czwartek, 8 lipca 2010

Byle tak do Paryża

Nie lubię takich etapów jak dzisiejszy, mulenie przez cały dzień i mocna końcówka. Poza tym bardzo gorąco, mój licznik pokazywał ciągle 39 stopni, choć to mi akurat nie przeszkadzało.

No i w końcu wygrał Cavendish, lepiej niż po raz kolejny miałby zwyciężyć Peta, miejmy nadzieję, że morale pozostałych sprinterów poprawi się po tej wygranej.

Od startu jechaliśmy ścieżkami Szampanii, dom w dom to kolejni producenci Champagne. Sądzę, że to idealne miejsce na spędzenie miłego wrześniowego weekendu, muszę to zaplanować.

Każdego dnia od samego Rotterdamu na starcie i mecie spotykam Polaków. Bardzo to miłe, warto też nadmienić, że wielu kibiców nosi koszulki mojego fanklubu. Byle tak do Paryża, daje to jeszcze większą motywację do jazdy.

foto: Michał Rakowski, Rotterdam

Konkurs rozstrzygnięty

Okulary Sylwestra z Verony pojadą do Pana Macieja, prawidłowa odpowiedz to Specialized.  

Spokojne etapy

Wczoraj Lance był wyjątkowo zdenerwowany, najbardziej na Schlecka. Myślę, że słusznie, bo skoro wszyscy czekali na Schleków dzień wcześniej, to może akurat nie Saxo z Cancelarą i Andym na kole na odcinkach brukowych powinni robić selekcję i starać się pozrywać innych. Dzień wcześniej całkiem łatwo można go było pozbawić szans nawet na podium w Paryżu. Tym ciekawiej będzie na kolejnych etapach.

Wczoraj, dziś i jutro powinny być spokojne etapy ale nigdy nie wiadomo czy gdzieś mocniej nie powieje. 

Od soboty w górę, chociaż patrząc na profile bardzo ciężko jeszcze nie będzie. Wydaje mi się, że u nas na tych płaskich etapach brakuje zgrania i jednomyślności jak na Giro, Ivan częściej zostaje sam, gdzieś się gubi. Na szczęście w górach powinno być już inaczej.

foto: corvospro