sobota, 23 grudnia 2006
WESOŁYCH ŚWIĄT
Jeżdżąc zaś któregoś dnia na MTB odkryłem w lesie wąski, asfaltowy i cholernie sztywny podjazd. Zjechałem na dół i znalazłem połączenie z normalnie uczęszczanymi drogami. To najsztywniejszy podjazd z dotychczas mi znanych w tej okolicy. Myślę, że wejdzie na stałe do planu treningowego. Tym bardziej, że nawet Damiano jak z nim ostatnio rozmawiałem mówił żebym co jakiś czas pojechał sztywny podjazd (to akurat zawsze robię) bo Zoncolan jest trudny do opisania i tak sztywny, że Cunego uważa, iż jest tam 8-9 kilometrów takich jak w najcięższym momencie znanego nam obu bardzo dobrze San Pellegrino in Alpe, gdzie momentami jest 16-18%. Zobaczymy jak to z tym Zoncolan będzie.
Cieszę się, że w Polsce mamy ładną pogodę. Brak śniegu i mrozu. Można jeździć. Zaraz po Świętach napiszę o swoim planie startów i przemyśleniach na ten temat. WESOŁYCH ŚWIĄT życzę wszystkim kibicom kolarstwa, osobom które mi kibicują i wspierają w mojej pasji i pracy jaką jest kolarstwo. Ze swojej strony w Nowym Roku dołożę wszelkich starań aby dostarczyć Wam wszystkim jeszcze więcej emocji i powodów do radości.
sobota, 2 grudnia 2006
Giro d'Italia
Gór nie za wiele ale i znów nie tak ciężkie te podjazdy. Wbrew mojemu pierwszemu odczuciu, gdzie myślałem że (jak zawsze) jest więcej podjazdów sztywniejszych. Tak przecież pierwsze dwie mety pod górę Montevergine i Santuario della Nostra Signora Guardia nie są podjazdami ciężkimi. Dalej etap we Francji - klasyka, coś pięknego z Izoard w końcowce czy późniejsza czasówka pod gorę do Oropy to też podjazdy które mi świetnie pasują. Problematycznym może być "il tappone" (etap królewski) z Trento do Tre Cime Lavaredo oraz Monte Zoncolan ale to już krótkie sztywne odcinki. Mało czasówek, ale jest jazda druzynowa na czas. Mam po co trenować. Dziś kolejna przejażdżka z "Leo" . Jutro pojadę już z grupą "Pety", ale tylko powiedzieć "cześć" bo on już od blisko miesiąca trenuje i pedałuje w całkiem innym rytmie.
Zapomniałem wspomnieć, że w czasie mojego pobytu w Polsce odwiedziłem serdecznego przyjaciela po fachu Darka Baranowskiego dzieląc poza rowerem również inną pasję hobby. Zrobiliśmy Depeche Party - działo się, oj działo. Impreza skończyła się prawie o świcie jak dobre wesele. Mam szczerą nadzieję, że będę mógł jeszcze pedałować w profesjonalnym peletonie razem z "Rybą".
wtorek, 28 listopada 2006
Cóż i już po wakacjach
To co napisałem zeszłym razem o ambicjach skończenia Giro "w dychu" jest mało ambitne! Nie powiem nic więcej. Wiem, że stać mnie na więcej i do Giro nie będę się już na ten temat rozpisywać. Liczą się czyny a nie słowa. Po sobotniej prezentacji napiszę więcej, sam jestem jej ciekawy. Czuje dużo większą determinację i pewność siebie. A swoja drogą, mój instruktor pilotażu powiedział, że latanie samodzielne dodaje pewności siebie! Cos w tym jest.
Obraziłem się na "Leo". Parę dni temu rozmawialiśmy przez telefon i w pewnym momencie wypalił "Nie wiem czy ci mówiłem, ale ożeniłem się?!" Che? Jak to ja nic o tym nie wiem? Mamo! To tak się traktuje przyjaciół? A on mi na to "Byłeś w Polsce i w ogóle nikomu nie mówiliśmy". Ta bałeś się paparazzich czy co? - odrzekłem. Powiedziałem mu, że jak już chodziło o ten obiad to bym sam go za siebie opłacił. On zaś na to, że go przejrzałem! Dziś rano pisał czy już mi przeszło.
Pośmiejemy się? Jest taka reklama w radiu: "setki tysięcy Polaków wybrało i w tym miejscu pada nazwa preparatu, który dodaje witalności i opóźnia czynniki starzenia. Preparat ten jest z zawartością DHEA. Ludzie to w takim razie setki tysięcy Polaków wybrało DOPING. Jak ja dałbym się namówić tej reklamie i znanej prezenterce telewizyjnej to ryzykowałbym przerwę w pracy i to dwuletnią! A jakby się ktoś zapytał kto tu jest szefem mojej siatki dopingowej to na kogo miałbym wskazać? Nie wiem jak to dalej będzie, co DNA itd. Mam nadzieje że nic takiego nie przejdzie. Za słowami Bettiniego powtórzę, że takie próbki pobiera się chyba tylko seryjnym mordercom. A ja uważam, że jeśli nawet to powinny być wprowadzone w każdym sporcie czyli: piłka nożna, tenis, pływanie, Formuła 1 i inne! A nie tak jak mamy dotychczas gdy piłkarze mówią "nie chcemy badań krwi i basta!". Coś tu trzeba zmienić.
wtorek, 31 października 2006
Trochę czasu minęło od Japonii
Uwielbiam taką pogodę za oknem jak teraz czyli deszczowo, pochmurno, około 10 stopni ... a ja nie muszę na rower wyjeżdżać. Jak nadmieniłem, rozmawiałem z "Martino" i powiedziałem mu że jak będzie układać plany startowe to ja chce i myślę tylko o jednym wyścigu: Tour de France! A on mi na to, że jak mam jechać na TdF i jak już mam się przygotować na 100% i być w szczycie formy na Giro bo w przyszłym roku musimy go wygrać. A po Giro mówi dalej, że nie ma sensu jechać do Francji i tu się z nim zgodzę. Później mogę sobie pojechać, przygotować się na Vueltę i tam walczyć. Dopiero jak za dwa lata Damiano pojedzie tylko TdF to ja się też będę miał szykować tylko na Tour i wtedy Giro nie pojadę. Cóż c'est la vie. W takim razie skończę w "10" najbliższe Giro.
