czwartek, 13 grudnia 2007
Pierwsze zgrupowanie za mną
To tyle. Mój program startów w 2008 pozostaje niedookreślony. Debiut w Tourze jest prawdopodobny. Czy się ziści to zależy od tego czy pojedziemy i decyzji Damiano gdzie on pojedzie. W każdym razie jeśli chodzi o mnie to prawdopodobnie NIE na Giro i zdecydowanie TAK na Tour. Ścigać zacznę się dopiero w połowie marca i jako moim głównym celem na wiosnę będzie Tour de Romandie. Dalej byłby odpoczynek. Po nim Dauphine Libere i Tour de France. W sierpniu Portugalia jeśli ludzie z PZKol-u czyli (prezes i selekcjoner) będą mnie nadal ignorować i traktować jak dotychczas. Chyba, że coś się zmieni - a wiadomo że w tym samym czasie są Igrzyska Olimpijskie. W końcówce sezonu oczywiście Vuelta. Czyli podsumowując spokojna wiosna i od czerwca jeden dłuuugi wyścig.
środa, 28 listopada 2007
Ostatni punkt tegorocznego kalendarza za mną
Dziś mam 12-centymetrowego siniaka na klatce piersiowej. Muszę się przyzwyczaić do mojego nowego górala. Na razie ale odkładam go na czas pobytu w Italii i wracam na szosę oraz do siłowni. W niedziele będę na imprezie, którą organizuje Daniele Bennati dla swych fanów i kolegów na zakończenie starego sezonu. Później jak już pewnie wspominałem czeka mnie zgrupowanie klubowe w dniach 10-13 grudnia.
Myślę, że w ostatnich tygodniach dobrze odpocząłem. Jak co roku listopad minął mi szybko. Jednak tegoroczne wakacje, pod pewnym względem różne od wcześniejszych będę bardzo miło wspominać. Ot taka osobista dygresja.
środa, 24 października 2007
Wczoraj (poniedziałek) przedłużyłem kontrakt z Lampre na kolejny rok
W przyszłym sezonie chciałbym przyszykować formę na Tour de France i Vuelta a Espana. Początek sezonu mniej więcej tym cyklem co we wcześniejszych latach czyli m.in. Tour de Romandie. Potem chwila odpoczynku czyli w maju chcę odpuścić Giro. Liczę bowiem na debiut w "Wielkiej Pętli". Ten sezon zakończyłem już na Lombardii. Po wyścigu byłem jeszcze dwa razy byłem na rowerze i to mi na razie będzie musiało wystarczyć. Teraz czas na opoczynek. Wkrótce przyjeżdżam do Polski gdzie głównie będę krążył między Bydgoszczą a Trójmiastem.
niedziela, 21 października 2007
Lombardia - edycja nr 101!
Pierwsza kraksa po około 15 kilometrach wyścigu kosztowała mnie przede wszystkim utratę roweru. Na Vuelcie połamałem swój rower wyścigowy i już ostatnio jeździłem na zapasie. Dostałem jakiś stary rower aluminiowy na treningowych kolach i na nim musiałem cały wyścig przejechać. Ok, rower rowerem, ale sam nie jedzie. Potem kraksa 20 kilometrów przed Ghisallo, która kosztowała mnie najwięcej bo musiałem sam gonić żeby dojść odjeżdżającą grupę. Ledwo mi się udało a i mnóstwo sił to kosztowało na początku podjazdu. Przejechałem jednak górę wśród najlepszych co dla mnie było tylko potwierdzeniem że noga jest.
Dalej starałem się zabierać w odjazdy i dojeżdżać do każdych odskoków jak atakowali kolarze CSC. To mnie jednak kosztowało trzeci w tym dniu upadek wraz z Kroonem i połamanie prawej klamki. Przerzutki nie straciłem, ale z hamowaniem było już ciężej. Pod Civiglio nie było mnie już stać żeby zostać z najlepszymi. Jednak w tych warunkach 17 miejsce jest mogę uznać za zadowalające jak na kogoś kto na klasyki się nie nadaje. Szczególnie biorąc pod uwagę, że był to jeden z cięższych klasyków Pro Touru.
Nie to jest jednak ważne. Zwycięstwo Damiano potwierdza jego klasę. Poprawia morale i oznacza że on jest ciągle wśród najlepszych kolarzy. Nie wiem zresztą czy nie lepiej byłoby mu się skupić na takich wyścigach niż nastawiać się ciągle na Wielkie Toury. Czas pokaże co wybierze.
foto: www.corvospro.com
niedziela, 14 października 2007
Ostatnie wyścigi tak w skrócie
Na ostatniej rundzie samemu skasowałem po drodze ataki Carlosa Sastre i jeszcze jeden Cadela Evansa z Sastre, Dociągnąłem nasza grupkę już niespełna 15 ludzi do podnóża ostatniego wjazdu pod San Luca. Tu już jednak przypłaciłem za wcześniejszy wysiłek i nie udało mi się nawiązać bezpośredniej walki o zwycięstwo. Z Davide Rebellinem i Frankiem Schleckiem i tak bym nie wjechał. Ale wiem że przy innej taktyce zespołu o trzecie miejsce z Chrisem Hornerem mógłbym tego dnia powalczyć. Zostaje mi jeszcze Lombardia w przyszłą sobotę. Będę tam walczył.
