Jak przypuszczałem to był całkiem prosty wyścig do interpretacji. Wystarczy jechać, jeść, pić, sił nie tracić i w końcówce sobie pojechać. Wyścig z selekcją naturalną. Ja czułem właśnie, że na ostatniej rundzie nie będzie mnie stać na walkę o czołowe pozycje i dlatego zdecydowałem się uprzedzić końcowe ataki. Tak łatwiej, liczyłem na to że w odjeździe pojedziemy trochę dłużej i najdzie nas już mniejsza grupka. Niestety skasowali nas na początku ostatniej rundy i to wciąż jako dość spora grupa. Sił więcej nie miałem. To był trening dobry i potrzebny. Przejechałem cały, ale nogi czułem twarde i nie kręcące jak trzeba przez cały dzień. Ważne jednak że nie było zimno jak rok temu.
Pogratulowałem Bettiniemu zwycięstwa w Mistrzostwach Świata i porozmawialiśmy chwilę. Mamy wspólną pasję o której nie wspominałem czyli latanie. On również robi licencję pilota tyle że na ultra-lightach. Zaczął mi opowiadać jak w zeszły piątek skorzystał z zaproszenia teamu pilotów akrobacyjnych z Red Bulla. Sam latał z głównodowodzącym i nauczył się kilka prostych akrobacji jak np. beczka. Latał na Sukhoi i zachwycał się co to za samolot. To tak poza kolarstwem o aktualnym mistrzu świata.
Sam wyścig zdecydowanie wygrał Samuel Sanchez, który było widać, że miał super kondycje już na niedzielnym wyścigu o Mistrzostwo Świata. My z założenia jechaliśmy na Allesandro Ballana, ale odcięło mu prąd na ostatniej rundzie. Ścigam się w najbliższy czwartek, sobotę i niedzielę koncentrując się najbardziej na sobotniej Giro dell'Emilia.