Czyli program startowy jak w tym roku, praktycznie identyczny. Nie chcę tylko ścigać się w niepotrzebnych wyścigach. Do dziś mój trener jest wkurzony że wysłali mnie na Dauphine, bo się jeszcze bardziej dobiłem i miałem mniej czasu potem na spokojne przygotowywanie się do Vuelty. Jak by nie było, po raz kolejny miałem najwięcej wyścigów z ekipy. W sumie 93 starty i dla własnej satysfakcji wszystkie ukończone. Wierzyłem w miły akcent na ostatnim wyścigu ale mogę poczekać do następnego sezonu wyznaczając sobie poważniejsze cele. Wiem, że będzie dobrze. Najważniejsze by teraz dobrze odpocząć, fizycznie ale również i psychicznie. Głowa musi odpocząć. Dziękuje po raz kolejny wszystkim kibicom oraz miłośnikom tego sportu, kolarstwa na najwyższym poziomie za wsparcie i doping w trakcie całego, długiego i ciężkiego sezonu.
foto: TomAsz forums.rowery.org
sobota, 21 października 2006
Prawie mi się chce płakać
Można polemizować czy Ruggero powinien mnie skasować czy nie bo jeśli by, a tak się zanosiło Gusiew ciągnął dwa ostatnie kilometry to miałbym szanse walczyć z nim na finiszu. Jak już to powinien to skasować nas Ricco w końcu z przodu był kolarz Lampre i Discovery, zaś z tyłu Lampre, Discovery i Saunie Duval właśnie. No cóż ... mniejsza o to, teraz wakacje. Udany sezon, ale mógł być lepszy tzn. lepiej skończony.
piątek, 20 października 2006
Pierwszy raz w życiu będę startować z numerem 1 na plecach
wtorek, 17 października 2006
Giro di Lombardia
Zacząłem podjazd pod Ghisallo bardziej z przodu, ale od razu czułem że nie idzie, chwilę próbowałem się "zagiąć" i spasowałem. Jednak po pierwszym najtrudniejszym kilometrze złapałem rytm i zacząłem przechodzić poszczególne grupki dochodząc na szczycie do drugiej grupki liczącej około 15 kolarzy jadących tuż za najlepszymi, których już nie doścignęliśmy. Do nas potem doszło jeszcze wielu innych. Ja zaś wciągnąłem dość mocno San Fermo, potem cały zjazd i rozprowadziłem Marzoliego zostawiając go na 300 metrów do mety. On zaś wygrał finisz o 11 miejsce. Ja bym nie powalczył tak więc czemu nie pomóc koledze z ekipy, który może finisz wygrać nawet jeśli nie o miejsce w "10". W sumie więc poszło nie najgorzej. Miałem tylko dziesięciu przede mną i potem już moja grupa.
Dzień później jechałem dwie czasówki - jedną parami, a drugą drużynowa w układzie trzech amatorów i zawodowiec czyli zabawa. Jutro lecę do Japonii. Myślę, że będzie trudniej niż się spodziewałem. Kolarze tacy jak Ricco, Mori czy Gusiew to wymagający i bardzo odpowiedni na tamtą rundę przeciwnicy. Rozmawiałem już z "Martino" o przyszłorocznym programie, ale o tym napisze po Japan Cup w przyszłym tygodniu.
wtorek, 10 października 2006
Tak to jest na koniec sezonu gdy w ekipie kolarzy brakuje
sobota, 7 października 2006
Sabatini w czwartek, dziś Emilia
Wyścig kończył się na rundach z ciężkim podjazdem. Pogoda brzydka bo cały czas kropiło stąd niebezpieczne zjazdy i upadki. Pod górę jadę dobrze do czasu gdy nie ma odcinka sztywnego np. 14-16% jak dziś miejscami na finałowych rundach. Wtedy zaczyna się problem, bo brakuje mi siły. Nie idzie miękko kręcić, a sił żeby wstać w pedały już też nie ma. Jutrzejszy wyścig raczej dla sprinterów. Potem zostanie mi tylko Lombardia i Japan Cup. Odpuszczę Giro del Piemonte bo muszę odpocząć.
poniedziałek, 2 października 2006
Po dwóch tygodniach znowu kask założyłem
Pogratulowałem Bettiniemu zwycięstwa w Mistrzostwach Świata i porozmawialiśmy chwilę. Mamy wspólną pasję o której nie wspominałem czyli latanie. On również robi licencję pilota tyle że na ultra-lightach. Zaczął mi opowiadać jak w zeszły piątek skorzystał z zaproszenia teamu pilotów akrobacyjnych z Red Bulla. Sam latał z głównodowodzącym i nauczył się kilka prostych akrobacji jak np. beczka. Latał na Sukhoi i zachwycał się co to za samolot. To tak poza kolarstwem o aktualnym mistrzu świata.
Sam wyścig zdecydowanie wygrał Samuel Sanchez, który było widać, że miał super kondycje już na niedzielnym wyścigu o Mistrzostwo Świata. My z założenia jechaliśmy na Allesandro Ballana, ale odcięło mu prąd na ostatniej rundzie. Ścigam się w najbliższy czwartek, sobotę i niedzielę koncentrując się najbardziej na sobotniej Giro dell'Emilia.
środa, 27 września 2006
Mogę to już powiedzieć oficjalnie
Całkowicie rozumiem też kolegów, którzy startowali w Mistrzostwach. Istotnie nie jeżdżąc wyścigów na najwyższym poziomie tzn. z najlepszymi kolarzami w imprezach z byłego Pucharu Świata ciężko jest potem nawiązać walkę na dłuższym dystansie i znieść zmianę rytmu po 200 kilometrach w momencie gdy inni przyśpieszają. Sam na niektórych takich wyścigach do dziś dnia cierpię dystans klasyku jako, że jeżdżę praktycznie same etapówki gdzie wyścig jest rozgrywany całkiem inaczej. Przez pierwsze trzy lata zawodowstwa po dwusetnym kilometrze czułem się wręcz jakby mi ktoś wtyczkę wyciągał, prąd odcinał i koniec był z jazdy. Mistrzostwa Świata i klasyki są wyścigami bardzo specyficznymi, po prostu dla specjalistów.
W niedziele startuje w Zurychu. Ciężki wyścig, selekcja można powiedzieć naturalna. Czuje się dobrze chociaż niemały problem sprawia mi już przejechanie jak w ostatnich dniach 5-6 godzin po górach. Trenowałem głównie na mniejszych, krótszych podjazdach biorąc pod uwagę, że takie właśnie znajdę na najbliższych wyścigach. W zeszłym roku chociaż czułem się bardzo dobrze po Vuelcie to nie skończyłem z jednego lub drugiego powodu żadnego z ostatnich wyścigów. W tym roku mam nadzieje że będzie inaczej. Wyścigi ważne a zdecydowaną różnicę może na nich robić głowa, podejście i wola walki której wielu już będzie brakować w październiku.
sobota, 16 września 2006
Chwila refleksji
Po etapie czułem się bardzo źle: dreszcze, zimno i po dojechaniu do hotelu miałem 39,4 stopnia gorączki. Teraz jest już o'k. Jakiś wirus najpewniej bo podobne objawy miał Carrara, który nawet nie wystartował, zaś po etapie Pietrow i Enrico Franzoi również mieli ponad 39 gorączki i nawet wymiotowali. Z nimi jeszcze nie najlepiej ale mam nadzieje że się do jutra pozbierają. Mam mały niedosyt co tu ukrywać. Po górach było super, jedno co sobie zarzucam to że nie spróbowałem zaatakować, uprzedzić innych na Sierra Pandera. Wyczułem nawet moment, ale odwagi zabrakło. A może raczej była to sucha kalkulacja czyli za duży przeciwny wiatr i nie chciałem podciąć sobie nogi zbyt daleko od mety.
