Dobrze że jestem na tyle mobilny, iż nawet w naszym autobusie mogę się z netem połączyć. Ach te dojazdy. Wczoraj siadałem do kolacji o 22.15. Wysłałem sms do jednego z organizatorów z "gratulacjami". Dziś mi powiedział, że wiedzą o tych problemach ... i co z tego? Basso mówił, że wczoraj dojechał do hotelu o 22.45!
E va bene. Wczoraj było ciężko, bardzo ciężko. Strzeliłem na 10 kilometrów przed metą i dalej już jechałem spokojnie oszczędzając siły na dzisiaj. A dziś czułem się bardzo dobrze. Próbowałem odjechać i dziś przed przełęczą Tonale ale nic akurat nie poszło. Szkoda wczorajszego dnia, bo byliśmy tak blisko zwycięstwa. Uważam, że Voigt na mecie pokazał klasę - Signore!
Wracając do dnia dzisiejszego Gavię wjechałem z grupką Basso czyli wśród około 20 kolarzy. Było o'k, ale później jednak na Mortirolo ze swoimi sztywnymi kawałkami trochę mi podcięło nogi. Koniec końców myślę, że źle nie było. W ekipie atmosfera w porządku. Muszę powiedzieć, że Damiano się pozbierał. Czwarte miejsce w generalce w pełni zasłużone i właściwe dla Giro jakie pojechał.
Nie będę komentował tego co się na mecie wydarzyło. Simoni mówi, że Basso powiedział żeby on zjeżdżał powoli z Mortirolo i na niego czekał, a potem ten go zerwał na 2 kilometry do mety. Basso mówi, że powiedział tylko ze nie ma co ryzykować na tym zjeździe. Natomiast Riis stwierdził, że nie miał zamiaru nikomu więcej prezentów robić.
Nie czuje się w chwili obecnej zmęczony. W następnym tygodniu pojadę trzy kryteria i będę się starał uregulować sprawy kontraktowe. Dziękuję wszystkim bardzo za kibicowanie mi przez te długie trzy tygodnie. Nie udało mi się znów trafić dobrze z formą, ale jedyna rzecz pozytywna z tego wszystkiego jest taka, że przez całe dwa miesiące na wyścigach pod górę zawsze byłem z najlepszymi. Dzięki wielkie.
sobota, 27 maja 2006
czwartek, 25 maja 2006
Dziś i ja próbowałem odjechać
...pod pierwszą premię górską, ale nie poszło, zaś Marzio już wtedy był z przodu. Szkoda że nie wygrał, bo potrzebne jest zwycięstwo naszej ekipie. Życzę sobie aby następne dwa dni były dla mnie łatwiejsze. Teoretycznie powinny, ale zobaczymy. Wiem, że mam dużo kibiców, którzy mnie szukają w peletonie i patrzą gdzie przyjeżdżam. Mam nadzieję, że nie jeden młody kolarz oglądając Giro uwierzy w siebie i poświęci się tej trudnej dyscyplinie sportu - pełnej wyrzeczeń i samozaparcia. Do jutra, miłego oglądania!
środa, 24 maja 2006
Stary "Leo" no proszę!
Stary "Leo" no proszę! Teraz jednak coraz mniej mi się to zaczyna podobać, bo razem trenujemy od sześciu lat a jak przychodzi do wygrywania to on sam ;-) Przejechanie etapu jaki miał być było raczej niemożliwe. Śnieg z deszczem i zimno. W górę można jeszcze jechać, ale w dół? Koniec końców mieliśmy jeden podjazd. Nie meczę się już, bo organizm nie jest w stanie zmusić się do wysiłku. Na więcej już mnie nie stać. Tak jest jak kondycji zaczyna brakować. Strasznie mi szkoda, że nie mam już tej nogi co miesiąc temu.
Mówię do Saronniego, że zaczyna mi sił brakować, a on odpowiada, że już chyba czas najwyższy. Powiedzmy, ale nie lubię tak. Leo mówił że jak wczoraj "strzeliłem" od pierwszej grupki to powinienem stracić minimum 10 minut. I tu proszę kibiców o zrozumienie. To mam na myśli mówiąc, że nie interesuje mnie generalka. Nie po to tu jestem tzn. nie mogę na Giro próbować jechać swojego wyścigu tj. "zaginać się" w momencie jak nie jestem z najlepszymi, bo później jak będzie mnie potrzeba może mi zabraknąć sił.
Będę próbował natomiast zabrać się w jakiś odjazd. Jak już pisałem w ciągu najbliższych trzech dni. Teraz z formą jaką prezentuje Damiano to nie potrzebuje już on za dużo kolarzy wokół siebie, a będąc w odjeździe zawsze jest "ryzyko" wygrania etapu. Myślę, że kiedyś będę miał szansę tak do końca pojechać swoją generalkę na Giro, ale przygotowując się tak jak w tym roku Leo tzn. nie martwiąc się i nie stresując żadnymi innymi wyścigami po drodze, a myśląc tylko o tym jednym.
