni na pana pracowali i mógłby pan coś więcej osiągnąć niż pan teraz ma ,nie ujmując już sukcesów jakie pan osiągnął szczególnie ten ostatni (to było coś wielkiego ).
Idąc do małej grupy nigdy nie wiadomo jakie wyścigi się pojedzie. W zeszłym roku mogłem podpisać umowę z Knaufem i dziś szukałbym pracy. Jeśli będzie mnie stać na walkę z najlepszymi na Wielkich Tourach, to nikt mnie nie zatrzyma, ale walczyć tzn o podium. Na mniejszych wyścigach, jak było widać, zawsze mogę jechać swoje. Gdyby mnie było stać na wygranie Dauphine w tym roku, to bym wygrał i w Liquigasie, nie musząc iść np do Agritubel... No tak, oni nawet nie jechali tego wyścigu!
Jak trenować aby jeździć w górach tak jak Sylwester Szmyd?
Ja widzę że co roku jeżdżę wciąż trochę lepiej, tak więc w moim przypadku to długa droga i dużo pracy w tym kierunku. Ja chciałbym jeździć jak Contador albo Piepoli, ale mam inny „motor” i z tym też muszę się pogodzić.
Otóż interesuje mnie, panie Sylwestrze, charakter treningu "górali". wydaję się bowiem, że nie istnieje możliwość szerokiego doboru specjalizacji, gwarantującego jednoczesne osiąganie dobrych wyników na kilku płaszczyznach. skąd więc - co przecież zdarza się nie rzadko - znakomite predyspozycje górali do czasówek? gdzie leży subtelna granica "mistrzostwa" wycieniowanego do cna górala i siermiężnie opakowanego sprintera? całe zagadnienie chciałbym odnieść do Pana, licząc na uszczknięcie choć skrawka informacji o pańskim - okrutnie przecież ciężkim i niewyobrażalnym nawet dla kolarza amatora - treningu. Czy zgodnie z Pana specjalizacją - górala - poświęca Pan pewną ilość treningów na zbudowanie wytrzymałości sprinterskiej? Jak - w wielkim skrócie - wygląda pana mezocykl treningowy na miesiąc przed startem w docelowym wielkim tourze? Jak - na podstawie doświadczenia w zespole Liquigas - rozkłada się objętość treningu między "zielonymi" sprinterami a góralami?
Myślę że do czasówki trzeba mieć predyspozycje, ale jak wszystko poprzez specjalistyczne treningi można ją poprawić. Ivan Basso mówił mi że poprawił się znacznie idąc do Rissa, bo tam wszyscy mają rowery czasowe w domu i obowiązkowo 2-3razy w tygodniu na nich trenują. Sam podobnie pracowałem do Giro Italia, mając rower w domu już od samego grudnia. Dla mnie wydaje się to niewyobrażalne, patrząc na przykład na Contadora, by przy moich 60kg i wattach które wykręcam, móc jechać na płaskim prawie 60km/h przez wiele kilometrów... predyspozycje. Od tego roku mało jeżdżę na płaskim, zero ćwiczeń poza tymi na kozie przed Giro. Trenując tu w Andorze, np:
1) 4h siła i 4 serie po 10 powtórzeń pod górę 2 różnych typów;
2) 6h 4 lub 6 podjazdow 30-50 minutowych;
3) odpoczynek;
4) 6-7h długie podjazdy jak 2 dnia z siłą na początku;
5) odpoczynek...
Taki 5dniowy mikrocykl bez wnikania głębiej w sposób przejeżdżania podjazdów. Przewyższenie od 3000 do 5000tys metrów na treningu.
Czy można szczęśliwie przejść przez życie jeżdżąc na rowerze ?
Ja się czuje szczęśliwy, a siedzę na siodełku już ponad 20 lat...
Ile kompletów strojów wykorzystuje jeden zawodnik podczas takiego wyścigu jak Giro,Tour de France czy Vuelta ?