Mistrzostwa Świata. Nie jadę jak pewnie wiecie wszyscy doskonale. Dwa powody. Trasa nie za bardzo pode mnie jak juz pisałem na początku Vuelty po rozmowie z Bettinim. Hiszpanom to nie przeszkadza, bo widziałem że jedzie Sastre, a pewnie również Beltran. Trasa nie pode mnie i w najlepszym przypadku mógłbym ją tylko przejechać. Druga sprawa że nie podoba mi się selekcja w PZK-olu. Z tego co zrozumiałem po rozmowie z selekcjonerem kadry tylko on mnie ewentualnie widzi w składzie. Nikt więcej w Związku. A to dlatego, że się kiedyś gdzieś tam wycofałem(na Igrzyskach Olimpijskich oczywiście). Panowie i co z tego? Czyli jakbym pojechał do Salzburga i źle się czuł, wycofując się to by znaczyło, że o kadrze mogę już na zawsze zapomnieć?!
W zeszłym roku "dałem ciała" na Giro ale przy układaniu programów na ten rok już zimą "Martino" tylko się mnie zapytał - jedziesz Giro czy nie? Bez wyciągania niczego z przeszłości. A my przecież jedziemy Giro żeby wygrać. Za każdym razem przy selekcji na Mistrzostwa Świata wydaje mi się, że jesteśmy przynajmniej kadrą Włoch czy Hiszpanii i jedziemy tam żeby rozpędzić towarzystwo. O zmęczeniu po Vuelcie nie mówmy bo cały skład Hiszpanii przecież przejechał tą Vueltę. Słuchając czasem ludzi podejmujących decyzje w Związku odnoszę wrażenie że znają się na tym sporcie jak ja na łowieniu ryb czyli potrzebna wędka i basta? Albo że robią na złość i nie zależy im na tym sporcie w ogóle. Tymczasem ja go kocham. To jest moja pasja, chcę i życzę wszystkim kolarzom w Polsce aby tacy ludzie z pasja i ambicją nami kierowali. Basta.
Chwila refleksji. Powiedział do mnie wczoraj Alessandro Spezialetti: "zastanawiam się jak możesz nie wygrywać z taką nogą! Gdybym miał twoją nogę to bym ich poustawiał wszystkich!" Coś pewnie w tym jest, cos na pewno. Popracujemy i nad tym. Tymczasem dzięki wielkie wszystkim za kibicowanie. Czekają mnie jeszcze ostatnie wyścigi, na których szczególnie mi zależy czyli Zuri Metzgete, Giro dell'Emilia i Lombardia. Być może na sam koniec Japan Cup.
piątek, 15 września 2006
W ten sposób mamy prawie cala Vueltę za plecami
Dziś na szczęście obyło się bez większych atrakcji na trasie mimo silnego wiatru. W końcówce CSC próbowało coś wymyślić ale sami chyba nie do końca wiedzieli co i po co robią. Tak lepiej. Jutro czasówka. Pojadę na maxa, żeby przejść "Leo" w generalce o co nie będzie łatwo mimo że się zastrzega, iż nie będzie się zaginął. Hmm chciałbym to widzieć, przecież on wie że całe życie będę mu wypominał, że gorzej ode mnie Vueltę skończył.
środa, 13 września 2006
Parę dni nie pisałem
Dziś już było gorzej. Podjazd którego najbardziej się bałem, a do tego kolejny parny dzień. Pot lał się ze mnie ciurkiem i myślę, że aż za bardzo. Przed ostatnim podjazdem czułem się bardzo słabo. Z pomocą Pietrowa i walcząc z własnymi słabościami jakoś się wybroniłem. Dziś było mi naprawdę ciężko. Właściwie zostaje nam teraz tylko jutrzejszy etap. O pierwszej "10" już nie myślę. Nie czytam komunikatów, ale wiem że strata jest już dosyć duża. Będę się starał pojechać jutro tak jak jechałem dotychczas.
sobota, 9 września 2006
Miałem nadzieję, że pojadę tyci lepiej
Dwa dni temu powiedziałem przy kolacji, że czasówkę wygra David Millar. Koledzy z ekipy mnie wyśmiali. Jewgienij Pietrow stawiał na Wladimira Karpieca. Założyliśmy się o 5 Euro. Wygrałem!
piątek, 8 września 2006
Muszę mieć swój dzień tak na góry jak i zjazdy
Piszę to wszystko spokojnie, ale tak do końca spokojny nie jestem. Przez ostatnie trzy dni szło mi wyjątkowo ciężko, ale dziś pod górę było już super. Wierzę, że stać mnie jutro na super czasówkę. "Leo" się dziwi jak to jest, że latam sam samolotami, jeżdżę szybko jak trzeba samochodem, a z góry rowerem nie zjeżdżam. Nie czuję jednak tego roweru, lekkiego i karbonowego na szytkach 21 mm. Wygląda mi to tak jakbym jeździł na łyżwach, a przyzwyczajony jestem do opon 23 mm na treningowych kołach. Niestety Vittoria nie robi 23 mm opon, ale od przyszłego roku na prośbę niektórych naszych kolarzy (w tym moją) zacznie!
Nie wyobrażałem sobie, żeby Sanchez nie wygrał etapu. Chociaż z drugiej strony liczyłem, że będzie walczyć o zwycięstwo w całej Vuelcie, jak zresztą sam odgrażał się na początku. To tyle, odpoczywam, możliwie najwięcej, szukam wewnętrznego spokoju i relaksu. Cieszę się, że "Benna" znów walczy na Tour de Pologne. To naprawdę bardzo w porządku kolega.
poniedziałek, 4 września 2006
Dziś mogę w spokoju napisać
Wieczorem napisał mi "Leo", że dobrze zrobiłem i tak mam właśnie jechać. Gdyby się trochę dłużej zastanawiali to by mnie potem czterech najlepszych doszło i po sprawie. Mniejsza strata, lepsze miejsce. A tak musiałem walczyć o jak najmniejszą stratę. Mały awans w "generalce", ale Vuelta jeszcze długa. Dwie czasówki a mam za plecami znakomitych czasowców typu Stijn Devolder, Tom Danielson czy Władimir Karpiec. Nie zapominajmy też, że zostały jeszcze trzy ciężkie etapy górskie, a to w górach wszystko się rozegra. Najważniejsze aby noga pozostała jaka jest. Jak tak będzie to i na kolejnych górskich etapach nie będę chciał czekać na końcówkę z najlepszymi ale ich uprzedzić. Jest nas dwóch z Lampre w "10" i nie musimy jechać zbyt asekuracyjnie. Ja zaś przy odrobinie sił wolę ryzykować. Według mnie Aleksander Winokurow nie powinien mieć problemów ze zwycięstwem końcowym. Jest naprawdę mocny.