Przed startem był u nas w autobusie Franco Ballerini. Znamy się od czasu jak jeździł. Powiedziałem mu że może zechciałby wziąć pod uwagę fakt że przed końcem roku będę miał też obywatelstwo włoskie i oddaje się do jego dyspozycji. On odrzekł, że będzie potrzebował na Varese i Mendrisio ludzi jeżdżących po górach. Pozdrawiam Trójmiasto - od miesiąca oficjalnie jestem Sopocianinem.
środa, 10 października 2007
Jutro, w sobotę i niedzielę czekają mnie kolejne wyścigi
Z kolei "Martino" jutro na pewno będzie chciał żebym jechał cały wyścig. Jednak jutrzejszy wyścig odbywa się na rundach i jeśli tylko pójdzie odjazd 15-20 ludzi to dla pozostałych ściganie może się skończyć dość szybko. Natomiast w niedzielę znów rundy i meta, na którą z reguły przyjeżdża 50-80 ludzi. Ciężko się trenuje. To znaczy z motywacją nie mam problemu, ale zmęczenie całym sezonem trochę się już odczuwa. Dużo sił nie zostało, ale postaram się wykorzystać to co jeszcze mam.
sobota, 6 października 2007
Memorial Cimurri
Dwa dni temu był w "La Gazzetta dello Sport" wywiad z żoną Bettiniego. Od 12 lat są razem. Podziwiam zawsze żony kolarzy za ich wytrwałe znoszenie ciągłej rozłąki, wspieranie i pomaganie swym mężom w tym jakby nie było trudnym zawodzie jakim jest kolarstwo. To sport trudny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Głowa jest motorem, a przy braku sukcesów, w gorszych momentach czy przy nie spełnionych oczekiwaniach łatwo się podłamać. Druga osoba jest wtedy bardzo ważna. Figueras skończył właśnie przez głowę, siadła mu krótko rzecz ujmując psycha. Najgorsze że chyba też kończy się jego małżeństwo. Myślę, że kolarz nie jest zwykłą osobą wykonującą pracę jak każda inna ...
foto: www.memorialcimurri.com
poniedziałek, 1 października 2007
Po pierwsze cieszę się, że zostało po staremu
O tym że jestem zły, że mnie wczoraj tam nie było nie muszę dodawać. Znów ktoś chyba szybko zapomniał jak twarde jest siodełko roweru i ile to pracy kosztuje. Zły jestem na tego kto decydował jak i na tego kto mu skład kadry sugerował. Nie można na usprawiedliwienie mówić, że ja do takiego wyścigu nie jestem przygotowany. W takim razie się zapytam na jakiej podstawie ktoś może stwierdzić ze pozostała szóstka jest lepiej ode mnie przygotowana.
A tak konkretnie. Nie zawsze ważne jest jak się jedzie Wielki Tour, ale istotniejsze jest jak się go kończy. Chodzi o stan głowy, chęci, nastawienie a także odczucia tzn. czy jest się wykończonym czy po prostu zmęczonym. Mowie o tym bo we własnym odczuciu oba tegoroczne Wielkie Toury skończyłem nie podcięty, ale z dobrą nogą. To właśnie Wielki Tour daje siłę, rytm, wytrzymałość. Brakuje może świeżości, ale wystarczy odpocząć.
Patrzę na Kołobniewa, który wczoraj pojechał super, a na Vuelcie nie sądzę by brylował. Owszem raz z odjazdu był drugi na etapie, ale poza tym i taki się dziwiłem, że CSC z kapitanem Sastre zabrało go na Vueltę. W kadrze Polski na pewno by się nie znalazł - to jedno jest dla mnie pewne.
czwartek, 27 września 2007
Skuszę się na małe podsumowanie Vuelty
Ostatni tydzień zdecydowanie miałem najlepszy. Czułem, że noga zaczyna wracać do właściwego poziomu. Może to nie tylko efekt upadków, że wcześniej było gorzej. W zeszłym roku pamiętam, że najlepszym moim etapem był ten z finiszem pod Sierra della Pandera czyli też ostatnia meta pod górę - czyli tak samo jak w tym roku Abantos.
Chciałbym jeszcze raz wrócić do tego dnia. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi głowy. Nie było aż tak ciężko że trzeba było im koła puścić. Zabrakło nieco motywacji i zagięcia w najważniejszym momencie etapu. Wiadomo, że priorytetem dla nich czyli Sastre czy Sancheza były sekundy nadrobione nad rywalami. Dla mnie zaś liczył się tylko etap. Doświadczenie uczy, ale Vuelta 2007 nigdy już się nie powtórzy. Jutro napiszę o Bennatim.
piątek, 21 września 2007
Czyli wszystko zgodnie z planem
Myślę i to nie tylko dla mnie jest to oczywiste, że gdyby Evans nie strzelił liderom z kola to miałbym wielkie szanse dojechać dziś samotnie do mety. Jednak z Evansem na kole tak Sastre, Sanchez czy tym bardziej Mienszow nie mieli by interesu żeby tak mocno ciągnąć. Taka prawda, a ja już byłem z przodu i noga się kręciła. Odrobinę zabrakło w samej końcówce. Zapłaciłem za wcześniejszy wysiłek, ale ta trójka jest z innej półki.