Mówię do Saronniego, że zaczyna mi sił brakować, a on odpowiada, że już chyba czas najwyższy. Powiedzmy, ale nie lubię tak. Leo mówił że jak wczoraj "strzeliłem" od pierwszej grupki to powinienem stracić minimum 10 minut. I tu proszę kibiców o zrozumienie. To mam na myśli mówiąc, że nie interesuje mnie generalka. Nie po to tu jestem tzn. nie mogę na Giro próbować jechać swojego wyścigu tj. "zaginać się" w momencie jak nie jestem z najlepszymi, bo później jak będzie mnie potrzeba może mi zabraknąć sił.
Będę próbował natomiast zabrać się w jakiś odjazd. Jak już pisałem w ciągu najbliższych trzech dni. Teraz z formą jaką prezentuje Damiano to nie potrzebuje już on za dużo kolarzy wokół siebie, a będąc w odjeździe zawsze jest "ryzyko" wygrania etapu. Myślę, że kiedyś będę miał szansę tak do końca pojechać swoją generalkę na Giro, ale przygotowując się tak jak w tym roku Leo tzn. nie martwiąc się i nie stresując żadnymi innymi wyścigami po drodze, a myśląc tylko o tym jednym.
wtorek, 23 maja 2006
Tym razem czapka z głowy przed Basso
Ten chłopak nawet nie oddycha. Po tym jak się dziś czułem spodziewałem się, że pojadę lepiej. Kosztowało mnie dużo sił dojście do przodu na początku podjazdu, który znów zaczęto mocno i potem już się noga nie kręciła. Nie czuje już silnej nogi i męczę się dużo szybciej. Widać, że kondycja powoli odchodzi. Jak odpuściłem pierwszą grupkę na jakieś 9 kilometrów przed metą to pojechałem resztę w miarę równo i mocno ale bez dobijania nogi, nie męcząc się więcej. Czekają nas bowiem jeszcze cztery długie dni.
Najpewniej w czwartek albo jeszcze lepiej w piątek lub sobotę będę chciał spróbować złapać się w odjazd. Lekko nie będzie, ale będę się starał. Co do Damiano sam nie wiem co napisać, coś jest nie tak i niewiele więcej mogę powiedzieć. Za to "Leo" znów wielki. Przygotował się na 100% na Giro tak jak sobie zaplanował - pełen profesjonalizm. Jutrzejszy finisz to nieporozumienie. Jak tak chcemy wyścigi rozgrywać to i dziś obok drogi był szlak narciarski i mogliśmy nim w górę pojechać. Czemu to ma służyć to sam nie wiem. Tym bardziej, że dziś w nocy ma padać deszcz i jutro w czasie wyścigu również! Zobaczymy co z tego będzie.
Najpewniej w czwartek albo jeszcze lepiej w piątek lub sobotę będę chciał spróbować złapać się w odjazd. Lekko nie będzie, ale będę się starał. Co do Damiano sam nie wiem co napisać, coś jest nie tak i niewiele więcej mogę powiedzieć. Za to "Leo" znów wielki. Przygotował się na 100% na Giro tak jak sobie zaplanował - pełen profesjonalizm. Jutrzejszy finisz to nieporozumienie. Jak tak chcemy wyścigi rozgrywać to i dziś obok drogi był szlak narciarski i mogliśmy nim w górę pojechać. Czemu to ma służyć to sam nie wiem. Tym bardziej, że dziś w nocy ma padać deszcz i jutro w czasie wyścigu również! Zobaczymy co z tego będzie.
poniedziałek, 22 maja 2006
Wczoraj byłem trochę zmęczony
...psychicznie i fizycznie. Ciężko mi się jechało, dobrze więc że w sumie był to spokojny dzień. Próbowałem zabrać się w odjazd, ale coś CSC niechętne było puścić i efektem tego przez 25 z 29 kilometrów podjazdu pod San Bernard było bardzo duże tempo. Dopiero na krótko przed szczytem oderwała się grupka, która do dojechała do mety. Oczywiście nie ma dla nas już problemu w ekipie by zabierać się w odjazdy. Kto może niech jedzie w odjazd, trzeba próbować wygrać etap. Nie wiem czy nie będzie mi lepiej oszczędzić się na którymś z najbliższych etapów jak bym widział, że nie idzie i dzień później próbować odjazdu z daleka. Jutro raczej nie, bo nie ma większych gór przed Monte Bondone tak więc dużo łatwiej jakiejś grupie będzie kontrolować wyścig.
Spróbuję pojechać ten wyścig z najlepszymi, a dopiero jakbym się nie czuł najlepiej to odpuszczę. Proszę zrozumieć że miejsce w czołowej "20" w "generalce" również mi sprawia przyjemność, ale koniec końców nie jest to żaden wynik a i nie po to tu jestem żebym swój wyścig jechał. Zobaczymy nie chcę znów przejechać kolejnego Wielkiego Touru walcząc gdzieś tam w tle. Chociaż przyznam, że jak na razie pod górę nie było źle. Wczoraj w TV mówili o "Savo", że jest bardzo mocny ze zjazdu, mocny na czas i pod górę. Tymczasem jak na razie zawsze byłem obok niego na najważniejszych szczytach (Lanciano i San Carlo) a on jest trzeci w "generalce"!