Dziękuje wszystkim za kibicowanie i wiarę we mnie. Ja swoja droga zawsze staram się i będę jechać jak najlepiej. Dziś spokojna przejażdżka - 40km bo trzeba odpocząć i siły zregenerować.
piątek, 1 września 2006
Dobrze było, a nawet bardzo dobrze
Dziś na szczęście podjazd zaczęliśmy spokojnie i potem znalazł się ktoś kto miał ochotę skoczyć. Ja sam nie mogłem tego zrobić bo David Loosli był z przodu. Dyrektor się na mnie trochę wkurzył bo widział, że miałem nogę żeby zostać do końca z przodu. Niestety w momencie skoku Ibana Mayo byłem praktycznie ostatni z grupki, która się w tym momencie porwała. Doszedłem ich jeszcze, ale zapłaciłem za ten wysiłek przy kolejnym przyśpieszeniu. Mój ewidentny błąd taktyczny, choć mała strata więc nie jest źle. Wierzę, że można tu powalczyć o więcej.
W niedzielę jak pisałem będzie ciężki etap. Na nim ponad 5000 metrów przewyższenia. Będzie co jechać. "Leo" mówił po etapie że ma problemy z oddychaniem. Może to być alergia, choć z drugiej strony to dla niego dziwne bo nigdy nie miał takich odczuć na Vuelcie. Ja sobie tylko życzę żebym się tak dalej czuł jak dziś. Pozdrawiam i dzięki za kibicowanie oraz wiarę we mnie.
środa, 30 sierpnia 2006
"Pierwsze koty za płoty"
Tam straciłem 150-200 metrów i tak zostałem na 4 kilometry przed metą. Jest dobrze, ale mogło być lepiej i wierzę w poprawę. Vuelta jest długa i ciężka. Inna jak miałem nadzieję - nie ma "Liberty Airlines", którzy tylko ciągnąc równo robili "rzeźnie niewiniątek". Poza tym Kelme też swego czasu nikomu w twarz nie patrzyło. Nie ma zdecydowanie silnej drużyny która może wziąć na siebie ciężar wyścigu - na razie oczywiście. Z tego co mówią dookoła dziewiąty etap będzie jednym z najcięższych, ale wcześniej mamy kolejną metę pod górę.
Jutro trzeba będzie uważać na wiatr, ale myślę że dojedzie odjazd. Ja swoją drogą nie będę odpuszczał, mam się skoncentrować na równej jeździe i tak będzie. Po pracy jaką wykonałem od czerwca nie mogę tak po prostu odpuścić i dać sobie spokój.
poniedziałek, 28 sierpnia 2006
Ale gorąco
Wczoraj na etapie rozmawiałem trochę z Paolo Bettini i pytałem go o trasę Mistrzostw Świata bo wiem że był już ją zobaczyć. Z tego co mówi trasa sama w sobie nie jest ciężka, ale bardzo nerwowa, dla "klasykowców" czyli ludzi potrafiących cały czas "lizać koła", przepychać się i jeździć z przodu. O ile mówił, że w Madrycie do ostatniej rundy można było jechać z tyłu to tutaj wciąż trzeba będzie chodzić po czubie. W cięższym odcinku tzn. w drugiej połowie runda jest wąska tzn. max na 5 ludzi i do tego pokręcona.
Myślę, że niewielu mamy kolarzy, którzy mogliby pojechać dobrze na takiej trasie. Pewnie "Szczawik", a kto jeszcze? Sam zacząłem się zastanawiać. To opis Paolo, ale każdy wyścig ma swoją historię. On powinien się wycofać na cztery etapy przed końcem Vuelty. Mówił, że "generalki" nie musi jechać, a nawet że etapów też nie musi wygrywać ... a tu proszę od razu wygrał! Dziś mu mówię - "na szczęście nie musiałeś etapów wygrywać. A on mi na to odpowiada, że "same przychodzą, co ja na to mogę poradzić". A nic, nic, to może jeszcze powiedz przepraszam ;-) Swoją drogą życzyłem mu koszuli mistrza świata bo od lat jakoś mu ten wyścig ucieka. Jak sam przyznał ze gdyby wygrał to w Salzburgu to na konferencji prasowej mógłby powiedzieć, że kończy się ścigać bo co miał wygrać już wygrał. Ma rację. Ale tak jak jemu mam zamiar również kibicować i Alejandro Valverde. Tu na razie trzymam się cały czas z Illes Ballears bo jeżdżą zgrani, razem a to mi pomaga.
sobota, 26 sierpnia 2006
Ruszyliśmy
Na kolejnych etapach liczymy na dobrą postawę Napolitano na finiszach, ze zwycięstwem włącznie bo wiadomo że stać go na to. Pietrow, Marzano i ja pojedziemy "w kołach", oszczędzając się możliwie najwięcej. I tak do 5 etapu najprawdopodobniej.
piątek, 25 sierpnia 2006
Coś mi się wydaje że od Portugali nie pisałem
To będzie moja czwarta Vuelta, a w sumie już 9 Wielki Tour. Czas leci dla wszystkich. Nie mogę powiedzieć do końca jak się czuję. To drugi dzień jak jesteśmy w Maladze, siedzimy w hotelu i się "przymulamy". W domu trenowałem po Portugalii 3 razy tzn. w sobotę, niedzielę i we wtorek. Zawsze z "Leo" i Lorenzo Bernuccim. Lorenzo jest mocny, jeździł z nami po górach bez większych problemów a to w końcu "passista". Poprawiłem swoją "życiówkę" pod San Pellegrino in Alpe czyli podjazd pod który zawsze jeździmy przez Wielkimi Tourami. To pozytywny znak, bo oznacza że dobrze zregenerowałem się po Portugali.
