czwartek, 27 września 2007
Skuszę się na małe podsumowanie Vuelty
Ostatni tydzień zdecydowanie miałem najlepszy. Czułem, że noga zaczyna wracać do właściwego poziomu. Może to nie tylko efekt upadków, że wcześniej było gorzej. W zeszłym roku pamiętam, że najlepszym moim etapem był ten z finiszem pod Sierra della Pandera czyli też ostatnia meta pod górę - czyli tak samo jak w tym roku Abantos.
Chciałbym jeszcze raz wrócić do tego dnia. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi głowy. Nie było aż tak ciężko że trzeba było im koła puścić. Zabrakło nieco motywacji i zagięcia w najważniejszym momencie etapu. Wiadomo, że priorytetem dla nich czyli Sastre czy Sancheza były sekundy nadrobione nad rywalami. Dla mnie zaś liczył się tylko etap. Doświadczenie uczy, ale Vuelta 2007 nigdy już się nie powtórzy. Jutro napiszę o Bennatim.
piątek, 21 września 2007
Czyli wszystko zgodnie z planem
Myślę i to nie tylko dla mnie jest to oczywiste, że gdyby Evans nie strzelił liderom z kola to miałbym wielkie szanse dojechać dziś samotnie do mety. Jednak z Evansem na kole tak Sastre, Sanchez czy tym bardziej Mienszow nie mieli by interesu żeby tak mocno ciągnąć. Taka prawda, a ja już byłem z przodu i noga się kręciła. Odrobinę zabrakło w samej końcówce. Zapłaciłem za wcześniejszy wysiłek, ale ta trójka jest z innej półki.
Cieszę się, że tym miłym akcentem zakończyłem Vueltę. Myślałem już bowiem, że mimo tylu prób i starań nic na tej Vuelcie nie zdziałam. Dziękuje wszystkim za szczere kibicowanie. Kiedyś dojadę jeszcze do mety pierwszy. Właśnie w ten sposób jak dziś, na tegorocznej Romandii lub na Dauphine pod Mount Ventoux. Czyli nie z odjazdu, który odpuszcza się na 15 minut, lecz po skoku z grupy największych asów. Tak chciałbym to zrobić.
czwartek, 20 września 2007
Znów się pomyliłem
Chwila słabości. Zresztą nerwy tez mi puściły, bo ta super "sprytna" akcja Karpieca to nie wiem czemu miała służyć. Spowodowała tylko, że jego lider Jefimkin puścił bąbelki i nie utrzymał koła najlepszym. W ten sposób stracił podium, które praktycznie było już w jego zasięgu. Gdybym wiedział, że wszystko się rozegra pod ten podjazd oszczędziłbym się chwilę na pierwszych 25 kilometrach. Chociaż z drugiej strony może lepiej było mi się tam zabierać, bo wiał silny boczny wiatr i kto wie czy siedzenie w grupie by mnie więcej wysiłku nie kosztowało.
Trochę jestem zawiedziony. Na pewno noga była i chęci też. Może trochę tylko zabrakło "zagięcia" w najtrudniejszym momencie. Byłem pewny że i tak z góry się zejdziemy. Jutrzejsze podjazdy znam. Przynajmniej te wcześniejsze, nie wiem czy ten finałowy. Myślę, że trzeba próbować. Chociaż kto wie czy to ma sens bo chłopcy z "generalki" za dobrze się czują i wciąż się bija o miejsca.
środa, 19 września 2007
Dziś miałem pierwszy dzień czynnego odpoczynku
Ja myślę już o dniu jutrzejszym. Na razie udawało mi się tu zabierać w odjazdy we wcześniej założone dni. Jutro mam nadzieje, że nie będzie inaczej. Z tą różnicą, że jutro dojedziemy do mety. Na piątek natomiast w prognozach zapowiadają deszcz przez cały dzień. To zaś przy zjazdach jest dość niebezpieczne i mnie trochę martwi. Jednak jeszcze dwa dni do tego czasu zostały.
foto:www.vuelta.com
wtorek, 18 września 2007
Etap na odjazd i cóż pojechali bez nas
niedziela, 16 września 2007
Większość kolarzy jechała sobie spokojnie w naszym cieniu
foto:www.cyclingnews.com
piątek, 14 września 2007
Brzydkie drogi i deszcz
czwartek, 13 września 2007
Nogi kręciły się w drugą stronę, szczególnie dziś
Leo pojechał do domu. Z jego żoną już lepiej. Miała wewnętrzny krwotok po porodzie, z zagrożeniem życia. Właśnie dzwoniłem do niego i mówi, że już ma się lepiej. Co prawda jest w stanie ciężkim, ale nie ma już zagrożenia życia. To najważniejsze!
poniedziałek, 10 września 2007
Wczoraj noga była słaba
Wczoraj noga była słaba. Może to zmęczenie z dwóch poprzednich dni, a może ogólnie zły dzień. Widząc, że i tak nie jestem w stanie powalczyć o czołowe miejsce na etapie uznałem, że lepiej się nie dobijać. Coś na pewno wciąż nie jest tak po wcześniejszych upadkach. Na obydwu nogach wyszły mi siniaki. To prawdopodobnie znak jakiegoś mikro-naderwania mięśni. Z kolei łopatka cała czarna. No i same obtarcia utrudniają dobry masaż nogi. Pewnie nie jest tak jak bym sobie tego życzył. Niemniej i tak lepiej niżbym miał zostawić obojczyk parę dni temu na asfalcie.