Spróbuję pojechać ten wyścig z najlepszymi, a dopiero jakbym się nie czuł najlepiej to odpuszczę. Proszę zrozumieć że miejsce w czołowej "20" w "generalce" również mi sprawia przyjemność, ale koniec końców nie jest to żaden wynik a i nie po to tu jestem żebym swój wyścig jechał. Zobaczymy nie chcę znów przejechać kolejnego Wielkiego Touru walcząc gdzieś tam w tle. Chociaż przyznam, że jak na razie pod górę nie było źle. Wczoraj w TV mówili o "Savo", że jest bardzo mocny ze zjazdu, mocny na czas i pod górę. Tymczasem jak na razie zawsze byłem obok niego na najważniejszych szczytach (Lanciano i San Carlo) a on jest trzeci w "generalce"!
sobota, 20 maja 2006
Czapki z głów
Cieszę się tak jakbym to ja wygrał. W końcu to mój profesor, ten od którego nauczyłem się i wciąż uczę kolarstwa zawodowego. Tego jak pracować a często też jak podejmować właściwe decyzje nie tylko na rowerze. Nie ukrywam, że w ciągu ostatnich sześciu lat właśnie z nim spędziłem najwięcej czasu. I dobrze. Z drugiej strony sam nie wiem. Jak puściłem to chwilę później puścił i Damiano a miał być w czołówce i atakować. Na szczycie byłem z Danilo i "Savo", ale ze zjazdu nie wiedziałem już gdzie jestem i co robię. Było tak zimno, że aż bolało. Nie pamiętam kiedy ostatni raz coś takiego przechodziłem.
Noga nie była zła, ale na to by jechać z pierwszymi nie stać mnie - już albo jeszcze. Spodziewałem się nawet, że będzie gorzej bo ostatnie dwa dni nie czułem się dobrze. A "Leo" jak mu powiedziałem, że na podjeździe będzie padać (wiedzieliśmy to już 100 kilometrów wcześniej, bo był tam nasz masażysta) powiedział, że nie pójdzie mu na pewno bo w deszczu nigdy jemu nie idzie.
Noga nie była zła, ale na to by jechać z pierwszymi nie stać mnie - już albo jeszcze. Spodziewałem się nawet, że będzie gorzej bo ostatnie dwa dni nie czułem się dobrze. A "Leo" jak mu powiedziałem, że na podjeździe będzie padać (wiedzieliśmy to już 100 kilometrów wcześniej, bo był tam nasz masażysta) powiedział, że nie pójdzie mu na pewno bo w deszczu nigdy jemu nie idzie.
piątek, 19 maja 2006
Dziś było szybko
...tzn. duże tempo cały dzień a do tego parno. Ciężko mi się oddychało, małe problemy z alergią. Jak przejeżdżaliśmy w okolicy Montignoso na "lungomare" (bulwarze nadmorskim) było dużo ludzi, którzy mi kibicowali. Widziałem nawet trzy duże napisy na moja cześć. Było mi bardzo miło. Odjazd pojechał od razu, praktycznie od startu. Tym samym: Emanuele Sella i Manuel Beltran weszli do czołówki "generalki". Widziałem w telewizji kraksę Selli i Moriego. Mamma, che botta. Nieporozumienie - czy ktoś z organizatorów zastanawiał się co by było jakby dziś padał jeszcze deszcz? Co by się wtedy działo? U nas spokój w ekipie. Jutro zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądać. Wszystkie góry i najcięższe etapy jeszcze przed nami.
czwartek, 18 maja 2006
I już po czasówce
...czyli najgorszym etapie dla Damiano oraz wielu innych liderów. Chyba morale nie będzie dziś przy kolacji zbyt wysokie. Tym bardziej musimy teraz atakować. Ja pojechałem z zegarkiem w ręku - medio, a więc raczej spokój. Chociaż pierwsze 30 kilometrów męczyłem się mocno pod wiatr, było ciężko. Jutro przejeżdżamy koło mojego domu, a końcówka etapu będzie dość wymagająca. Myślę, że do mety dojedzie odjazd. Ciężko mi mówić o taktyce na następne dni, ale jedno jest pewne: z Basso będzie bardzo trudno wygrać.
środa, 17 maja 2006
"Ryba" mnie zostawił
Cóż szkoda ale jak sam mówił jeśli miał się tak męczyć i dożynki sobie robić to błoto dla niego najlepsze wyjście. Dziesięć dni tu jednak przejechał. Teraz potrenuje w domu i przygotuje się dobrze do Dauphine Libere. Jak mówi to jego wyścig bo na nim osiągał swoje największe swoje sukcesy. Oby i w tym roku.