Wczoraj i dziś mieliśmy 3-godzinny trening z jednym 8-kilometrowym podjazdem. Równo tzn. wszyscy razem. Właściwie "generalkę" powinien jechać Jewgienij Pietrow ale tak samo Marco Marzano jak i ja mamy wolną rękę i możemy pojechać swój wyścig - tym bardziej że już po 5 etapie będzie wszystko wiadomo kto jedzie "generalkę" a komu lepiej będzie się skupić na etapach. Pozostali są przewidziani do poszukiwania zwycięstwa etapowego w odjazdach lub na finiszu w przypadku Danilo Napolitano.
Ja jestem spokojny, żadnych problemów, kondycja powinna być i dobre odczucia już na piątym etapie. Wcześniej skupię się na tym żeby gdzieś się nie zgubić na wiatrach. "Martino" mówił mi przed wyścigiem żebym się zajął trochę młodymi - w sensie podtrzymywania ich koncentracji i psychiki w ciężkich momentach. To w końcu Vuelta i koniec sezonu - z ładnymi kobietami we wiosce startowej często nie jest łatwo myśleć o wyścigu i na nim tylko się koncentrować. To chyba rzeczywiście jestem już stary i fakt tylko Ruggero Marzoli jest ode mnie starszy w tej ekipie. Tak więc zobaczymy jak ta Vuelta będzie wyglądać, wielu uważa że będzie trochę inna tzn. lekko nie będzie, ale może bardziej wyrównana jeśli chodzi o poziom zawodników.
niedziela, 13 sierpnia 2006
Dwa słowa jeszcze do sympatyków
Nawet "Leo" od wczoraj wysyła mi sms-y pytając o odczucia i próbując zrozumieć dlaczego tak mi poszło a nie inaczej. W końcu trenował ze mną ostatni miesiąc i wie jak kręciłem. Sam zresztą pojechał Deutschland Tour słabiej niż się spodziewał. Ja też zaliczam się do grona tych zawodników, którym zależy na optymalnym treningu. Wyjeżdżając każdego dnia na trening wiem po co jadę i co zamierzam zrobić, nie zostawiając nic przypadkowi. Kto mnie zna ten to wie.
I jeszcze jedno, nie wszyscy mają szczęście urodzić się z takim talentem jak Damiano Cunego czy Alejandro Valverde. Wiem gdzie moje miejsce i jaki mam motor. Na cuda nie liczę a tylko na dobrą pracę i błędy ze strony tych bardziej utalentowanych. Nie zapominajcie że ryzykowałem tu zwycięstwo etapowe, bo fakt że dojedzie ktoś z odjazdu to również oprócz nóg kwestia szczęścia.
W naszej ekipie spokój. Nikogo nie zawiodłem, nikt presji na mnie nie wywierał. Szanse dostałem bo kto ma jechać "generalkę" na wyścigu gdzie nie ma Damiano? Tak było na Romandii, mogłem swoje pojechać także na Dauphine i tak też będzie na Vuelcie. Później tylko noga zadecyduje czy pojadę "generalkę" czy też może skoncentruje się na etapach.
Woziwoda brzydko brzmi, a że mam mentalność "gregario" to prawda. Czasem to przeszkadza, ale również dzięki temu szósty rok jestem tu gdzie jestem i jeżdżę z kolarzami, którzy Wielkie Toury wygrywali i dlatego też po tegorocznej wiośnie miałem propozycje z czterech ekip z ProTouru. Nie jest łatwo przygotować dwa szczyty formy w ciągu tego samego sezonu.
To tyle. Zostaje jeszcze jeden etap jakby nie było. Ja już wierzę że znajdę zysk z tego startu w Portugalii za 10 dni w Hiszpanii. Dzięki wszystkim życzliwym i patrzącym trzeźwo i ze zrozumieniem na ten jakby nie było ciężki sport. Motywacji i woli walki o zwycięstwo mi nie zabraknie, o to się nie bójcie. Nigdy w życiu się nie poddałem i nie zadowalałem tym co osiągnąłem.
Dziś już spokojnie
Zastanawiam się nad sobą, ale nie wiem na razie dlaczego poszło mi tak a nie inaczej. Wiem że przygotowałem się jak najlepiej mogłem, ale człowiek to nie samochód wyścigowy gdzie można wszystko przygotować tak jak chcemy. Na pewno rywale podcinają mi nogi na płaskim, przy dużym tempie przed górami. Jednak to nie wszystko. Problem że z dnia na dzień jak czułem się super tak przestałem kręcić - jakby wiadro z wodą opróżnił. Dziękuje wszystkim za kibicowanie, wsparcie i wiarę we mnie mimo wszystko. Stresująca praca. Będzie jeszcze dobrze, włożona praca w pole nie idzie!
sobota, 12 sierpnia 2006
Nie poszło!
czwartek, 10 sierpnia 2006
Morale się poprawiło
Na samym finiszu - wierzyłem w siebie. Na 500 metrów do mety krzyknąłem Marzoliemu (który doszedł nas na 8 km przed metą) żeby siadł mi na kolo, ale on wolał jechać koło Barbosy. Wygrałem pewnie, siłowo. Finisz był po kostce i lekko pod górkę, jakieś 2-3 %. To dobry znak przed górami, a i jak mi pisze "Leo" powinienem tym samym nabrać więcej zaufania do siebie. Piszę do mnie codziennie po etapie pytając jak poszło, jak się czułem. Od jutra będzie oglądać mój wyścig u kolegi. Dopinguje mnie jak zawsze, ale jak tylko trenujemy i widzimy się to mnie dręczy i dołuje.
Dzień jutrzejszy to odpoczynek. Dobrze mi zrobi, wiem to. Praca zrobiona przez pierwsze dni, rytm i hopki dadzą jeszcze lepszą nogę jak dam jej ten jeden dzień odpoczynku. To w teorii, a w praktyce jak będzie zobaczymy już w sobotę. Co za etap, znam go w całości, a przed laty wygrywał go już Zenon Jaskuła.
środa, 9 sierpnia 2006
Połowa wyścigu za nami
W odjeździe pojechało dziś dwóch Polaków. Ładnie i ambitnie jak na Huberta, a Jacek znów był trochę niezadowolony bo kolejny odjazd w który on poszedł, a ten dojeżdża do mety. Jak sam mówił jego zadaniem jest pokazywać koszulkę na etapach a robi to znakomicie. Do tego mi służy cały czas pomocą, co do zawodników, etapów, podjazdów czy samych końcówek lub niebezpiecznych fragmentów w trakcie poszczególnych etapów. Przyznam też, że pierwszy raz w pełni mogę powiedzieć, że mam całą drużynę dla siebie, cała gotowa do pracy. Na razie nie gonię ich zbytnio do ciągania, ale może już jutro popracują trochę pod górę. Zobaczymy jak się ułoży etap, ale z mniejszej grupki sądzę, że Ruggero Marzoli mógłby pomyśleć o zafiniszowaniu po zwycięstwo.
