Trochę dzikie to Giro. Wczorajsza końcówka była niebezpieczna: dziurawe i śliskie drogi, a do tego przejazdy po etapie. Po drugim etapie skończyłem masaż o 23:50 po dojeździe do hotelu blisko 200-kilometrowym. Wczoraj byliśmy w hotelu o 22:40 i nikt już nawet nie myślał o masażu. Tylko kolacja i spać, bo i sam etap miał blisko 230 kilometrów. Dziś za to kolejne 190 km po etapie. To wszystko jest mało zabawne biorąc pod uwagę, że Zommegnan na prezentacji Giro mówił, że będzie to wyścig w zasięgu i z myślą o każdym kolarzu czyli krótkie przejazdy i mniej gór ;-)
Mamo, przecież z ważnych gór chyba ani jednej nie pominiemy, będą bodaj wszystkie podjazdy, które przejechałem przez sześć lat startów w Giro pojadę teraz w tym jednym roku!!! Nie narzekam, bo setki jak nie tysiące ludzi chciałoby być na moim miejscu, ale całe to Giro od początku jest tylko kolejnym przykładem, że nikt z władz i organizatorów w ogóle już się z kolarzami nie liczy. Bynajmniej nie jestem jedynym co tak uważa. Już pozbawili nas praw do prywatności, osobistego życia, a potem jeszcze przy wykonywaniu pracy wcale nie pamiętają, że to właśnie odpowiedni odpoczynek jest najważniejszą częścią sukcesu na tak długim i ciężkim wyścigu!!!
foto: www.corvospro.com