Dalej ktoś chce światu udowodnić, że kolarze to pod-rasa do wytępienia. W dzisiejszej "La Gazzetta dello Sport" CONI sugeruje nawet 3 miesięczną dyskwalifikacje za to że ... byliśmy w restauracji na kolacji. A to nie zostało umieszczone w naszym formularzu o miejscu gdzie jesteśmy. Więcej, że właśnie w tych godzinach robi się transfuzje i my mogliśmy pojechać żeby taką praktykę przeprowadzić.
Nikt nie mówi zaś o tym, że ani w recepcji nas nie szukano przed 23:10, ani też przez telefon do któregokolwiek z dyrektorów lub zawodników nie zadzwoniono. Pierwszy telefon, który do nas dotarł był już po powrocie do hotelu o 23:19. Nasz dyrektor sportowy dostał wiadomość od dyrekcji hotelu z informacja o kontroli. Swoją drogą ten dyrektor hotelu ma zamiar podać panów kontrolerów do Sądu za wtargnięcie na teren prywatny.
CONI broni się zaś twierdząc, że ludzie którzy mieli przeprowadzić kontrole byli u nas o 22:00, a nas w hotelu nie było. Jak pisałem wtedy nas nie szukali, nigdzie nie dzwonili. Zresztą to akurat bujda, bo my zrobiliśmy zdjęcie pisma (zlecenia kontroli), w którym było napisane że kontrolerzy mają przeprowadzić swe czynności po godzinie 23:00 !!! Paranoja. Nasi adwokaci ponoć już pracują. Di Rocco (prezes FCI - Włoskiej Federacji Kolarskiej) wybierał się dziś do Rzymu na wizytę w CONI. Tymczasem wielki Ettore Torri bawi się dalej.
czwartek, 31 stycznia 2008
wtorek, 29 stycznia 2008
Brak mi słów
Nieporozumienie. Brak mi słów. Po raz kolejny tylko dlatego, że realizuje swoją pasje i ścigam się na rowerze, muszę czuć się jak złoczyńca czy ktoś całkowicie pozbawiony praw. Bowiem jak inaczej nazwać fakt, że w dniu wczorajszym pojawili się u nas ludzie z CONI (Włoski Komitet Olimpijski) i to krótko przed północą. O tej porze zaczęli kontrolę antydopingową czyli badanie moczu i krwi całej drużyny. Pomijam fakt, że pobieranie krwi odbywało się na szafce w pokoju hotelowym. Ważniejsze, że ostatni z nas skończył kontrole o 03:37!!! Nie muszę wspominać, że odpoczynek jest częścią naszej pracy. Nikogo to nie obchodzi, a wczoraj dla przykładu byliśmy na treningu o długości ponad 210 kilometrów. Na nic - praca jak w błoto wyrzucona.
Nie skończy się to nigdy. Ktoś się chyba dobrze bawi, a my kolarze nie mamy żadnej siły. Nie mamy nikogo kto by bronił naszych praw. Owszem można robić kontrolę, nawet 10 razy częściej niż jakimkolwiek innym sportowcom, ale tu już chyba przesadzamy. I niech znów ktoś mi tu nie krzyczy, że w naszym sporcie jest najwięcej afer. Po raz kolejny powtarzam, że innym sportowcom nie robi się kontroli w domach, między zawodami, testów na EPO, GH czy transfuzje krwi. Testy te kosztują tysiące Euro i MY za nie płacimy. Jest oczywiste, że jeśli inni nie są tak dokładnie badani to nie mogą być pozytywni albo przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia czegoś u nich. Przy tym wszystkim nie chce mi się nawet pisać o treningach i atmosferze w ekipie. To żałosne co musimy przechodzić i na co się godzić.
piątek, 25 stycznia 2008
30-sty rok życia
Cytat tygodnia z Tomka Marczyńskiego: "Zauroczony pięknym słoneczkiem nawet się nie obejrzałem jak na swoim polarze ujrzałem 6 godzin!" Ja z kolei w toskańskim słońcu, podziwiając piękno tego regionu nie zauważyłem kiedy mi się zaczął 30-sty rok życia ;-) Właśnie - czas leci, tym bardziej trzeba każdy wyścig wykorzystać. Bo teraz to mi raczej bliżej końca niż początku kariery, a najlepszym razie to może w jestem w jej połowie. Doświadczenie jest, dojrzałość fizyczna też, motywacji nie brakuje, może być tylko lepiej. Trenujemy tu na zgrupowaniu w ośmiu, nie czuje się znakomicie, ale nie jest najgorzej. Myślę, że w sam raz tak jak powinno być na dzień dzisiejszy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)