Cóż poza tym? Miałem mały upadek wczoraj na bufecie spowodowany przez mechanika który źle podał mi worek z jedzeniem i jeszcze dwukrotnie zmieniałem buty na dzisiejszym, piątym etapie co było spowodowane ułamaniem się progu pod butami. To wszystko drobiazgi, ale dekoncentrują czasem. Dziś już sam worka nie brałem, przywieźli mi koledzy.
poniedziałek, 7 sierpnia 2006
Dziś trasa bardzo pagórkowata
niedziela, 6 sierpnia 2006
Dwa etapy za mną
Zaczęło się nieciekawie bo walizki doleciały nam z jednodniowym opóźnieniem, samoloty były też opóźnione tak że w hotelu byliśmy dopiero o trzeciej w nocy. Jeszcze gorzej mieli koledzy z Ceramica Flaminga, którym walizki przyleciały dopiero dziś rano przed drugim etapem. Kolejne etapy coraz cięższe. Jedziemy myśląc dzień po dniu. Wierzę, że ustawie, "zblokuje nogę" i po górach będzie się dobrze kręcić. Jest gorąco, bardzo gorąco.
wtorek, 1 sierpnia 2006
Noga o'k, chociaż zmęczona
Noga o'k, chociaż zmęczona. Trenowałem pod koniec już na granicy zmęczenia, ale myślę że parę dni odpoczynku do wyścigu postawi mnie w pełni na nogi i włożony wysiłek przyniesie oczekiwane rezultaty. Mam taką nadzieje bo bardzo mi na tym zależy. Poza tym jestem tym który w naszej ekipie ma się zająć klasyfikacją generalną.
Podobnie będzie na Vuelcie bo rozmawiałem już z dyrektorem sportowym, który pojedzie na Vueltę i wstępne założenia są takie że "generalkę" mam spróbować pojechać razem z Marco Marzano, a pozostali mają polować na etapy. Marzano, który ostatnio skończył na drugim miejscu Brixia Tour przyjedzie też na Portugalię ale jak sam przyznał postara mi się tam pomóc w walce o końcowy wynik. Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak zasuwać i mieć dużo szczęścia a nogę przynajmniej taka jak rok temu. Oby!
niedziela, 23 lipca 2006
Stare dzieje
sobota, 22 lipca 2006
Mamy już odpowiedź
Przegrana Carlosa Sastre jest zasługą tak świetnego (jak większość uważa) dyrektora jakim jest Bjarne Riis. Pierwsza rzecz to nie można pewnym ludziom pozwolić na powrót do "generalki", bo o ile sprawa ta (czyli odjazd Pereiro na 30 minut) w sposób bezpośredni dotyczyła Phonaku to tak samo powinna interesować i CSC. Dać 10-15 minut można, ale nie 30 komuś kto zawsze jest bardzo mocny w trzecim tygodniu Tour de France i kto juz kończył ten wyścig w czołowej "10". Jakby ta nauczka nikomu a w pierwszym rzędzie Riisowi nie wystarczyła w przypadku Landisa zrobili to samo. O'k zgadzam się że sposób w jaki odjechał nie podlega dyskusji że był on mocny, ale jest cała drużyna do pracy, wykończ ją całą, ale nie daj Landisowi odjechać na więcej niż 4-5 minut. Ja tak to widzę. Dziwne są niektóre sytuacje, ale przez to TdF w końcu był dużo ciekawszy.
Damiano ... chapeau! Słyszałem się z nim parę dni temu i był cholernie zadowolony ze swojego Touru. W przyszłym tygodniu będzie na tydzień tutaj w Versilii to będziemy razem trenować a i od razu mówił że się gdzieś razem na kolacje w spokoju wybierzemy. Ja jeżdżę spokojnie, dzień lepiej, dzień gorzej. Dużo pracy, ciężkiej głównie przez temperaturę, która nie ułatwia sprawy przy wielogodzinnym siedzeniu na siodełku. Tu sprawa dość delikatna powiedzmy bo ważne jest żeby się nie wykończyć trenując zbyt wiele w gorącu po górach. Jak na razie większego zmęczenia właściwie nie odczuwam.
sobota, 10 czerwca 2006
Cóż, dziś nie poszło
Umawiałem się dziś nawet na atak z moim dobrym kolegą Oscarem Sevillą. Potem jednak jak podjechał do mnie w połowie Col de la Croix de Fer zapytać jak się czuję to mu powiedziałem, że kiepsko i nigdzie nie jadę. Fakt na 3 kilometry przed szczytem "odbiły mi korby" i więcej nie doszedłem już do czołówki. Ja jednak nie mam powodów do zmartwień, ale co niektórzy, biorąc pod uwagę bliskość Tour de France myślę ze nie maja głowy spokojnej. Na przykład Landis jak dziś odbijał to widziałem że ledwo jechał i z pewnością nie było to taktyczne zagranie!
Wczoraj natomiast było super, powiem nawet, że lepiej niż dzień wcześniej pod Mont Ventoux. Puściłem na kilka sekund najlepszych pod Izoard, ale na mecie i tak miałem poniżej 2 minut straty. Leo powiedział, że powinienem więcej jeździć tak jak na czwartym etapie tzn. próbować atakować, że było super. Teraz już tylko 130 kilometrów do wakacji. Jak pisałem będę miał tydzień bez roweru i potem spokojny powrót do kondycji. Maszyną nie jestem i odczuwam już bardzo te praktycznie 40 startów pod rząd. Sevilla też zauważył, że w tym roku jadę muchas carreras i wszystkie mocno "na fulla".
czwartek, 8 czerwca 2006
Mont Ventoux!
Cały dzień raczej spokojny o ile tak można powiedzieć, bo tutaj we Francji nigdy raczej nie jedzie cala grupa tylko wciąż pojedynczo, jeden za drugim. Miałem chwilę, żeby porozmawiać z "Rybą", Popowiczem z którym prawie dwa lata się nie widziałem i z Valverde, który od Murcii sam do mnie podjeżdża i zagaduje. Jarosław mówił, że nie wie jak będzie na TdF, a liderem u nich zostanie ten kto będzie w najlepszej formie po pierwszych podjazdach. W międzyczasie (rok temu) się ożenił, a teraz tzn. po TdF weźmie jeszcze ślub kościelny.