Wczoraj trochę ciągnęliśmy. Sam czasem niewiele rozumiem z naszej taktyki, ale powiedzmy że ufam tym którzy o niej decydują. Bez zbędnych komentarzy. Z drugiej strony powinien ktoś przeskoczyć do odjazdu jak to zrobił "Pelli" pod pierwszy podjazd. Moglem to być ja, wszak nie czuję się źle. Powinienem to być ja lub ktoś tego typu jak Tadej czy "Tira" lub Patxi. Mniejsza o to nikt do nikogo pretensji nie miał, ale czasem samemu trzeba podejmować decyzje na wyścigu.
Jutro jadę spokojnie, "medio" powiedzmy. Dziś była dwugodzinna przejażdżka w okolicach mojego domu. Wykorzystałem też dzisiejszy dzień na wizytę u osteopaty żeby mi odblokował zablokowane plecy. Czuje się teraz dużo lepiej.
Wczoraj trochę ciągnęliśmy. Sam czasem niewiele rozumiem z naszej taktyki, ale powiedzmy że ufam tym którzy o niej decydują. Bez zbędnych komentarzy. Z drugiej strony powinien ktoś przeskoczyć do odjazdu jak to zrobił "Pelli" pod pierwszy podjazd. Moglem to być ja, wszak nie czuję się źle. Powinienem to być ja lub ktoś tego typu jak Tadej czy "Tira" lub Patxi. Mniejsza o to nikt do nikogo pretensji nie miał, ale czasem samemu trzeba podejmować decyzje na wyścigu.
Jutro jadę spokojnie, "medio" powiedzmy. Dziś była dwugodzinna przejażdżka w okolicach mojego domu. Wykorzystałem też dzisiejszy dzień na wizytę u osteopaty żeby mi odblokował zablokowane plecy. Czuje się teraz dużo lepiej.
poniedziałek, 15 maja 2006
Dziś nie było tak płasko
...i dla sprinterów jak się spodziewaliśmy. W końcówce się męczyłem, troszkę bolały mnie nogi. To właściwie mój odwieczny problem z plecami skąd potem ból przechodzi na nogi. O samym wyścigu niewiele mogę powiedzieć. Damiano przed metą poczuł się na tyle dobrze żeby finiszować a potem już nie chciał. Tyle w dużym skrócie. Chłopaki pracowali a ja się tym nie przejmowałem. Śmiali się potem przy kolacji ze mnie, że w ogóle nie widzieli mnie dzisiaj. Wczoraj "Leo" mówił, że czuł się znakomicie i kto uważnie ten etap oglądał musi mi przyznać rację, że pewnie Piepoli przyjechałby z Basso. Jutro meta pod krótki, ale ciężki podjazd. Na nim czekają nas zakręty, przepychanie, walka o pozycje. Wszystko to co "lubię" i sprawia że mogę zebrać kolejne sekundy do swego bagażu strat.
niedziela, 14 maja 2006
Etap był szybki
...bo po pierwsze jechaliśmy z wiatrem, a po drugie wszyscy od startu przez półtorej godziny koniecznie chcieli odjechać, a nikomu się to nie udawało. Podjazd na metę był jedynym w dniu dzisiejszym. Początek bardzo sztywny i tam właśnie zapłaciłem trochę za zmianę rytmu (tzn. na płaskim jechaliśmy 60 km/h, a tymczasem początek podjazdu miał nawet 13 %) tracąc kontakt ze ścisłą czołówką. Potem już było w porządku. Czułem się bardzo dobrze ale dojść do czuba nawet nie próbowałem widząc że jechali ze mną kolarze groźni dla Cunego m.in. Emanuele Sella i Paolo Savoldelli. Damiano po tym etapie jest trochę spokojniejszy, bo pojechał lepiej niż "Gibo" i "Savo"". Strzelił co prawda z koła Basso, ale "Martino" mówi, że jest bardzo dobrze i ja też tak myślę. Dziś "Leo" (Piepoli) był przede mną ... co za porażka ;-)
Śmiałem się wczoraj z "Rybą" że mieliśmy polski akcent na tym Giro, bo Polak (Olaf Pollack) był liderem! Czasem jak mamy chwilę i rozmawiamy to "Ryba" opowiada mi o latach w których był "kanibalem" na polskich szosach. Wtedy wygrywał i był zdecydowanie jednym z najmocniejszych. Z tych opowieści dowiedziałem się, że dwa razy był drugi w Wyścigu Pokoju, w tym raz za Pavlem Padrnosem. To co dla niego jest powodem do dumy, dla mnie stało się powodem do śmiechu i zgryźliwości i teraz za każdym razem jak mam okazje to dokuczam Darkowi, że przegrał Wyścig Pokoju z takim "klocem" jak Padrnos. On Baranowski, który wszystko wygrywał w Polsce a później walczył z najlepszymi na Tour de France. Z przekąsem wtedy mówię, że wolałbym w ogóle nie wystartować w takim wyścigu niż być drugi za Padrnosem! Wszystko oczywiście w żartach, bo jestem pełen szacunku dla obydwu panów i wyników przez nich osiągniętych.
