wtorek, 31 maja 2005
Powoli muszę dojść do siebie
Nieważne. Chociaż szkoda, bo praktycznie na niczym nie zależało mi tak jak na tym Giro. Ale takie są oblicza sportu wyczynowego. To było zdecydowanie najcięższe Giro ze wszystkich w których startowałem. Ale bez wymyślania ile to gór nie było, bo te naprawdę ciężkimi robią kolarze. Zależy to bowiem od poziomu zawodników na starcie, a w tym roku przez Pro Tour (o czym już wcześniej wiele razy wspominałem) poziom był bardzo wysoki co oczywiście jest jak najbardziej pozytywnie dla samego wyścigu.
Zaskoczyli mnie na Giro na pewno Basso i Savoldelli. Spodziewalem się, że będą mocni ale nie, że aż tak! Szczególnie Ivan na czas a "Savo" w górach. Największym jednak zaskoczeniem był Di Luca i to pewnie dla wszystkich. Damiano myślę że trochę zawiódł. Na koniec już nawet miał problemy z motywacją i koncentracją. Z naszej porażki myślę, że najbardziej cieszyli się kibice, bo tych akurat z tego co widziałem Simoni ma niewielu. Jak można było również zauważyć inni kolarze w peletonie też byli bardziej zadowoleni ze zwycięstwa "Savo" niż "Gibo". Przyznam, że u nas w ekipie panowała trochę pogrzebowa atmosfera po sobotnim etapie i w niedzielę. Ale cóż nie zawsze można wygrywać.
Nawiąże jeszcze na chwilę do soboty, a właściwie do Colle delle Finestre. Jak zawsze więcej opowieści niż prawdy. Po szutrze jechało się bardzo dobrze, podjazd nie był tam już tak stromy jak wcześniej na odcinku asfaltowym, gdzie praktycznie cały czas potrzebne było przełożenie 39 x 25. Przeszkadzały nam i to mocno samochody techniczne które czasem przejeżdżały z nadmierną prędkością. Za kilka dni powinienem być w Polsce. Żadnych planów startowych. Solidna, ale spokojna praca. Wznowię wyścigi od lipca. Najważniejsze to znaleźć znów motywację i wolę walki jeszcze większą niż przed Giro. Pozdrawiam i dziękuje wszystkim za kibicowanie w trakcie całego Giro.
piątek, 27 maja 2005
Trochę się nerwowo zrobiło
czwartek, 26 maja 2005
Dziś pracowałem, ciągnąłem do ostatnich podjazdów
wtorek, 24 maja 2005
Zawsze jak się zdarzają takie rzeczy to na chwilę zatrzymuje się i zastanawiam
Bo czy można inaczej? Tak samo mógł to być każdy z nas spędzający co dzień wiele godzin na rowerze. Rodzinie, najbliższym, przyjaciołom Adama najszczersze wyrazy współczucia.
We Włoszech na wtorkowym treningu Adam Krajewski członek Młodzieżowej Kadry Narodowej na szosie, absolwent Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie, wielokrotny reprezentant Polski miał śmiertelny wypadek. Był młodym utalentowanym i świetnie zapowiadającym się kolarzem. Była przed nim wspaniała przyszłość w kolarskim peletonie...
Adam Krajewski w ubiegłym roku reprezentował barwy Legii Warszawa Bazyliszek (odpracowywał służbę wojskową). W tym roku wrócił do Klubu Sportowego KTC Konin i wyjechał na staż do Włoch gdzie reprezentował barwy klubu CENTRO CONVENIENZA ESSE.
Adam był Mistrzem Polski Juniorów w wyścigu ze startu wspólnego na szosie, wielokrotnym medalistą Mistrzostw Polski na torze między innymi: Młodzieżowym Mistrzem Polski w madisonie, Młodzieżowym Mistrzem Polski w drużynie, Vice Mistrzem Polski Elity w drużynie. W ubiegłym roku jadąc w barwach Młodzieżowej Reprezentacji Narodowej na 2 etapie Tour de Pologne zajął 6 miejsce.
