środa, 30 grudnia 2009

Chcę pracować na lidera, który wygrywa Tour de France

Kilka lat temu postawiłem sobie cel, który nie jest prosty - być najlepszym pomocnikiem na świecie. Jeśli w tym roku czytam w "La Gazzetta dello Sport", że rzeczywiście nim jestem, duma mnie rozpiera - mówi najlepszy polski kolarz Sylwester Szmyd

Przemysław Iwańczyk: W jedynym polskim plebiscycie został pan wybrany na kolarza roku. Który to już raz?

Sylwester Szmyd: Pierwszy. W Polsce zbyt wielu wyróżnień nie dostawałem, więc teraz zrobiło mi się naprawdę miło. Tym bardziej że nie wygrywam seryjnie wyścigów, tylko pracuję na liderów. Kiedyś miałem nawet mały żal, że w kraju mało kto o mnie pamięta. Fakt, wyjechałem do Włoch, mając 19 lat, ale kiedy już jako zawodowiec byłem szósty w Tour de Pologne, było o mnie cichuteńko. O jeżdżącym na co dzień w Polsce Czechu Ondreju Sosence, mówili "ten nasz", mimo że zajmował dalsze miejsca ode mnie. Nie chcę, żeby na siłę ktoś zwracał na mnie uwagę, ale coś dobrego dla naszego kolarstwa chyba zrobiłem.

Dariusz Baranowski porównał kiedyś swoją grupę do drużyny piłkarskiej - jeśli wygrywa Ligę Mistrzów, największy splendor spływa na strzelców goli, ale na sukces pracuje cały zespół. Tak też trzeba spojrzeć na kolarstwo. Niestety, luźno patrzący na nasz sport, doceniają tylko liderów, o Polakach mówią: "Pozbawieni ambicji robole", nie widząc i nie wiedząc, jaki mamy udział w końcowym sukcesie. Dlatego trzy lata temu założyłem internetowy dzienniczek, żeby także w Polsce dowiedzieli się, jak cholernie ważna jest moja praca.

Nie mam takiej szybkości, żeby finiszować na pierwszym miejscu z grupy. Nie decyduje o tym przygotowanie, ale predyspozycje fizyczne, mięśnie. Dlatego kilka lat temu postawiłem sobie cel, który nie jest prosty - być najlepszym pomocnikiem na świecie. Jeśli w tym roku czytam w "La Gazzetta dello Sport", że rzeczywiście nim jestem, duma mnie rozpiera. Cieszę się, że kibice w Polsce też to dostrzegli.

Decydujące znaczenie miała pewnie spektakularna wygrana na Mont Ventoux podczas "Dauphiné Libéré".

- Oczywiście, bo w tym samym plebiscycie mój triumf na Wietrznej Górze został uznany także za kolarskie wydarzenie roku. Było to pierwsze zwycięstwo Polaka w ProTour (najbardziej elitarne wyścigi w zawodowym peletonie).

Wolałbym jednak, żeby doceniano mnie za pracę na innych, a nie pojedyncze sukcesy na mecie. Wiem, że Polacy czekają na kolejnego Adama Małysza albo Ryszarda Szurkowskiego, jeśli chcemy już zostać przy kolarstwie. Ale nie będę ani jednym, ani drugim, mogę być za to najlepszym na świecie pomocnikiem i przez to najlepszym polskim kolarzem.

Jest pan enfant terrible polskiego kolarstwa?

- Rozpętała się burza, gdy nie pojechałem na igrzyska w Pekinie. Nie wypinam się jednak na reprezentację, myślę o igrzyskach w Londynie, bo uwielbiam biało-czerwone koszulki w peletonie. Wyjaśniłem już niektóre sprawy z trenerem kadry Piotrem Wadeckim, nawet odwiedziłem go jesienią, więc nie chcę do tego wracać. Jeśli jednak widzę, że w polskim kolarstwie dzieje się źle, działacze niewiele robią, a w mistrzostwach Polski startuje góra 50 kolarzy i omal nie wygrywa ich nauczyciel języka angielskiego, to mówię głośno, co o tym myślę.

Nasze kolarstwo to właściwie tylko pan i kolarki górskie. Reszta jest mocno przeciętna, prezes PZKol. ma kłopoty z prawem, torowcy wpadają na dopingu...

- Nie jest najlepiej. Gdy opowiadałem o tym wcześniej, zarzucano mi, że się wychylam. Okazuje się, że nie tylko miałem rację, ale jest dużo gorzej, niż mówiłem. Nie zależy mi na wojnie, chcę, żeby kolarstwo w Polsce miało się dobrze. Mamy masę dzieciaków, pasjonatów, którzy mogą przy odpowiednich warunkach dojść do wielkich sukcesów. I ci ludzie, tak jak ja kiedyś, nie przekroczyli progu dyskoteki, nie stoją pod trzepakiem z piwem, nie tułają się po klatkach blokowisk. Marzą o zawodowej karierze, a jak widzą spadającą gwiazdę, to szepczą pod nosem: "Chciałbym być wielkim kolarzem". Mnie się udało, bo za juniorskich czasów miałem pięć zgrupowań w roku, oni nie mają na to szans. W Polsce nie ma szkolenia, nie ma wyścigów, w których można by się sprawdzać, podnosić poziom, wpaść w oko zagranicznym grupom. Jeśli nic się nie zmieni, utalentowana młodzież nigdy nie będzie śmietanką światowego kolarstwa.

Słynie pan z precyzyjnego planowania kariery. Jaki ma pan cel w 2010 roku?

- Wpadła mi w rękę "Gazeta Wyborcza" sprzed lat, kiedy mówiłem, że marzy mi się wygrana na Mont Ventoux. Ale nie czuję się spełniony, nie zadowolę się tym zwycięstwem, chcę walczyć w wielkich tourach, mierzyć się z najlepszymi, ryzykować, przepychać się, podjąć wyzwanie. Moja grupa Liquigas ma więcej liderów niż pomocników, więc pojadę we wszystkich najważniejszych wyścigach. Nie mam tak mocnych nóg, żeby obiecać miejsce w pierwszej trójce któregoś z wielkich tourów, ale znaleźć się w dziesiątce może dam radę. Chcę być w czołówce wszystkich górskich etapów i pracować na lidera, który wygrywa Tour de France. Jeśli nie w 2010 roku, bo Ivanowi Basso może być trudno, to w przyszłym.

Jak przygotowuje się pan do tak morderczego sezonu?

- Szczyt formy ma przypaść za pięć, sześć miesięcy. Na razie więc nie haruję, wchodzę w trening spokojnie, ostatnio nawet nie chciałem myśleć o rowerze, nie tknąłem go od października do grudnia. Nie brakowało mi go ani trochę (śmiech). Stara polska szkoła mówi, że im ciężej pracuje się zimą, tym lepszym jest się w sezonie. U nas w grupie jest inaczej - im spokojniej zimą, tym lepiej latem. W grudniu robię wszystko, co jest zabawą, co nie obciąża mnie psychicznie. Siłownia, łyżwy, narty itd. Po Nowym Roku wracam do Włoch i zaraz wyruszam na Grand Canaria z żoną i całą masą kolegów, także amatorów z Polski, którzy chcą ze mną pojeździć. Ale to nie jest przejażdżka. Około sześciu, siedmiu godzin dziennie, tylko po górach. Dwa dni treningu, dzień przerwy. Wyprawiając się na trening, non stop myślę, po co to robię, co chcę osiągnąć, każdy podjazd pokonuję inaczej, nie jadę w optymalnym przełożeniu, tylko mniej wygodnym, bo przecież to jest trening, który ma mnie przygotować do wyścigów. Na każdym z takich podjazdów przez trzy minuty idę, jak to się mówi w kolarstwie, w trupa. To wykańcza, robi się ciemno przed oczami, ale przynosi efekty. Trening może być ciężki, ale i przyjemny. Uwielbiam góry, roztaczające się widoki, np. przepiękne Pireneje w Andorze.

Jak wygląda pana dieta?

- Akurat ja mam odwrotny problem - jak nie stracić na wadze. Pozwalam sobie na wszystko, nawet na delikatny alkohol. Jem słodycze, lody, pięć dni przed wyścigiem to i schabowego "wciągnę". Oczywiście zimą jestem bardziej liberalny, latem już bardzo uważam. W dniach ciężkiej pracy żona szykuje mi na śniadanie pięć sucharów, tuńczyka, białko z gotowanego jajka, ewentualnie omlet. Zaraz po treningu węglowodany - najczęściej makarony, ryż z gotowaną piersią kurczaka i rybą, a wieczorem białko, np. białe chude sery. To tylko trzy posiłki, ale przy tak wielkim wysiłku nie chce się jeść, nawet się zmuszam, gdy żona stoi z batem nade mną i michą makaronu. Mówi: "Jeździłeś siedem godzin, musisz zatankować".

Krótko mówiąc, kolarstwo zajmuje panu tyle, ile etatowa praca.

- Dłużej. Przestrzeganie diety, odpowiedni odpoczynek to też element mojej pracy. Kładę się spać "dzisiaj", a więc przed północą, wstaję około ósmej. Bo kolarzem jest się przez całą dobę, ba, przez całe życie.

