poniedziałek, 8 maja 2006
Nie mam dziś ochoty rozpisywać się
To był ciężki dzień, po etapie czekał nas jeszcze trwający ponad godzinę dojazd do hotelu. Trzeba było też przeprać rzeczy bo inaczej w pralce nie wypiorą się po całym dniu deszczu. Potem masaż i na kolację dopiero po 21-wszej. A jutro etap startuje trochę wcześniej. Natomiast o 21.30 mamy samolot do Italii. Nareszcie. W autobusie po dzisiejszym etapie słyszałem tylko przekleństwa na Belgię, tutejszą pogodę i beznadziejne drogi. Etap jak to etap z taką końcówką był stres, upadki, walka o pozycje, ale mnie to akurat nie dotyczyło bo zacząłem finałowy podjazd raczej z tyłu.