Śmiałem się wczoraj z "Rybą" że mieliśmy polski akcent na tym Giro, bo Polak (Olaf Pollack) był liderem! Czasem jak mamy chwilę i rozmawiamy to "Ryba" opowiada mi o latach w których był "kanibalem" na polskich szosach. Wtedy wygrywał i był zdecydowanie jednym z najmocniejszych. Z tych opowieści dowiedziałem się, że dwa razy był drugi w Wyścigu Pokoju, w tym raz za Pavlem Padrnosem. To co dla niego jest powodem do dumy, dla mnie stało się powodem do śmiechu i zgryźliwości i teraz za każdym razem jak mam okazje to dokuczam Darkowi, że przegrał Wyścig Pokoju z takim "klocem" jak Padrnos. On Baranowski, który wszystko wygrywał w Polsce a później walczył z najlepszymi na Tour de France. Z przekąsem wtedy mówię, że wolałbym w ogóle nie wystartować w takim wyścigu niż być drugi za Padrnosem! Wszystko oczywiście w żartach, bo jestem pełen szacunku dla obydwu panów i wyników przez nich osiągniętych.
sobota, 13 maja 2006
Wszyscy widzieli jak nam poszło
Właściwie to był zbyt długi etap ażeby o nim dokładnie opowiedzieć. Na szczęście wszyscy jesteśmy ludźmi i poza pierwszymi skokami przez następne prawie 100 kilometrów jechaliśmy raczej spokojnie. Później odjechało 30 kolarzy (w tym trzech od nas), ale większość z nich "wróciła" do nas pod Monte Catria ok 140 km etapu. Wszyscy widzieli jak nam poszło. Ciągnąc na ostatnich 30 km ryzykowaliśmy, że przegramy etap oraz że nie weźmiemy koszuli lidera co było osiągalne, bo "Patxi" Vila był najwyżej sklasyfikowany spośród uciekinierów. Ryzykowaliśmy i przegraliśmy. Damiano czuł się dobrze, ale na finiszu sił mu zabraklo. Taki jest sport. Było trochę nerwówki po etapie o tą decyzję i przegrany etap bo po 240 km wszyscy byli zmęczeni. Ja też ale normalnie, nie jakoś wykończony. Pod górę czułem się dobrze, ale trzeba też powiedzieć, że tempo nie było tam duże. Jutro meta pod górę. Od razu będzie ciekawiej. Tu właśnie się zobaczy jak się mają pretendenci do końcowego zwycięstwa. Podjazd znam. Jest ciężki. Prawdziwy podjazd, bez większych wypłaszczeń. Potrzebna jest na nim dobra noga i tyle.
piątek, 12 maja 2006
Dziś było tak jak sobie tego życzyłem czyli spokojnie
... bez najmniejszych trudności. Dużo mogłem dzięki temu porozmawiać z "Leo" i "Rybą". To dobrze bo to pewnie były ostatnie chwile na takie przyjemności. Od jutra będzie już inna jazda. A co jutra, ktoś od nas ma pójść w odjazd (ale ja nie), zaś później podejmiemy próbę selekcji. Zobaczymy jak będzie, ale na pewno nie zamierzamy biernie jechać, to już wiem.
Mamy naprawdę niesamowitą ekipę, w tym zaplecze. Gdy wracamy po etapie do autobusu jest od razu prysznic, a w przypadku gdy jest więcej niż godzina dojazdu do hotelu to czeka na nas przygotowanych 9 podpisanych pojemniczków z gotowanymi ziemniakami, 9 butelek z płynem regenerującym. Potem w hotelu znajdujemy jeszcze owoce, płatki, jogurty, mleko, bułki z szynką lub serem. Naszym masażystom albo mechanikom nic nie trzeba mówić. Właśnie dostałem też nowy rower, cały karbonowy. Na Giro używam też koła całe karbonowe, dziś o profilu wysokim, ale to tak wyjątkowo na moją prośbę. Dużo bardziej jednak wolę niskie obręcze karbonowe i na takich pojadę jutro.
Mamy naprawdę niesamowitą ekipę, w tym zaplecze. Gdy wracamy po etapie do autobusu jest od razu prysznic, a w przypadku gdy jest więcej niż godzina dojazdu do hotelu to czeka na nas przygotowanych 9 podpisanych pojemniczków z gotowanymi ziemniakami, 9 butelek z płynem regenerującym. Potem w hotelu znajdujemy jeszcze owoce, płatki, jogurty, mleko, bułki z szynką lub serem. Naszym masażystom albo mechanikom nic nie trzeba mówić. Właśnie dostałem też nowy rower, cały karbonowy. Na Giro używam też koła całe karbonowe, dziś o profilu wysokim, ale to tak wyjątkowo na moją prośbę. Dużo bardziej jednak wolę niskie obręcze karbonowe i na takich pojadę jutro.
czwartek, 11 maja 2006
Hola
Nie spodziewałem się aż takiej straty do CSC. Zaskoczyli mnie i to bardzo. Jak mówili po etapie Saronni i "Martino" spodziewali się raczej straty max. 30-40 sekund. "Martino" jest teraz trochę zaniepokojony na myśl o 50-kilometrowej czasówce w Pontederze. No cóż nie kręciliśmy dziś tj. nie pojechaliśmy tak jak mogliśmy. Ciężko teraz szukać odpowiedzi gdzie straciliśmy, co było nie tak, czy ktoś może nie pojechał tak jak powinien i jak tego oczekiwaliśmy, ale tak bywa. Marzio mówi, że schrzaniliśmy wszystko na pierwszych 10 kilometrach i coś w tym jest. Za często zdarzał się ktoś kto obniżał prędkość i zamiast dawać krótkie zmiany przeciągał je, powodując tym samym to że potem trzeba było znów nabierać prędkości.