Zostaje nam jeszcze dziesięć etapów dzielone przez dwa, na których mogę jeszcze powalczyć. Jak będzie noga i głowy wystarczy, to gotów jestem do odjazdu i walki o wygranie etapu!
niedziela, 9 września 2007
Trzeba ryzykować, żeby wygrać
"Leo" jest wielki. Jak zawsze dumny jestem ze swojego przyjaciela. On mówi, że dobrze zrobiłem atakując i tak muszę dalej robić. Nie liczy się miejsce 12-te czy 14-te w generalce. Może co najwyżej 10-te. Tak mogłoby być gdybyśmy dzisiaj mieli większą przewagę. Jutro kolejny, cięzki dzień i jak tylko noga pozwoli idę w odjazd. Nie mogę niestety jeździć na równi z najlepszymi.
sobota, 8 września 2007
Nie mam się co demoralizować
Mój jedyny cel to nadać sens mojej Vuelcie. Nie zmarnować pracy. Nie poddać się. Zastanawiam się czy jest sens zabierać się we wczesny odjazd. Jutro chyba nie. Nie powinien dojść biorąc pod uwagę, że etap nie jest krotki i całe mnóstwo ludzi chce żeby dwa kolejne etapy były jak najcięższe. To jest całkiem inna Vuelta od poprzednich. Więcej płaskiej czasówki, mniej poważnych górskich etapów, Większość ludzi widzi koniec Vuelty w poniedziałkowym dziesiątym etapie.
foto: www.corvospro.com
czwartek, 6 września 2007
Dziś dużo nerwówki
Przykro mi, że "Leo" nie udało się dwa dni temu wygrać i założyć koszuli lidera. Po tylu latach zawodowstwa na jego poziomie należałoby mu się aby parę dni pojechał jako lider Wielkiego Touru.
wtorek, 4 września 2007
Pierwsza meta pod górę za nami
Dużo przed finałowym podjazdem pomogli mi "Benna" i Corioni. Daniele cały czas od wiatru mnie osłaniał i pomógł wziąć podjazd z samego czuba, niezła robota. To uwaga tak na marginesie dla tych co u nas w kraju są przekonani, że we włoskiej grupie nie można nigdy być liderem. Tymczasem ja jadę Vuelte czyli Wielki Tour w drużynie z Cunego i Bennatim, dwoma liderami Lampre a od pierwszego etapu nawet jak mieliśmy koszulę lidera to nie musiałem ani przez chwilę na nich pracować. Dziś zaś "Benna" sam mi pomógł bez niczyjej prośby, a ja przecież nie jestem zawodnikiem, który może w Madrycie na podium stanąć. Często właśnie słyszę, że zagraniczny kolarz musi tylko pracować na innych. Owszem kiedy trzeba to się pracuje, ale kiedy jest okazja to się jedzie swoje.
Foto: TomAsz szosa.rowery.org
poniedziałek, 3 września 2007
Jestem trochę obolały
niedziela, 2 września 2007
Dobrze się skończyło, ale trochę się poobijałem
Reszta okej, Daniele stracił koszulę po kraksie na 2 kilometry przed metą. Jutro będzie już trudniej, a ja wiem że na pewno będę się męczył od startu. Ważne ze jedziemy dalej. Ciężka była ta droga do Santiago de Compostela. Miejsca docelowego wielu pielgrzymów gdzie powiem z dumą także mój Tata dwa lata temu dotarł na pieszo po ponad 800 kilometrach podróży. Tym razem więc: Pozdrowienia szczególne dla wszystkich pielgrzymów.
sobota, 1 września 2007
Grunt dobrze zacząć
Ja trochę męczyłem pierwsze dwie godziny. Ale to normalne po 3 dniach nic nie robienia i tylko jedzenia jedzie się ciężko, ale w końcówce było już o'k. W trakcie etapu zagadałem do Pety i zapytałem czy widział listę startową, a on że tak no i co? Odrzekłem, że jest na niej Bennati, więc po tak Milramowcy ciągną? Przecież Daniele im i tak nie zapłaci po wygranym etapie ;-) Ale mi się udało trafić. Spytałem tez Bettiniego o trasę MŚ. Powiedział, że cała pofałdowana. Cięższa niż rok temu czy w Madrycie. Gdzie selekcja? Na dystansie czyli na wymęczeniu w końcówce wyścigu.
Foto: TomAsz szosa.rowery.org