Informacja Polski Związek Kolarski
niedziela, 22 maja 2005
Etap 14 - Stelvio! Nic strasznego dla chcącego
Muszę wspomnieć o atmosferze, o tysiącach ludzi na podjazdach i wzdłuż ulic większych i mniejszych miasteczek, przez które przejeżdżamy. Dziś pod Stelvio, wczoraj pod każdym innym podjazdem, mnóstwo ludzi dopingujących i zachęcających do wysiłku. Cieszy to, bo w ostatnich latach kibice krzywo patrzyli na kolarstwo, a i mniej było ludzi na ulicach. Fakt, że przejazd Giro jest traktowany praktycznie jak święto narodowe, a już na pewno jeśli w danym mieście jest start lub meta etapu. Czytałem dziś w komunikacie, bo i takie wiadomości podają, że dzisiejszą relację na żywo na RAI-3 obejrzało trochę ponad 3 miliony ludzi, a maksymalnie aż 4,5 miliona (45%). Niezły wynik, prawda? Wracając do etapu. Basso już nie ma. Został "Savo" i niespodziewanie Di Luca. Nikt, myślę naprawdę nikt, nie spodziewał się że Danilo tak dobrze pojedzie górskie etapy. Ja też nie.
sobota, 21 maja 2005
Myślę, że to był jeden z cięższych
piątek, 20 maja 2005
Ciężkie jest Giro w tym roku
Etap czwartkowy był pierwszym z górskich - początek prawdziwego ścigania. Taktyką naszą było mocne tempo pod pierwszy podjazd i tam ja miałem nadawać tempo. Ciągnąłem mało, więcej na kole kolegi. Zostało nas około pięćdziesięciu. Dalej pracowałem pod Passo Duran tzn. jej pierwsze 2-3 kilometry, a potem Sabaliauskas zrobił "wyciągarę" pod atak Simoniego. Tak miało być tylko, że potem tempa najlepszych (wśród, których ciągnął Darek Baranowski) nie wytrzymał Damiano, tracąc na szczycie już ponad 3 minuty. Na ostatnim podjeździe tempa Basso nie wytrzymał Simoni i na mecie był trzeci. Trochę nas sprali, ale powiem szczerze, że nikt się u nas w ekipie nie załamał się czy też zdołował. Przeciwnie, Gibo ma jeszcze większą ochotę do walki, a Damiano... właśnie, dziś trochę z nim rozmawiałem. Widać, że wbrew temu co mówi męczy się trochę psychicznie i nie jest do końca spokojny. Ale teraz musi udowodnić tak sobie jak i innym, że to był tylko zły dzień. Nasza ekipa zacznie atakować od jutra. Ja w odjazdy nie mam się zabierać. Moim zadaniem będzie Być przy "Gibo" i ciągnąć kiedy będzie taka potrzeba. Passo Erbe jest najcięższym z jutrzejszych podjazdów, Gibo musi atakować Basso, a my wcześniej mamy pozbawić Ivana wsparcia ekipy.
Dzisiejszy (dwunasty) etap był beznadziejny. Nie lubię takich. Jechaliśmy przysłowiowe 3 km/h przez połowę dystansu, nogi zamulone. Potem jak się grupa za sprawą Fassa Bortolo i CSC rozkręciła, to każdy hopek sprawiał ból. Ale takie właśnie są tego rodzaju etapy. Na szczęście mogłem porozmawiać z "Rybą". Obiecałem mu, że jak wygramy Giro to mu sprezentuję singiel Depeche Mode "Enjoy the silence" z żółtą okładką. Mało ich, więc trzeba na aukcjach szukać. Mam nadzieję, że mu ten prezent będę mógł sprawić!
wtorek, 17 maja 2005
Dzień odpoczynku
Śmiało można powiedzieć, że wyścig zacznie się od czwartku, chociaż i dotychczasowe etapy nie były wcale łatwe dla tych którzy jadą klasyfikacje generalną. Nerwowe i niebezpieczne końcówki, kraksy które często dzieliły peleton, długa czasówka - wciąż trzeba było być uważnym i skoncentrowanym. Od czwartku powinno być "łatwiej" bo więcej będzie już zależało od sił w nogach. Zapowiadają brzydką pogodę i stad pod znakiem zapytania stanął nawet przejazd przez przełęcz Stelvio. Zobaczymy jak będzie. W ekipie spokój, dodajmy, że przed burzą. Nie ma co ukrywać, że obydwaj nasi liderzy chcą wygrać, ale myślę że to góry wskażą tego mocniejszego. Nie zapominajmy też o rywalach, którzy na pewno nie mają zamiaru tylko przyglądać się ich poczynaniom.