Kolejne dwa etapy też będą ciężkie. Ja będę jechał z dnia na dzień. Dziś czułem się dobrze, ale nie zapominam że pierwsze dwa etapy ledwo z grupą pod hopki wytrzymałem. Piotr Mazur mówił, że jest już bardzo zmęczony i ciężko mu się jedzie, bo nie zregenerował się po Giro. Jest młody i tak ciężkie Giro na pewno przez jakiś czas będzie odczuwał, ale przyda mu się to w przyszłości, już w przyszłym roku.
wtorek, 6 czerwca 2006
To mój pierwszy start we Francji
Kaszel mnie męczy i nie ułatwia ścigania a do tego i noga już nie ta co wcześniej, ale to normalne. Uspokajam się: Trentino, 3 dni później Romandia, 5 dni po niej Giro i teraz po 6 dniach znów wyścig. Tu pod górę tempo mają takie jak na Tour de Romandie, ale ja już niestety nie daje rady w takim rytmie kręcić. Nie czuje się tak bardzo zmęczony, ale już nie ta świeżość i siły. Jutro odpocznę tzn. pojadę jak na Giro czyli mocno, ale bez wychodzenia ponad próg tlenowy.
A od czwartku zobaczymy. Będę chciał spróbować, ale proszę mi uwierzyć jakie męczarnie głównie psychiczne przechodzę skoro jeszcze nie tak dawno z najlepszymi pod górę jechałem a teraz pod mały podjazd mecze się jak jeszcze 80 ludzi zostaje. Przejadę ten wyścig, niewiele mi to da, ale potem będę mógł spokojnie odpocząć i przygotować się dobrze do drugiej części sezonu - to jest to o czym wciąż myślę.
piątek, 2 czerwca 2006
Ciężki to był tydzień
Myślami jestem już na wakacjach, a raczej po nich bo żyje już drugą częścią sezonu. Pierwsza była super. Za pośrednictwem Daniela dowiedziałem się, że w starej klasyfikacji UCI za ten sezon byłbym 86., a generalnie 135. To nieźle, bo nigdy dotąd w "300" nie wchodziłem, a tu tymczasem jestem tak blisko zawsze upragnionej "setki". Po wakacjach moimi celami będą Portugalia i raczej Vuelta. Doszedłem już do porozumienia w sprawie przyszłego roku i na 99% przedłużę kontrakt z Lampre ... ale podpisu jeszcze nie ma. Przyznam że było kilka ekip z Pro Touru, które się o mnie pytały i były zainteresowane podpisaniem kontraktu, ale myślę że najlepiej będzie mi jeszcze zostać tutaj. Po Dauphine odpoczywam czyli tydzień bez roweru, potem siłownia i trochę roweru, a od pierwszych dni lipca ciężka, bardzo ciężka praca.
sobota, 27 maja 2006
Ach te dojazdy
E va bene. Wczoraj było ciężko, bardzo ciężko. Strzeliłem na 10 kilometrów przed metą i dalej już jechałem spokojnie oszczędzając siły na dzisiaj. A dziś czułem się bardzo dobrze. Próbowałem odjechać i dziś przed przełęczą Tonale ale nic akurat nie poszło. Szkoda wczorajszego dnia, bo byliśmy tak blisko zwycięstwa. Uważam, że Voigt na mecie pokazał klasę - Signore!
Wracając do dnia dzisiejszego Gavię wjechałem z grupką Basso czyli wśród około 20 kolarzy. Było o'k, ale później jednak na Mortirolo ze swoimi sztywnymi kawałkami trochę mi podcięło nogi. Koniec końców myślę, że źle nie było. W ekipie atmosfera w porządku. Muszę powiedzieć, że Damiano się pozbierał. Czwarte miejsce w generalce w pełni zasłużone i właściwe dla Giro jakie pojechał.
Nie będę komentował tego co się na mecie wydarzyło. Simoni mówi, że Basso powiedział żeby on zjeżdżał powoli z Mortirolo i na niego czekał, a potem ten go zerwał na 2 kilometry do mety. Basso mówi, że powiedział tylko ze nie ma co ryzykować na tym zjeździe. Natomiast Riis stwierdził, że nie miał zamiaru nikomu więcej prezentów robić.
Nie czuje się w chwili obecnej zmęczony. W następnym tygodniu pojadę trzy kryteria i będę się starał uregulować sprawy kontraktowe. Dziękuję wszystkim bardzo za kibicowanie mi przez te długie trzy tygodnie. Nie udało mi się znów trafić dobrze z formą, ale jedyna rzecz pozytywna z tego wszystkiego jest taka, że przez całe dwa miesiące na wyścigach pod górę zawsze byłem z najlepszymi. Dzięki wielkie.
czwartek, 25 maja 2006
Dziś i ja próbowałem odjechać
środa, 24 maja 2006
Stary "Leo" no proszę!
Mówię do Saronniego, że zaczyna mi sił brakować, a on odpowiada, że już chyba czas najwyższy. Powiedzmy, ale nie lubię tak. Leo mówił że jak wczoraj "strzeliłem" od pierwszej grupki to powinienem stracić minimum 10 minut. I tu proszę kibiców o zrozumienie. To mam na myśli mówiąc, że nie interesuje mnie generalka. Nie po to tu jestem tzn. nie mogę na Giro próbować jechać swojego wyścigu tj. "zaginać się" w momencie jak nie jestem z najlepszymi, bo później jak będzie mnie potrzeba może mi zabraknąć sił.
Będę próbował natomiast zabrać się w jakiś odjazd. Jak już pisałem w ciągu najbliższych trzech dni. Teraz z formą jaką prezentuje Damiano to nie potrzebuje już on za dużo kolarzy wokół siebie, a będąc w odjeździe zawsze jest "ryzyko" wygrania etapu. Myślę, że kiedyś będę miał szansę tak do końca pojechać swoją generalkę na Giro, ale przygotowując się tak jak w tym roku Leo tzn. nie martwiąc się i nie stresując żadnymi innymi wyścigami po drodze, a myśląc tylko o tym jednym.
wtorek, 23 maja 2006
Tym razem czapka z głowy przed Basso
Najpewniej w czwartek albo jeszcze lepiej w piątek lub sobotę będę chciał spróbować złapać się w odjazd. Lekko nie będzie, ale będę się starał. Co do Damiano sam nie wiem co napisać, coś jest nie tak i niewiele więcej mogę powiedzieć. Za to "Leo" znów wielki. Przygotował się na 100% na Giro tak jak sobie zaplanował - pełen profesjonalizm. Jutrzejszy finisz to nieporozumienie. Jak tak chcemy wyścigi rozgrywać to i dziś obok drogi był szlak narciarski i mogliśmy nim w górę pojechać. Czemu to ma służyć to sam nie wiem. Tym bardziej, że dziś w nocy ma padać deszcz i jutro w czasie wyścigu również! Zobaczymy co z tego będzie.
