Chyba już piaty raz jadę ten wyścig. Wczoraj obydwa etapy przebiegały w deszczu. Nieporozumienie. Najważniejsze że cali i zdrowi przejechaliśmy drużynę na czas. Czasowców nie mamy w tej ekipie (poza Marzio Bruseghinem) tak więc z osiągniętego wyniku i tak byliśmy zadowoleni.
Dziś już obyło się bez deszczu Powiem że tak jak cały zeszły tydzień nie czułem się najlepiej na pierwszych podjazdach. Jednak na koniec były dwa bardzo dobrze mi znane wzniesienia. Pod pierwszy odjechał Konstantin Siwcow i nasz Morris Possoni. Pod drugi ruszyli za nimi Riccardo Ricco z Michaelem Rogersem, Massimo Giuntim i Michele Scarponim. Od tego momentu ze mną było już lepiej ale jeszcze nie było mnie stać na to żeby z nimi wjechać. Zostałem w kolejnej około 10-osobowej grupce. Ze zjazdu doszło do nas jeszcze kilkunastu zawodników i tak zostało do mety. Nie było źle. W sumie cieszę się, że odnalazłem dobre odczucia pod górę.
Jutro meta pod górę, ale nie zanosi się na wielką selekcję. Parę lat temu na jej szczycie zaprezentowała się blisko 40-osobowa grupka.