niedziela, 15 maja 2005
Znów my ciągnęliśmy prawie cały etap
piątek, 13 maja 2005
To co mnie dziś zdziwiło
czwartek, 12 maja 2005
Właściwie to ciężko opowiedzieć o tym co się dzieje na etapach
Dziś Bettini trochę przesadził z tym odjazdem. W następnych dniach będziemy oglądać to co dziś już było widoczne, choć jeszcze nie do końca. Mam na myśli dwa wyścigi, jeden z przodu o wygranie etapu oraz drugi z tyłu o klasyfikację generalną. Łowcy etapów na tym Giro to przede wszystkim Hiszpanie oni po to tu przyjechali. Właściwie dziś jechaliśmy spokojnie, trochę dyktowaliśmy tempo do spółki z Domina Vacanze, ale po ostatnim podjeździe na jakieś 50 kilometrów do mety, kiedy już było tylko 1:30 straty do prowadzących część grup się zeszła i nagle nikogo nie interesowało już gonienie czołówki z Bettinim. My wiedzieliśmy doskonale że Di Luce zależy na tym etapie bo może wziąć też koszulę lidera. Podjechałem do niego z Damiano i zapytaliśmy co on robi!? Odpowiedział, że mają dwóch kolarzy z przodu i nie chcą gonić, a poza tym ich dyrektor sportowy nie daje im sygnału do pogoni. Na to Damiano odrzekł, że przecież Danilo może wziąć koszulę (w razie wygrania etapu), a jego koledzy to na pewno etapu nie wygrają! W końcu zaczęli gonić. Czasem trudno zrozumieć niektórych zawodników a jeszcze trudniej ich dyrektorów sportowych. Finisz nam nie wyszedł - Damiano nie był dziś wystarczająco mocny. Spokojnie, jest podenerwowany, niektórzy chcą żeby wszystko i w każdym terenie wygrywał. Przyjdą góry to zobaczymy. "Gibo" miał dwa dni temu gorączkę, a teraz boli go trochę gardło, tak że prawie głos stracił. Jeszcze jedno, wszyscy jak pamiętam, co roku narzekają na niebezpieczne końcówki etapów i mają rację. Mamo, myślę że naprawdę trzeba się namęczyć żeby znaleźć takie beznadziejne finisze. Chyba ten kto to ustala nigdy nie jeździł na rowerze albo to jakiś wyjątkowo sfrustrowany typ!
wtorek, 10 maja 2005
Wcale te etapy mi szybko nie mijają
poniedziałek, 9 maja 2005
Tak jest dużo lepiej - mniej monotonnie
sobota, 7 maja 2005
Krótko. Zaczęło się!
piątek, 6 maja 2005
No i jesteśmy - 88. Giro d'Italia rusza
Tak minął mi ostatni dzień przed Giro. Czuję się dobrze, myślę że jestem dobrze przygotowany. Dawno nie jeździłem długich podjazdów, nie wiem jak będzie w górach, ale startuje ze spokojem i czystym sumieniem, że nie zaniedbałem nic w przygotowaniach. Czeka nas ciężka praca od pierwszego dnia. Jak powiedział dziś "Gibo" na odprawie, inni muszą widzieć że jesteśmy silną i dobrze zgraną drużyną. Podobnie powiedział "Martino" odnosząc się do "Gibo" i Damiano, że nasza siła jest w tym że oni będą razem, w zgodzie, zjednoczeni! Jak wszyscy to zauważą to zrozumieją, że ciężko będzie nas pokonać. Basta, bo jeszcze powiem za dużo! Nie liczcie na wojnę miedzy nimi, nic niespodziewanego się nie wydarzy.
poniedziałek, 2 maja 2005
Ostatnie wyścigi przed Giro d'Italia za mną
Miłe to były wyścigi bo spotkałem praktycznie większość polskich zawodników jeżdżących w Italii. Przemek Niemiec ściga się już kilka lat we Włoszech i pod względem stażu jest tuż po mnie. Dopiero co podpisał swój największy kontrakt na który całkowicie zasłużył. Często atakuje na wyścigach i bardzo dobrze radzi sobie w górach. Myślę że po kolejnych dwóch latach w Miche (na tyle podpisał nowy kontrakt) i wygraniu jeszcze kilku wyścigów będzie gotowy do zrobienia konkretnych wyników na poważniejszych imprezach. Z jego kolegami klubowymi (braćmi Kohutami) znam się najdłużej. Sławka znam jeszcze z czasów kadry juniorskiej. Seweryna z reprezentacji młodzieżowej (do lat 23). Sławek był z pewnością jednym z lepszych polskich kolarzy ubiegłego sezonu. Myślę, że trzeba go zaliczyć do kolarzy wszechstronnych. Widzę, że spokojnie zaczął ten sezon, tak więc na wyniki z jego strony liczę w drugiej połowie sezonu. Sewerynowi (starszemu bratu Sławka) brak trochę regularności. Miewa sezony wyjątkowo udane i te znacznie poniżej swojego poziomu. Przyznam że z każdym z tych panów dogaduje się znakomicie i bez żadnych problemów, jak chyba z całą resztą "włoskiej Polonii" o której wspomnę przy najbliższej okazji.