Cieszę się, że tym miłym akcentem zakończyłem Vueltę. Myślałem już bowiem, że mimo tylu prób i starań nic na tej Vuelcie nie zdziałam. Dziękuje wszystkim za szczere kibicowanie. Kiedyś dojadę jeszcze do mety pierwszy. Właśnie w ten sposób jak dziś, na tegorocznej Romandii lub na Dauphine pod Mount Ventoux. Czyli nie z odjazdu, który odpuszcza się na 15 minut, lecz po skoku z grupy największych asów. Tak chciałbym to zrobić.
czwartek, 20 września 2007
Znów się pomyliłem
Chwila słabości. Zresztą nerwy tez mi puściły, bo ta super "sprytna" akcja Karpieca to nie wiem czemu miała służyć. Spowodowała tylko, że jego lider Jefimkin puścił bąbelki i nie utrzymał koła najlepszym. W ten sposób stracił podium, które praktycznie było już w jego zasięgu. Gdybym wiedział, że wszystko się rozegra pod ten podjazd oszczędziłbym się chwilę na pierwszych 25 kilometrach. Chociaż z drugiej strony może lepiej było mi się tam zabierać, bo wiał silny boczny wiatr i kto wie czy siedzenie w grupie by mnie więcej wysiłku nie kosztowało.
Trochę jestem zawiedziony. Na pewno noga była i chęci też. Może trochę tylko zabrakło "zagięcia" w najtrudniejszym momencie. Byłem pewny że i tak z góry się zejdziemy. Jutrzejsze podjazdy znam. Przynajmniej te wcześniejsze, nie wiem czy ten finałowy. Myślę, że trzeba próbować. Chociaż kto wie czy to ma sens bo chłopcy z "generalki" za dobrze się czują i wciąż się bija o miejsca.
środa, 19 września 2007
Dziś miałem pierwszy dzień czynnego odpoczynku
Ja myślę już o dniu jutrzejszym. Na razie udawało mi się tu zabierać w odjazdy we wcześniej założone dni. Jutro mam nadzieje, że nie będzie inaczej. Z tą różnicą, że jutro dojedziemy do mety. Na piątek natomiast w prognozach zapowiadają deszcz przez cały dzień. To zaś przy zjazdach jest dość niebezpieczne i mnie trochę martwi. Jednak jeszcze dwa dni do tego czasu zostały.
foto:www.vuelta.com
wtorek, 18 września 2007
Etap na odjazd i cóż pojechali bez nas
niedziela, 16 września 2007
Większość kolarzy jechała sobie spokojnie w naszym cieniu
foto:www.cyclingnews.com
piątek, 14 września 2007
Brzydkie drogi i deszcz
czwartek, 13 września 2007
Nogi kręciły się w drugą stronę, szczególnie dziś
Leo pojechał do domu. Z jego żoną już lepiej. Miała wewnętrzny krwotok po porodzie, z zagrożeniem życia. Właśnie dzwoniłem do niego i mówi, że już ma się lepiej. Co prawda jest w stanie ciężkim, ale nie ma już zagrożenia życia. To najważniejsze!
poniedziałek, 10 września 2007
Wczoraj noga była słaba
Wczoraj noga była słaba. Może to zmęczenie z dwóch poprzednich dni, a może ogólnie zły dzień. Widząc, że i tak nie jestem w stanie powalczyć o czołowe miejsce na etapie uznałem, że lepiej się nie dobijać. Coś na pewno wciąż nie jest tak po wcześniejszych upadkach. Na obydwu nogach wyszły mi siniaki. To prawdopodobnie znak jakiegoś mikro-naderwania mięśni. Z kolei łopatka cała czarna. No i same obtarcia utrudniają dobry masaż nogi. Pewnie nie jest tak jak bym sobie tego życzył. Niemniej i tak lepiej niżbym miał zostawić obojczyk parę dni temu na asfalcie.
Zostaje nam jeszcze dziesięć etapów dzielone przez dwa, na których mogę jeszcze powalczyć. Jak będzie noga i głowy wystarczy, to gotów jestem do odjazdu i walki o wygranie etapu!
niedziela, 9 września 2007
Trzeba ryzykować, żeby wygrać
"Leo" jest wielki. Jak zawsze dumny jestem ze swojego przyjaciela. On mówi, że dobrze zrobiłem atakując i tak muszę dalej robić. Nie liczy się miejsce 12-te czy 14-te w generalce. Może co najwyżej 10-te. Tak mogłoby być gdybyśmy dzisiaj mieli większą przewagę. Jutro kolejny, cięzki dzień i jak tylko noga pozwoli idę w odjazd. Nie mogę niestety jeździć na równi z najlepszymi.
sobota, 8 września 2007
Nie mam się co demoralizować
Mój jedyny cel to nadać sens mojej Vuelcie. Nie zmarnować pracy. Nie poddać się. Zastanawiam się czy jest sens zabierać się we wczesny odjazd. Jutro chyba nie. Nie powinien dojść biorąc pod uwagę, że etap nie jest krotki i całe mnóstwo ludzi chce żeby dwa kolejne etapy były jak najcięższe. To jest całkiem inna Vuelta od poprzednich. Więcej płaskiej czasówki, mniej poważnych górskich etapów, Większość ludzi widzi koniec Vuelty w poniedziałkowym dziesiątym etapie.
