Niestety w samej końcówce sił mi zabrakło. Nie chodzi o brak wytrzymałości czy nawet siły, lecz o fakt iż na takiej stromiźnie musiałem już przepychać najlżejsze przełożenie i wypadłem ze swojego rytmu tzn. właściwej kadencji. Niestety w naszej ekipie na skutek wpadki Campagnolo, kompakt ma tylko Bruseghin, ja zaś jechałem na przełożeniu 39x26 czy potem nawet sztywniej - przyznam, że nie sprawdzałem co mi dali po defekcie na 5 km przed szczytem Manghen. Tymczasem jestem zaś pośród górali chyba jednym z najbardziej miękko kręcących kolarzy.
Jutro mam wolną rękę i od startu spróbuję zabrać się w odjazd. Mam nadzieję, że tym razem będę miał więcej szczęścia. Biorąc pod uwagę stromiznę podjazdów pod Giau i Marmoladę zakładam kasetę z 27 zębami. Z przodu niestety nadal będę skazany na małą tarczę 39. Dwa górskie etapy za nami i przyznam, że chyba nigdy się tak na Giro dobrze nie czułem jak w tym roku..., inaczej, tak dobrze mi się nie jechało. Wczoraj super do 3 km przed metą, a jak się zrobiło ciężej i nie mogłem utrzymać już wysokiej kadencji, to i nie utrzymałem pierwszej grupki. Mój odwieczny problem na wyścigu to, że jak idzie mocno, jak jest sztywno, to mam problemy. Podobnie i dzisiaj, pod Giau wjechałem praktycznie z nimi, później dużo pracy dla Marzio i stąd może i w końcówce trochę zabrakło, ale spokój! Widoczny byłem, wszyscy zadowoleni, a i ja w sumie w 100% wykonuję pracę dla której zostałem na Giro zabrany.
Nie tylko jestem tu pomocnikiem przyklejonym do lidera, bo mam wolną rekę od startu. Wczoraj kilka skoków i zabrakło mi w tym właściwym momencie, dzisiaj, pomijając parę z sella-baliani, pozostali odjechali ze zjazdu, a to już nie jest mój najmocniejszy punkt. Jutro również będzie ciężko ale i ciekawie.
foto: www.corvospro.com