piątek, 29 kwietnia 2005
Jestem w drodze na wyścig
Polubiłem wyścigi Pro Touru. To jest światowe kolarstwo i prawdziwe ściganie. Jak mówią prawie wszyscy jest kolosalna różnica między wyścigami tego cyklu a pozostałymi. Niebo a ziemia - z tym stwierdzeniem każdy zawodnik z ekip PT się zgodzi. Myślę, że jeżdżąc te wyścigi można podnieść swój poziom. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, iż łatwo jest wygrać te pozostałe. Jutrzejszy wyścig (GP Industria e Artigianato w Larciano) jest ciężki i pewnie rozegra się na podjeździe i po finiszu z mniejszej grupki. W niedzielę (Giro di Toscana) będzie dużo łatwiej i pojedziemy na Bennatiego. Zobaczę się wówczas z większością Polaków ścigających się w Italii i może później skuszę się żeby coś o niektórych z nich napisać.
poniedziałek, 25 kwietnia 2005
sobota, 23 kwietnia 2005
Spokojne, ale strasznie nudne te dni między Strzałą
środa, 20 kwietnia 2005
Zastanawiam się czy uda się Danilo Di Luce
Wracając do naszej drużyny. Wczorajszy dzień spokojny tzn. dwugodzinna przejażdżka w lekkim deszczu, masaż i wczesne pójście spać. Dziś z rana było chłodnawo, ale najważniejsze że nie padało. Z rozgrzaniem się też nie było problemu, bo od startu "a bloc" skoki, jeden za drugim. Właściwie trzeba powiedzieć, że cały wyścig toczył się w dość dużym tempie. Damiano cały czas czuł się dobrze, był pozytywnie i walecznie nastawiony. Cała ekipa starała się jechać z przodu wraz z nim. W końcówce pomogliśmy tez gonić odjazd zawodnikom z Liquigas i Illes Balears. W pierwszej grupie dojechałem do ostatniego kilometra czyli do podnóża Mur de Huy, a dalej już spokojnie. Nogi juz nie było, czułem że jest już trochę ubita. Muszę powiedzieć jednak że jestem zadowolony z dzisiejszego występu. Cała ekipa dobrze pracowała, a i ja nie czułem się najgorzej. Poza małym katarem, którego nie mogę się pozbyć jest O'K.
Po mecie Damiano był trochę zawiedziony i mówił, że czuł się dobrze, ale na jakieś 300 metrów do mety "odbiły mu korby". Inni mieli jeden bieg więcej, a jemu brakuje mu trochę siły. Starałem się go uspokoić. Nie ma się co martwić, bo przecież ludzie którzy walczą na ardeńskich klasykach przygotowywali się stricte właśnie do nich i dla nich te klasyki są tym czym dla Damiano Giro. Nic to - teraz trzy dni odpoczynku. W piątek pojedziemy na treningu ostatnie 120 kilometrów z L-B-L. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za kibicowanie - a najbardziej mojej siostrze, jakby nie było jednemu z moich największych kibiców!
sobota, 16 kwietnia 2005
Ostatni tydzień był raczej czasem odpoczynku
Sądzę, że Cunego myśli poważnie o Liege-Bastogne-Liege. Jakby nie było to pierwszy tak poważny sprawdzian dla tych wszystkich, którzy przygotowują się do Giro d'Italia. Po tym wyścigu będzie można wiele powiedzieć o tym kto w jakiej dyspozycji stanie dwa tygodnie później na starcie Giro. Pytałem się go dziś wieczorem czy jedziemy żeby wygrać L-B-L, a on mi na to że nie tylko Liege ale i Strzałę Walońską! To dobrze, bo liczy się takie nastawienie. Moi faworytami na Ardeny są ci zawodnicy, którzy walczyli w Kraju Basków czyli przede wszystkim Di Luca, ale także: Rebellin, Aitor Ose czy Constantiono Zaballa. Po klasykach jadę prosto do Szwajcarii na Tour de Romandie. Zapoznałem się juz z trasami jej tegorocznych etapów. Jak zawsze zapowiada się ciekawy wyścig. Bardzo go lubię - w 2002 roku wygraliśmy go pracując na Dario Frigo. Natomiast w zeszłym roku przyznam, że byłem zadowolony z własnej w nim dyspozycji. Jak będzie w tym roku zobaczymy.