foto: www.corvospro.com
czwartek, 6 września 2007
Dziś dużo nerwówki
Przykro mi, że "Leo" nie udało się dwa dni temu wygrać i założyć koszuli lidera. Po tylu latach zawodowstwa na jego poziomie należałoby mu się aby parę dni pojechał jako lider Wielkiego Touru.
wtorek, 4 września 2007
Pierwsza meta pod górę za nami
Dużo przed finałowym podjazdem pomogli mi "Benna" i Corioni. Daniele cały czas od wiatru mnie osłaniał i pomógł wziąć podjazd z samego czuba, niezła robota. To uwaga tak na marginesie dla tych co u nas w kraju są przekonani, że we włoskiej grupie nie można nigdy być liderem. Tymczasem ja jadę Vuelte czyli Wielki Tour w drużynie z Cunego i Bennatim, dwoma liderami Lampre a od pierwszego etapu nawet jak mieliśmy koszulę lidera to nie musiałem ani przez chwilę na nich pracować. Dziś zaś "Benna" sam mi pomógł bez niczyjej prośby, a ja przecież nie jestem zawodnikiem, który może w Madrycie na podium stanąć. Często właśnie słyszę, że zagraniczny kolarz musi tylko pracować na innych. Owszem kiedy trzeba to się pracuje, ale kiedy jest okazja to się jedzie swoje.
Foto: TomAsz szosa.rowery.org
poniedziałek, 3 września 2007
Jestem trochę obolały
niedziela, 2 września 2007
Dobrze się skończyło, ale trochę się poobijałem
Reszta okej, Daniele stracił koszulę po kraksie na 2 kilometry przed metą. Jutro będzie już trudniej, a ja wiem że na pewno będę się męczył od startu. Ważne ze jedziemy dalej. Ciężka była ta droga do Santiago de Compostela. Miejsca docelowego wielu pielgrzymów gdzie powiem z dumą także mój Tata dwa lata temu dotarł na pieszo po ponad 800 kilometrach podróży. Tym razem więc: Pozdrowienia szczególne dla wszystkich pielgrzymów.
sobota, 1 września 2007
Grunt dobrze zacząć
Ja trochę męczyłem pierwsze dwie godziny. Ale to normalne po 3 dniach nic nie robienia i tylko jedzenia jedzie się ciężko, ale w końcówce było już o'k. W trakcie etapu zagadałem do Pety i zapytałem czy widział listę startową, a on że tak no i co? Odrzekłem, że jest na niej Bennati, więc po tak Milramowcy ciągną? Przecież Daniele im i tak nie zapłaci po wygranym etapie ;-) Ale mi się udało trafić. Spytałem tez Bettiniego o trasę MŚ. Powiedział, że cała pofałdowana. Cięższa niż rok temu czy w Madrycie. Gdzie selekcja? Na dystansie czyli na wymęczeniu w końcówce wyścigu.
Foto: TomAsz szosa.rowery.org
wtorek, 28 sierpnia 2007
Trzy dni do Vuelty
Teoretyczne założenia przed Vueltą w naszej ekipie są takie że ja mam jechać klasyfikację generalną i nie będę musiał nastawiać się na pomoc Damiano na tych etapach, na których będzie on chciał powalczyć. Tyle teorii, a wszystkie wątpliwości rozwieją się już po czwartym etapie. Damiano i tak powinien wycofać się około półmetka, max. po 2 tygodniach. Pierwszy raz pojadę też Wielki Tour z Bennatim. Lubię go bardzo i cieszę się, że będzie w naszym składzie. Kibice kolarstwa w Polsce może mniej są z tego zadowoleni bo tym samym nie pojedzie on w tym roku w Tour de Pologne.
wtorek, 14 sierpnia 2007
Etap ułożył się od początku tak jak chciałem
Wiadomo kosztowało mnie to trochę i na ostatnim 30-kilometrowym podjeździe jechałem już swoim tempem. Próbowałem dziś więc kolejny raz, ale nie wyszło. Noga na pewno jest lepsza niż na początku wyścigu i o to chodziło. Jednak sam się zastanawiam czy do Vuelty będzie ok? Mam taką nadzieję, ale niepewność pozostanie do czwartego etapu z metą na Lagos de Covadonga.
niedziela, 12 sierpnia 2007
Dziś duże tempo od startu do mety
sobota, 11 sierpnia 2007
Pozostać z najlepszymi do ostatniego podjazdu
piątek, 10 sierpnia 2007
Na czwartym najdłuższym etapie pojechałem w odjazd
Sam na najcięższej premii górskiej kilka skoków oddałem. Czułem się już lepiej, ale nas doszli na 30 kilometrów przed metą, zaś na samym końcowym podjeździe już rzecz jasna odpuściłem dojeżdżając możliwie spokojnie do mety. Wczoraj był etap, na którym przed rokiem wygrałem finisz z grupy pokonując samego Barbosę. Moim założeniem było dojechać do samej mety z pierwszymi i tak było. Ostra jazda cały etap, ale to dobrze, bo łatwiej kondycję mi będzie złapać.
