środa, 30 sierpnia 2006

"Pierwsze koty za płoty"

...krótko mówiąc. Na to jak się dziś czułem to mało straciłem to pewne. Od początku Vuelty jakoś ciężko mi idzie, dziwny i niepotrzebny wciąż ból nóg i uczucie nogi bez siły. Dziś mam nadzieje, że się już trochę odblokowałem. Stać mnie na więcej to pewne. Dziś chciałem skoczyć, ale jak zawsze zmiana rytmu mnie dobiła - na 8 km do mety z tarczy 53 na przełożenie 39x23, a do tego mój stary koszmar z Giro czyli Inigo Cuesta, który zaczyna podjazdy jakby to był finisz - no cóż on się nie martwi bo jego praca kończy się po 2-3 kilometrach.

Tam straciłem 150-200 metrów i tak zostałem na 4 kilometry przed metą. Jest dobrze, ale mogło być lepiej i wierzę w poprawę. Vuelta jest długa i ciężka. Inna jak miałem nadzieję - nie ma "Liberty Airlines", którzy tylko ciągnąc równo robili "rzeźnie niewiniątek". Poza tym Kelme też swego czasu nikomu w twarz nie patrzyło. Nie ma zdecydowanie silnej drużyny która może wziąć na siebie ciężar wyścigu - na razie oczywiście. Z tego co mówią dookoła dziewiąty etap będzie jednym z najcięższych, ale wcześniej mamy kolejną metę pod górę. 

Jutro trzeba będzie uważać na wiatr, ale myślę że dojedzie odjazd. Ja swoją drogą nie będę odpuszczał, mam się skoncentrować na równej jeździe i tak będzie. Po pracy jaką wykonałem od czerwca nie mogę tak po prostu odpuścić i dać sobie spokój.

poniedziałek, 28 sierpnia 2006

Ale gorąco

..ledwo się kręci. Przynajmniej na szczęście te dwa etapy były spokojne. Trochę mniej spokojnie będzie zapewne jutro a już w środę pierwszy ciężki etap. Dwa lata temu Damiano nie dojechał nawet w pierwszej grupie do ostatniego podjazdu. Ja miałem wcześniej gumę. Znam ten etap jak i sam finałowy podjazd doskonale bo już go dwukrotnie jechałem. Ciężka góra, konkretny podjazd na tryb nawet 23-25 miejscami.

Wczoraj na etapie rozmawiałem trochę z Paolo Bettini i pytałem go o trasę Mistrzostw Świata bo wiem że był już ją zobaczyć. Z tego co mówi trasa sama w sobie nie jest ciężka, ale bardzo nerwowa, dla "klasykowców" czyli ludzi potrafiących cały czas "lizać koła", przepychać się i jeździć z przodu. O ile mówił, że w Madrycie do ostatniej rundy można było jechać z tyłu to tutaj wciąż trzeba będzie chodzić po czubie. W cięższym odcinku tzn. w drugiej połowie runda jest wąska tzn. max na 5 ludzi i do tego pokręcona.

Myślę, że niewielu mamy kolarzy, którzy mogliby pojechać dobrze na takiej trasie. Pewnie "Szczawik", a kto jeszcze? Sam zacząłem się zastanawiać. To opis Paolo, ale każdy wyścig ma swoją historię. On powinien się wycofać na cztery etapy przed końcem Vuelty. Mówił, że "generalki" nie musi jechać, a nawet że etapów też nie musi wygrywać ... a tu proszę od razu wygrał! Dziś mu mówię - "na szczęście nie musiałeś etapów wygrywać. A on mi na to odpowiada, że "same przychodzą, co ja na to mogę poradzić". A nic, nic, to może jeszcze powiedz przepraszam ;-) Swoją drogą życzyłem mu koszuli mistrza świata bo od lat jakoś mu ten wyścig ucieka. Jak sam przyznał ze gdyby wygrał to w Salzburgu to na konferencji prasowej mógłby powiedzieć, że kończy się ścigać bo co miał wygrać już wygrał. Ma rację. Ale tak jak jemu mam zamiar również kibicować i Alejandro Valverde. Tu na razie trzymam się cały czas z Illes Ballears bo jeżdżą zgrani, razem a to mi pomaga.

