Najbardziej nerwowy etap na tegorocznym Giro. To przez trasę, pokręconą, słynne wybrzeże prowadzące do Positano, a do tego w końcówce mnóstwo ludzi stojących na drogach, dziury jak na polskich szosach.
Pełna koncentracja a i tak się zgubiłem na bruku, wyszedłem z niego w drugiej grupce, doszedłem i ten wysiłek przypłaciłem, bo zaraz od dołu poszła walka. Tak bywa, noga myślę nie ta co dwa dni temu.
Cieszę się jednak, że znów byliśmy widoczni. Ivan który czeka na Franco a on po kilku skokach odjeżdża Di Lucce... Podium uratowane. Dla mnie Giro się skończyło, dziś jestem zmęczony psychicznie.