Dziś dzień odpoczynku. Tylko krótka przejażdżka, masaż, nauka teorii latania ostatnio mocno zaniedbana i myślami jestem już na ostatnim podjeździe jutrzejszego etapu. Znam go dobrze i stawiając sobie na tym wyścigu małe cele, na jutro założyłem jazdę i walkę z najlepszymi. Żadnego pchania się w odjazdy, które i tak nie dojeżdżają. Poczekam do ostatniego podjazdu, a tam jak nogi i tempo pozwolą zaatakuje. Nie wiem czy mnie już na to stać, ale jutro się dowiem.
wtorek, 7 sierpnia 2007
Jadę tu z numerem 91 czyli nominalnie jako lider drużyny
Dziś założyłem sobie, że jadę do 2 kilometra przed metą tak jak wczoraj. Później puszczam żeby się nie dać naciągnąć za bardzo. Nie pisałem chyba, ale jadę tu z numerem 91 czyli nominalnie jako lider drużyny. Miło mi było, że Martino tak to zestawił, bo mógł przecież ustawić nas w kolejności alfabetycznej. Jednak w tym roku żaden ze mnie lider na generalkę. Niemniej miło mi choć przecież miał świadomość, że mnie nie stać na walkę.
Pierwszego dnia, na dzień dobry, Oscar Sevilla przywitał się ze mną i gratulował dobrej jazdy na Dauphine. Szkoda, że nie będzie go na Vuelcie. Oscar mówi, że czasem mu brakuje motywacji przez to, że nie może jeździć w tych ważnych wyścigach, a jego celem np. wyscig Dookoła Austria. Nie dziwię mu się.
Jacek Morajko dziś prawie do mety dojechał, zabrakło naprawdę niewiele. Grunt że się pokazał, ale po cichu wierzyłem, że wygra ten etap.
poniedziałek, 6 sierpnia 2007
Volta a Portugal tym razem trochę inaczej niż co roku
Brakuje mi dużo. Podstawy są, ale rytm czy praca ponad progiem tlenowym tego mi zupełnie brakowało. Widać to już było na wczorajszym etapie. Główna zasada jak mówił mi Leo przed wyjazdem, to mam skończyć wyścig mocniejszy niż go zacznę, ale tak będzie tylko wtedy, jak nie będę się dawał zbyt naciągać i w odpowiednim momencie odpuszczał. Myślę, że po dniu odpoczynku będzie już lepiej, są wtedy dwie mety pod górę, tak więc będzie gdzie nogę wypróbować.
Mój cel to Vuelta. Mam nadzieję, że dojdę do formy, bo jest w tym roku więcej czasu po Portugalii czyli ponad 2 tygodnie. Dlatego jestem spokojny.
środa, 27 czerwca 2007
niedziela, 17 czerwca 2007
Mam moralnego kaca i niedosyt po tym wyścigu
Wczoraj bardzo chciałem zawalczyć o koszulę czy ewentualnie etap. Pod pierwsze wzniesienie zaraz po starcie oddałem chyba pięć czy sześć skoków. Wszędzie było mnie pełno i punktowałem też na pierwszej premii górskiej. Nawet Bernhard Kohl miał do mnie pretensje, że próbuje się zabrać w odjazd. Ot nieprzytomny chłopak. Nie czytał komunikatu z wynikami i ubzdurał sobie, że jestem wiceliderem całego wyścigu. Potem odpuściłem tylko trójeczkę z moim kolegą z zespołu Morrisem Possonim i w pewnym momencie Astana powiedziała "basta" i z miejsca poszedł odjazd, w którym mnie nie było. Byłem wściekły, bo wiedziałem, że koszula górala mi odjechała.
Potem jeszcze ta dziwna jazda Astany. Najpierw zniwelowali stratę z siedmiu do czterech minut by na niedługim przecież podjeździe pod Mollard oddać to co już odzyskali. Dalej zaś ten dziwny atak na zjeździe i szaleńcza gonitwa za nimi pod hopkę i w dolince gdzie na terenie lekko pod górę David Millar rozkręcał tempo do 60 km/h! To tempo mnie dobiło przed Telegraphem, a poza tym nie miałem już o co walczyć bo koszula górala i etap były już nierealne, zaś w generalce też nie bardzo mógłbym awansować. Szkoda, że tak się to wszystko potoczyło bo nogi miałem bardzo dobre i pomijając problem z nerwem chętnie bym wystartował w jakiejś etapówce z Pro Touru już za tydzień jeśli tylko byłaby taka możliwość. Tym razem bowiem Giro d'Italia mnie nie wykończyło a okazało się jak gdyby dobrym "treningiem".