sobota, 26 sierpnia 2006

Ruszyliśmy

...NARESZCIE - bo jak pisałem już wszyscy się nudziliśmy. Nie było źle, co tu dużo mówić. Z naszą ekipą na wiele więcej nie mogliśmy liczyć. Może kilka sekund jeśli byśmy wystartowali zamiast na początku trochę później i uniknęli w ten sposób wiatru, którego potem wcale nie było. Ale to już bez większego znaczenia. Nasza jazda była równa, precyzyjna a tylko trochę wolniejsza niż innych. Zaskoczył mnie Milram, niespodzianki ze strony CSC nie było. Zasłużył sobie Sastre na tą koszulkę od początku wyścigu po sezonie jaki ma. Swój trzeci w tym roku Wielki Tour zaczyna od liderowania - chapeau! Jestem pełen podziwu.

Na kolejnych etapach liczymy na dobrą postawę Napolitano na finiszach, ze zwycięstwem włącznie bo wiadomo że stać go na to. Pietrow, Marzano i ja pojedziemy "w kołach", oszczędzając się możliwie najwięcej. I tak do 5 etapu najprawdopodobniej.

piątek, 25 sierpnia 2006

Coś mi się wydaje że od Portugali nie pisałem

Niemniej nie było za bardzo o czym. Wiem jedno - nie można tak ciężkiego i wymagającego wyścigu jakim jest Volta (rozgrywanego tylko po górach i w 40 stopniach Celcjusza oraz walcząc z ludźmi dla których jest to jedyny cel w sezonie) jechać bez wcześniejszego przetarcia na innym wyścigu. Nie wszystko można zrobić na treningu. Myślę, że tego trochę zabrakło, ale sam ów wyścig powinien być plusem patrząc pod kątem Vuelty, w której jutro wystartuje.

To będzie moja czwarta Vuelta, a w sumie już 9 Wielki Tour. Czas leci dla wszystkich. Nie mogę powiedzieć do końca jak się czuję. To drugi dzień jak jesteśmy w Maladze, siedzimy w hotelu i się "przymulamy". W domu trenowałem po Portugalii 3 razy tzn. w sobotę, niedzielę i we wtorek. Zawsze z "Leo" i Lorenzo Bernuccim. Lorenzo jest mocny, jeździł z nami po górach bez większych problemów a to w końcu "passista". Poprawiłem swoją "życiówkę" pod San Pellegrino in Alpe czyli podjazd pod który zawsze jeździmy przez Wielkimi Tourami. To pozytywny znak, bo oznacza że dobrze zregenerowałem się po Portugali.

Wczoraj i dziś mieliśmy 3-godzinny trening z jednym 8-kilometrowym podjazdem. Równo tzn. wszyscy razem. Właściwie "generalkę" powinien jechać Jewgienij Pietrow ale tak samo Marco Marzano jak i ja mamy wolną rękę i możemy pojechać swój wyścig - tym bardziej że już po 5 etapie będzie wszystko wiadomo kto jedzie "generalkę" a komu lepiej będzie się skupić na etapach. Pozostali są przewidziani do poszukiwania zwycięstwa etapowego w odjazdach lub na finiszu w przypadku Danilo Napolitano.

Ja jestem spokojny, żadnych problemów, kondycja powinna być i dobre odczucia już na piątym etapie. Wcześniej skupię się na tym żeby gdzieś się nie zgubić na wiatrach. "Martino" mówił mi przed wyścigiem żebym się zajął trochę młodymi - w sensie podtrzymywania ich koncentracji i psychiki w ciężkich momentach. To w końcu Vuelta i koniec sezonu - z ładnymi kobietami we wiosce startowej często nie jest łatwo myśleć o wyścigu i na nim tylko się koncentrować. To chyba rzeczywiście jestem już stary i fakt tylko Ruggero Marzoli jest ode mnie starszy w tej ekipie. Tak więc zobaczymy jak ta Vuelta będzie wyglądać, wielu uważa że będzie trochę inna tzn. lekko nie będzie, ale może bardziej wyrównana jeśli chodzi o poziom zawodników.

niedziela, 13 sierpnia 2006

Dwa słowa jeszcze do sympatyków

... kolarstwa z forum - tak dla wyjaśnienia podstaw. Nie czytam, czasem mi coś przytoczy tata, a czasem siostra, zaś ostatnie wypowiedzi czytała moja dziewczyna. Niektórzy z Was mają, że tak powiem niewłaściwe spojrzenie na ten sport. Nikt praktycznie kto podchodzi do kolarstwa poważnie nie pozostawia porażki bez dogłębnej analizy. Ja nie zamierzam robić tego do końca na forum publicznym.