źródło: Gazeta Wyborcza

wtorek, 15 grudnia 2009

Drugie zgrupowanie

Hiszpania przywitała nas niską temperaturą i silnym wiatrem. Co jednak najgorsze to upadek na treningu Maćka Bodnara i złamanie obojczyka wymagające operacji. Ta powinna odbyć się w tych dniach, tak więc wierzę, że na Święta będzie mógł z powrotem wsiąść na rower. My tu jesteśmy do 22giego, podzieleni na dwie grupy dojdziemy max do czterech godzin treningu.

niedziela, 13 grudnia 2009

Podziękowania za wyróżnienie

Dziękuję Redakcji sportowej Onet.pl która wraz z Akademickim Związkiem Sportowym, Havas Sports & Entertainment oraz Akademią Leona Koźmińskiego zorganizowała podsumowanie 2009 r. w kolarstwie "Cykliczne Mikołajki" a tym samym wszystkim internautom którzy włączyli się do zabawy i dzięki którym zostałem wyróżniony jako najlepszy polski kolarz minionego sezonu. 

Nie mniej cieszy mnie również fakt, że zwycięstwo pod Mont Ventoux zostało uznane za kolarskie wydarzenie roku. Dziękuję jeszcze raz wszystkim kibicom i organizatorom wraz ze sponsorami.

piątek, 11 grudnia 2009

Wybrano najlepszych polskich kolarzy

Sylwester Szmyd i Maja Włoszczowska zdecydowanie wygrali plebiscyt internautów na najlepszych kolarzy 2009 roku.Największym sukcesem Szmyda w mijającym roku było zwycięstwo etapowe na słynnym Mont Ventoux w wyścigu Dauphine Libere, pierwsze i jedyne dotąd takie osiągnięcie polskiego kolarza w imprezach rangi ProTour. 

Włoszczowską internauci docenili przede wszystkim za triumf w mistrzostwach Europy w kolarstwie górskim, w których wyraźnie pokonała całą czołówkę światową.

W plebiscycie, zorganizowanym za pośrednictwem strony Onet.pl, oddano ponad 21 tys. głosów. Szmyd nie mógł przyjechać do Warszawy na uroczystą galę "Cykliczne Mikołajki" w Akademii Leona Koźmińskiego, ponieważ już za kilka dni rozpocznie z grupą Liquigas zgrupowanie w Hiszpanii.

Według kapituły "Cyklicznych Mikołajków" wydarzeniem roku było zwycięstwo Sylwestra Szmyda na Mont Ventoux.

Wyniki plebiscytu internautów:

najlepszy zawodnik

1. Sylwester Szmyd 5142 głosy

2. Marcin Sapa 1786

3. Marek Konwa 550

najlepsza zawodniczka

1. Maja Włoszczowska 8846

2. Anna Szafraniec 1107

3. Aleksandra Dawidowicz 933 

Film z rozdania nagród 

źródło: Onet.pl

środa, 9 grudnia 2009

Powoli i leniwie zacząłem jeździć rowerem

Na pierwszym zgrupowaniu oczywiście roweru nie dotknąłem, w śniegu jakoś nie było warunków, a mi się nie śpieszy. Bawiliśmy się mimo to świetnie: biegi na orientację, zawody w zespołach, dłuższe przechadzki w rakietach śnieżnych, siłownia, sauna.


Uzgodniłem też z dyrektorem plan startów, co było przełożeniem na papier tego co miałem w głowie i wcześniej już oznajmiłem ekipie. Zacznę się ścigać na Vuelta Catalunya od 22go marca i tu się zacznie mój długi pięciomiesięczny sezon bez odpoczynku. Kwiecień to zgrupowanie na Teide i Trentino, maj zacznie się Romandią i Giro d'Italia po którym pojadę Dauphine. Wyścig nieobowiązkowy i jechany na własne życzenie, skąd udam się prosto na zgrupowanie na San Pellegrino na 2100npm. z którego wrócę na trzy dni przed wylotem na TdF. Po Wielkiej Pętli wyścig na którym zależy mi w tym roku wyjątkowo mocno, wierząc, że naprawdę jestem w stanie walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej czyli TdP.


W styczniu chciałem się wybrać gdzieś gdzie mógłbym spokojnie potrenować a gdzie żona miałaby małe wakacje. Szukałem miedzy Meksykiem, RPA, Brazylią i w końcu stanęło na GranCanari. Nadmieniłem o tym na zgrupowaniu i powoli zrobiło się z tego prawie zgrupowanie Liquigasu, bo przyleci również Bennati, Oss, Zaugg i prawdopodobnie Bodzio, a do tego ekipa wyśle nam masażystę...

wtorek, 24 listopada 2009

Top 50 riders

Magazyn kolarski "Procycling" w grudniowym numerze dokonał podsumowania szosowego sezonu 2009. Redakcja m. in. pokusiła się o zestawienie 50 najlepszych kolarzy zawodowego peletonu, w którym doceniła postawę Sylwestra Szmyda, umieszczając zawodnika Liquigasu na 46 miejscu.

- Nasz domestique roku. Rewelacyjne występy Szmyda rodziły pytanie co by osiągnął jadąc dla siebie. Uważamy, że Basso może być lepszym liderem, ale obok siebie ma już najlepszego pomocnika - napisano w uzasadnieniu.

Dodajmy, że według brytyjskiego magazynu najlepszym kolarzem sezonu 2009 był Mark Cavendish przed Alberto Contadorem i Edvaldem Boassonem Hagenem.

źródło: szosa.rowery.org

wtorek, 17 listopada 2009

28 zawodników w Liquigasie

Liquigas-Doimo zamknął swój skład na sezon 2010. W ekipie znalazło się 28 kolarzy w tym trzech Polaków: Maciej Bodnar, Sylwester Szmyd i Maciej Paterski.

"The team have retained 19 members of their 2009 roster, including stars Ivan Basso, Daniele Bennati, Roman Kreuziger, Sylvester Szmyd and Tour de France polka dot jersey winner Franco Pellizotti." 

foto: corvospro,  żródło: www.cyclingnews.com

czwartek, 12 listopada 2009

Sylwester Szmyd: “Na pewno jadę i Giro i Tour de France”

Dla Sylwestra Szmyda zakończony sezon był najlepszym w karierze. Tylko dla serwisu www.naszosie.pl, kolarz ekipy Liquigas opowiada o: zwycięstwie na Mont Ventoux, planach, marzeniach, miłości do gór… Zapraszamy do lektury.

- Sylwek, za Tobą najlepszy sezon w karierze. Czy zrealizowałeś swoje przedsezonowe plany ? Jak podsumujesz ten 2009 rok ?

- Istotnie, najlepszy sezon w karierze, plany zrealizowane w 100%, czyli dobrze wykonana zadana mi praca, podniosłem jeszcze bardziej poziom w górach oraz pierwsze zwycięstwo w peletonie pro.

- Teraz jesteś w Polsce. Trenujesz w Polsce ? Kiedy rozpoczynasz przygotowania do sezonu 2010 ? Jak one będą wyglądały?

- Nie trenuje, nie wsiadam na rower od Lombardi [17.10.09] do 5-ego grudnia. Dwa tygodnie wcześniej zacznę siłownię, a 27-ego listopada jadę na pierwsze zgrupowanie na Passo SanPellegrino, gdzie poza nartami i basenem dla ochotników nie wiele więcej będzie można zrobić.

- Czy możesz coś powiedzieć o ekipie, programie startów Liquigas na przyszły sezon. Będzie już trzech Polaków, po dołączeniu Macieja Paterskiego.

- Program startów oczywiście taki jak co roku, Wielkie Toury i wyścigi pro tour przede wszystkim, co wynika ze statusu ekipy, mój program to Giro i Tour.

Tak, myślę że dla Maćka to ogromna szansa i wierzę, że ją wykorzysta. Im więcej nas jest w ekipach pro tour tym bardziej poziom naszego kolarstwa szosowego będzie się podnosić.

- Jak napisałeś na swoim blogu, przyszłorocznej trasie TdF niczego nie brakuje. Zamierzasz robić „rzeźnię” pod górę zarówno w “Wielkiej pętli” jak i w Giro. Te starty są już pewne ?

- Tak, jeśli zdrowie dopisze to na pewno jadę i Giro i TdF i bardzo wierzę w to, że będę mógł się bawić pod górę tak jak na Vuelcie w tym roku…

- Czym różni się praca w Liquigas od pracy w Lampre ?

- Przede wszystkim tym, że w Liquigasie mamy zawodników walczących w klasyfikacji generalnej w ważnych wyścigach: Basso, Pellizotti, Kreuziger czy Nibali, a ja najlepiej się czuje na takich właśnie wyścigach. W ostatnich latach Cunego walczył głównie w klasykach.

- Podczas tegorocznej Vuelty i Giro byłeś bardzo mocny, tempo za Tobą wytrzymywali nieliczni. Odnosiłem wrażenie, że byłeś w stanie wygrać niejeden etap. Czy przyjdzie taki dzień, że wygrasz etap wielkiego touru ? Basso Cię puści ?

- Basso mnie nie trzyma…Tyle że on jest liderem i ewentualny mój atak o wygranie etapu musiałby być podyktowany taktyką jego walki o generalne zwycięstwo w wyścigu. Na Vuelcie Ivan który czuł się mocny, przed trzema etapami górskimi czuł, że może wziąć koszulkę lidera i od razu dodawał, że mając tę koszulkę na plecach, ja zdążę wygrać któryś z tych etapów…

- Twoje ciche marzenie na 2010 rok ? Czym nas zaskoczysz ?

- Alpe d’huez oraz być wśród najlepszych na górskich końcówkach Giro d’Italia i Tour de France.