Można i na jednej koszulce, bez problemu, spodenki 2-3 pary.
foto: Kasia Szmyd
wtorek, 21 lipca 2009
środa, 15 lipca 2009
Wywiad kibica
Witamy, redakcja bloga zaprasza wszystkich kibiców kolarstwa i Sylwestra Szmyda do zabawy w „zadaj jedno pytanie”. Prosimy nadsyłać swoje pytania dotyczące kolarstwa i kariery Sylwestra, po zebraniu wszystkich pytań Sylwek odpowie na nie w mini wywiadzie. Pytania prosimy przysyłać na adres sylwesterszmyd@gmail.com, w temacie prosimy wpisać "pytanie do Sylwka". Wkrótce ogłosimy również konkurs związany z karierą Sylwka, nagrodą będzie "wypasiona" koszulka z autografem Sylwestra.
foto: Kasia Szmyd
wtorek, 14 lipca 2009
Trochę dziwny ten tegoroczny Tour de France
... klasyfikacja wciąż bardzo ciasna, a Pireneje nie wiele wyjaśniły. Widzę, że pewnie większość, czy może nawet sam wyścig rozstrzygnie się pod Mont Ventoux, bo jak na razie to bardziej klasyfikacje ułożyła drużynowa czasówka niż którykolwiek etap.
Jeżdżąc po Andorze widzę, że organizatorzy na metę etapu TdF wybrali jeden z mniej ciekawych i lżejszych podjazdów.
Właśnie od kilku dni jestem w Andorze, właściwie dwadzieścia kilometrów od centrum Andory, blisko natury w środku gór. Extra miejsce, można bardzo dobrze potrenować a zarazem odpocząć, podoba mi się niesamowicie.
Mam tu przed sobą jeszcze dwa długie tygodnie ciężkiej pracy. Już wczoraj przejchałem prawie siedem godzin i ponad cztery tysiące metrów w górę mimo temperatury dochodzącej do czterdziestu stopni. Wierzę, że już na nasz krajowy tour noga będzie ok.
foto: corvospro
poniedziałek, 13 lipca 2009
Niepokorny pasjonat Sylwester Szmyd
Sylwester Szmyd kolarstwo uprawia od 10. roku życia. W 1988 roku zapisał się do sekcji rowerowej w bydgoskim Romecie. Jednak już wtedy wszyscy odradzali mu uprawianie tej dyscypliny. Nawet jego pierwszy trener nie wróżył mu sukcesów. Nie posłuchał. Kochał ten sport i wierzył, że ciężką pracą może dojść do upragnionego celu. Jednak bardzo długo czekał na swój pierwszy rzeczywisty sukces, który odniósł dopiero po… 21 latach. W wieku 31 lat wygrał swój pierwszy wyścig w karierze, a było to na początku czerwca bieżącego roku, podczas wyścigu Dauphine Libere, gdy pokonał rywali na legendarnej kolarskiej górze Mont Ventoux w Prowansji. Sukces osiągnięty wieloletnią bardzo ciężką pracą Szmyd uczcił skromnie. Kilka dni temu podczas rodzinnej kolacji z rodzicami, żoną i teściami wypili butelkę markowego toskańskiego wina. – Tę butelkę już leciwego wina kupiłem przed pięcioma laty, ale obiecałem sobie, że otworzę ją dopiero po wygraniu pierwszego wyścigu – zdradził Sylwek zdarzenie sprzed kilku dni.