Nawet "Leo" od wczoraj wysyła mi sms-y pytając o odczucia i próbując zrozumieć dlaczego tak mi poszło a nie inaczej. W końcu trenował ze mną ostatni miesiąc i wie jak kręciłem. Sam zresztą pojechał Deutschland Tour słabiej niż się spodziewał. Ja też zaliczam się do grona tych zawodników, którym zależy na optymalnym treningu. Wyjeżdżając każdego dnia na trening wiem po co jadę i co zamierzam zrobić, nie zostawiając nic przypadkowi. Kto mnie zna ten to wie.

I jeszcze jedno, nie wszyscy mają szczęście urodzić się z takim talentem jak Damiano Cunego czy Alejandro Valverde. Wiem gdzie moje miejsce i jaki mam motor. Na cuda nie liczę a tylko na dobrą pracę i błędy ze strony tych bardziej utalentowanych. Nie zapominajcie że ryzykowałem tu zwycięstwo etapowe, bo fakt że dojedzie ktoś z odjazdu to również oprócz nóg kwestia szczęścia.

W naszej ekipie spokój. Nikogo nie zawiodłem, nikt presji na mnie nie wywierał. Szanse dostałem bo kto ma jechać "generalkę" na wyścigu gdzie nie ma Damiano? Tak było na Romandii, mogłem swoje pojechać także na Dauphine i tak też będzie na Vuelcie. Później tylko noga zadecyduje czy pojadę "generalkę" czy też może skoncentruje się na etapach.

Woziwoda brzydko brzmi, a że mam mentalność "gregario" to prawda. Czasem to przeszkadza, ale również dzięki temu szósty rok jestem tu gdzie jestem i jeżdżę z kolarzami, którzy Wielkie Toury wygrywali i dlatego też po tegorocznej wiośnie miałem propozycje z czterech ekip z ProTouru. Nie jest łatwo przygotować dwa szczyty formy w ciągu tego samego sezonu.

To tyle. Zostaje jeszcze jeden etap jakby nie było. Ja już wierzę że znajdę zysk z tego startu w Portugalii za 10 dni w Hiszpanii. Dzięki wszystkim życzliwym i patrzącym trzeźwo i ze zrozumieniem na ten jakby nie było ciężki sport. Motywacji i woli walki o zwycięstwo mi nie zabraknie, o to się nie bójcie. Nigdy w życiu się nie poddałem i nie zadowalałem tym co osiągnąłem.

Dziś już spokojnie

... od strony psychicznej, bo na etapie szedł ogień od startu do samej mety. Odjechała pod górę czołowa "12" z klasyfikacji generalnej, zaś Maia cały etap ją goniła. Nie rozumiem tylko taktyki Liberty (LA Aluminios). Nie będę się nad nią rozwodzić, ale chodzi o to że lepiej im aby obcokrajowiec wygrał wyścig niżby mieli ryzykować że ten wyścig przegrają z kimś z ekipy Maia. Barbosa i tak tu nie wygra, ale nie tylko on ma możliwość powalczyć o zwycięstwo, a raczej miał! Na Austriaka (Christiana Pfannbergera) zwróciłem uwagę już parę dni temu. Mówiłem dyrektorowi, że ten zawodnik będzie niebezpieczny.