Teraz przez tydzień jeszcze posiedzę we Włoszech m.in. dwa dni w Turynie u Pauliny. Natomiast gdy przyjadę do Polski to jeśli tylko ze zdrowiem będzie w porządku to bynajmniej nie odstawiam roweru, lecz trenuje dalej do drugiej części sezonu. Pojadę jak zwykle na Volta ao Portugal, ale tym razem raczej tylko z myślą o etapach. O generalce pomyślę tylko jakby się po drodze nadarzyła okazja. A po Portugalii oczywiście Vuelta a Espana, którą trzeba będzie mocno zacząć bo większość gór będzie tam do półmetka, w tym Lagos de Covadonga już na czwartym etapie.
czwartek, 14 czerwca 2007
Na ostatnich kilometrach zaczęło mnie skręcać w żołądku
Etap zaczęliśmy przy przyjaznej temperaturze 23 stopni. Potem na trasie w pewnym momencie wzrosła ona nawet do 30 stopni, ale powietrze było nie tyle gorące co parne. Na finałowym podjeździe postanowiłem nie czekać aż ruszą się faworyci. Skoczyłem razem Z Moreau, Cuesta i Botczarowem. Dość szybko zostało nas tylko dwóch i razem doganialiśmy kolejnych wczesnych uciekinierów. Faworyci tak jak miałem nadzieje długo się czarowali dzięki czemu mogliśmy zyskać bezpieczna przewagę.
Jechało mi się bardzo dobrze. Jednak na ostatnich kilometrach zaczęło mnie skręcać w żołądku. Bardziej z tego względu niż z powodu innej słabości nie dałem na 3 kilometry do mety rady odeprzeć ataku Moreau. Jechałem dalej równo i dość mocno. Na tych ostatnich kilometrów straciłem przecież tylko kilkanaście sekund do peletoniku z liderami. Nogi wciąż miałem, ale w środku wszystko podchodziło mi do góry. W telewizji ponoć nie było tego widać, ale na ostatnim zakręcie nawet wymiotowałem i kilka chwil po minięciu linii mety raz jeszcze.
Co teraz? W "generalce" jestem piętnasty z niewielką stratą do ósmego. Spróbuje powalczyć o dobre miejsce w klasyfikacji, lecz nieszczególnie stresuje się tym celem. Jutro pojadę w koszulce najlepszego górala chociaż jestem wiceliderem. Jednak Moreau, który mnie wyprzedza jest też najlepszy w punktowej. Dlatego jutro dla mnie koszula w grochy, a dla niego zielona. Chciałbym ją wywalczyć i utrzymać tym bardziej, że kilka lat temu klasyfikację górską na Dauphine wygrał Darek Baranowski. Łatwo nie będzie tym bardziej, że mnie nie puszczą w jakiś wczesny odjazd skoro jestem dość wysoko w "generalce", a przecież najwięcej punktów będzie do zdobycia w sobotę i to na wcześniejszych podjazdach. Cóż mi pozostaje? Jeśli tylko będę miał "dobrą nogę" będę się starał jechać tak jutro jak i pojutrze razem z najlepszymi. W razie korzystnej sytuacji zaatakuje po zwycięstwo etapowe czy punkty w klasyfikacji górskiej dopiero na początku podjazdu pod Telegraphe.
wtorek, 12 czerwca 2007
Dauphine Libere
Moje nastawienie. Myślę o dwóch etapach. Na generalkę nie zwracam uwagi. Jutro chce stracić raczej dużo żeby nikt na mnie w czwartek zbytnio uwagi nie zwracał. A jak nie wyjdzie w czwartek to jest jeszcze sobota. Nie wspominając że również dwa pozostałe etapy czyli: piątkowy i niedzielny przy ułożonej "generalce" mogą okazać się dobrymi do odjazdu. Takie założenia, a jak będzie i na ile sil starczy? Dwa dni się raczej męczyłem, ale wiedziałem że tak będzie. Po Giro d'Italia jeździłem same przejażdżki tak więc było oczywiste, że trzeba nogę rozkręcić.
poniedziałek, 4 czerwca 2007
Już po Giro d'Italia
Myślę, że w ekipie trochę się niektórzy zawiedli bo mało kto pewnie dopuszczał do siebie myśl, że Damiano mógłby być poza podium. Ostatni etap był długo za długi i skończył się jak powinien to znaczy zwycięstwem "Pety". Ja mam teraz tydzień spokojny. Dziś kryterium w Aronie, a potem odpoczynek do Dauphine Libere zaczynającego się już w niedziele.
piątek, 1 czerwca 2007
Co za Giro
Klasa to nie woda i Iban Mayo mimo że na pewno daleko mu do swojej szczytowej formy z wyraźną nadwagą i sprawiający wrażenie jakby za karę na Giro przyjechał pokazał jednak że ma klasę! Dziś również i nogi bo te mu były potrzebne. Sam był dziś we wszystkich ważniejszych odjazdach. Dla mnie Giro się skończyło. Proszę mi uwierzyć, że ciężko się jedzie Giro wiedząc że jest się prawie zmuszony przewieźć rower ze startu do mety. Z innej beczki: Nie wiem czy ktoś z Was zauważył, ale w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej mamy teraz aż czterech zawodników Saeco z 2004 roku. Co za ekipę wtedy mieliśmy!
czwartek, 31 maja 2007
Takie długie płaskie etapy nigdy się nie kończą
Dobrze że dziś od startu było wysokie tempo. Przynajmniej jakoś nam minął ten etap. Takie długie płaskie etapy nigdy się nie kończą. Finisz wygrany przez "Petę". Śmialiśmy się z niego przy stole ze płakał po etapie i że musiał się wysilić na finiszu. To straszne - zmęczył się żeby wygrać ;-) Jutro jak szczęście mi dopisze to postaram się zabrać w jakiś odjazd. Na pewno jednak szczęścia będzie potrzeba. Etap powinien sprzyjać odjazdom tak więc warto próbować.
poniedziałek, 28 maja 2007
Najcięższy etap Giro za nami
Niestety brak mi dobrych odczuć w górach podczas tego wyścigu. Nie czuje się tak jak powinienem. Za to Di Luca jedzie wybornie i myślę, że nie da sobie już wyrwać końcowego zwycięstwa. Chociaż patrząc na wczorajszą jazdę np. Mazzoleniego zastanawiam się na co go jeszcze będzie stać. Mamy Trochę takie Giro pomocników tzn. Bruseghin, Mazzoleni, Piepoli, Rico występują w rolach głównych.
