wtorek, 11 maja 2010

W końcu w Italii

To co się wczoraj działo było nieporozumieniem, tyle nerwówki w peletonie. Zaczęło się już na 110 kilometrze do mety, przepychanie, rantowanie, wszyscy chcieli być z przodu, a do tego wąskie drogi, wysepki, krawężniki.

Dobrze, że Ivan przyjechał cały i z przodu peletonu, nic nie stracił, a nad niektórymi nawet nadrobił. Jak sam mówi, wszystko dzięki pracy drużyny. Chłopaki się namęczyły, ja nie, ale na mnie przyjdzie jeszcze czas. Mnie wiatr wykańcza, nie dla mnie taka jazda.

Jutro będzie dobrze, drużyna jest silna i wiemy, że możemy powalczyć o wygraną i na pewno będzie blisko.

foto: bettiniphoto