- Ze wstępnych informacji wynika, że przyszłoroczny Tour de Pologne będzie to „śląski” wyścig. Czy Czesław Lang szykuje dla Ciebie jakiś dłuższy, cięższy podjazd niż w tym roku, czyżby Równica ? Choć w Polsce chyba trudno o taki. Ty wolisz 25 km non stop w górę…

- Pewnie że wole długie podjazdy, ale w tym roku pokazałem że stać mnie na zwycięstwo w Tour de Pologne, pomimo braku długich podjazdów. Równica w Ustroniu jest ładnym podjazdem….A i sam TdP jest w sferze marzeń na przyszły rok, moim wielkim marzeniem jest wygrać kiedyś ten wyścig.

- Wróćmy jeszcze do Mont Ventoux. Twoje zwycięstwo dla mnie było jednym z największych przeżyć sportowych w życiu, zapewne wielu kibicom łezka w oku się zakręciła, jak unosiłeś rękę w geście triumfu. Na końcowych metrach “odcięło Ci prąd”, czy była to kwestia psychiki ? Zwątpiłeś w swoje zwycięstwo ?

- Na pewno nie słabość fizyczna, ostatnie metry przejechałem naciskając na pedały grubo ponad 600 watt i na pewno nie sprawiałem wrażenia kogoś kto nie ma siły… a te 500 metrów do mety…ważne, że się dobrze skończyło.

- Jak zmieniłeś się po sukcesie na Mount Ventoux ?

- Ciężko mi oceniać siebie samego, ale na pewno bardziej uwierzyłem w swoje możliwości i siły…

- Skąd ta miłość do gór chłopaka z nizin ?

- Predyspozycje….tak ogólnie, a miłość ? Jak można nie kochać gór…, kto raz miał okazje zmierzyć się z największymi przełęczami, nie może inaczej jak tylko pokochać góry…

- Jaki jest Twój ulubiony wyścig ? Po tym sezonie to Dauphine Libere ?

- Myślę, że i przed tym sezonem było to Dauphine Libere…

- Kolarstwo szosowe w Polsce „kuleje”. Jak myślisz co musiałoby się zmienić, aby ta piękna i ciężka dyscyplina sportu, była tak popularna jak za czasów Szurkowskiego, Piaseckiego, Langa ? Co zrobić, by kolarstwo szosowe zyskało na popularności ? Czy potrzeba spektakularnych zwycięstw (patrz Małysz, Kubica), w czym tkwi szkopuł ?

- Teraz to zupełnie inne lata, do wszystkiego podchodzi się bardziej komercyjnie… Na świecie kolarstwo jest dużo bardziej popularne, bo jest pokazywane w TV, mówi się o nim więcej, pomijając oczywiście fakt samych wyników. Media maja tutaj ogromne znaczenie. Tour de Pologne cieszy się niesamowitą, coraz większa popularnością i to dzięki całej otoczce medialnej jaka wokół niego została stworzona… Oczywiście jakby było nas więcej w ekipach pro tour to przyszłyby i zwycięstwa, a przez to i większe zainteresowanie w kraju kolarstwem.

- Jakiej rady udzieliłbyś początkującym, młodym chłopakom, którzy chcieliby pójść w Twoje ślady?

Kolarstwo to ciężki kawałek chleba, który wymaga przede wszystkim ogromnego samozaparcia, dużej pracy i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu. Kolarstwo nie przebacza zaniedbania lub pójścia na łatwiznę…

- Czy mógłbyś zdradzić czytelnikom portalu jak wygląda Twój tydzień treningowy w sezonie ?

To wszystko zależy od okresu, od tego na jakim akurat jestem etapie przygotowań.Trenuje różnie, od 3 do 7 godzin dziennie ,jak mam dzień odpoczynku to bardzo często nie wsiadam nawet na rower. Nie trenuje więcej niż 2 dni pod rząd.

- Zapewne słyszałeś, że prezes PZKol jest oskarżony o nadużycia finansowe przy budowie hotelu przy torze w Pruszkowie. W styczniu odbędzie się nadzwyczajny zjazd PZKol. Myślisz, że coś się zmieni w związku ?

- Sam prezes nie rządzi, większość decyzji podejmuje zarząd, a w nim potrzeba żeby zasiadali ludzie dla których kolarstwo jest pasją, a nie układem, sposobem na życie lub załatwianiem własnych spraw…

- Słyszałem, że szykujecie się z m.in. Darkiem Baranowskim na coroczne, kończące sezon Depeche Party ? To już chyba tradycja ? No i w tym roku mają być kobiety… ?

- Tak, to coroczna impreza u Darka w domu, tylko dla fanów DM, w tym roku ciężko dobrać termin, ale ja akurat cały czas oponuje obecność kobiet…

- Dziękuję za rozmowę

- Dziękuję

Rozmawiał Marek Bala

źródło: www.naszosie.pl

foto: corvospro

czwartek, 29 października 2009

Cały sezon, jednym słowem.

Po Lombardi zostałem w Itali by lepiej odpocząć. Przez kilka dni kręciłem się po Toskani - od Sieny przez San Gimignano kończąc na Elbie. Czuję się dużo lepiej niż w poprzednich latach, mniej zmęczony, a to ważne, oznacza to, że łatwiej będzie mi zacząć w grudniu treningi.

Cały sezon, jednym słowem, jak wszyscy mogliśmy zauważyć, najlepszy. Zmiana drużyny, spokojniejsza głowa, dużo większa dojrzałość nie tylko fizyczna. Od początku szefostwo Liquigasu miało wobec mnie jasne i przejrzyste wymagania i cele. Wiedziałem po co tu jeżdżę i to też pomogło. W końcu przyszło pierwsze zwycięstwo i pełna świadomość własnych możliwości i to, że jestem w stanie jeździć pod górę wśród najlepszych na świecie. Nie tylko pracując dla lidera, ale również jadąc swój wyścig wyszło mi dużo lepiej, bo nigdy wcześniej na podobnej trasie jak tegorocznego TdP nie byłbym w stanie nawiązać walki o zwycięstwo.

W przyszłym roku, może być tylko lepiej, mamy cudowne Giro i ciężki Tour, dwa Wielkie Tury które powinienem jechać za rok, bez myśli o generalce, ale z wielka determinacją robienia"rzeźni"pod górę...

foto: T.Kwiatkowski

wtorek, 20 października 2009

Nie mogę tego nie napisać...

Myśli już uciekają do jednej i bardzo konkretnej daty. Jak przed rokiem byłem najbardziej skoncentrowany na jednym dniu, tak i w przyszłym roku... przesuwamy się tylko o jeden dzień... 12 czerwca 2010 roku... to tak zanim mi się zbierze na podsumowanie sezonu.

foto: corvospro

sobota, 17 października 2009

Cudów nie było

Wygrał faworyt i gość zdecydowanie w najlepszej dyspozycji w końcówce sezonu, ja tak jak się czułem cały tydzień źle, słabo i bez sił, tak samo było i dziś na wyścigu. 

Ghisallo przejechałem chyba tylko dlatego, że w historii tego wyścigu, na tej trasie, nie widziałem nigdy tak dużej grupy na szczycie tego bardzo ważnego w rozgrywce całego wyścigu podjazdu.

Jutro oficjalna kolacja ekipy Liquigas kończąca tegoroczny sezon a od poniedziałku zacznę już mocne przygotowania do sezonu 2010... na dobry początek dobrze się regenerując i odpoczywając!

foto: bettiniphoto.net

piątek, 16 października 2009

Cały tydzień wyjęty

W poniedziałek po Giro Emilia coś mnie ścięło, jakiś wirus, podziębienie. Słabość w nogach, ból w kościach i niechęć do czegokolwiek. Od wczorajszego popołudnia jakby lepiej, ale cały tydzień wyjęty. Zastanawiałem się nawet czy jest sens jutro startować ale dyrektor mnie przekonał bym przyjechał tak wiec jadę. 

Co będzie to będzie, łatwo się nie poddam, ostatni start, wyścig który bardzo lubię a który jest też bardzo trudny do interpretacji. Można go wygrać z góry lub pod górę, na finiszu, lub odjeżdżając pod Ghisallo. Nigdy nie wiadomo jak się ułoży bo co roku to inna historia.

Trzech polaków, całkiem miło. Huzar w świetnej formie, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył na Emili, a i Goły jak widziałem na treningach też się źle nie czuje...

czwartek, 15 października 2009

Trasie TdF nic nie brakuje

W ostatnich latach trasy były takie sobie, przyszłorocznej nie brakuje niczego. Nareszcie klasyczny wielki tour!  Na odcinkach brukowych faworyci powinni sobie poradzić, kłopoty może mieć tylko Basso, bo on kiepsko się czuje na takiej nawierzchni. Dla mnie spokój, mogę stracić więcej czasu, byle tylko uniknąć kraksy.

Cieszę się, że nie będzie jazdy drużynowej na czas, ona często fałszuje wyniki rywalizacji. W tym roku Sastre i Evans stracili szansę na zwycięstwo właśnie po drużynówce. Wiadomo było, że w górach nie zdołają odrobić takich strat do Contadora, co na pewno wpłynęło także na ich morale.

No i tylko jedna jazda indywidualna na czas. W ostatnich latach były dwie czasówki indywidualne, co dawało 80 czy 100 kilometrów. Teraz tylko jedna o długości 51 km i moim zdaniem to wystarczy.

Dwa razy Tourmalet? I bardzo dobrze! Tylko raz jechałem ten podjazd i bardzo mi się podobał.

Jeśli chodzi o mojego, lidera to myślę, że także jest bardzo zadowolony. Dużo nie za sztywnych podjazdów, które pokonuje się w równym, mocnym tempie. Mniej będzie zmian rytmu, a to dla Ivana lepiej. No i tylko jedna czasówka. Widzieliśmy w tym roku, że jazda na czas nie jest jego mocną stroną, więc na pewno ucieszyła go ta wiadomość.

