wtorek, 29 czerwca 2010

Nowa grafika na klubowych koszulkach
















Pragniemy Państwu zaoferować nowe koszulki klubowe z grafiką autorstwa Agnieszki Plieth (kolor ciemnoszary). Ofertę poszerzamy również o rozmiar dziecięcy (wzrost 144 cm, kolor granatowy).

Niestety nadal brakuje rozmiaru XL w kolorze ciemnoszarym. Poinformujemy Państwa jak tylko ten rozmiar zostanie dodrukowany. Zapraszamy.

sobota, 26 czerwca 2010

Zacząłem się rozkręcać

I w ten sposób ostatni element przygotowań do Wielkiej Pętli dobiegł końca. Ostatni, prawie sześciogodzinny trening z pięcioma przełęczami przejechaliśmy w dwójkę z Ivanem... pozostali się wyłamali.

Zacząłem się rozkręcać, po Dauphine i kilkudniowej przerwie było ciężkawo. Jesteśmy z Ivanem tego samego zdania, że miedzy Giro a Tour wystarczy kilka spokojnych górskich treningów i zadbanie o codzienny wypoczynek, jedzenie itd. Dziś ważę ponad 3kg mniej niż na początku Giro, a 1kg mniej niż w Veronie.

Będę teraz przez cztery dni tylko w Polsce, do środowego wylotu do Rotterdamu na TdF, a ponieważ z czasem bardzo krucho to i z Mistrzostwami Polski znów wyszło nie po drodze. Maciek Bodnar jednak nie wystartuje w TdF, szkoda, byłoby mi raźniej ale może nie byłoby to dla niego najlepsze rozwiązanie jechać Giro i Tour w jednym roku, może za kilka lat.

foto: Kasia Szmyd

niedziela, 20 czerwca 2010

Od wtorku jestem na Passo San Pellegrino

Na to, że jest zimno nie będę narzekać,wystarczy zobaczyć zdjęcia, tak nas powitała niedziela. Przez cały tydzień do piątku jeździłem maksymalnie dwie i pół godziny, wczoraj cztery godziny z trzema dziesięciokilometrowymi podjazdami,wszystko spokojnie.

Dziś oczywiście odpoczynek a od jutra zaczynam pracę w górach. Bez stresu, na Tour mogę jechać będąc trochę do tyłu, może nawet tak lepiej, dochodząc do pełnej dyspozycji przez pierwszy tydzień. W ten sposób na najważniejsze etapy powinienem być gotowy.

Najważniejsze, że mogę tu spokojnie odpocząć, mamy do dyspozycji duży dom, tak więc jest bardzo miło i rodzinnie.

wtorek, 15 czerwca 2010

Pytanie kibica

W związku ze zbliżającym się Tour de France serdecznie zapraszamy kibiców do zadawania pytań Sylwkowi przed tym wyścigiem. Prosimy wysyłać pytania na adres sylwesterszmyd@gmail.com (jedno pytanie, w temacie maila „Pytanie kibica”), czekamy na Państwa  maila do 23 czerwca.

niedziela, 13 czerwca 2010

Myśli wciąż uciekają do wczorajszego dnia

... tak jak cały tydzień przed Dauphine uciekały do Alpe d'Huez. Codziennie na treningu wyobrażałem sobie jak jadę pod ten podjazd.

Ale teraz inaczej. Zgodzę się z Leo i opinią wielu, nikt nikomu nie musi niczego darowywać, lecz Contador mógł mieć świadomość, że kiedyś, może już niedługo, w jakimś delikatnym momencie moja pomoc może być dla niego bardzo cenna. Jednak wczoraj walczył do upadłego z gregario który całe życie ciągnie na takich jak on. Odnajdziemy się kiedyś, obiecuję to sobie. Został obdarzony niesamowitym talentem, ale mnie na pewno dojście do czegoś kosztuje więcej pracy i wyrzeczeń. Już mu nie kibicuję.