sobota, 9 kwietnia 2005
Szybko, ciężko, zimno i w deszczu
czwartek, 7 kwietnia 2005
Kolejne zwycięstwo Valverde
środa, 6 kwietnia 2005
Dziś był prawdziwy etap Vuelta al Pais Vasco
wtorek, 5 kwietnia 2005
Nie patrzcie wiecznie na klasyfikację generalną
Jak będzie jutro zobaczymy. Czy będzie odjazd czy finisz z większej grupy my mamy być zawsze blisko Damiano robiąc wszystko aby on sam stracił jak najmniej sił i energii. Takie jest założenie odnośnie naszego ścigania się w konkretnych wyścigach. Najlepiej od razu pozbyć się własnych ambicji, wtedy łatwiej się pracuje. Oczywiście będą wyścigi z "wolną" ręką, ale na razie pracuję na tego kto może wygrać czy po prostu zrobić dobry wynik. W ekipie nerwówka bo w klasyfikacji Pro Touru jesteśmy na samym końcu. Trochę się cieszyliśmy z szóstego miejsca Alessandro Ballana we Flandrii co pozwoliło nam zarobić parę punktów. Pozdrawiam i do usłyszenia.
poniedziałek, 4 kwietnia 2005
Ze smutkiem w sercu
Vuelta al Pais Vasco - mój debiut w Pro Tourze. Rozumiem teraz co miał na myśli "Leo" mówiąc po Paryż-Nicea, że w peletonie jest ciągły stres, nerwówka. Mamo, takie napięcie że igły by się nie wcisnęło. Ciągłe przepychanie, walka o pozycje. Etap nie był ciężki, krotki i w końcówce bardzo szybki. Jedyną trudnością na tym etapie był prawie 3-kilometrowy podjazd na 10 km przed metą. Pojechaliśmy rano na przejażdżkę i przejechaliśmy m.in. ten podjazd by go sprawdzić. Cały etap czułem się nie najlepiej, potem podjazd "wziąłem" trochę za bardzo z tyłu, ale udało mi się przejść wystarczająco blisko szpicy grupy aby wjechać z pierwszymi. Na ostatnim podjeździe było już dużo lepiej - "noga była". Więcej problemów miałem z tym by zjechać z przodu, bo ktoś mi po drodze dziurę do czołówki zrobił. Na ostatnich 200 metrach puściłem już koła, miałem dość. Generalnie jednak swój występ na pierwszym etapie muszę ocenić pozytywnie.
Jutro będzie już ciężej. Myślę, że podjazd na metę znam i jechałem go na Bicicleta Vasca dwa lata temu. Jeśli to ten co myślę to nie jest on ciężki - ładna, szeroka droga prawie do samej mety. Jedziemy na Damiano całą ekipą.
środa, 30 marca 2005
Wyścig poniedziałkowy właściwie mało przypominał wyścig
O klasykach, które właśnie na dobre się zaczynają za wiele powiedzieć nie mogę poza tym, iż bardzo lubię je oglądać w telewizji. O ile jednak Flandria (Ronde van Vlaanderen) czy Paryż-Roubaix to wyścigi całkowicie nie dla mnie, o tyle Amstel Gold Race czy Liege-Bastogne-Liege mógłbym już pojechać i tak zresztą miało być w tym roku jak już wcześniej wspomniałem. Te dwa wyścigi oraz Strzałę Walońską przejechałem trzy lata temu i powiedziałem basta - jak nie będę musiał to tu nie wrócę. To imprezy, na które trzeba jechać jak najlepiej przygotowanym i z odpowiednią motywacją tj. być nastawionym na walkę. Nie należy ich traktować tylko jako element przygotowawczy do późniejszych startów. To po prostu długie, ciężkie wyścigi w bardzo silnej obsadzie. Do tego trzeba dodać, że o tej porze roku w Belgii można spotkać każdą pogodę. Siedzi się tam przez tydzień i często nie ma nawet możliwości potrenowania, bo albo pada śnieg, albo deszcz czy grad i są akurat 3 stopnie Celsjusza. Ja po powrocie z Belgii w 2002 roku miałem odczucie jakbym się cofnął z formą o dwa tygodnie. Poza tym jak zawsze powtarzałem, klasyki są nie dla mnie. Nie jestem kolarzem, który jest w stanie dać z siebie wszystko na tym jednym, jedynym wyścigu, w ciągu określonych kilku godzin. Wolę wyścigi etapowe, gdzie wysiłek po części się rozkłada, ale gdzie najważniejsza jest wytrzymałość i regeneracja dzień po dniu.
