Jesteśmy w hotelu z Liquigasem. Ostatnie dwa dni oni stawiali szampana, ale wczoraj mówiliśmy że następnym razem ja się przyłożę do tego abyśmy my mogli dziś fundować ... i tak otworzyliśmy za pecha! Etap ciężki z podjazdem pod Muratello. W końcówce odskoczył Aleksander Efimkin, a ja za nim. Cały 6-kilometrowy podjazd przejechaliśmy na 39x23 lub 25. Na szczycie byliśmy już razem. Na 10km przed metą mieliśmy minutę przewagi nad kolejną grupką. Koszulka lidera jego, etap mój - bez większych ustaleń. Tak by prawdopodobnie było a tu nagle guma na 2,5 km przed metą. Sam nie mogłem uwierzyć, a miało być tak cudownie.
Dobrze, że po zmianie roweru udało mi się jeszcze uciec przed grupką z tyłu i dojechać drugim miejscu. Kondycja coraz lepsza. Ważniejsze mety czekają na mnie w niedalekiej przyszłości. Przekomarzałem się dziś z "Martino", że nie chcę jechać na Strzałę. Na Liege - Bastogne - Liege owszem tak, ale nic więcej jeśli mam się dobrze do Giro przygotować. Zobaczymy. Widzę, że w tym roku programy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wczoraj raz jeszcze mnie zapewnił ze na Giro jadę na 100%, więc po drodze nie muszę się spalać i udowadniać nic nikomu. Tak lepiej. Trochę spokoju w głowie. Jutro płasko, a w poniedziałek jak się będę czuł to muszę wyścig ciężkim zrobić, postarać się, ale sam nie wiem. Niestety jest daleko do mety od gór a i chłopaki z Barloworld mocni.