Dziś pod górę spokój, lecz kiedy z mokrego zjazdu uciekły mi dwa razy koła dałem spokój, TdF ważniejszy.

foto: corvospro.com

"Nie" dla prezentów

Bartosz Rainka (Eurosport): Wyścig Criterium de Dauphine staje się chyba pana ulubionym. W ubiegłym sezonie triumf na Mont Ventoux, teraz wspaniała jazda na L'Alpe d'Huez.
SYLWESTER SZMYD: Może nie tyle sam wyścig, ile mityczne góry, które znajdują się na jego trasie. One motywują mnie najbardziej. Faktem jednak jest, że Dauphine wyjątkowo mi się podoba. Zawsze na nim walczyłem. W 2007 roku byłem drugi na Mont Ventoux. Rok później przyjeżdżałem wysoko na każdym górskim etapie, dzięki czemu zająłem 8. miejsce w klasyfikacji generalnej. 12 miesięcy temu było zwycięstwo na Górze Wiatrów, a i tym razem podjąłem walkę na najtrudniejszym odcinku.

Sobotniego etapu z metą na L'Alpe d'Huez nie zapomnimy długo. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Rwane tempo, ataki, pot i łzy - wspaniała wizytówka kolarstwa szosowego.
Ten etap rzeczywiście był bardzo widowiskowy. To była walka od samego początku podjazdu, aż do szczytu. Alberto Contador atakował mnie, a ja jego. Początkowo on mi odjeżdżał, gdyż jest bardziej dynamiczny. Ja go jednak za każdym razem dochodziłem. Następnie sam próbowałem atakować. To był naprawdę niezły spektakl. Cieszę się, że mogłem w nim uczestniczyć. Najważniejsze, że pokazałem charakter i wolę walki. Dzisiaj nam obu zależało na dobrym rezultacie. Szkoda, że tym razem nie udało się wygrać.

Wcześniej nie mieliśmy okazji podziwiać takiego Sylwestra Szmyda. Ataki, zrywy, szarpnięcia - słowem, odmieniony Szmyd.
Sam jestem trochę zdziwiony (śmiech). Po pierwszym skoku Contadora zostałem trochę z tyłu. Pomyślałem sobie, że skoro Hiszpan wyrwał już do przodu, to już go więcej nie zobaczymy. Później zobaczyłem, że Alberto zwolnił, więc go doszedłem. Przeczuwałem, że jeśli lider Astany skoczy do przodu ponownie, to tym razem mogę nie zdołać już go dojść. Postanowiłem zatem samemu atakować. Contador trzymał się na kole, ale nie był w stanie skontrować. Spróbowałem więc ruszyć do przodu po raz drugi i trzeci. Na początku podjazdu to była próba sił z naszej strony, jednak później zrozumiałem, że śmiało mogę powalczyć tu o zwycięstwo.

Dla Contadora wygranie na L'Alpe d'Huez było chyba tak samo ważne jak triumf w całym wyścigu.
Wczoraj pytałem się dyrektora sportowego Astany, co powinienem zrobić, by na L'Alpe d'Huez wygrać. On odpowiedział - "odjedź z Contadorem". W sobotę widzieliśmy jednak, że to nie była prawda. Gołym okiem widać było, że Alberto zrobi wszystko, by wygrać na legendarnym podjeździe. Zresztą dobrze, że tak się stało. Ja nie chcę prezentów. Przynajmniej pokazałem, że gregario może powalczyć z najlepszych kolarzem na świecie. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie motocykl, który w pewnym momencie przeszkodził mi w jeździe.

Po pierwszych pięciu etapach tegorocznego Criterium de Dauphine nie był pan do końca zadowolony z tego, jak się panu w tym wyścigu jedzie. A tymczasem w najważniejszym momencie wszystko zaczęło funkcjonować bez zarzutu.
Najważniejsza jest głowa. Wcześniej łatwo nie szło. Niby nie czułem się źle, jednak zawsze brakowało mi tych 20-30 WATT do swojego normalnego poziomu. Wytrzymywałem tempo czołówki, ale nie byłem w stanie np. atakować. Czułem się silny, ale przy tym bardzo "zmulony". Ostatni tydzień Giro kosztował mnie bardzo dużo. Czasem jednak jest tak, że - nie wiadomo czemu - czujesz się na trasie po prostu lepiej. W sobotę zrobiłem wszystko, żeby pojechać jak najlepiej. Uważałem na jedzenie, picie, węglowodany. Śniadanie zjadłem dosyć późno. Makaron starałem się jeść bardzo powoli. To są wszystko bardzo drobne rzeczy, które potem mogą przesądzić o postawie na takim podjeździe, jak L'Alpe d'Huez.