poniedziałek, 22 maja 2006
Wczoraj byłem trochę zmęczony
Spróbuję pojechać ten wyścig z najlepszymi, a dopiero jakbym się nie czuł najlepiej to odpuszczę. Proszę zrozumieć że miejsce w czołowej "20" w "generalce" również mi sprawia przyjemność, ale koniec końców nie jest to żaden wynik a i nie po to tu jestem żebym swój wyścig jechał. Zobaczymy nie chcę znów przejechać kolejnego Wielkiego Touru walcząc gdzieś tam w tle. Chociaż przyznam, że jak na razie pod górę nie było źle. Wczoraj w TV mówili o "Savo", że jest bardzo mocny ze zjazdu, mocny na czas i pod górę. Tymczasem jak na razie zawsze byłem obok niego na najważniejszych szczytach (Lanciano i San Carlo) a on jest trzeci w "generalce"!
sobota, 20 maja 2006
Czapki z głów
Noga nie była zła, ale na to by jechać z pierwszymi nie stać mnie - już albo jeszcze. Spodziewałem się nawet, że będzie gorzej bo ostatnie dwa dni nie czułem się dobrze. A "Leo" jak mu powiedziałem, że na podjeździe będzie padać (wiedzieliśmy to już 100 kilometrów wcześniej, bo był tam nasz masażysta) powiedział, że nie pójdzie mu na pewno bo w deszczu nigdy jemu nie idzie.
piątek, 19 maja 2006
Dziś było szybko
czwartek, 18 maja 2006
I już po czasówce
środa, 17 maja 2006
"Ryba" mnie zostawił
Wczoraj trochę ciągnęliśmy. Sam czasem niewiele rozumiem z naszej taktyki, ale powiedzmy że ufam tym którzy o niej decydują. Bez zbędnych komentarzy. Z drugiej strony powinien ktoś przeskoczyć do odjazdu jak to zrobił "Pelli" pod pierwszy podjazd. Moglem to być ja, wszak nie czuję się źle. Powinienem to być ja lub ktoś tego typu jak Tadej czy "Tira" lub Patxi. Mniejsza o to nikt do nikogo pretensji nie miał, ale czasem samemu trzeba podejmować decyzje na wyścigu.
Jutro jadę spokojnie, "medio" powiedzmy. Dziś była dwugodzinna przejażdżka w okolicach mojego domu. Wykorzystałem też dzisiejszy dzień na wizytę u osteopaty żeby mi odblokował zablokowane plecy. Czuje się teraz dużo lepiej.
poniedziałek, 15 maja 2006
Dziś nie było tak płasko
niedziela, 14 maja 2006
Etap był szybki
Śmiałem się wczoraj z "Rybą" że mieliśmy polski akcent na tym Giro, bo Polak (Olaf Pollack) był liderem! Czasem jak mamy chwilę i rozmawiamy to "Ryba" opowiada mi o latach w których był "kanibalem" na polskich szosach. Wtedy wygrywał i był zdecydowanie jednym z najmocniejszych. Z tych opowieści dowiedziałem się, że dwa razy był drugi w Wyścigu Pokoju, w tym raz za Pavlem Padrnosem. To co dla niego jest powodem do dumy, dla mnie stało się powodem do śmiechu i zgryźliwości i teraz za każdym razem jak mam okazje to dokuczam Darkowi, że przegrał Wyścig Pokoju z takim "klocem" jak Padrnos. On Baranowski, który wszystko wygrywał w Polsce a później walczył z najlepszymi na Tour de France. Z przekąsem wtedy mówię, że wolałbym w ogóle nie wystartować w takim wyścigu niż być drugi za Padrnosem! Wszystko oczywiście w żartach, bo jestem pełen szacunku dla obydwu panów i wyników przez nich osiągniętych.
sobota, 13 maja 2006
Wszyscy widzieli jak nam poszło
piątek, 12 maja 2006
Dziś było tak jak sobie tego życzyłem czyli spokojnie
Mamy naprawdę niesamowitą ekipę, w tym zaplecze. Gdy wracamy po etapie do autobusu jest od razu prysznic, a w przypadku gdy jest więcej niż godzina dojazdu do hotelu to czeka na nas przygotowanych 9 podpisanych pojemniczków z gotowanymi ziemniakami, 9 butelek z płynem regenerującym. Potem w hotelu znajdujemy jeszcze owoce, płatki, jogurty, mleko, bułki z szynką lub serem. Naszym masażystom albo mechanikom nic nie trzeba mówić. Właśnie dostałem też nowy rower, cały karbonowy. Na Giro używam też koła całe karbonowe, dziś o profilu wysokim, ale to tak wyjątkowo na moją prośbę. Dużo bardziej jednak wolę niskie obręcze karbonowe i na takich pojadę jutro.
czwartek, 11 maja 2006
Hola
Jeśli chodzi o mnie myślę, że pojechałem dobrze. Żadnych problemów, jak pisałem starałem się podtrzymywać głównie to tempo co Marzio narzucił. Nie wiem co dalej myśleć. Damiano po etapie był podenerwowany. Wracałem z nim do hotelu i starałem się uspokoić bo jakby nie spojrzeć prawdziwe Giro musi się dopiero zacząć. Właśnie - trzeba spokoju i koncentracji. Nie czuje się zmęczony, ani trochę. Jutro mam nadzieje, że etap będzie spokojnym przejazdem na trasie start-meta, oby! A od soboty ...
środa, 10 maja 2006
Nareszcie jesteśmy w Italii
Na lotnisku mieliśmy dużą kolacje dla 400 osób, a potem miałem trochę czasu żeby pośmiać się z "Rybą", Piotrkiem Mazurem i "Blachem" czekając na odlot samolotu. Właśnie tu mała ciekawostka, bo na Giro jest więcej masażystów Polaków niż kolarzy z naszego kraju. Dwóch w Gerolsteiner czyli Blachu (S. Błaszczyk) i Jachu (D. Kapidura) obydwaj pochodzący z Torunia. Poza tym Tomasz Streich w Bouygues Telecom i Ryszard Kiełpiński w Discovery Channel.
W naszej ekipie atmosfera jest dobra. Dziś przejechaliśmy trasę drużynówki i powiem że jest szybka, nie trzeba będzie na niej wiele hamować i tylko mocno pedałować. Ja jak zawsze w tego typu próbach skoncentruje się na tym żeby podtrzymywać nadane tempo czyli nie bez zwalniać. Motorem nie będę, to pewne. Bruseghin ponad wszystkich jako pierwsza noga w ekipie. Dalej Stangelj, Pietrow i Vila. Możemy powalczyć i na pewno powalczymy. Discovery, T-Mobile, Gerolsteiner i Team CSC to oczywiście drużyny, które będą walczyć o zwycięstwo, ale znów nie będzie tak jak ponoć powiedział Basso tj. że dadzą nam aż 2 minuty! Wszystko się rozstrzygnie jutro wieczorem.