Dzisiaj (tj. na pierwszym etapie Tirreno-Adriatico) klasę pokazał "Peta" nikt nawet nie spróbował z nim walki nawiązać. Widziałem sam finisz, bo dziś jeździłem prawie 6 godzin i zrobiłem w tym czasie 2100 metrów przewyższenia - to nie dużo jak na tak długi trening, ale śnieg leżący w górach nie pozwala na przejeżdżanie dłuższych podjazdów. Wjechać jeszcze można ale kto potem zjedzie w tym zimnie. Aczkolwiek pamiętam że dwa lata temu razem z "Leo" (Leonardo Piepoli) przynajmniej dwa razy wjeżdżaliśmy pod najdłuższy w okolicy, prawie 21-kilometrowy podjazd tzn. zaczynający się w Carrarze i prowadzący do Campoceccina (na wysokość 1300 metrów n.p.m. z przewyższeniem blisko 1100 metrów) 21km). Wówczas na szczycie termometr pokazywał 0-1 stopni Celcjusza! Tak więc jak się chcę to można - może spróbuję w niedzielę?
Ucieszyła mnie wiadomość o czasówce w Katalonii, której w ostatnich latach nie było. Natomiast ten najtrudniejszy w wyścigu podjazd (pod Coll de Pal na trzecim etapie - 19 km przy średnim nachyleniu 6,5 %) mi się podoba, bo daje możliwość ustawienia się tj. złapania oddechu na jego pierwszych, łagodniejszych trzech kilometrach. Chodzi o to, że nie umiem się pchać żeby wziąć podjazd całkiem z przodu gdy najpierw "zasuwa się" 60km/h na płaskim terenie przed podjazdem, a do tego jeszcze trzeba na początku takiego wzniesienia zregenerować to szybkie tempo na płaskim, które mnie wykańcza. Jednak jest już lepiej tzn. aż tak bardzo na płaskim się nie męczę. Gdy przeszedłem na zawodowstwo to "strzelałem" jak się tylko podjazd zaczynał i nawet jak byłem mocny pod górę, to wcześniej zbyt wiele kosztowała mnie szybka jazda po płaskim.
W mojej okolicy jest obecnie w miarę ciepło, ale jednak dużo zimniej niż zwykle o tej porze roku. Dziś i wczoraj na "lungomare" (nad wybrzeżem Morza Liguryjskiego) Polar pokazywał mi 14 stopni. Można trenować - a ja robię to w 3-dniowych mikrocyklach. Dwa dni pracy i dzień odpoczynku. Pierwszy dzień to generalnie siła i szybkość - około 5 godzin, a drugi dzień wytrzymałość tzn. cały trening w tętnach średnich, pod progiem tlenowym, z długimi podjazdami, a całość to znów 5-6 godzin. Trzeci dzień jadę maksymalnie 2 godziny. Aha po Semanie miałem w planach Vuelta al Pais Vasco (Dookoła Kraju Basków), ale raczej tego wyścigu nie pojadę, bo wskoczyła Vuelta a Aragon (13-17 kwietnia), a ja wolę przejechać właśnie tą imprezę bo cieplej i wolniej. Klasyki w Ardenach też miałem jechać, ale prawie na kolanach błagałem Martino (dyrektora sportowego - Giuseppe Martinelliego) żeby mi je odpuścił gdyż chcę wystartować w Giro del Trentino (19-22 kwietnia). Dlaczego opowiem przy okazji.