Zastanawiam się nad sobą, ale nie wiem na razie dlaczego poszło mi tak a nie inaczej. Wiem że przygotowałem się jak najlepiej mogłem, ale człowiek to nie samochód wyścigowy gdzie można wszystko przygotować tak jak chcemy. Na pewno rywale podcinają mi nogi na płaskim, przy dużym tempie przed górami. Jednak to nie wszystko. Problem że z dnia na dzień jak czułem się super tak przestałem kręcić - jakby wiadro z wodą opróżnił. Dziękuje wszystkim za kibicowanie, wsparcie i wiarę we mnie mimo wszystko. Stresująca praca. Będzie jeszcze dobrze, włożona praca w pole nie idzie!

sobota, 12 sierpnia 2006

Nie poszło!

Jednak najgorsze, że zawiodłem oprócz siebie wielu kibiców i ludzi, którzy we mnie wierzyli. Nie szukam przyczyn tego niepowodzenia. Takie już jest kolarstwo.

czwartek, 10 sierpnia 2006

Morale się poprawiło

.. ale to dziś miał być etap na którym chciałem zobaczyć jak noga się kręci. Dziś właśnie bo na 25 kilometrów przed metą był ciężki 4-kilometrowy podjazd. Rozmawiałem wcześniej z Barbosą i umówiliśmy się, że postaramy się zmniejszyć grupę, ale ja niestety nie miałem nikogo, zaś sami Portugalczycy skacząc jeden przez drugiego zadbali o to żeby grupka się zmniejszyła. Czułem się bardzo dobrze pod ostatni podjazd, wciąż w miarę spokojnie jadąc na końcu grupki, lecz będąc gotowy do ewentualnego przeskoku.

Na samym finiszu - wierzyłem w siebie. Na 500 metrów do mety krzyknąłem Marzoliemu (który doszedł nas na 8 km przed metą) żeby siadł mi na kolo, ale on wolał jechać koło Barbosy. Wygrałem pewnie, siłowo. Finisz był po kostce i lekko pod górkę, jakieś 2-3 %. To dobry znak przed górami, a i jak mi pisze "Leo" powinienem tym samym nabrać więcej zaufania do siebie. Piszę do mnie codziennie po etapie pytając jak poszło, jak się czułem. Od jutra będzie oglądać mój wyścig u kolegi. Dopinguje mnie jak zawsze, ale jak tylko trenujemy i widzimy się to mnie dręczy i dołuje.

Dzień jutrzejszy to odpoczynek. Dobrze mi zrobi, wiem to. Praca zrobiona przez pierwsze dni, rytm i hopki dadzą jeszcze lepszą nogę jak dam jej ten jeden dzień odpoczynku. To w teorii, a w praktyce jak będzie zobaczymy już w sobotę. Co za etap, znam go w całości, a przed laty wygrywał go już Zenon Jaskuła.

środa, 9 sierpnia 2006

Połowa wyścigu za nami

... i na razie bez większych problemów. Dziś czułem się najgorzej od początku wyścigu. Nogi się nie kręciły, były bardziej jakby zbite niż ubite. Tak je czułem, ale to mi się zdarza na wyścigach etapowych. Sama końcówka mnie trochę przerażała, bo krótkie sztywne podjazdy nie są moja mocną stroną nawet jak się czuję znakomicie. Myślę jednak że wybroniłem się bardzo dobrze ze stratą 11 sekund do Candido Barbosy. Zabrakło mi na ostatnich 200 metrach - ale jest o'key, tak może być. Porównuję się do Barbosy bo oczywiście w nim wszyscy upatrują głównego faworyta a i ja widzę, że kręci z dziecinną łatwością. Dodałbym jednak że ma wsparcie drużyny, bardzo mocnej w tym roku.

W odjeździe pojechało dziś dwóch Polaków. Ładnie i ambitnie jak na Huberta, a Jacek znów był trochę niezadowolony bo kolejny odjazd w który on poszedł, a ten dojeżdża do mety. Jak sam mówił jego zadaniem jest pokazywać koszulkę na etapach a robi to znakomicie. Do tego mi służy cały czas pomocą, co do zawodników, etapów, podjazdów czy samych końcówek lub niebezpiecznych fragmentów w trakcie poszczególnych etapów. Przyznam też, że pierwszy raz w pełni mogę powiedzieć, że mam całą drużynę dla siebie, cała gotowa do pracy. Na razie nie gonię ich zbytnio do ciągania, ale może już jutro popracują trochę pod górę. Zobaczymy jak się ułoży etap, ale z mniejszej grupki sądzę, że Ruggero Marzoli mógłby pomyśleć o zafiniszowaniu po zwycięstwo.

