Noga nie była zła, ale niestety współpraca się nie układała i gdy zostało nas sześciu po przedostatnim podjeździe to peleton czy raczej to co z niego zostało (około 40 ludzi) naszedł nas na 20 kilometrów do mety. Potem już tylko musiałem się jak najlepiej wybronić, a noga do najświeższych nie należała. Wkurza mnie to, że znów znalazłem ludzi co bardziej ściemniali niż ciągnęli, bo inaczej nie stracilibyśmy na 25 kilometrach płaskiego do tej czołowej piątki prawie dwóch minut, prawda? No ale nic. Giro d'Italia się nie kończy, a ja mam zamiar do wtorku odpocząć na ile się da.
foto: www.corvospro.com