źródło: eurosport

wtorek, 6 października 2009

Konkurs rozstrzygnięty

Nagrodę otrzymuje Przemek Kwiecień, gratulujemy. Prawidłowa odpowiedź to; trzy starty, Lizbona - 2001, Hamilton - 2003 i Mendrisio 2009.

Fot: Paweł Urbaniak

sobota, 3 października 2009

Konkurs

Redakcja bloga ogłasza kolejny konkurs. Tym razem do wygrania spodenki w barwach narodowych (z napisem liquigas), jedne z kompletu Sylwka z MŚ w Mendrisio (nowe, w rozmiarze S). Pytanie konkursowe brzmi; Ile razy Sylwester Szmyd startował w Mistrzostwach Świata w kolarstwie szosowym elity? Proszę podać daty występów. Wśród pierwszych dwudziestu prawidłowych odpowiedzi rozlosujemy nagrodę. Odpowiedzi prosimy nadsyłać na adres:  sylwesterszmyd@gmail.com

Fot: Paweł Urbaniak

poniedziałek, 28 września 2009

Podsumowanie Mendrisio

Chyba nie ma nic bardziej niesamowitego od wygrania MS na drogach po których od wielu lat się trenuje i gdzie się mieszka (Cadel od dawna mieszka w Stabio pod Mendrisio)... tak sobie pomyślałem. Cieszę się, bo generalnie ma często pecha, jest silny a szczęście mu nie sprzyja. Pamiętam jak w tym roku w czasie rozmowy ze mną narzekał, że wciąż jest wśród najlepszych lecz co z tego jeśli nigdy nie wygrywa.

Tak jak myślałem, mój największy problem czyli zaczynanie podjazdów z czuba, utrzymanie i walka o pozycje spowodował, że zmarnowałem mnóstwo energii praktycznie za każdym razem zaczynając podjazd bardziej z tyłu i przechodząc do przodu, ulegając siłą rzeczy naciąganiu grupy na zjazdach i musząc wciąż nadrabiać. Zbyt łatwo siedzieć przed TV i mówić, że trzeba jechać z przodu, być czujnym, ale wszyscy to wiedzą i wszyscy tego chcą, a mnie jest ciężko się przepychać. Tak więc na koniec, na przedostatniej rundzie na odcinku 12% zabrakło mi nóg, chociaż przyznam, że w tym momencie byłem raczej z przodu, na kole Sancheza. Patrząc na suchy wynik i przede wszystkim okoliczności (interwałowa trasa), powiem, że jestem zadowolony, słaby nie byłem. Jechaliśmy dosyć pasywnie, ale taką trzeba było przyjąć taktykę bo trasa była zbyt wyczerpująca. Proszę zauważyć, że praktycznie do ostatnich dwóch rund nie było widać Evansa, Sancheza czy Cancellary.

Skład Polski był silny, praktycznie każdy z kolegów w momencie kiedy na 11 rundzie poszedł odjazd 28 ludzi wykazał gotowość do ciągnięcia, czy jakiejkolwiek pomocy przy ewentualnym przeskoku. Zresztą cały wyścig czułem, że mogę na nich liczyć w każdym momencie. A i samo przyjęcie mnie (uogólniając), przez Pzkol bardzo życzliwe. Miło!

No i Purito, kurcze, już myślałem, że będzie Mistrzem Świata!

Fot: Paweł Urbaniak

piątek, 25 września 2009

Po Vuelcie

Dwa dni w Madrycie z żoną, w czwartek ostatni i jedyny mocny trening w tym tygodniu, a dziś jadę już do Lugano.

Tegoroczna Vuelta uświadomiła mi, że mogę skończyć Wielki Tour w top 10 i nie musi to graniczyć z cudem, wydaje mi się, że gdybym nie musiał ciągnąć i jechać zawsze pod Ivana to skończyłbym w dziesiątce. Ale to tak na przyszłość, może kiedyś taka wiara i świadomość się przyda.

W niedzielę startuje z myślą by walczyć, przejechać spokojnie cały wyścig i w końcówce być wśród najlepszych. Trasa nie jest wymarzona, ciężka ale z ciągłą zmianą rytmu czego nie lubią moje nogi. Do tego w początkowej fazie wyścigu gdzie będzie jeszcze dużo zawodników trzeba jeździć bardziej z przodu niż z tyłu peletonu. O faworytach nie będę pisał, oni są znani, i myślę, że jak zwykle włoska i hiszpańska reprezentacja będą patrzeć na siebie i kontrolować całą sytuację.  

foto: Joaquím Rodríguez

czwartek, 24 września 2009

Myślę, że oczekiwania wobec Maćka były zbyt wysokie

Każdy, kto śledził jego karierę wie, że jego specjalnością są krótkie i płaskie czasówki. W tym rzeczywiście zrobił w ostatnich sezonach ogromny postęp, czego potwierdzeniem była świetna jazda w prologu Vuelta Espana. Poradził sobie także na dłuższym dystansie pod koniec tego wyścigu, ale po pierwsze trasa była płaska i o 20 kilometrów krótsza niż w Mendrisio a po drugie, on sam był zdziwiony swoim wynikiem. Trzeba też pamiętać o tym, że w wyścigu dookoła Hiszpanii Maciek wykonywał najcięższą pracę na płaskich i pagórkowatych kilometrach. Był po prostu najmocniejszy w ekipie wśród kolarzy przeznaczonych do takich zadań. To była ciężka, trzytygodniowa harówka, nic więc dziwnego, że jego organizm nie zdążył się całkowicie zregenerować. Dlatego uważam, że marzenia o pierwszej dziesiątce mistrzostw świata były zdecydowanie na wyrost. Może za dwa, trzy lata, Maciek będzie w stanie rywalizować z najlepszymi na dłuższych i pagórkowatych trasach, ale dziś jest specjalistą od krótkich czasówek i na takich etapach możemy liczyć na jego bardzo dobra jazdę.

źródło: eurosport.pl foto: corvospro

środa, 23 września 2009

Analiza zespołu na Vuelcie

Kiedy rozpoczyna się wyścig z nadzieją na wygraną i nie osiąga się nawet podium nie można oczekiwać, że ocena końcowa będzie lepsza od tej oczekiwanej. Poza tym nawet osiągnięcia etapowe były nikłe z Bennatim jadącym na poziomie niższym od swych możliwości. Oto całe wyjaśnienie Vuelty dostatecznej, lecz niezbyt pozytywnej.
O Sylwku:
Lepszy niż Basso, to Polak wykonał w pełni swoje obowiązki.

żródło: www.cicloweb.it

przygotował: Daniel Marszałek

Wadecki: Szmyd liderem polskiej reprezentacji

Sylwester Szmyd (Liquigas) będzie liderem polskiej reprezentacji w wyścigu ze startu wspólnego podczas mistrzostw świata w szwajcarskim Mendrisio. - Trasa powinna mu pasować - uważa trener kadry Piotr Wadecki. 

Według niego, rywalizacja w wyścigu elity odbywać się będzie na trudnej, górskiej trasie, co premiować będzie kolarzy wytrzymałych, takich, jak Szmyd. - Po dobrym występie w Vuelecie i w ogóle udanym sezonie uważam, że bardzo dobrze poradzi sobie w takich warunkach - powiedział trener polskiej reprezentacji.

Wadecki zapoznał się już wstępnie z pętlą, na której toczyć się będzie rywalizacja o tęczową koszulkę mistrza świata. To utwierdziło go tylko w przekonaniu, że Szmyda stać na dobry rezultat. - Stać go na "dziesiątkę", a przy odpowiednim scenariuszu wyścigu nawet na wyższą lokatę. Sądzę, że do mety dojedzie niewielka grupka naprawdę mocnych kolarzy i mam nadzieje, że będzie w niej Polak - dodał Wadecki.

W poniedziałek do Mendrisio dotarli kolarze, którzy wystąpią w jeździe indywidualnej na czas. Reszta dotrze do Szwajcarii w piątek.

źródło: eurosport, foto: Kasia Szmyd

poniedziałek, 21 września 2009

Gregario fenomenale

W podsumowaniu Vuelty na włoskim portalu "cicloweb" Sylwek zasłużył sobie na notę 7,5 - równą tej którą otrzymał drugi w całym wyścigu Samuel Sanchez czy też podwójni zwycięzcy etapowi Fabian Cancellara i Damiano Cunego.

Wyżej ocenieni zostali tylko czterokrotny triumfator etapowy Andre Greipel i zwycięzca całego wyścigu Alejandro Valverde. Znacznie niżej niż Sylwek zostali ocenieni dwaj liderzy Liquigasu czyli Ivan Basso i sprinter Daniele Bennati.

Redaktor Mario Casaldi przy osobie Ivana Basso napisał: „Oczywiście nie brakowało mu wspaniałego robotnika, któremu dajemy notę 7,5 (mówimy o Polaku Szmydzie aby było jasne).”

Daniel Marszałek

Trasa MŚ w Mendrisio

piątek, 18 września 2009

Gdyby dziś meta była na szczycie!

Musieliśmy ruszyć pod przedostatnim podjazdem by rozwiać marzenia Gesinka o podium. To nie nasza wina, że się wywrócił i ciężko mu idzie, ale wyścig to wyścig. Możliwe, że Ivanowi też będzie ciężko w tej sytuacji utrzymać się na podium ale to zobaczymy dopiero jutro. 