sobota, 26 marca 2005
Semana Catalana - 21 miejsce w "generalce"
Już wczoraj wróciłem z Hiszpanii. Poranek Wielkanocny spędzę w domu z narzeczoną, która przylatuje dziś wieczorem. Jutro wieczorem lecę już jednak na wyścig jednodniowy Giro Provincia di Reggio Calabria. Później (od 4 kwietnia) startuje w Vuelta al Pais Vasco i to będzie mój pierwszy start w wyścigu z cyklu ProTour, a dalej w tym samym regionie Klasika Primavera (niedzielę 10 kwietnia). A co do VaPV ciekaw jestem postawy Ibana Mayo, który na zbyt mocnego podczas Semana Catalana nie wyglądał. Tymczasem VaPV był dla niego zawsze najważniejszym startem w pierwszej części sezonu. Darek Baranowski mówił mi, że do Giro d'Italia nie będzie się już ścigał, a ja w tym czasie mam całe mnóstwo wyścigów - nie wiem nawet czy nie za dużo. Co prawda nie byłbym spokojny jadąc na Giro po 6-tygodniowej przerwie w startach, ale z drugiej strony jechać wyścig za wyścigiem przed tak wymagającą imprezą jak Giro? Zobaczymy jak to wyjdzie - na szczęście pomiędzy kolejnymi startami mam około 10-12 dni przerwy.
Życzę Wszystkim Spokojnych Świąt Wielkanocy.
sobota, 19 marca 2005
A jednak Alessandro Petacchi !
Ostatnio słyszałem glosy wielu ludzi którzy mówili, że "Peta" wygrywa tylko dlatego że ma mocną drużynę i że bez swojego "treno" nic nie byłby w stanie zrobić. Tymczasem na dzisiejszym finiszu widzieliśmy pełną moc Petacchiego gdy wystawiony na wiatr przez Paolo Bettiniego (rozprowadzającego swego sprintera Belga Toma Boonena) i pozostawiony bez swej drużyny przeszło 200 metrów przed metą po lekkim zawahaniu sam zaczął finisz i wszystkich praktycznie zerwał z koła! Na przejażdżce rano jechałem z kolegą, właścicielem jednego z tutejszych hoteli i zarazem wieloletnim przyjacielem Petacchiego, który wczoraj wspomniał, że rozmawiał wczoraj z "Petą". Aleksandro mówił mu, że czuje się mocny, a w zeszłym roku był zbyt pewny siebie i wiedząc że doskonale finiszuje na cięższych wyścigach przed San Remo odpuszczał. W tym roku nawet na etapach (np. Tirreno-Adriatico) nie w jego typie starał się trzymać czołówki do samego końca, męcząc się strasznie i dając się "naciągać". Takie podejście miało poprawić jego wytrzymałość na końcówce wyścigu (M-SR), bo w zeszłym roku mimo że był w grupie, nie miał kompletnie nogi aby skutecznie zafiniszować. Cieszę się, że wygrał bo to w końcu sąsiad i znajomy z treningów.
