wtorek, 29 stycznia 2008
Brak mi słów
Nieporozumienie. Brak mi słów. Po raz kolejny tylko dlatego, że realizuje swoją pasje i ścigam się na rowerze, muszę czuć się jak złoczyńca czy ktoś całkowicie pozbawiony praw. Bowiem jak inaczej nazwać fakt, że w dniu wczorajszym pojawili się u nas ludzie z CONI (Włoski Komitet Olimpijski) i to krótko przed północą. O tej porze zaczęli kontrolę antydopingową czyli badanie moczu i krwi całej drużyny. Pomijam fakt, że pobieranie krwi odbywało się na szafce w pokoju hotelowym. Ważniejsze, że ostatni z nas skończył kontrole o 03:37!!! Nie muszę wspominać, że odpoczynek jest częścią naszej pracy. Nikogo to nie obchodzi, a wczoraj dla przykładu byliśmy na treningu o długości ponad 210 kilometrów. Na nic - praca jak w błoto wyrzucona.
Nie skończy się to nigdy. Ktoś się chyba dobrze bawi, a my kolarze nie mamy żadnej siły. Nie mamy nikogo kto by bronił naszych praw. Owszem można robić kontrolę, nawet 10 razy częściej niż jakimkolwiek innym sportowcom, ale tu już chyba przesadzamy. I niech znów ktoś mi tu nie krzyczy, że w naszym sporcie jest najwięcej afer. Po raz kolejny powtarzam, że innym sportowcom nie robi się kontroli w domach, między zawodami, testów na EPO, GH czy transfuzje krwi. Testy te kosztują tysiące Euro i MY za nie płacimy. Jest oczywiste, że jeśli inni nie są tak dokładnie badani to nie mogą być pozytywni albo przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia czegoś u nich. Przy tym wszystkim nie chce mi się nawet pisać o treningach i atmosferze w ekipie. To żałosne co musimy przechodzić i na co się godzić.