Nie ukrywam, że gdyby dziś meta była na szczycie to wygrałbym etap. Spokojnie, gdybym zaatakował na przykład na dwa kilometry do mety nikt by za mną z generalki nie ruszył, a tylko ci ze mną zostali. Czułem się tak, że swobodnie mogłem jeszcze przyspieszyć, niesamowita noga! Jednak zbyt ważne było byśmy na szczycie byli wszyscy razem, Sanchez, Evans i Ivan z nimi.

Na zjeździe wiadomo, nie jest to moja mocna strona, nie znalazłem motywacji by bardzo dużo ryzykować na tych 17-tu  wymagających zakrętach, wiedząc, że i tak nie mam nic do zyskania. Swoją drogą, gdybym musiał z nimi zostać to byłoby mi ciężko, nie idą mi zjazdy w deszczu, kwestia głowy, stresu...? Jutro spokój, mocno ale bez przesady.

foto: www.lavuelta

Polska kozica robi tempo :)

Licytacja

Koszulka z autografem Sylwka na charytatywnej aukcji.

czwartek, 17 września 2009

La cabra polacca

Znów nam się udało z pogodą, bez deszczu ale bardzo zimno. Roman miał pójść w odjazd, ewentualnie Zaug, ja nie mogę się ruszyć jak zawsze, mam jechać równoległy etap z Basso bo nigdy nie wiadomo co przyjdzie komuś do głowy. 

To co się działo z tyłu za odjazdem, chyba było ciężko komukolwiek zrozumieć, a już na pewno nie wiedziała co chce dziś zdziałać ekipa Euskatel. Romanowi tak mało zabrakło, szkoda, przydałoby się tu jednak wygrać etap. My jutro bez przeliczania, atakujemy. Znów bierzemy wyścig na siebie, nie zostało nam nic innego.

Purito Rodriguez mówił mi, że w hiszpańskiej tv stałem się słynny, polubili mnie i moją pracę również tamtejsi komentatorzy, nazywają mnie „la cabra polacca”... nawet Alejandro tak się ze mną dziś przywitał. Miło, widzę to zresztą po tym jak przed etapem podchodzą kibice i mówią „muy fuerte”, proszą o autografy lub robią zdjęcia.

foto: corvospro

wtorek, 15 września 2009

Ciężko mi było pozbierać dziś myśli

Z Pawłem znałem się z lat kadry, jak się jeszcze ścigał, jechaliśmy razem kilka wyścigów, ME, MS... Najszczersze wyrazy współczucia dla Jego najbliższych, których w sposób bezpośredni dotknęła ta tragedia.

Fot. Piotr Nowak

poniedziałek, 14 września 2009

Konkurs rozstrzygnięty

W związku z dużym zainteresowaniem możemy już zakończyć konkurs. Koszulkę Sylwestra z Vuelty wylosowali Izabela i Sławomir Karpiak. Gratulujemy! Poprawna odpowiedź to: VUELTA a ESPANA (wliczając obecną) – 6, GIRO d'ITALIA – 8, TOUR de FRANCE – 1 w sumie 15 startów.

foto: Kasia Szmyd


niedziela, 13 września 2009

Bardzo wyrównany poziom na tegorocznej Vuelcie

Mimo trzech bardzo ciężkich dni wszyscy są mniej więcej na równym poziomie. Może poza Sánchezem który moim zdaniem wygra tegoroczną Vuelte. Już dwa lata temu wygrywając trzy etapy łącznie z ostatnią czasówką pokazał, że trzeci tydzień jest jego mocną stroną. 

Ivan też jest mocny, ale by wygrać ponownie Wielki Tour przy jego charakterystykach musi być dużo mocniejszy, inaczej ciężko zerwać z koła najlepszych.

Dziś bardzo ładna praca całej ekipy, czułem się znakomicie. Cieszę się, że walczymy, że prawie za każdym razem bierzemy wyścig w swoje ręce i atakujemy lidera. Widać nas i widać, że Ivan się nie poddaje i ma charakter, a to ważne.

I top e i flop al termine della 14a tappa

Jest robotnikiem, który prawdopodobnie w wielu drużynach mógłby występować w ważniejszych rolach, albowiem czasami wydaje się, że jedzie mocniej od swych kapitanów. Dzisiaj wyszedł na prowadzenie i utrzymywał tak bardzo wysokie tempo, że na kole zostało mu naprawde niewielu rywali, zaś kolejni odpadli gdy tylko przyśpieszył Basso.

tłumaczenie Daniel Marszałek



Konkurs z koszulką z Vuelty

Redakcja bloga ogłasza konkurs w którym nagrodą jest koszulka Sylwestra Szmyda w której jedzie obecną Vueltę (z numerami startowymi). Pytanie konkursowe brzmi:  

Ile razy Sylwester Szmyd jechał w Wielkich Tourach (GdI,TdF,VaE) wliczając tegoroczną Vueltę? Prosimy podać ilość dla każdego z Tourów.

Odpowiedzi przesyłamy na adres sylwesterszmyd@gmail.com, nagroda zostanie rozlosowana na zakończenie Vuelty wśród pierwszych nadesłanych 21(ilość etapów tegorocznej Vuelty) poprawnych odpowiedzi.

sobota, 12 września 2009

Ale etap!

Na odprawie założenie było takie by Roman poszedł w odjazd i byśmy go później znaleźli pod Monachil. My od dołu narzucamy mocne tempo by jak największej liczbie ludzi podciąć nogi, podciąłem i sobie. 

Czułem się bardzo dobrze ale wszystko w moich limitach. Czekałem z zaciśniętymi zębami aż odbije Zaug ale niestety doszliśmy wcześniej Benne a on od razu jeszcze mi dołożył, pociągnął mocno trzysta metrów i mi wystarczyło.

Przykro mi tylko, że dziś nie byłem pożyteczny ale nie wszystkie dni są jednakowe. Zapłaciłem za nasze mocne tempo lecz ważniejsze, że i wielu naszych rywali też to odczuło. Spokojnie, jest dobrze, a jutro zostaje nam jeszcze Pandera.

foto: corvospro

piątek, 11 września 2009

Znów inaczej to wyglądało przed startem

... a inaczej było. Bardzo spokojnie pokonane dwa wcześniejsze podjazdy spowodowały, że wszyscy byli raczej świeży na ostatnim podjeździe. Zacząłem ciągnąć, kawałek poszedłem nawet mocno ale Ivan widząc, że szybko idzie i na kole jest luz stwierdził, że nic już nie można zrobić. Jak sam mówi, takiego skoku jak Gesink nie ma, ale widzieliśmy, że nikt nie mógłby go przytrzymać.

Jutro wszystko odbędzie się pod Monachil, bardzo ciężki i doskonale mi znany podjazd, Roman i Zaug od dołu, inaczej być nie może. Nigdy tam dobrze nie pojechałem, jutro będzie ten pierwszy raz bo muszę zostać z Ivanem do końca. Tak jak mówi Alejandro czy Ivan, te trzy dni trzeba wziąć całościowo, nie jako pojedyncze etapy, wnioski wyciągniemy w niedzielę.

foto: corvospro

środa, 9 września 2009

I top e i flop al termine dell'11a tappa

Po kilku etapach, w których robił za obstawę Basso w górach, dzisiaj w pełni oddał się do usług Bennatiemu. Niemal przez cały podjazd pod Alto Campo de San Juan to on dyktował tempo celem zgubienia jak największej liczby sprinterów (co udało się połowicznie, albowiem niemało z nich dogoniło później peleton) aby ułatwić finisz koledze z zespołu.

tłumaczenie: Daniel Marszałek
 źródło: www.cicloweb.it

Miały być dwa spokojne dni

...  a nie do końca tak wyszło. Trochę przez wiaterek, trochę przez nas samych, mam na myśli Liquigas. Dziś sam Maciek przyznał, że jak ciągnąłem to trochę klął na mnie, tym bardziej się cieszę, bo to znaczy, że robiło to jeszcze kilkudziesięciu z grupy. Miałem wyciąć sprinterów a jak Benna mówił zwalniałem. Sam finisz to już inna historia, ale próbowaliśmy i to się liczy.

Mało kto jest zadowolony z jutrzejszego dnia odpoczynku, nie tylko ja. W poniedziałek po trzech ciężkich etapach byłby bardziej przydatny... jutro trochę bez sensu.

foto: corvospro

poniedziałek, 7 września 2009

Zmiana taktyki

Nie mam czasem sił odpisywać kibicom którzy piszą, że Ivan coś nie tak, że słaby itd... Przecież było widać, że nie było terenu, a on w końcówce nie jest tak dynamiczny jak Alejandro czy ktoś inny. Zresztą dziś było widać, że jest na prawdę silny, myślę, że na kolejnych górach będzie go stać na odebranie koszuli Valverde. 

Ja nie miałem problemu z jazdą z przodu do najsztywniejszego momentu (19%), takie stromizny to moja pięta achillesowa, na więcej mnie nie stać, ale ok, tym bardziej muszę się skoncentrować na swojej pracy. 

Ivan mi dziś powiedział, że nie będę już ciągać pod górę, będziemy tego unikać, by nie robić pracy innym... zmiana taktyki, po mojej myśli.

foto: corvospro

niedziela, 6 września 2009

Etap długi i ciężki

... ponad cztery tysiące metrów w górę i sześć godzin na rowerze. Moje odczucia od samego startu aż do mety znakomite, co nie zdarza mi się często. 