A ja jadę jutro na Semana Catalana. Jestem trochę poobijany bo wczoraj się wywróciłem na treningu. Cóż, zdarza się. "Leo" (Leonardo Piepoli) opowiedział mi ze szczegółami podjazd pod metę na trzecim etapie i chyba mi się on spodoba. Właśnie przeliczyłem, że w jedenaście dni zrobiłem wraz z Arkiem Wojtasem prawie 1400 kilometrów. Dużo, ale przede wszystkim godzin konkretnej pracy.
czwartek, 17 marca 2005
Wczoraj odbyłem praktycznie ostatni trening
Dwa dni temu z Paryż-Nicea wrócił Piepoli. Mówił że we Francji był bardzo wysoki poziom, a najbardziej męczyło wszystkich wysokie tempo na płaskich i pofałdowanych etapach. Liczne ataki, próby odjazdu, a przez to nerwówka - jednym słowem ciągły stres. Między innymi na skutek tych okoliczności zaliczył kraksę i jest teraz cały poobijany bo mu po plecach przejechali. Zażartowałem sobie z niego, że jak kolarze widzieli coś małego i żółto-czarnego (stroje Saunier Duval są żółte, a rowery koloru czarnego) to myśleli że to "śpiący policjant" jakich wiele na szosie i może usiłowali go przeskoczyć. Z kim bym ostatnio nie rozmawiał to wszyscy jako głównego faworyta na sobotę (M-SR) upatrują we Freire. To mnie nie dziwi po tak spektakularnych finiszach na Tirreno-Adriatico. Może mu się udać, bo nawet jeśli miałoby nie dojść do finiszu z większej grupy to trudno będzie zgubić na podjeździe pod Poggio Hiszpana będącego aż w takiej formie. Jeszcze jedną jego zaletą jest znakomita wytrzymałość. Proszę zwrócić uwagę że spora część imprez, które dotąd wygrał to wyścigi bardzo długie i raczej ciężkie. Nie szukając daleko do tej grupy wyścigów można zaliczyć wszystkie Mistrzostwa Świata czy Milano-San Remo bardzo wymagający zważywszy na maratoński dystans. Będzie ciekawie to pewne!
niedziela, 13 marca 2005
Dziś przejechałem 175 kilometrów w 6 godzin i 15 minut
...po drodze 2400 metrów przewyższenia m.in. wjazd na wspomnianą wcześniej Campocecinę. Ten podjazd zajął mi około godziny, na szczycie leżało mnóstwo śniegu i było zaledwie 4 stopnie. To mój pierwszy taki długi podjazd na treningu w tym roku. Widziałem Oscara Freire podczas Tirreno-Adriatico co za finisze - niesamowite. Hiszpan robi wrażenie, ale moim faworytem na San Remo i tak pozostaje Petacchi. Co do mojego debiutu w ProTour to zobaczymy. Czekam na decyzje Gilberto Simoniego w sprawie Aragonii. Jeśli się on się zdecyduje to ja również pojadę i wtedy odpuszczam Vuelta al Pais Vasco. Wówczas aż do Giro polecę programem z zeszłego roku. Jeśli on nie jedzie to i cała ekipa się tam nie wybierze, a ja pojadę: VaPV, Giro del Trentino i Tour de Romandie. Wolałbym jednak osobiście jak już mówiłem opcję z Aragonią.
Jeśli chodzi o Paryż-Nicea to Darek Baranowski ma klasę, w to nigdy nie wątpiłem. Czasem może za bardzo tylko wczuwa się w rolę pomocnika ... nawet wtedy jak nie za bardzo ma komu pomagać. Uważam, że mógłby o wiele więcej osiągnąć, bo ma do tego środki i możliwości! Simoni na Mont Faron mnie trochę zaskoczył, nie spodziewałem się że będzie tak mocny już teraz. Widać że jest mocno nastawiony i skoncentrowany na tym aby zacząć Giro w 100%-owej formie jak to miało miejsce dwa lata temu. Ciekawe Giro się zapowiada... ale wcześniej jest dużo innych startów, więc żyjmy tym co mamy na bieżąco.
środa, 9 marca 2005
Widziałem sam finisz
Ucieszyła mnie wiadomość o czasówce w Katalonii, której w ostatnich latach nie było. Natomiast ten najtrudniejszy w wyścigu podjazd (pod Coll de Pal na trzecim etapie - 19 km przy średnim nachyleniu 6,5 %) mi się podoba, bo daje możliwość ustawienia się tj. złapania oddechu na jego pierwszych, łagodniejszych trzech kilometrach. Chodzi o to, że nie umiem się pchać żeby wziąć podjazd całkiem z przodu gdy najpierw "zasuwa się" 60km/h na płaskim terenie przed podjazdem, a do tego jeszcze trzeba na początku takiego wzniesienia zregenerować to szybkie tempo na płaskim, które mnie wykańcza. Jednak jest już lepiej tzn. aż tak bardzo na płaskim się nie męczę. Gdy przeszedłem na zawodowstwo to "strzelałem" jak się tylko podjazd zaczynał i nawet jak byłem mocny pod górę, to wcześniej zbyt wiele kosztowała mnie szybka jazda po płaskim.