Jeśli chodzi o mnie myślę, że pojechałem dobrze. Żadnych problemów, jak pisałem starałem się podtrzymywać głównie to tempo co Marzio narzucił. Nie wiem co dalej myśleć. Damiano po etapie był podenerwowany. Wracałem z nim do hotelu i starałem się uspokoić bo jakby nie spojrzeć prawdziwe Giro musi się dopiero zacząć. Właśnie - trzeba spokoju i koncentracji. Nie czuje się zmęczony, ani trochę. Jutro mam nadzieje, że etap będzie spokojnym przejazdem na trasie start-meta, oby! A od soboty ...
Jeśli chodzi o mnie myślę, że pojechałem dobrze. Żadnych problemów, jak pisałem starałem się podtrzymywać głównie to tempo co Marzio narzucił. Nie wiem co dalej myśleć. Damiano po etapie był podenerwowany. Wracałem z nim do hotelu i starałem się uspokoić bo jakby nie spojrzeć prawdziwe Giro musi się dopiero zacząć. Właśnie - trzeba spokoju i koncentracji. Nie czuje się zmęczony, ani trochę. Jutro mam nadzieje, że etap będzie spokojnym przejazdem na trasie start-meta, oby! A od soboty ...
środa, 10 maja 2006
Nareszcie jesteśmy w Italii
Wczorajszy etap był spokojny. Starałem się te belgijskie etapy przejechać z jak najmniejszym wydatkiem energetycznym i myślę, że mi się udało. Nie czuje się zmęczony, żadnych problemów, bólu nóg.. A nie przepraszam boli mnie i to mocno prawa dłoń. Wpadłem w dziurę na trzecim etapie i uderzyłem w kierownicę dosyć mocno tak że nawet siniak mi się wczoraj pojawił. Dlatego też wczoraj jechałem w podwójnej rękawiczce żeby trochę zamortyzować. Ale jest już lepiej.
Na lotnisku mieliśmy dużą kolacje dla 400 osób, a potem miałem trochę czasu żeby pośmiać się z "Rybą", Piotrkiem Mazurem i "Blachem" czekając na odlot samolotu. Właśnie tu mała ciekawostka, bo na Giro jest więcej masażystów Polaków niż kolarzy z naszego kraju. Dwóch w Gerolsteiner czyli Blachu (S. Błaszczyk) i Jachu (D. Kapidura) obydwaj pochodzący z Torunia. Poza tym Tomasz Streich w Bouygues Telecom i Ryszard Kiełpiński w Discovery Channel.
W naszej ekipie atmosfera jest dobra. Dziś przejechaliśmy trasę drużynówki i powiem że jest szybka, nie trzeba będzie na niej wiele hamować i tylko mocno pedałować. Ja jak zawsze w tego typu próbach skoncentruje się na tym żeby podtrzymywać nadane tempo czyli nie bez zwalniać. Motorem nie będę, to pewne. Bruseghin ponad wszystkich jako pierwsza noga w ekipie. Dalej Stangelj, Pietrow i Vila. Możemy powalczyć i na pewno powalczymy. Discovery, T-Mobile, Gerolsteiner i Team CSC to oczywiście drużyny, które będą walczyć o zwycięstwo, ale znów nie będzie tak jak ponoć powiedział Basso tj. że dadzą nam aż 2 minuty! Wszystko się rozstrzygnie jutro wieczorem.
Na lotnisku mieliśmy dużą kolacje dla 400 osób, a potem miałem trochę czasu żeby pośmiać się z "Rybą", Piotrkiem Mazurem i "Blachem" czekając na odlot samolotu. Właśnie tu mała ciekawostka, bo na Giro jest więcej masażystów Polaków niż kolarzy z naszego kraju. Dwóch w Gerolsteiner czyli Blachu (S. Błaszczyk) i Jachu (D. Kapidura) obydwaj pochodzący z Torunia. Poza tym Tomasz Streich w Bouygues Telecom i Ryszard Kiełpiński w Discovery Channel.
