piątek, 28 kwietnia 2006
Ile ja się dziś po etapie nasłuchałem
...tak dobrego jak i krytyki. Nie zmienia to faktu, że lepszego rezultatu osiągnąć nie mogłem. Jak zaatakował Alberto Contador to modliłem się tylko, żeby nie było w naszej grupce za więcej takich lwów chcących za nim pogonić i ... na szczęście nie było. Ciągnąłem trochę, próbowałem ataków ale brak mi konkretnego skoku i to powoduje że nie łatwo mi odjechać. Grunt że nie byłem bierny, szkoda że niewiele z tego wyszło. Strat dużych nie poniosłem, ale dopiero jutrzejszy etap będzie jak sądzę decydujący. Czekają nas trzy ciężkie i długie podjazdy. Nie zamierzam nic innego jak pozostać na kole najlepszych możliwie najdłużej. W gruncie rzeczy nie mogę o tym starcie powiedzieć inaczej jak tylko to, że się bardzo cieszę z tego jak mi się kręci noga. Byle tak dalej do końca maja, choć będzie ciężko. Juan Manuel Garate dziś na etapie rzucił do mnie przejazdem "Szmyd ty będziesz kapitanem na Giro"? Co to to nie, ale chcę być z przodu i na tym wyścigu.