Bez atakowania i jadąc większość etapu w kołach. Tak miało być. Większych trudności nie było. Od początku duże tempo i dużo ataków. Na około 45 kilometrów przed metą był sztywny 10-12% podjazd długości około 5 kilometrów. Zaatakował Pelizzotti i uformowała się grupka ośmiu zawodników bez lidera i bez Damiano. Ja byłem z przodu i "Martino" powiedział żebym tam został nie czekając na Cunego. Później jednak wciąż na podjeździe poprawiło mu się i zaczął nas dochodzić. Poczekałem na niego na 500 metrów przed premią górską i doszliśmy czołówkę na zjeździe. Potem jeszcze doszła nas druga grupka z Mazzantim i dopiero zaczął się problem tzn. mamy m/w tuzin kolarzy i wszyscy chcą odjechać przed finiszem a tu 25 km do mety i ja sam z Damiano. Tymczasem było oczywiste, że jeśli Damiano wygra etap to ma duże szanse również na wzięcie koszuli lidera.
Ciężko było ciągnąłem pod wiatr, a atakowali nas wielokrotnie pod "hopki": Simoni, Sella, Tonti czy nawet Niemiec. Na 6 km przed metą ostatnia górka i na 3 km przed kreską zaczął się lekki zjazd. W tym też momencie przeskoczył do nas z grupki za nami Tiralongo i razem zaczęliśmy ciągnąć 65-70 km/h (z górki i z wiatrem). "Tira" odbił na 800 metrów przed finałem i zacząłem finiszować zostawiając Damiano dopiero na 150 metrów przed metą - niezła robota. Czasem było mi już ciężko, ale cieszę się że etap tak się ułożył i nikt w końcówce nie odjechał. Jutro większych trudności nie powinno być. Ja chcę odpocząć, myślę jednak że mając lidera i tak pewnie będziemy ciągnąć to jest bardzo prawdopodobne że ostatecznie spróbujemy doprowadzić do finiszu i dać szanse wygrać Bennatiemu.
Ekstra że Strzałę Walońską wygrał Valverde. Uważam go za jeden z większych talentów ostatnich lat. Lubię jak tacy ludzie wygrywają tak ważne i ciężkie wyścigi. A poza tym od tegorocznej Vuelta a Murcia mogę powiedzieć, że jesteśmy kolegami.