W naszej ekipie atmosfera jest dobra. Dziś przejechaliśmy trasę drużynówki i powiem że jest szybka, nie trzeba będzie na niej wiele hamować i tylko mocno pedałować. Ja jak zawsze w tego typu próbach skoncentruje się na tym żeby podtrzymywać nadane tempo czyli nie bez zwalniać. Motorem nie będę, to pewne. Bruseghin ponad wszystkich jako pierwsza noga w ekipie. Dalej Stangelj, Pietrow i Vila. Możemy powalczyć i na pewno powalczymy. Discovery, T-Mobile, Gerolsteiner i Team CSC to oczywiście drużyny, które będą walczyć o zwycięstwo, ale znów nie będzie tak jak ponoć powiedział Basso tj. że dadzą nam aż 2 minuty! Wszystko się rozstrzygnie jutro wieczorem.
poniedziałek, 8 maja 2006
Nie mam dziś ochoty rozpisywać się
To był ciężki dzień, po etapie czekał nas jeszcze trwający ponad godzinę dojazd do hotelu. Trzeba było też przeprać rzeczy bo inaczej w pralce nie wypiorą się po całym dniu deszczu. Potem masaż i na kolację dopiero po 21-wszej. A jutro etap startuje trochę wcześniej. Natomiast o 21.30 mamy samolot do Italii. Nareszcie. W autobusie po dzisiejszym etapie słyszałem tylko przekleństwa na Belgię, tutejszą pogodę i beznadziejne drogi. Etap jak to etap z taką końcówką był stres, upadki, walka o pozycje, ale mnie to akurat nie dotyczyło bo zacząłem finałowy podjazd raczej z tyłu.
niedziela, 7 maja 2006
Dzisiaj mieliśmy spokój
Choć szkoda, że padał deszcz i to prawie cały dzien. Jak tu jesteśmy to były cztery dni słońca letniego, ale akurat dziś musiało padać. Etap przebiegał spokojnie, więc miałem chwilę na to żeby porozmawiać z Piotrem Mazurem i przede wszystkim z "Rybą". Długo się nie widzieliśmy. Mówił, że czuje się nieswojo w grupie, tak jakby pierwszy w ogóle pierwszy wyścig jechał. A poza tym porozmawialiśmy sobie o nowych płytkach i wrażeniach z koncertu Depeche Mode, ale to u nas norma i temat woda. Jutro będzie nerwówka przed meta, bo czeka nas krotki podjazd z mnóstwem zakrętów i do tego po kostce.
sobota, 6 maja 2006
I zaczęło się
Czas już na to był najwyższy. Teraz to prawie z górki ;-) Przynajmniej wiem na czym mam się skoncentrować. Nadeszła chwila, okres na który większość z nas czekała od miesięcy czyli wyścig, którym żyliśmy i do którego się przygotowaliśmy. Mój prolog był o'k. Dobrze się czułem, noga pod górę była dobra. Ale "Savo" to dziś przesadził. Będzie ciężko z tym chłopakiem walczyć przez 20 dni jeśli mu tylko zdrowie dopisze. Nie zapominajmy też o innych faworytach, którzy w większości pojechali na podobnym poziomie. Jutro spodziewamy się finiszu z peletonu.
piątek, 5 maja 2006
Dziś mieliśmy 100 kilometrów spokojnego treningu
Nikomu nic nie dolega. Nikt na nic nie narzeka. "Forna" czyli Paolo Fornaciari jak zawsze podtrzymuje dobry humor w całej ekipie. Jutro zacznę więc piąte z kolei Giro d'Italia. Ale ten czas leci, ciężko mi uwierzyć. Jestem spokojny, czuje się dobrze. Pewnie, że jest trochę podenerwowania, presji. Wiem że tak jak od Damiano tak i od każdego z nas, w tym ode mnie będzie się wymagać abym dał z siebie wszystko i zrobił swoją pracę jak najlepiej potrafię. Samo to, że tu jestem oznacza, że należę do dziewięciu najlepiej na dzień dzisiejszy przygotowanych zawodników Lampre. Czyli "ktoś" mi znowu zaufał. Mówię w ten sposób bo chce uświadomić przeciętnemu kibicowi jak ważny dla naszej ekipy jest ten wyścig.
czwartek, 4 maja 2006
Od wczoraj rana jestem w Belgii
Przez trzy kolejne dni po Romandii trenowałem mało, czyli raczej odpoczywałem. Ani razu nie przekroczyłem objętości 2 godzin na rowerze. Wczoraj nawet pokręciliśmy tylko słabą godzinkę. Dziś, już całą ekipą pojechaliśmy do Liege przejechać trasę prologu (I etapu). Spędziliśmy niecałe 4 godziny na rowerze. Prolog uważam za wymagający, a krótko ujmując prowadzi on najpierw pod górę, a potem z góry i tylko tyle. Początkowo nawet myślałem by nie używać roweru czasowego, ale sam podjazd w większości jest jednak stosunkowo łatwy. W Belgii jest ciepło, bo tak na treningu jak i również i wieczorem gdy jechaliśmy na prezentację było ponad 25 stopni. Prezentacja to było nieporozumienie. Giro to jednak Giro, a tu mało ludzi, znikome zainteresowanie chociaż była ona zorganizowana w centrum Liege tj. w miejscu skąd startuje klasyk Liege - Bastogne - Liege czyli wyścig na starcie, którego widziałem zawsze dużo, bardzo dużo ludzi. Wieczorem "Martino" zrobił odprawę i powiem jedno. On uważa, że jesteśmy mocni, najmocniejsi jako drużyna i ja się z nim zgadzam. Nasza siłą jest jedność i chęć osiągnięcia jednego i tego samego dla wszystkich celu!