Jakoś nikomu nie chciało się gonić uciekinierów, zaczęło Casse d'epargne w momencie jak ucieczka miała więcej niż piętnaście minut i to też raczej dość spokojnie. Zresztą było widać, że ostatni podjazd rozpoczęła dosyć spora grupa.

Ivan i ja liczyliśmy, że podjazd Alto de Aitana będzie trochę cięższy, jak ja ciągnąłem to jechaliśmy 24km/h, co oznacza, że na kole jedzie się bardzo dobrze. Sam Ivan jest zadowolony z etapu, z tego jak pojechał. Czuje się silny, choć wiadomo, że nie ma takiej dynamiki w końcówce jak Samu czy Alejandro. 

Gór jest jeszcze dużo. Jutro ciężki podjazd, pamiętam jak wygrał go w 2000 roku Eladio Jimenez, dla mnie raczej zbyt sztywno, tak się obawiam, nigdy sobie nie radzę jak mamy 15% i więcej... zresztą się zobaczy...

Pierwszy tydzień za nami

... myślę, że był to dość łatwy i niezbyt uciążliwy początek Vuelty. To co nas jednak czeka w kolejnych dniach, od dziś poczynając, to już całkiem inny wyścig. 

Dzisiejszy bardzo trudny etap na wymęczenie, osiem premii górskich i do tego finałowy dwudziestojedno kilometrowy podjazd. Moje zadanie to zostać z Ivanem. Roman lub Olivier mogą próbować odjazdu gdyby ktoś atakował na wcześniejszych podjazdach.

Ciężko zgadywać kto mógłby dziś przejąć inicjatywę na ostatnim podjeździe. Jak zawsze dużo niewiadomych na pierwszej mecie pod górę.

Foto: Kasia Szmyd

środa, 2 września 2009

Działo się wczoraj!

Wczoraj wieczorem po wyjściu z samolotu słyszałem jak ktoś mówił, że chciałby ucałować ziemię hiszpańską, że czuje się jakby wracał do domu po wojnie. Działo się wczoraj! Mnóstwo kraks na wąskich drogach, często po kostce czy bruku, nie wspominając o ostatniej mega kraksie na niecałe 3km do mety.  

Ciekawe jakby to wyglądało gdyby to rondko było na 3200m do mety czyli jeszcze przed strefą ochronną... protesty, strajki, walka z sędziami i organizatorami, nerwówka, a dla kilku pewnie pożegnanie z marzeniami o klasyfikacji generalnej. Od nas leżeli Benna i Roman, na szczęście bez poważnych konsekwencji.

Od jutra inny wyścig, nie mniej nerwowy, na pewno z niebezpiecznymi zjazdami i trudnymi do interpretacji trasami ale już na Vuelcie, tej prawdziwej, w Hiszpanii, każdy wyścig jest specyficzny na swój sposób, jak jest rozgrywany tam gdzie być powinien...

foto: corvospro

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Vuelta... w tym roku wyjątkowo ciężka

Pierwszy tydzień bardzo specyficzny jak na wyścig Dookoła Hiszpani. Start z Holandii, która przywitała nas deszczem, wiatrem i zimnem, czyli tym, czego raczej w Hiszpanii nie znajdziemy. No, może poza wiatrem. Etap drugi typowy dla klasyków rozgrywanych na tych terenach, wąskie drogi i mnóstwo zakrętów. 

Dziś, to znaczy na trzecim etapie, było już dużo lepiej, ale jutro znów mieszanina Amstel z Liege, kończąca się podjazdem pod Saint Nicolas. Ten dziwny początek powoduje, że kandydaci do generalki muszą się wyjątkowo pilnować. Póki co ściganie przebiega tak, jak zakładaliśmy na odprawie przed wyścigiem. Przypuszczaliśmy, że żadna ekipa, która ma lidera na klasyfikację generalną nie będzie chciała robić zamieszania i… tak na razie jest.

Pierwszy tydzień zamknie płaska czasówka, która poprzedzi pierwszy etap kończący się pod górę. To pamiętny dla mnie podjazd, bo tam w 2004 roku swój pierwszy etap na Vuelcie wygrał Leonardo Piepoli. To będzie ciężki, męczący etap, cały czas góra-dół, lewa-prawa i na koniec podjazd, który do łatwych nie należy… Na razie trzeba pilnować się jeszcze jutro. Widać, że Ivan jest bardzo silny i wierzę, że zobaczymy to już na czasówce w Walencji.

źródło: eurosport, foto: corvospro

niedziela, 30 sierpnia 2009

To nie dla mnie wyścigi

Dziś ponad 1/3 etapu było po kostce brukowej, wąskie drogi, zakręt na zakręcie, dwóch na ziemi, zwężenie czy wysepka i kolejnych dwóch na ziemi i tak cały etap, to nie dla mnie, nie na moją głowę. 

Co to ma wspólnego z Vuelta Spagna? Kolarstwo potrzebuje jednak sponsorów bo inaczej by go nie było. Najważniejsze, że Ivan czuje się silny, jest mocny, ja też mam dobre odczucia. Byle do Hiszpani!

Foto: corvospro

sobota, 29 sierpnia 2009

Pierwsze koty za płoty

Mogę narzekać na pogodę ale jedno jest pewne, kolarstwo cieszy się tu niesamowitym powodzeniem. Jak jechaliśmy na tor to wszyscy byli w małym szoku, tłumy ludzi które szły by zobaczyć prolog Vuelty, parkingi pękały od tłoku samochodów. A trybuny pełne jakby to było Moto GP!!

Sam wyścig: Bodzio super, mam nadzieje, że rośnie nam specjalista od prologów i krótkich czasówek, ktoś kto już niedługo będzie wygrywał właśnie takie prologi. Cała ekipa pokazała, że gdyby dziś była jazda drużynowa na czas to ciężko by nas było pokonać.

Ja podobnie jak w Rzymie miałem pecha startując w środku ulewy która przeszła nad torem, ale nie ma to większego znaczenia bo „uciąłbym” może max 10 sekund. Odczucia dobre i to ważne. Najważniejsze, że Ivan nie stracił nic do głównych rywali w walce o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.

Od jutra nerwówka, wiatr, bruk, całkiem inna specyfika wyścigu niż zazwyczaj na Vuelcie. Dużo pracy czeka naszych ludzi "od płaskiego"... Maćka, Quinziato, Sabattini.

Foto: corvospro

piątek, 28 sierpnia 2009

Prezentacja

Foto: corvospro

Jedziemy po zwycięstwo

Wywiad dla Eurosportu, pytania zadziwiająco podobne do tych zadanych przez Daniela kilka dni temu!

Jak minęły przygotowania do Vuelty? Czy po Tour de Pologne powrócił Pan do wysokogórskich treningów?
SYLWESTER SZMYD: Na początku pojechaliśmy z drużyną na 8-dniowy trening do San Pellegrino na 2000 m. W kolejnym tygodniu braliśmy już tylko udział w wyścigach: Tre Valli Varesine, Coppa Agostini, Melinda. W środę wylecieliśmy już do Holandii, gdzie w tym roku rozpocznie się Vuelta.

Czy udało się Panu osiągnąć satysfakcjonującą formę?
- Z moją formą było już wszystko w porządku podczas Tour de Pologne. Biorąc pod uwagę fakt, że nie była to moja wymarzona trasa i tak zająłem wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Start w Polsce utwierdził mnie w przekonaniu, że z moją dyspozycją jest nienajgorzej. Podczas Tre Valli Varesine i Coppa Agostini nieźle się umęczyłem. Było to spowodowane dużymi wahaniami temperatur. W San Pellegrino, gdzie trenowałem, temperatura oscylowała wokół 18 stopni C. Natomiast dwa pierwsze klasyki odbywały się w upałach przekraczających 40 stopni. Sobotnia Melinda była już jednak dużo lepsza. We wtorek pojechałem jeszcze na trening górski i dzisiaj mogę stwierdzić, że nie jest źle.

Co ze świeżością, czy pojawi się ona do czasu najważniejszych etapów?
- Przyjeżdżam do Holandii w pełni świadom swojej formy i możliwości. To nie jest tak, że wczoraj wróciłem z obozu wysokogórskiego i że będę męczyć się w wyścigu przez pierwsze dni. Może mi oczywiście brakować rytmu startowego, jednak wydaje mi się, że jestem dobrze przygotowany.

Czym Vuelta a Espana różni się od Giro d'Italia i Tour de France? Który z wielkich tourów jest Pana ulubionym i dlaczego?
- Trudno powiedzieć, bo każdy z nich jest inny. Ponieważ całą karierę jeżdżę we włoskich drużynach, Giro zawsze było dla mnie najważniejsze. W trakcie wyścigu Dookoła Włoch zawsze musiałem pracować na rzecz lidera, który z tego kraju pochodził i któremu bardzo zależało na zwycięstwie. W Tour de France jechałem tylko raz. Jednak zdążyłem poczuć na własnej skórze, że jest to najważniejszy na świecie. Wszyscy przyjeżdżają tam przygotowani na 100% i każdy wie, że jego przysłowiowe 5 minut może zmienić całe jego życie. We Vuelcie zawsze startuje najwięcej specjalistów w jeździe po górach. Pod tym względem jest wiec najtrudniejsza. Każdy z tych wyścigów jest zatem inny. Trudno powiedzieć, który z nich jest moim ulubionym. Jeżeli chodzi o charakterystykę podjazdów, to najlepiej czuje się we Francji. Wiele jednak zależy od tego, kto jest liderem i jakie sa rzeczywiste cele grupy. Tym niemniej podczas Tour de France czuje się ten wyjątkowy dreszczyk emocji. Tutaj każda akcja może zmienić przebieg kariery każdego z kolarzy.