Szmyd w wieku 19 lat przeniósł się do Włoch. Najpierw ścigał się tam w młodzieżowych grupach amatorskich. Nie miał błyskotliwych wyników, ale już wtedy zauważono w nim lojalnego, rzetelnie wykonującego obowiązki pomocnika, bardzo przydatnego w każdym zespole. W 2001 roku podpisał z włoską grupą Taccconi pierwszy kontrakt zawodowy. Rok później wystartował w pierwszym wielkim wyścigu etapowym – Giro d’Italia (w tym roku jechał w nim po raz ósmy). Już wtedy włoscy szkoleniowcy dostrzegli w Polaku materiał na znakomitego „gregario”, pomocnika. W 2003 roku w ekipie Mercatone Uno pracował dla Marco Pantaniego. Następnie przeniósł się do Saeco, a potem do Lampre. Przy jego wydatnej pomocy sukcesy odnosili Gilberto Simoni i Damiano Cunego, zwycięzcy Giro d’Italia. W tym roku podczas Giro opiniotwórczy dziennik sportowy „La Gazzetta dello Sport” poświęcił Szmydowi, po jednym z górskich etapów, artykuł, który zatytułował „Najlepszy pomocnik na świecie”…
Kolarz ceniony za granicą od lat jest ignorowany przez rodzimych działaczy. Ostatni raz w narodowym teamie startował podczas igrzysk olimpijskich w Atenach. Faktem jest, że występ naszych zawodników był wtedy kompromitujący. Żaden z nich już więcej nie znalazł się w kadrze narodowej (oprócz Szmyda byli jeszcze Sławomir Kohut i Tomasz Brożyna). Pomimo niezłych późniejszych wyników w zagranicznych wyścigach, krajowi działacze kolarscy nie widzieli dla Szmyda już miejsca w narodowej drużynie. Od 2004 roku nie brał udziału w żadnych mistrzostwach świata, ani nie pojechał na igrzyska olimpijskie do Pekinu, choć był powołany przez selekcjonera Piotra Wadeckiego do szerokiej kadry, ale w reprezentacyjnej trójce się nie znalazł, o co zresztą miał spory żal do trenera i działaczy. – Na pewno bardzo przydałbym się kolegom w drużynie na górzystej trasie wyścigu olimpijskiego w Pekinie – mówił.
Podobno zrezygnowano z niego dlatego, że nie stanął na starcie mistrzostw Polski w Złotoryi, co było warunkiem sine qua non, żeby jechać na olimpiadę.
- To bzdura – mówił Szmyd. – Na długo przed ostatecznym ogłoszeniem reprezentacji do Pekinu wszyscy wiedzieli, że na igrzyska pojedzie trójka: Marczyński, Morajko i Niemiec, bo tak zdecydował prezes, a Wadecki był tylko od wykonywania poleceń – ripostuje zarzut Sylwester Szmyd.
- Ale mógł pan nie dawać wtedy argumentu działaczom i pojechać na krajowy czempionat. Tym bardziej, że w tym czasie trenował pan przed Tour de France w Ustroniu, skąd jest niedaleko do Złotoryi. Wielu starszych kolegów, znających wygórowane ambicje prezesa Walkiewicza, i żeby mu się nie narazić, stawali na starcie mistrzowskiego wyścigu, przejeżdżali kilka rund i się wycofywali.
- Bez sensu, to zwyczajne oszustwo. Wystartować tylko po to, żeby przypodobać się prezesowi… Tego nie potrafię! Ale wracając do zeszłorocznych mistrzostw, to chciałem w nich wystartować. Nawet miesiąc wcześniej zarezerwowałem pokój w hotelu w Złotoryi, ale w międzyczasie zostałem włączony do drużyny Lampre na Tour de France. To była dla mnie niepowtarzalna okazja. Tyle lat na nią czekałem. Chciałem dobrze się przygotować, pojechałem jeszcze przed wyjazdem do Francji potrenować po górkach w Ustroniu. Zrezygnowałem z mistrzostw kraju, bowiem obawiałem się kontuzji, która w tego typu wyścigu mogłaby mi się przytrafić. A jeszcze dowiedziałem się od kolegów, że drużyna olimpijska już dawno jest zaklepana.
Ale po oficjalnym ogłoszeniu reprezentacji nie omieszkał pan mocno zbesztać Wadeckiego?
Bzdura! To on na mnie napadł, że obiecałem mu start w mistrzostwach i że on wobec wszystkich wyszedł na idiotę. Bo zapewniał wszystkich, że Szmyd na mistrzostwa Polski przyjedzie.
Był pan w tym roku na mistrzostwach kraju w Borku Wielkopolskim, choć nie wystartował i spotkał się zapewne z kolarskimi działaczami. Czy po sukcesie na Mont Ventoux nie poprawiły się pańskie relacje z Polskim? Związkiem Kolarskim. Może rozmawialiście o powrocie do kadry z prezesem, albo Piotrkiem Wadeckim?
Nic takiego się nie wydarzyło. Piotrek widocznie nie miał czasu, bo opiekował się swoją drużyną, powiedział mi jedynie cześć i wsiadł do samochodu. Prezes natomiast zupełnie mnie zignorował.
