...bo po pierwsze jechaliśmy z wiatrem, a po drugie wszyscy od startu przez półtorej godziny koniecznie chcieli odjechać, a nikomu się to nie udawało. Podjazd na metę był jedynym w dniu dzisiejszym. Początek bardzo sztywny i tam właśnie zapłaciłem trochę za zmianę rytmu (tzn. na płaskim jechaliśmy 60 km/h, a tymczasem początek podjazdu miał nawet 13 %) tracąc kontakt ze ścisłą czołówką. Potem już było w porządku. Czułem się bardzo dobrze ale dojść do czuba nawet nie próbowałem widząc że jechali ze mną kolarze groźni dla Cunego m.in. Emanuele Sella i Paolo Savoldelli. Damiano po tym etapie jest trochę spokojniejszy, bo pojechał lepiej niż "Gibo" i "Savo"". Strzelił co prawda z koła Basso, ale "Martino" mówi, że jest bardzo dobrze i ja też tak myślę. Dziś "Leo" (Piepoli) był przede mną ... co za porażka ;-)
Śmiałem się wczoraj z "Rybą" że mieliśmy polski akcent na tym Giro, bo Polak (Olaf Pollack) był liderem! Czasem jak mamy chwilę i rozmawiamy to "Ryba" opowiada mi o latach w których był "kanibalem" na polskich szosach. Wtedy wygrywał i był zdecydowanie jednym z najmocniejszych. Z tych opowieści dowiedziałem się, że dwa razy był drugi w Wyścigu Pokoju, w tym raz za Pavlem Padrnosem. To co dla niego jest powodem do dumy, dla mnie stało się powodem do śmiechu i zgryźliwości i teraz za każdym razem jak mam okazje to dokuczam Darkowi, że przegrał Wyścig Pokoju z takim "klocem" jak Padrnos. On Baranowski, który wszystko wygrywał w Polsce a później walczył z najlepszymi na Tour de France. Z przekąsem wtedy mówię, że wolałbym w ogóle nie wystartować w takim wyścigu niż być drugi za Padrnosem! Wszystko oczywiście w żartach, bo jestem pełen szacunku dla obydwu panów i wyników przez nich osiągniętych.