W tym roku kolumnę wyścigu czekają liczne podróże pomiędzy poszczególnymi etapami. Będziecie ścigać się w krajach Beneluksu, Katalonii, Walencji, Andaluzji i Kastylii. Czy mogą mieć one wpływ na postawę kolarzy w trakcie wyścigu?
- Na szczęście podróżujemy wszyscy, a zatem każdy z zawodników odczuje jakoś ten fakt na własnej skórze. Wiadomo, ze jest to bardzo meczące. Vuelta do tej pory charakteryzowała się tym, ze tych przejazdów było niewiele, a w tym roku mam wrażenie, ze wszyscy będą na to narzekać i będą mieli racje. Juz pierwszy dzień odpoczynku przypada na podróż z Belgii do Hiszpanii, zaledwie po 5 płaskich etapach, kiedy jeszcze nikt nie będzie zmęczony. Szkoda tak zmarnowanego dnia odpoczynku, którego po tak krótkim czasie nikt nie będzie potrzebował. Dla kolarzy męczący jest sam przelot. Zamiast odpoczywać w hotelu, czeka nas podróż na lotnisko i kolejne godziny niepotrzebnie spędzone na nogach. Mechanicy, masażyści i cala reszta ekipy musi ten dystans pokonać samochodami. W tym wypadku będzie to prawie 1500 km, które trzeba przejechać w ciągu jednej nocy. Takie przejazdy na wielkim tourze nie sprzyjają wiec nikomu.

Czy profil tras tegorocznego wyścigu Dookoła Hiszpanii jest dla Pana odpowiedni?
- Myślę, ze gór to tu nie będzie brakować (śmiech). Nie studiowałem jeszcze trasy aż tak dokładnie. Zazwyczaj na wyścigach wieloetapowych robie to dzień po dniu, przed każdym z odcinków. Z tego, co miałem okazje się zorientować, to gór jest naprawdę dużo. Aż 3 razy z rzędu będziemy mięć metę usytuowana na podjeździe. Będzie bardzo trudno. Tegoroczny wyścig z pewnością wygra kolarz najmocniejszy. O przypadkowym triumfie nie będzie tutaj mowy. Trzeba być mocnym przez cały wyścig. Jeden dobry dzień w górach to będzie stanowczo za mało.

Czy miał Pan okazję poznać górskie podjazdy, które znalazły się na trasie tegorocznej Vuelty?
- Są takie, które znam doskonale np. Sierra Nevada i La Pandera. Cześć z nich znam nieco gorzej. Nie jechałem oczywiście tymi podjazdami, które w tym roku znalazły się na Vuelcie po raz pierwszy.

Czy miał Pan już okazję rozmawiać na temat taktyki na wyścig z Ivanem Basso? Czy też o takich sprawach rozmawia się w przeddzień każdego z etapów?
- Jedziemy Vuelte po to, by ja wygrać. Taktykę będziemy omawiali w przeddzień poszczególnych etapów. Taktyka nasza i Ivana Basso uzależniona będzie po części od jazdy innych kolarzy. Mam tu na myśli przede wszystkim Alejandro Valverde i Samuela Sancheza.

Wiemy, że liderem Liquigas na wyścig Dookoła Hiszpanii będzie Basso. A jaka rola przypadnie Romanowi Kreuzigerowi? Będzie pomagać Ivanowi czy też dostanie od dyrektora grupy wolną rękę?
- Z tego, co wiem Roman nie nastawia się na walkę w klasyfikacji generalnej. Chce on poprzez Vuelte jak najlepiej przygotować się do startu w mistrzostwach świata. W Hiszpanii chciałby powalczyć o zwycięstwo na którymś z etapów. Jeżeli będzie taka potrzeba, na pewno pomagać będzie Ivanowi.

Kogo zaliczyłby Pan do grona faworytów tegorocznej Vuelty?

- Alejandro Valverde i Samuel Sanchez - oni będą startować u siebie. Będzie to ich pierwszy, wielki tour w tym roku. Zrobią wiec wszystko, aby pokazać się w Hiszpanii. Tym niemniej żaden z nich nie wygrał jak dotąd wielkiego touru. Podczas trzech tygodni ścigania zawsze przydarzał im się jeden słabszy dzień.

Eurosport - Bartosz Rainka,  Foto: Kasia Szmyd


czwartek, 27 sierpnia 2009

Od wczoraj jestem już "na Vuelcie"

... i jakoś ciężko wczuć się w dobrze mi już znaną atmosferę tego hiszpańskiego Wielkiego Touru. 18-20 stopni, popaduje, pochmurno, wiatr, nie wiem jaki to ma sens. 

Dwóch Polaków pojedzie w tegorocznej Vuelcie, zawsze się cieszę jak jest rodak w grupie na Wielkim Tourze bo można z kimś porozmawiać po polsku. W tym wypadku z tej samej drużyny, ba, z tego samego pokoju. Morale od razu inne... chociaż co do nastroju to kilka razy dziś na treningu z Ivanem śmialiśmy się patrząc na siebie mówiąc co my tu robimy, że akurat w roku kiedy przyjeżdżamy na Vueltę pewni siebie i z wielka ochota do walki to musi startować z Holandii. 

Ostatni mój trening odbyłem we wtorek, jak zawsze ta sama trasa przed Wielkim Tourem, za każdym razem z Leo, wczoraj z Jarkiem Dąbrowskim, prawie siedem godzin i ponad 4000m. w górę. Odczucia dobre, nogi kręcą się raczej dobrze. Już na Melindzie nie było źle, pod górę jechało mi się bez większego bólu... 

Tak więc może nawet bardziej niż co roku, patrzę na kolejne dni z dużym optymizmem, który mam nadzieje nie zniknie po pierwszych pewnie cholernie szybkich i nerwowych etapach.

Foto: Kasia Szmyd

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Przed Vueltą

Po krótkiej letniej przerwie rozpocząłeś drugą część swego sezonu startem w Tour de Pologne. A jak wyglądały kolejne tygodnie Twych przygotowań do Vuelta a Espana?

Bezpośrednio po Tour de Pologne poleciałem na osiem dni na San Pellegrino na zgrupowanie wysokościowe tym razem już z ekipa. Stamtąd prosto do Milanu na dwa wyścig z Trittico Lombarda. Organizm bardzo odczuł różnice temperatury i wcześniejszego pobytu w górach i startów tych nie mogę zaliczyć do bardzo pozytywnych, sobotnia Melinda poszła już dużo lepiej.

W swej karierze przejechałeś już 14 Wielkich Tourów i były to przede wszystkim starty w Giro i Vuelcie. Jak byś porównał obie te imprezy? Czy dostrzegasz jakieś zasadnicze różnice między nimi?

Są w różnych krajach, żartuję. Chociaż Vuelta przyznam szczerze, kojarzy mi się zawsze jakby z większym wysiłkiem. Szczególnie pod górę jakby jeździło się szybciej, pod tym względem jest bardziej wymagająca.

Tegoroczna Vuelta zacznie się holenderskim Assen. Przyszłoroczne Giro i Tour również wyrusza z Niderlandów. Jakie jest Twoje zdanie na temat rozpoczynania Wielkich Tourów poza granicami krajów-gospodarzy?

Ktoś pewnie ma w tym interes, ale dla drużyn i samych zawodników jest to bardzo męczące. Po trzech, czterech dniach trzeba znów po etapie wsiadać do samolotu, odpoczynku po takim etapie nie ma, a co najgorsze dzień odpoczynku wypada zaraz w pierwszym tygodniu kiedy nikt nie jest jeszcze zmęczony i niepotrzebnie się traci cenny jeden z dwóch dni odpoczynku. Nie wspominając o obsłudze, która musi przewieźć ciężarówkę, autobus i samochody jadąc prawie całą noc.

Co wiesz o trasie tegorocznej Vuelty. Które góry są Ci znane? Jak uważasz gdzie rozstrzygnie się ten wyścig?

Niektóre jak Sierra Nevada z Alto Monachil czy Sierra Pandera dla przykładu, znam doskonale, ale są też całkiem nowe góry. Myślę, że trzy górskie etapy pod rząd (12-14) będą tymi decydującymi.

Jaka będzie taktyka zespołu Liquigas na hiszpański wyścig? Liderem miał być Basso, ale przecież jedzie też równie mocny Kreuziger. Czy nie grozi Wam dwuwładza, podobnie jak na Giro?

Ale czy na Giro było źle? Swoją drogą w tym wypadku Basso powinien być jednak liderem. Roman mi mówił, że jedzie głównie by się przygotować do Mistrzostw Świata i spróbuje ewentualnie wygrać jakiś górski etap.

Twoim głównym zadaniem będzie pomoc w górach swym liderom, przede wszystkim Basso. Czy poza świetnym wywiązywaniem się z tej roli, liczysz na jakiś dzień względnej wolności by samemu się pokazać - niczym w Giro na Blockhaus?

Myślę, że będzie więcej ku temu okazji, że będziemy się ścigać inaczej niż na Giro dlatego mogą być sytuacje kiedy będę musiał odjechać czy atakować na podjeździe zamiast ciągnąc, to jednak już sam wyścig pokaże.

W kim upatrujesz głównego faworyta najbliższej Vuelty i zarazem najgroźniejszego rywala dla Ivana Basso? Hiszpanie czyli Valverde, Sanchez, Mosquera, a może "stranieri" tzn. bracia Schleck lub Evans? A może ktoś inny?

Pewnie wszystkie nazwiska faworytów zostały wymienione w pytaniu, zdecydowanie jednak myślę w rolach głównych wystąpią Hiszpanie.

