... i na razie bez większych problemów. Dziś czułem się najgorzej od początku wyścigu. Nogi się nie kręciły, były bardziej jakby zbite niż ubite. Tak je czułem, ale to mi się zdarza na wyścigach etapowych. Sama końcówka mnie trochę przerażała, bo krótkie sztywne podjazdy nie są moja mocną stroną nawet jak się czuję znakomicie. Myślę jednak że wybroniłem się bardzo dobrze ze stratą 11 sekund do Candido Barbosy. Zabrakło mi na ostatnich 200 metrach - ale jest o'key, tak może być. Porównuję się do Barbosy bo oczywiście w nim wszyscy upatrują głównego faworyta a i ja widzę, że kręci z dziecinną łatwością. Dodałbym jednak że ma wsparcie drużyny, bardzo mocnej w tym roku.
W odjeździe pojechało dziś dwóch Polaków. Ładnie i ambitnie jak na Huberta, a Jacek znów był trochę niezadowolony bo kolejny odjazd w który on poszedł, a ten dojeżdża do mety. Jak sam mówił jego zadaniem jest pokazywać koszulkę na etapach a robi to znakomicie. Do tego mi służy cały czas pomocą, co do zawodników, etapów, podjazdów czy samych końcówek lub niebezpiecznych fragmentów w trakcie poszczególnych etapów. Przyznam też, że pierwszy raz w pełni mogę powiedzieć, że mam całą drużynę dla siebie, cała gotowa do pracy. Na razie nie gonię ich zbytnio do ciągania, ale może już jutro popracują trochę pod górę. Zobaczymy jak się ułoży etap, ale z mniejszej grupki sądzę, że Ruggero Marzoli mógłby pomyśleć o zafiniszowaniu po zwycięstwo.
Cóż poza tym? Miałem mały upadek wczoraj na bufecie spowodowany przez mechanika który źle podał mi worek z jedzeniem i jeszcze dwukrotnie zmieniałem buty na dzisiejszym, piątym etapie co było spowodowane ułamaniem się progu pod butami. To wszystko drobiazgi, ale dekoncentrują czasem. Dziś już sam worka nie brałem, przywieźli mi koledzy.