Odczucia może tyci gorsze niż wczoraj, ale ogólnie dzień pozytywny. Raz tylko zaatakowałem na około 3 km przed metą, ale pogonił za mną Scarponi i tyle z tego było. Myślę, że akurat on mógł sobie darować kasowanie mnie. Jutro etap plaski, a w sobotę wojna. Będzie runda ze sztywnym podjazdem, a generalka jest dość ciasna.
Trochę się wieczorem zdenerwowałem, bo nagle wyskoczyła mi "Bergamasca" (Settimana Lombarda) i muszę ją jechać. Część kolarzy będzie w Belgii, inni w Hiszpanii na Vuelta al Pais Vasco a kto w domu ten na Bergamaskę. Nie lubię takich zmian planów, szczególnie, że dowiaduje się o tym dziś a "Martino" był święcie przekonany że mi to już dawno temu powiedział. Dalej jednak do Tour de Romandie nie powinienem się ścigać. Mam taką nadzieję, bo w przeciwnym razie konkretnej pracy po górach i za motorem nie będę miał kiedy zrobić. Cóż takie życie kolarza: z hotelu do hotelu. Wierzę jednak ze pojadę ładny wyścig, bo jest ciężki.