poniedziałek, 1 maja 2006
Mam dwa dni w plecy z relacjami
Wszyscy wiemy jak się skończyła Romandia. Moje krótkie podsumowanie. Wczoraj po czasówce nie byłem zadowolony, ale jak dziś rano popatrzyłem na czasy tego etapu to przyznam że jestem bardzo zadowolony. Może nie czułem się wyśmienicie, ale strata nie jest duża. Poniżej minuty do trójki z Liberty Seguros, tylko 36sekund do Valverde. Tak czy inaczej z Dario Cionim czy Chrisem Hornerem byłoby mi ciężko nawiązać walkę. Tak więc ostatecznie jestem zadowolony z tej czasowi, choć nie lubię prób czasowych tego typu czyli: 10 kilometrów zjazdu na przełożeniu 54x11 non stop, 5 km płaskiego i 5 km pod górę. Te ostatnie 5 km jakoś mi się jechało, ale reszta to była męczarnia nie do zniesienia. Jechałem w zasadzie samymi ambicjami. Przyznam, że jestem zaskoczony rozstrzygnięciem wyścigu i zwycięstwem Cadela Evansa. Obstawiałem twardo Valverde. Myślałem że nikt mu nie odbierze zwycięstwa w momencie jak zmniejszył swą stratę do Contadora do ledwie 6 sekund. A jednak wyszło inaczej - taki jest ten sport.
Dzień wcześniej ten najcięższy etap według mnie zrobił się stosunkowo prostym co wcale mnie nie ucieszyło. Po pierwszym, najcięższym podjeździe praktycznie wszystko znów się zeszło, a pod drugi podjazd Liberty Seguros nadawało tak wolne tempo że nikt nie strzelił. Oczywiście było to w ich interesie, chcieli mieć jak najwięcej zawodników do ostatniego podjazdu. A i ten do Crans Montana zaczęliśmy stosunkowo wolno i dopiero jak zaczął ciągnąć Horner coś się ruszyło. Potem ataki Valverde i znów duże tempo Rodrigueza spowodowały że zostało nas tylko sześciu na szczycie i tak byłoby ok. Niestety zwolniliśmy i doszli nas moi najwięksi przeciwnicy do miejsca w czołowej "10" czyli: Cioni, Horner, Moos i Noe. Kto oglądał ten widział, że nie byłem w stanie bezpośrednio odpowiadać na zmiany rytmu, ataki, skoki a nadrabiałem spokojnym dochodzeniem. Taka moja charakterystyka tzn. w tempie jadę dobrze, ale skoki mnie penalizują. Czułem się dobrze, więc na finiszu spróbowałem swych sił w roli sprintera i też nie było źle. Dobry wyścig, kolejny zakończony miejscem w "10". Teraz szkoda mi tylko luzackiego potraktowania Vuelta a Murcia bo i tam dycha była do wyjęcia. Dziękuję wszystkim za kibicowanie, miłe słowa, e-maile i sms-y w trakcie i po wyścigu oraz za teksty takie jak "viatora" na forum szosy.
Dzień wcześniej ten najcięższy etap według mnie zrobił się stosunkowo prostym co wcale mnie nie ucieszyło. Po pierwszym, najcięższym podjeździe praktycznie wszystko znów się zeszło, a pod drugi podjazd Liberty Seguros nadawało tak wolne tempo że nikt nie strzelił. Oczywiście było to w ich interesie, chcieli mieć jak najwięcej zawodników do ostatniego podjazdu. A i ten do Crans Montana zaczęliśmy stosunkowo wolno i dopiero jak zaczął ciągnąć Horner coś się ruszyło. Potem ataki Valverde i znów duże tempo Rodrigueza spowodowały że zostało nas tylko sześciu na szczycie i tak byłoby ok. Niestety zwolniliśmy i doszli nas moi najwięksi przeciwnicy do miejsca w czołowej "10" czyli: Cioni, Horner, Moos i Noe. Kto oglądał ten widział, że nie byłem w stanie bezpośrednio odpowiadać na zmiany rytmu, ataki, skoki a nadrabiałem spokojnym dochodzeniem. Taka moja charakterystyka tzn. w tempie jadę dobrze, ale skoki mnie penalizują. Czułem się dobrze, więc na finiszu spróbowałem swych sił w roli sprintera i też nie było źle. Dobry wyścig, kolejny zakończony miejscem w "10". Teraz szkoda mi tylko luzackiego potraktowania Vuelta a Murcia bo i tam dycha była do wyjęcia. Dziękuję wszystkim za kibicowanie, miłe słowa, e-maile i sms-y w trakcie i po wyścigu oraz za teksty takie jak "viatora" na forum szosy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)