Nie dziwię się, że jest na pana obrażony. W dziennikach internetowych nie zostawia pan na nim suchej nitki…
Piszę tylko prawdę, że działacze niszczą polskie kolarstwo. Że zaniedbano pracę z młodzieżą, że zupełnie zapuścili kolarstwo szosowe. Jest tylko tor i nic więcej. Nawet pewnie cieszyliby się, gdyby nie było kolarzy, bo to dla nich zbyteczny balast.
Ostro?
Bo ja jestem pasjonatem, a oni pospolitymi urzędnikami, dbającymi jedynie o swoje partykularne interesy.
Gdyby zaproponowano panu miejsce w drużynie na najbliższe mistrzostwa świata w Mendrisio, przyjąłby pan ofertę?
Nie wiem jakbym się zachował. Najpierw musiałbym usłyszeć konkretną propozycję.
Czy pana satysfakcjonuje rola tylko pomocnika liderów, nawet, jak napisali włoscy dziennikarze - „najlepszego na świecie”?
W pewnym sensie tak, chciałem takim być, zdaję bowiem sobie sprawę, że nie jestem w stanie zostać mistrzem świata, czy wygrać wielkiego wyścigu. Już u progu kariery postanowiłem robić perfekcyjnie to, co najlepiej potrafię, dobrze jeździć w górach i pomagać kolegom.
Ale zapewne ma pan jakieś ambitniejsze, skryte marzenie sportowe?
Tak, mam, ale nie bajkowe, lecz realne. Przy nadarzającej się okazji wygrywać etapy, a także zwyciężyć w klasyfikacji generalnej, w którymś z mniejszych, ale ważnych wyścigów.
Może w najbliższym Tour de Pologne?
Czemu nie. Za kilka dni ostro biorę się do roboty. W połowie lipca rozpoczynam w Andorze wysokogórskie zgrupowanie, aby dobrze przygotować się do drugiej części sezonu, głównie do Vuelty a Espana. W międzyczasie jest Tour de Pologne, w którym chciałbym najlepiej jak potrafię zaprezentować się bardzo licznej rzeszy moich sympatyków w kraju.
Będzie pan liderem drużyny?
To dopiero okaże się podczas zawodów, na krótsze wyścigi nie wyznacza się wcześniej liderów.
Ale trasa tegorocznego narodowego wyścigu Dookoła Polski nie jest pod pana, no może za wyjątkiem przedostatniego etapu?
To wystarczy na wygranie wyścigu…
Złapani w ubiegłym roku na dopingu młodzi kolarze: Bernhard Kohl, Riccardo Ricco oraz Patrik Sinkewitz twierdzą, że nie można osiągnąć wielkiego sukcesu bez wspomagania niedozwolonymi środkami. Podobno wszyscy biorą. Co pan na to?
Włosy mi stawały na głowie, gdy czytałem zeznania Kohla. To, co on mówił jest niewiarygodne. Jest dla mnie niepojęte, aby Kohl mógł tak ryzykować zdrowiem, a nawet życiem, o czym mówił. Zresztą stosowanie takich praktyk przez kolarzy z czołowych ekip jest wprost niemożliwe także w okresie przygotowawczym. Kontrolerzy antydopingowi nawet w domu, o każdej prze dnia mogą zapukać do drzwi. Wiedzą o jego każdym kroku i miejscu pobytu. Najbliższy przykład z własnego podwórka. Przez kilka dni byłem w Bydgoszczy, potem w Warszawie, ale każde miejsce pobytu musiałem natychmiast zgłosić do komisji antydopingowej UCI.
Czy nie ma pan pretensji do kierownictwa grupy, że nie zabrano pana na Tour de France?
Żalu nie mam, bo nie pasowałem do taktyki zespołu na Wielką Pętlę, aczkolwiek bardzo chciałem wystartować. Zresztą przygotowania do sezonu ustawiłem sobie pod dwa wielkie wyścigi: Giro d’Italia oraz Tour de France.
A nie Vueltę?
Właśnie. Musiałem zrezygnować z dłuższego urlopu, by teraz przygotować się do hiszpańskiego wyścigu, na którym chcę coś ugrać także dla siebie.
A jak atmosfera w nowej grupie?
Znacznie lepsza aniżeli w Lampre. Polubiliśmy się z Ivanem Basso. To wspólnie z nim przygotowaliśmy taktykę na wygrany przeze mnie etap pod Mont Ventoux. To Ivan widzi mnie obok siebie na wyścigu Dookoła Hiszpanii, który mam pomóc mu wygrać.
