poniedziałek, 7 marca 2005

Powiem szczerze, że miałem prawdziwe urwanie głowy od rana

... gdyż najpierw byłem na starcie Giro della Provincia di Lucca, jako że wyścig odbywał się blisko mojego domu. Pierwsza porażka "Pety" (Alessandro Petacchiego) w tym sezonie. Czekam niecierpliwie na Milano - San Remo. To wyścig, którego nie chciałbym nigdy jechać ... ponieważ bardzo mnie pasjonują jego ostatnie kilometry oglądane na żywo w telewizji. Nie wiem za bardzo jaki jest jego prestiż w Polsce czy w innych krajach, ale tu w Italii dla miejscowych zawodników zwycięstwo właśnie w tej imprezie pozostaje największym marzeniem.

Przejdźmy do mojego występu w Vuelta a Murcia (2-6 marca). Uważam, że był to doskonały wyścig jak na otwarcie sezonu i przygotowanie do ważniejszych startów. Jedna meta pod górę (na etapie czwartym do Collado Bermejo), nie za ciężka czasówka, etapy dla sprinterów oraz odcinki zwane we Włoszech "spacca-gambe" czyli dla uciekinierów. Dopiero tydzień przed tym wyścigiem wznowiłem treningi po prawie tygodniowej chorobie (5 dni bez roweru), ale wcześniej trenowałem ciężko i dużo, tak więc widzę po wyniku że dużo nie straciłem. Szczególnie zadowolony mogę być z czasówki (piętnaste miejsce - na 22 kilometrach strata 1:45 do zwycięzcy Danilo Hondo), na której niewiele straciłem do takich specjalistów jak: Uwe Peschel, Jose Ivan Gutierrez czy David Plaza. Mogło być lepiej na etapie górskim. Aby przyjechać w grupce 30 sekund bliżej najlepszych, gdzie przez długi czas byłem zabrakło tylko chwilowego przetrzymania ... to ciągłe dążenie do podniesienie progu bólu! Gdyby się udało dałoby mi to 10 miejsce w generalce całkiem niezłe jak na sam początek sezonu.

Poziom może nie był za wysoki, ale i Damiano Cunego uzyskał pozytywną odpowiedź na pytanie i wątpliwości dotyczące własnej formy i stopnia przygotowania do sezonu. Etap był jego, bo ze swoimi zdolnościami sprinterskimi mógł liczyć na zwycięstwo. Niestety na 5 kilometrów przed metą musiał zejść z roweru i wyjąć zaklinowany przez przednią, pękniętą przerzutkę łańcuch. Kilkadziesiąt sekund stracił i kosztowały go one etap, drugie miejsce w klasyfikacji generalnej a nasz zespół zwycięstwo drużynowe w tym wyścigu! Takie rzeczy nie mogą się zdarzać ... mi osobiście przytrafiło się coś podobnego dwa razy w zeszłym roku, ale od Giro mieliśmy już inne przerzutki z przodu, po tym jak zrezygnowaliśmy z karbonowych, które "lubią pękać". W tym roku nie wiedzieć czemu znów mamy w rowerach te wadliwe. Najbliższy start to Semana Catalana za dwa tygodnie (od 21 do 25 marca). Będę chciał ją przejechać znów spokojnie, nie 'wypluwając' się na każdym etapie. Spróbuję pojechać solidnie etap z metą pod gorę, żeby sprawdzić się gdzie jestem. Pozostałe etapy potraktuję jako uzupełnienie pracy którą wykonam w najbliższych dwóch tygodniach poczynając od jutra.