Celem numer jeden na niedzielę będzie obrona miejsca w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej?
Wszystko zależy od tego, jak będę się czuł. Etap jest ewidentnie nie dla mnie. W końcówce mamy pięć rund z krótkim i sztywnym podjazdem. Sztywne podjazdy zawsze były dla mnie problemem. Fajnie, gdyby udało się utrzymać miejsce w dziesiątce, ale zobaczymy jak ułoży się etap.

Polscy kibice powinni się chyba cieszyć, że Tour de France dopiero przed nami. Na francuskich szosach czuje się pan jak ryba w wodzie.

Ja również się cieszę, że ten wyścig dopiero przede mną. Obecnie koncentruję się już wyłącznie na Wielkiej Pętli. W niedzielę pojadę na jeden dzień do domu, a od wtorku trenować będę na San Pellegrino. Tam mamy świetne warunki do szlifowania formy. Cisza, spokój, odpoczynek, czas spędzony w towarzystwie żony - teraz myślę już tylko o tym.

foto: corvospro.com

Alpe d'Huez...

Nie wiem jak zacząć, może tak, że głowa potrafi wiele, bardzo wiele. Od dwóch lat jak jestem pod górę z przodu i mogę zrobić coś "wielkiego" to często myślę o najbliższych, żonie, rodzicach, siostrze, ale i o kibicach. Dziesiątkach kibiców, którzy mi później mówią; dzięki za emocje, dzięki za walkę, byliśmy dumni, że Polak walczy i jest wśród najlepszych. 

Tak samo było i dziś, chciałem pokazać charakter, wole walki... ale sam siebie zaskoczyłem. Atak od dołu był bezsensem, Astana ciągnęła za mocno więc się wycofałem. Później skok Alberto i pomyślałem, że nie stać mnie by odpowiedz więc jechałem swoje. Jak doszedłem to pomyślałem, że nie mam nic do stracenia, że może ciężko będzie wygrać, ale się zabawię i zrobię wszystko by wygrać.

W ten sposób walczyłem przez pół podjazdu aż do samej mety z najlepszym kolarzem świata pod najsłynniejszy podjazd świata. Fakt, że ewidentnie jechał przeciw mnie świadczy, że potraktował mnie jak równego.  

Alberto jest bardziej dynamiczny, straciłem za dużo na ostatnim skoku ale wiem, że przed finiszem bym doszedł gdyby nie motor, tak bywa.

Może dogadał się z Brajkovicem, że wygra bo i tak Janez wygrywa wyścig, może nie był zadowolony, że jednak nie będę dla niego jeździć w przyszłym roku, o czym był przekonany. Fakt faktem, że dziś postawił na mnie krzyżyk.

Wracając do kibiców, tych lojalnych i wyrozumiałych, ciesze się, że mogłem im dziś również sprawić dużo radości.

Jutro dla mnie męka, krótki sztywny podjazd i interwałowa runda...

foto: corvospro.com

piątek, 11 czerwca 2010

Czasem by wygrać wystarczą tylko nogi

Próbowałem pod Lautaret, nawet byłem już w odjeździe, od naszej większej grupki krótko przed szczytem odjechała czwórka, my na szczycie mieliśmy max 5-7sekund... ale już nie doszliśmy, poza Egoi Martinezem.

Pod ostatni podjazd wystarczyło odjechać z głównej grupy, nadrobić parę minut do zjazdu, zerwać ich i wygrać na solo... ja nie czułem się nic lepiej ponad to by jechać w pierwszej grupce.

Jutro... Ostatnio oglądałem etapy z różnych lat kończące się pod Alpe d’Huez, walka jest zawsze od dołu, wśród najlepszych. Mam nadzieje, że będę się czuć tyci lepiej niż w dzisiejszej końcówce.

foto: corvospro.com

czwartek, 10 czerwca 2010

Silny wiatr

Wczorajsza czasówka prowadziła jedną z brzydszych tras jakie jechałem, brzydki asfalt, minimum 48 progów zwalniających, a do tego bardzo silny wiatr. Oczywiście warunki były identyczne dla wszystkich ale to wszystko nie pozwoliło mi wczoraj pojechać "spokojnie".