W mojej okolicy jest obecnie w miarę ciepło, ale jednak dużo zimniej niż zwykle o tej porze roku. Dziś i wczoraj na "lungomare" (nad wybrzeżem Morza Liguryjskiego) Polar pokazywał mi 14 stopni. Można trenować - a ja robię to w 3-dniowych mikrocyklach. Dwa dni pracy i dzień odpoczynku. Pierwszy dzień to generalnie siła i szybkość - około 5 godzin, a drugi dzień wytrzymałość tzn. cały trening w tętnach średnich, pod progiem tlenowym, z długimi podjazdami, a całość to znów 5-6 godzin. Trzeci dzień jadę maksymalnie 2 godziny. Aha po Semanie miałem w planach Vuelta al Pais Vasco (Dookoła Kraju Basków), ale raczej tego wyścigu nie pojadę, bo wskoczyła Vuelta a Aragon (13-17 kwietnia), a ja wolę przejechać właśnie tą imprezę bo cieplej i wolniej. Klasyki w Ardenach też miałem jechać, ale prawie na kolanach błagałem Martino (dyrektora sportowego - Giuseppe Martinelliego) żeby mi je odpuścił gdyż chcę wystartować w Giro del Trentino (19-22 kwietnia). Dlaczego opowiem przy okazji.
poniedziałek, 7 marca 2005
Powiem szczerze, że miałem prawdziwe urwanie głowy od rana
Przejdźmy do mojego występu w Vuelta a Murcia (2-6 marca). Uważam, że był to doskonały wyścig jak na otwarcie sezonu i przygotowanie do ważniejszych startów. Jedna meta pod górę (na etapie czwartym do Collado Bermejo), nie za ciężka czasówka, etapy dla sprinterów oraz odcinki zwane we Włoszech "spacca-gambe" czyli dla uciekinierów. Dopiero tydzień przed tym wyścigiem wznowiłem treningi po prawie tygodniowej chorobie (5 dni bez roweru), ale wcześniej trenowałem ciężko i dużo, tak więc widzę po wyniku że dużo nie straciłem. Szczególnie zadowolony mogę być z czasówki (piętnaste miejsce - na 22 kilometrach strata 1:45 do zwycięzcy Danilo Hondo), na której niewiele straciłem do takich specjalistów jak: Uwe Peschel, Jose Ivan Gutierrez czy David Plaza. Mogło być lepiej na etapie górskim. Aby przyjechać w grupce 30 sekund bliżej najlepszych, gdzie przez długi czas byłem zabrakło tylko chwilowego przetrzymania ... to ciągłe dążenie do podniesienie progu bólu! Gdyby się udało dałoby mi to 10 miejsce w generalce całkiem niezłe jak na sam początek sezonu.
Poziom może nie był za wysoki, ale i Damiano Cunego uzyskał pozytywną odpowiedź na pytanie i wątpliwości dotyczące własnej formy i stopnia przygotowania do sezonu. Etap był jego, bo ze swoimi zdolnościami sprinterskimi mógł liczyć na zwycięstwo. Niestety na 5 kilometrów przed metą musiał zejść z roweru i wyjąć zaklinowany przez przednią, pękniętą przerzutkę łańcuch. Kilkadziesiąt sekund stracił i kosztowały go one etap, drugie miejsce w klasyfikacji generalnej a nasz zespół zwycięstwo drużynowe w tym wyścigu! Takie rzeczy nie mogą się zdarzać ... mi osobiście przytrafiło się coś podobnego dwa razy w zeszłym roku, ale od Giro mieliśmy już inne przerzutki z przodu, po tym jak zrezygnowaliśmy z karbonowych, które "lubią pękać". W tym roku nie wiedzieć czemu znów mamy w rowerach te wadliwe. Najbliższy start to Semana Catalana za dwa tygodnie (od 21 do 25 marca). Będę chciał ją przejechać znów spokojnie, nie 'wypluwając' się na każdym etapie. Spróbuję pojechać solidnie etap z metą pod gorę, żeby sprawdzić się gdzie jestem. Pozostałe etapy potraktuję jako uzupełnienie pracy którą wykonam w najbliższych dwóch tygodniach poczynając od jutra.