Wczorajszy prolog na Tour de Romandie ten sam co zawsze czyli trudny technicznie z wieloma zakrętami. Przez co konieczne było częste rozkręcanie prędkości, czasami niemal od zera. Dużo straciłem bo nie jestem specjalistą od krótkich czasówek, a szczególnie takich. Do tego muszę dodać, że dziś uprzywilejowani byli zawodnicy startujący w drugiej połowie stawki. Jeśli ktoś tak jak ja startował na początku to albo jechał po mokrym albo co gorsze po trasie na pół mokrej i suchej. Tymczasem jeszcze na 10 minut przed moim startem mżyło. Niemniej moja strata i tak była dość znaczna.
Dzisiejszy pierwszy etap jak przewidywałem nie przyniósł nam większych trudności czy też niespodzianek. Powiem nawet, że cały dzień generalnie jechaliśmy wolno. Czułem się w miarę dobrze, ale to jaką mam nogę zweryfikowane zostanie dopiero jutro. Na drugim etapie są dwie premie górskie pierwszej kategorii w tym jedna usytuowana tylko 15 kilometrów przed metą. Nie trzeba jeździć na rowerze żeby się domyślić, że większość zawodników będzie chciała wyeliminować sprinterów i utworzyć jak najmniejszą grupkę przed finiszem. Ja postaram się nie zgubić.