W ekipie raczej pogodnie i spokojnie. Nie popełniliśmy żadnych błędów taktycznych. Tylko Damiano nie jedzie tak jakby wszyscy tego od niego oczekiwali. Trzeci tydzień się zaczął i ja muszę niezależnie od tego co robią najlepsi dalej próbować odjazdów bo są jeszcze przynajmniej 2-3 etapy, na których odjazd jak sądzę dojedzie do mety.
sobota, 26 maja 2007
Ale ogień dziś od startu
Z ciekawostek mogę powiedzieć, że dziś przed startem był u nas w autobusie Pedrosa z MotoGP. Jutro zdecydowanie najważniejszy etap i najcięższy pewnie. Nie ma co tu gdybać. Simoni musi atakować i to wcześnie, bo musi zarabiać minuty nad swoimi przeciwnikami o ile jeszcze marzy o zwycięstwie.
foto: www.corvospro.com
czwartek, 24 maja 2007
Trochę gorsze dni dla mnie
Danilo przez wielu uznawany jest już za zwycięzcę Giro. Sam też muszę przyznać się do pomyłki i do faktu, że go nie doceniłem. Myślę, że Damiano będzie jeszcze musiał mocno powalczyć o podium, ale mamy jeszcze dwóch ludzi, którzy się dobrze trzymają. Jutro lepiej się oszczędzać bo czeka nas ciężki weekend.
środa, 23 maja 2007
Dziś typowa przejażdżka
niedziela, 20 maja 2007
Ciężki etap
Słusznie powiedział "Gibo" na mecie że dla niektórych podium w ten sposób może być już nie osiągalne. Sam nie rozumiem taktyki innych zespołów. Z przodu byli ludzie którzy potrafią jeździć dobrze w górach i niektórzy z nich kończyli już Giro w "10" jak Cioni, Bruseghin, Rubiera nie zapominając o Vili, Nocentinim, czy Arroyo. Podarować im przed górami 4 minuty może się okazać błędne.
Ale to nie nasz problem. Nie ukrywam że Patxi lub Bruse mogliby wziąć koszul już we wtorek. Obaj są świetnie przygotowani i myślę, że ciężko będzie im te 4 minuty odebrać. Nie znaczy to, że widzę ich na podium ale będą bardzo niewygodni dla faworytów. Widząc jak się rzeczy układają myślę, że będę musiał zaczynając od wtorku pracować wcześniej niż na ostatnich podjazdach. Na sam koniec zostaną z pewnością Patxi i Marzio. Czuje się dobrze jak jeszcze nigdy na Giro, ale jestem tu żeby pracować, a nie niestety dbać o własny wynik. Kibice zrozumcie!
Zobaczymy jednak jak to się dalej potoczy. Jutro spodziewam się finiszu z peletonu bo meta jest w mieścinie gdzie mieszka "Peta". Zresztą przejeżdża się też krótko przed metą i przez moje miasteczko. Na razie Giro ciekawie się układa, oj ciekawie.
foto: www.corvospro.com
sobota, 19 maja 2007
Nie lubię długich płaskich etapów
Jutro będzie trudniej. Już sam start pod górę. Myślimy, że zawodnicy tacy jak Nibali mogą atakować. Fakt faktem, że jeśli ktoś jutro odjedzie to tylko ten kto będzie miał nogę. My na pewno też będziemy mogli próbować. Vila, Marzano czy ja. Nie jest jednak powiedziane mimo wszystko że znów nie dojdzie do sprintu. W ekipie spokój, właściwe ściganie zacznie się od wtorku i wszyscy o tym wiedzą.
foto: www.corvospro.com
piątek, 18 maja 2007
Zobaczymy jak to się dalej ułoży. Faktem jest że koszula w rękach Liquigasu dawała wszystkim swego rodzaju spokój, że nic dziwnego się na wyścigu nie zdarzy tzn. że jest ona pod właściwą opieką. A teraz wszystko się może zdarzyć, bo T-Mobile nie ma mocnej drużyny na tym Giro. Z moją nogą już lepiej. Do Genui będzie o'k.
foto: www.corvospro.com
czwartek, 17 maja 2007
Dziś jak przewidywaliśmy etap był spokojny
Jutro Terminillo czyli jak pamiętam pierwsza meta pod górę w 2003 roku. Teraz jednak od szczytu do mety brakuje 100 kilometrów tak więc myślę, że nie będzie zmian w generalce. Rozmawiałem dziś na etapie z Forsterem i pytałem się go czy lubi finisze lekko pod górkę. Odpowiedział mi "I'm too heavy ...". Powtórzyłem mu to po mecie gratulując wygranej.
foto: www.corvospro.com
środa, 16 maja 2007
Czułem się dobrze
Czułem się dobrze. Bez większych wysiłków przejechałem praktycznie cały końcowy podjazd. Damiano trzeci. Przegrał właściwie tylko z faworytami dzisiejszego etapu. Cieszę się, że Martino nie stracil dziś cierpliwości i nie musieliśmy ciągnąć grupy na tym etapie, zamiast tego wyręczyliśmy się Saunier Duval i Liquigasem.