Dziś również silny wiatr w twarz przez 200km, nie zazdroszczę kolegom z RadioShack. Od rana czułem się źle, noga słaba i nie kręciła, po czterech godzinach etapu było trochę lepiej i nawet dyrektor sportowy oddelegował Guarnierego by ciągnął razem z RadioShack i Rabobankiem.

Na samym podjeździe również wiał silny wiatr, w końcówce zabrakło też dynamiki i elastyczności by nawiązać walkę o etap. Mogliśmy jechać mocno i równo ile tam sobie chcieliśmy, ale dwa skoki Contadora były trochę poza moimi możliwościami. Jutro jeszcze nie wiem jak będzie, zobaczymy, jak dobrze wystartuję to może pomyślę o odjeździe.

foto: corvospro.com

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Przelew na konto Caritas - dla powodzian







Jeszcze raz dziękujemy wszystkim osobom, które wzięły udział w licytacji, a szczególnie jej zwycięzcy - panu Grzegorzowi i panom: Pawłowi i Andrzejowi, którzy dołączyli się do finansowego wsparcia akcji.

Dziś dużo kraks

Jak mówię, że nie przepadam za Francuzami to ludzie mi mówią, że przesadzam. W drodze na Dauphine zaraz po zjechaniu z Mont Blanc czekali na nas policjanci celni i zaprosili nas do swojego biura, przeszukując wszystkie bagaże, plecaki, portfele, kieszenie, samochód, najmniejsze zakamarki wszystkich pudełeczek, jakbyśmy byli notowanymi przemytnikami. Prawie dwie godziny! co za naród. 

Po Giro rozważałem ile mnie kosztowało wysiłku i wyrzeczeń przygotowanie się do niego. Od połowy stycznia praktycznie wciąż poza domem, trzy długie zgrupowania, znów tysiące metrów w górę i wzdłuż. Pewnie się opłacało, chociaż pamiętam jak jeszcze na Romandi po etapach patrzyliśmy na siebie z Ivanem mówiąc, że przecież włożona praca musi przynieść owoc. Źle nie było, ale daleko od tego czego się wtedy spodziewaliśmy.

A Dauphine, dziś dużo kraks, doszedłem na dziewiątym kilometrze do grupy, już pod górę. Dla mnie ważne, że jak rok temu Contador powinien jechać pasywnie. Martino, (dyrektor Astany) mówił mu by za mną nie jechał jak będę atakować. Dobrze, że jest długa czasówka to stracę minimum pięć minut i być może będę mniej zauważalny.

foto: corvospro.com

Polecone koszulki fanklubu

W związku z powtarzającymi się „zagubieniami” przez Pocztę Polską przesyłanych do Państwa fanklubowych koszulek, wprowadzamy przesyłki polecone. Niestety wydłuży to czas dostarczenia i cenę koszulki (wzrost o 2 złote), ale będziemy mieć gwarancję dostarczenia. Przepraszamy za utrudnienia.  

Przypominamy również, że wymiary koszulek są miarodajne, prosimy kierować się nimi by koszulki w rezultacie nie były za duże (prosimy nie zamawiać na „wyrost”:).

sobota, 5 czerwca 2010

W drodze na Dauphine

Przez trzy dni po Giro ścigałem się na nocnych kermessach, było trochę zabawy jak i wysiłku. We wtorek i środę dwa wyścigi, pierwszy za motorkami, my może byśmy chcieli trochę spokojniej ale bardziej się ścigali zawodnicy na motorkach niż my.

Teraz jestem już w drodze na Dauphine, myśli już na najcięższych etapach. Oczywiście nie nastawiam się na żadną generalkę, bo z długą czasówką na pierwszą trójkę nie miałbym szansy. Tym samym będąc blisko w generalce utrudniłbym sobie możliwość walki o zwycięstwo etapowe na którymś z ostatnich etapów. Tak więc spokój, do czwartku jest dużo czasu.