Nieżyjący już trener Andrzej Trochanowski zwykł mawiać: „Kolarz ożeniony, sezon stracony”. Pan jedyny ze znanych mi kolarzy nie potwierdził tej tezy. Wręcz ją zanegował. Bo właśnie sezon po ślubie jest najlepszym w pańskiej karierze?
Nie zaprzeczam. Stabilizacja rodzinna mi sprzyja, a w żonie mam największego przyjaciela wspierającego mnie w najtrudniejszych momentach.
Dziękuję za rozmowę.
Bogusław Barwiński/sports.pl
foto: Roberto Bettini
sobota, 11 lipca 2009
piątek, 10 lipca 2009
Doping w kolarstwie się nie opłaca
Gdzie ten doping? W ekipach? Ludzie, kto teraz ryzykuje? We Włoszech i we Francji idziesz za to więzienia - mówi najlepszy polski kolarz Sylwester Szmyd.
MAGAZYN SPORTOWY: Jest pan najlepszym polskim kolarzem?
SYLWESTER SZMYD: Ja tak powiedziałem? Wielu tak mówi. To ich trzeba zapytać, tych, którzy tak mówią czy piszą. Ja tak nie mówię. Ta kwestia wraca zawsze przy okazji powoływania kadry, ludzie zemną rozmawiają, a później często przekręcają moje słowa. A ja nigdy nie powiedziałem, że jestem mocniejszy od innych albo że jestem najlepszy. Mówię tylko, że dobrze wykonuję swoją pracę i tyle. Ciągle przecież chcą mnie jakieś ekipy, liderzy zapraszają na wielkie toury.
W Polsce też już chcą. Ostatnio czytałem, że wszystko jest na dobrej drodze, żeby pan wrócił do kadry.
Co roku to słyszę (śmiech).
Może na zgodę z Walkiewiczem przejedzie się pan na torze w Pruszkowie?
To w końcu pomnik prezesa. Chętnie bym na torze pojeździł. Nawet teraz albo kiedyś, za motorkiem. Chociaż chyba bym nie chciał, żeby to prezes siedział na tym motorze, bo jeszcze by znienacka przyhamował...
I po takich właśnie wypowiedziach stał się pan w polskim kolarstwie persona non grata.
O tej kadrze wyszło niechcący, nawet bardzo niechcący. Mówię, ale niczego przecież nie wymyślam. Widzę, jak jest, i mówię, co widzę. Robię to, bo zależy mi na tym, żeby poziom polskiego kolarstwa był coraz wyższy. Ja nie jestem z tych, którzy komuś zazdroszczą. Cieszę się, jak Przemek Niemiec wygrywa. Marcin Sapa zadzwonił do mnie przed Tour de France i mówi, że jedzie na ten wyścig. Kurczę, jak się ucieszyłem, że jedzie. Rozmawiałem z nim przed wylotem i mówiłem, żeby starał się za wszelką cenę ukończyć ten wyścig. Bo to przeniesie go na wyższy poziom. W przyszłym roku będzie już innym kolarzem. Mam nadzieję, że coś mu się w tej Francji uda zdziałać.
Pomagają takie sukcesy jak pańskie zwycięstwo etapowe na Mont Ventoux w wyścigu Dauphine Libere.
Kolega pokazał mi SMS-a z lutego. Pytał, gdzie ma przyjechać, żeby zobaczyć, jak wygrywam. Odpisałem: Mont Ventoux. Nawet nie pamiętałem o tym...
Trochę zamieszania tym zwycięstwem pan narobił.
Rzeczywiście, trochę szumu było. W efekcie nie miałem letnich wakacji (śmiech). Ale cieszę się, że był taki rezonans. Tyle razy słyszałem o sobie: „Co to za kolarz? Co on tam wygrał? Nic nie osiągnął". Dzisiaj już nie mogą tak gadać. Bo Mont Ventoux to nie jest jakaś tam górka. Ktoś powiedział, że wygrywając na Mont Ventoux, przechodzi się do historii kolarstwa. Może będą kolejne zwycięstwa, niekoniecznie moje, i nasze kolarstwo się odbije od dna? Bo przecież są kibice i potrzeba taka jest. Tylko kolarzy nie ma.