Nie brałbym pod uwagę chwilowej słabości Simoniego czy Savoldelliego. Oni wiedzą, że wyścig wygrywa się w trzecim tygodniu i często tak bywa, że główni faworyci są trochę do tyłu z formą na początku wyścigu. Jutro jak sądzę pójdzie odjazd na metę, bo nie wydaje mi się by jakaś grupa chciała kontrolować cały etap.
foto: www.corvospro.com
poniedziałek, 14 maja 2007
Jutro dzień odpoczynku
Jutro rano mamy przelot samolotem do Neapolu. Potem przejażdżka i w środę pierwsza meta pod górę. Myślę, że przyjedzie razem około 20 ludzi na metę. Spodziewam się Di Luki walczącego na finiszu z Damiano o zwycięstwo. Tak to widzę. Dziś było gorąco i ciężko w końcówce. Już myślałem że dwójka z przodu czyli Ignatiew i Visconti dojedzie do mety. A tak mieliśmy powrót Ale Jet-Pety. Do tego upadek Damiano, ale bez większych problemów. A teraz czekajmy środy.
sobota, 12 maja 2007
Kolejne Giro d'Italia
A jutro góra - dół przez cały etap jak to na Sardynii. Podejrzewam że sprinterzy pomogą Liquigas kontrolować etap tym bardziej, że sam lider jest niezlym sprinterem. A my liczymy tym samym na finisz Napolitano chociaż od razu zaznaczam, że obydwa etapy tutaj będą raczej ciężkawe bo płaskiego na tej wyspie jest wyjątkowo mało, a do tego trzeba jeszcze uważać na stale wiejący wiatr.
piątek, 11 maja 2007
Sardynia
Trasa jutrzejszego prologu powiedziałbym, że jest wymagająca pod każdym względem. Bez płaskiego terenu czy dłuższych prostych, z dużą ilością krótkich podjazdów i technicznym zjazdem do mety. Nie zapominając o silnym wietrze, który wieje. Drużynówka otwarta, jednym słowem dla wszystkich. Nie ma na ten etap większych faworytów. W ekipie spokój, humory dopisują, stresu większego się nie odczuwa. U mnie też wszystko w jak najlepszym porządku.
poniedziałek, 7 maja 2007
Pierwszy ważny wyścig (sprawdzian) za mną
Jutro jadę jeszcze z Leo na długi trening, pod 5.000 metrów przewyższenia i na tym skończymy nasze treningi przed Giro. Jestem spokojny. Moje morale się poprawiło, a raczej głowa uspokoiła. Dziękuje bardzo wszystkim wiernym kibicom, których wsparcie zawsze czuje. Dziękuje za kibicowanie i wiarę we mnie. Coraz częściej stając na starcie myślę właśnie o tym, ze muszę coś dla WAS zrobić. Pozdrawiam i aby do GIRO!
foto: www.corvospro.com
sobota, 5 maja 2007
Po prostu trzeba próbować
Za dużo sił kosztowała mnie jednak ta solowa akcja i później nie mogłem utrzymać tempa kontratakującego Igora Antona oraz nie załapałem się do grupki Chrisa Hornera. Pewnie gdybym wcześniej nie atakował to dałbym radę przyjechać w tej pierwszej grupce, ale nie jestem sprinterem i finiszu tu bym raczej nie wygrał. Zagiąłem się jednak i nie odpuściłem już drugiej grupki z Paolo Savoldellim. W końcówce miałem trochę szczęścia, że na ostatnim wirażu nie przytrzymałem koła Joaquina Rodrigueza, bo najprawdopodobniej leżałbym razem z nim.
Przed jutrzejszym dniem nie chciałbym spekulować na temat swoich szans na czasówce i w generalce. Wiem, że mam kilku mocnych czasowców za swoimi plecami, ale też nie brak ludzi do przeskoczenia. Nie będę analizował komunikatu z wynikami. Jechałem tą czasówkę w Lozannie już trzy razy i wiem jak na niej rozłożyć siły. Na pewno powalczę. Dziękuje wszystkim za kibicowanie. Najważniejsze, że przed Giro mam dobrą nogę.
foto: www.corvospro.com
środa, 2 maja 2007
Noga jeszcze się nie kreci jak powinna
Ładny i odważny atak w końcówce Thomasa Fothena i Francisco Pereza zakończony ich sukcesem. Jutro mam nadzieje na spokojniejszy etap niż dzisiejszy i dalsze oszczędzanie sił. Patrząc po ludziach wydaje mi się, że dobrze kręcą panowie z Astany, David Lopez i Joaquin Rodriguez z Caisse d'Epargne, a także Jose Angel Marchante, Bernard Kohl czy Andrea Tonti. A co do prologu to sam siebie zaskoczyłem, ale zjazd przejechałem wcześniej 9 razy żeby się go dobrze nauczyć.