Cóż poza tym? Miałem mały upadek wczoraj na bufecie spowodowany przez mechanika który źle podał mi worek z jedzeniem i jeszcze dwukrotnie zmieniałem buty na dzisiejszym, piątym etapie co było spowodowane ułamaniem się progu pod butami. To wszystko drobiazgi, ale dekoncentrują czasem. Dziś już sam worka nie brałem, przywieźli mi koledzy.

poniedziałek, 7 sierpnia 2006

Dziś trasa bardzo pagórkowata

.. bez metra płaskiego i od startu przez prawie cały etap duże tempo i dużo ataków, do tego stała temperatura 43 stopnie. Spodziewałem się większej selekcji w końcówce ale tak się nie stało. Przyznam że dziś pierwszy dzień jak czułem się mogę to powiedzieć dobrze. Przyjechałem na metę spokojny, wręcz nie zmęczony. To dobry znak, byle to nie był jeden dzień. Ciężko mi też zrozumieć jak się czują inni bo większych gór i konkretnych ataków jeszcze nie było.

niedziela, 6 sierpnia 2006

Dwa etapy za mną

...i jest jak miało być tzn. bez strat czasowych i z nogą która lepiej zaczyna kręcić. Muszę przyznać ze nie czułem się najlepiej na pierwszym etapie ale dziś juz było trochę lepiej. Pierwszy etap był stresujący, bo to był mój pierwszy start po 2-miesięcznej przerwie i do tego z nerwowa końcówką. Dziś już dużo spokojniej chociaż jak prawie na każdym tu etapie trzeba się pilnować w końcówce.

Zaczęło się nieciekawie bo walizki doleciały nam z jednodniowym opóźnieniem, samoloty były też opóźnione tak że w hotelu byliśmy dopiero o trzeciej w nocy. Jeszcze gorzej mieli koledzy z Ceramica Flaminga, którym walizki przyleciały dopiero dziś rano przed drugim etapem. Kolejne etapy coraz cięższe. Jedziemy myśląc dzień po dniu. Wierzę, że ustawie, "zblokuje nogę" i po górach będzie się dobrze kręcić. Jest gorąco, bardzo gorąco.

wtorek, 1 sierpnia 2006

Noga o'k, chociaż zmęczona

O Tour de France może więcej na razie nie będę pisał. Bo i co? Niech tylko nikt dalej nie opowiada że kolarze to czarne owce w świecie sportu, bo jeśli jest problem to dotyczy on całego świata sportowego a nie tylko kolarstwa. To jedno jest pewne. Rozmawiałem dziś z Damiano i on sam jest również o tym przekonany. Właśnie od kilku dni Damiano trenuje czy powiem raczej, że bardziej wypoczywa tutaj w okolicy nad morzem z dzieckiem i towarzyszką życia. Razem jeździmy tylko na przejażdżki. On w czwartek startuje w GP di Camaiore, a ja lecę do Portugalii.

Noga o'k, chociaż zmęczona. Trenowałem pod koniec już na granicy zmęczenia, ale myślę że parę dni odpoczynku do wyścigu postawi mnie w pełni na nogi i włożony wysiłek przyniesie oczekiwane rezultaty. Mam taką nadzieje bo bardzo mi na tym zależy. Poza tym jestem tym który w naszej ekipie ma się zająć klasyfikacją generalną.

Podobnie będzie na Vuelcie bo rozmawiałem już z dyrektorem sportowym, który pojedzie na Vueltę i wstępne założenia są takie że "generalkę" mam spróbować pojechać razem z Marco Marzano, a pozostali mają polować na etapy. Marzano, który ostatnio skończył na drugim miejscu Brixia Tour przyjedzie też na Portugalię ale jak sam przyznał postara mi się tam pomóc w walce o końcowy wynik. Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak zasuwać i mieć dużo szczęścia a nogę przynajmniej taka jak rok temu. Oby!