Zaraz po Vuelcie mamy Mistrzostwa Świata na trudnej trasie w szwajcarskim Mendrisio. Jesteś w tzw. szerokiej kadrze na te zawody. Kiedy podejmiesz ostateczną decyzję na temat startu i czy Twoim zdaniem start w trzytygodniowym wyścigu to optymalna forma przygotowań MŚ będącej wszak rodzajem klasyku?

Tego, że jest to najlepsza forma przygotowań nie muszę mówić. Wystarczy sobie przypomnieć kto walczy i wygrywa na mistrzostwach, są to ludzie którzy jadą Vuelte. Podobnie rok temu w Pekinie czołówka to byli ludzie którzy kilka dni wcześniej skończyli Tour de France. Jak już mówiłem o moim występie w MŚ zdecyduję w połowie hiszpańskiego touru, o ile wciąż będę miał jeszcze o czym decydować. Na razie myślami jestem już w Hiszpanii, a raczej Holandii.

Z Sylwestrem rozmawiał Daniel Marszałek

foto: Paweł Szyktanc

czwartek, 13 sierpnia 2009

Jeszcze o Tour de Pologne

Cały czas myślę o nim i powiem, że tak organizacja jak i kibice bardzo, bardzo mnie zaskoczyli... Pan Lang mi obiecał, że w przyszłym rok postara się znaleźć metę pod górę, a ja będę wracać na TdP już tylko po to by go wygrać...

Po wyścigu dyrektor Casse d'epargne stwierdził, że jego zdaniem gdyby meta była pod górę, wyścig byśmy rozegrali miedzy sobą, Moreno i ja. Sama

Polska niektórym się podobała, Marzio powiedział mi któregoś dnia, że mógłby tu nawet mieszkać. Został zresztą kilka dni w Polsce po wyścigu by poznać ją lepiej.

Mistrzostwa Świata… zobaczymy, jest jeszcze czas. Śmieszy mnie powracająca czasem dyskusja, że się wycofałem na Igrzyskach Olimpijskich, itd. bardzo laicka i mało mająca wspólnego z kolarstwem zawodowym. Można nie mieć dnia i się wycofać, a rok później walczyć, to właśnie sport.

Nie chcę by ktoś mi mówił, że mam wyścig skończyć, bo nie po to bym jechał, nie chcę by ktoś z góry próbował nazwać moje powołanie do kadry jako jeszcze jedna szansa po tym jak sie gdzieś 5lat temu wycofałem, bo ja takiej "szansy" zatem nie chce. Jestem zawodowcem który ciężko pracuje niezależnie od tego czy dojeżdżam z przodu czy sie wycofuje. Co za chore myślenie o sporcie!!
foto:Marek Kotowicz

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

I po TdP

Lepiej być nie mogło, nawet jakbym był jeszcze mocniejszy, to i tak bym nic więcej nie ugrał, patrząc na to, że o wyścigu zadecydował finisz w Krynicy przy 80km/h... A to mi pozostawia mały niedosyt..., gdyby chociaż finisz był na płaskim, albo trochę cięższy jak przystało na górski etap, myślę, że z kolarzami typu Moreno mógłbym powalczyć, bo „wyfiniszować” Ballana, to raczej mało możliwe. Stąd przysłowiowe 20 cm, a zmienia kolosalnie suchy wynik.

Patrząc jednak na to, że wyścig ewidentnie nie po "mojej" trasie, że nigdy nie walczę na tak nerwowych i rozgrywanych na sekundy wyścigach, i że trenowałem tylko miesiąc przed wyścigiem, to bardzo się cieszę z tego jak poszło. Byłem bliski podium, nigdy nie wykazałem minimum słabości, jest dobrze czyli powinno być jeszcze lepiej.

Od wczoraj jesteśmy już na Passo San Pellegrino, zostanę tu do Trittico, z którego pojadę Tre Valli i Agostoni, i później Melinde.
fot. Tomasz Kwiatkowski

Moim zdaniem Sylwek jest jednym z najlepszych kolarzy w zespole

Jak układa się Panu współpraca z Sylwestrem Szmydem?

- Moim zdaniem Sylwek jest jednym z najlepszych kolarzy w zespole. Jest on zawodnikiem, który potrafi wygrywać, co udowodnił w tym roku na Mont Ventoux. O jego wielkich możliwościach mogliśmy się przekonać również w trakcie Tour de Pologne. Sylwek jest niezwykle cennym, wręcz niezastąpionym kolarzem dla każdego lidera, który planuje zwyciężać w wielkich tourach.

Czy planuje Pan start w przyszłorocznym Tour de France z Sylwestrem Szmydem u swego boku?

- W tym momencie jesteśmy skoncentrowani na przygotowaniach do Vuelty, gdzie chcemy wygrać. W związku z tym snucie planów na kolejny sezon jest zdecydowanie przedwczesne. Tym niemniej obecność Sylwka we wszystkich wyścigach, w których będę chciał w przyszłym sezonie wystartować, będzie absolutnie priorytetowa.

W tegorocznym Tour de Pologne to Pan pomagał na trasie Szmydowi.

- Tak jak już wspomniałem wcześniej, Sylwkowi bardzo zależy, aby występować w głównej roli w swoim narodowym wyścigu. W tej sytuacji było oczywiste, że będę na niego jechał. Podczas piątkowego etapu z metą w Zakopanem w pewnym momencie wydawało się, że prowadząca ucieczka będzie w stanie dojechać do mety. Stało się oczywiste, ze będziemy musieli gonić z całych sil. Postanowiłem wówczas wyjść na czoło peletonu i narzucić grupie możliwie mocne tempo. Chciałem zrobić to dla Sylwka, ponieważ on na to zasługuje. Wierzę, że podczas Vuelty to on będzie dla mnie wielkim wsparciem.

źródło: eurosport.pl

fot. Andrzej Mysiak

niedziela, 9 sierpnia 2009

Sylwester Szmyd pamięta cios przed igrzyskami. Pojedzie w MŚ?

Sylwester Szmyd dostał powołanie i zbudujemy drużynę na mistrzostwach świata w Mendrisio pod niego. To trasa dla niego, ma na niej duże szanse na sukces - mówi trener kadry Piotr Wadecki. Ale Szmyd się waha

Do wyścigu o tytuł mistrza świata kolarze zawodowcy ruszą 27 września. Szmyd odpowiedział Wadeckiemu, że będzie myślał nad problemem. - Ja nie chowam długo urazów, ale trudno zapomnieć mi to, co zrobili ze mną przed igrzyskami - mówi Sport.pl i "Gazecie Wyborczej" najlepszy polski kolarz.

Szmyd, 31-letni wychowanek Rometu Bydgoszcz, jeden z najlepszych na świecie "gregario", czyli pomocników, długo był ignorowany przez Polski Związek Kolarski. Zdaje się, że za to, iż wielokrotnie krytykował fatalny stan kolarstwa. Podkreślał, że zawodową karierę można zrobić, wyjeżdżając jak najszybciej z Polski - sam wyjechał do Włoch 12 lat temu. Wątpił też, czy najlepszą metodą na odbudowanie dyscypliny jest kilkudziesięciomilionowa inwestycja w tor kolarski w Pruszkowie - oczko w głowie wieloletniego prezesa PZKol Wojciecha Walkiewicza.

Mimo że rok temu był jedynym polskim zawodnikiem w Tour de France, powołania na start w igrzyskach nie otrzymał. - To wszystko jakiś absurd. Nie chcę o sobie za dobrze mówić, ale sam fakt jazdy z najlepszymi powinien być wzięty pod uwagę przy nominacjach olimpijskich - mówił Szmyd, który o powołaniach na Pekin dowiedział się z telegazety. - Już osiem lat mam zawodowy kontrakt, jestem w dziesiątce na mecie najlepszych wyścigów. Chyba o nominacjach decydują jakieś układy. Nie mogę tego zrozumieć.

- Takie igrzyska się nie powtórzą. Naprawdę wściekłem się, kiedy zobaczyłem w transmisji trasę olimpijskiego wyścigu - mówi Szmyd. - Idealna dla mnie, typowa dla górali, a moja forma była fenomenalna. Gdyby taka sama trasa i forma były w Mendrisio, na pewno bym wystartował, a tak boję się trochę, że związek wykorzysta mnie do poprawy swojego wizerunku albo w razie braku sukcesu znajdzie kozła ofiarnego. Ale zastanawiam się. Powiedziałem Piotrowi Wadeckiemu, że dam odpowiedź w połowie Vuelta a Espana.

- Trasa w Mendrisio jest idealna dla niego - mówi jednak Wadecki. - Przejechałem ją kilka razy i wiem, że choć wzniesienia nie są długie, to 19 okrążeń zrobi swoje. Stworzymy drużynę pod niego, która wesprze go w walce. Ma spore szanse na sukces. Zwłaszcza że w tym sezonie jest w bardzo dobrej formie - argumentuje Wadecki i podkreśla, że ze Szmydem rozmawiali w polubownym tonie podczas Tour de Pologne.

Szmyd rzeczywiście jeździ w tym sezonie doskonale. Świetnie pomagał Ivanowi Basso podczas ostatniego Giro d'Italia, wygrał najbardziej spektakularny etap w Dauphine Libere - na Mt Ventoux - i wystartuje w Vuelta a Espana, by znów pomagać Basso. Zabiega o niego m.in. grupa Astana, w której jeździ legendarny Lance Armstrong.
źródło: Gazeta Wyborcza foto: Marek Kotowicz