W peletonie jedzie stu kilkudziesięciu kolarzy. Dużo w tej grupie gejów? (śmiech)
Nie sądzę, nie wiem. Jakoś się z żadnym nie spotkałem.
Ile miał pan w tym roku kontroli?
Chyba niezbyt dużo. Kilka. Najlepsi i ci, u których coś podejrzewają, mają o wiele więcej. Najważniejsze, że do domu przychodzą o normalnych godzinach. Ale na zgrupowanie Lampre przyszli o 22:30, a wyszli o 3:30. Było o tym we Włoszech bardzo głośno i więcej się to nie powtórzyło. A do domu nigdy przed siódmą i po 22 nie przychodzą. Od ubiegłego roku kontrolerzy są jacyś sympatyczniejsi. Prawie ze wszystkimi się znam, są jak dalsza rodzina. Przychodzą, ja robię im jakąś kawkę. Chyba że się spieszą. Sama kontrola trwa różnie. Czasem krótko, ale kiedyś siedzieli u mnie trzy godziny. Przyszli pół godziny po tym, jak wstałem z łóżka. Wysikałem się wcześniej, więc łatwo nie było. Proste to wszystko nie jest, ale to część mojego życia.
Pańskiego, tak. Ale wyobraża pan sobie, że o szóstej rano wpada kontrola antydopingowa do takiego Alessandro del Piero czy Francesco Tottiego?
No skąd! Jakiś czas temu przyszli do Gattusso, do domu. Nie poddał się oczywiście kontroli i został uznany za bohatera. Bo przecież nie ma nic do ukrycia, a tu ktoś go nachodzi, ingerują w jego prywatność. Gdybym ja to zrobił - od razu straciłbym pracę, dostał dwa albo cztery lata dyskwalifikacji, zyskał opinię największego koksiarza, a Liquigas pewnie wycofałby się ze sponsorowania naszego teamu.
Sami sobie jesteście w końcu winni. Doping w kolarstwie nie jest przecież niczyim wymysłem.
I sami za to płacimy! Dosłownie. Ekipy wykładają na kontrole antydopingowe 120 tysięcy euro rocznie, a później dopłacają procent z premii. Wszystko OK, większość z nas woli, żeby dopingu nie było. Ciężko pracuję i chcę, żeby wszyscy mieli równe szanse, żeby nikt ze mną nie wygrywał w nieuczciwy sposób. Ale z drugiej strony to praktycznie tylko nam robią kontrole krwi. W dyscyplinach, gdzie tego nie ma, gdzie nikt nie nachodzi ciebie podczas wakacji, nie ma też tylu pozytywnych przypadków. Wpadają głównie kolarze i lekkoatleci. Bo nas kontrolują w najbardziej rygorystyczny sposób.
I to o was się mówi jako o największych grzesznikach dopingowych.
Kiedyś były problemy z dopingiem w wielu dyscyplinach sportu. I jakoś w ogóle nie kojarzę przypadków, żeby ci „nawróceni" tak chętnie o wszystkim opowiadali. A kolarze! Jak tylko któregoś dupną, to od razu opowiada różne głodne kawałki, żeby się samemu wybielić. A mnie się wydaje, że nie pluje się do talerza, z którego się jadło. Gość wiele lat z tego żył, a teraz robi kolarstwu czarny PR. Czytam sobie, co mówi Kohl, i najchętniej podałbym go do sądu. Opowiada, że nie można przejechać wielkiego touru na jakimś tam poziomie bez dopingu. To kłamstwo. Można! Może on nie mógł, a to różnica. Dzisiaj w Pro Tourze ryzyko się nie opłaca. Już jest EPO nowej generacji, ale pytam: kto będzie miał odwagę to wziąć? Teraz na to testu nie ma, ale próbki są zamrażane. To kto spróbuje?!
A panu często proponowano branie czegoś niedozwolonego?
No, proszę cię! Gdybym szukał, pewnie bym znalazł. Ale to nie jest tak, że ktoś przychodzi i proponuje.
źródło: Kamil Wolnicki/Magazyn Sportowy
foto: Kasia Szmyd