środa, 31 grudnia 2008

Najlepsze życzenia

Wszystkiego dobrego Sylwestrze z okazji imienin a w nowym roku bezkolizyjnych wyścigów i dobrej nogi:)

niedziela, 16 listopada 2008

Podróż poślubna całkiem milo nam mija

Manhattan robi niesamowite wrażenie. Jutro zobaczymy jak nas Floryda przywita. Co do wydarzeń w kraju. Zastanawiam się nad postawą jednej osoby od której wiele zależy, a generalnie nie przejmuje się ona tym czym zarządzą. Ją mogę jeszcze jakoś zrozumieć, ale zachowanie kilkunastu innych osób od lat związanym z kolarstwem, które z założenia powinny być pasjonatami tego sportu nie bardzo. Te osoby dalej głosują na NIE dla polskiego kolarstwa czyli za dalszym jego upadkiem i zgadzają się patrzeć na to jak jedzie ono po równi pochyłej od około dziesięciu lat. Nie będzie lepiej, wszyscy to wiemy i wciąż się na to zgadzamy.

sobota, 8 listopada 2008

Uroczyste podsumowanie sezonu 2008 w Istebnej

Takiego podsumowania sezonu jeszcze w Polsce nie było! 8 listopada zjechali do Istebnej zarówno zawodnicy jak i kibice, zawodowcy i amatorzy. W sali gimnastycznej miejscowego gimnazjum wszyscy przeżyli niezapomniany wieczór. Gośćmi specjalnymi spotkania byli: najlepsza polska zawodniczka MTB, srebrna medalistka Igrzysk w Pekinie Maja Włoszczowska oraz najlepszy polski kolarz szosowy Sylwester Szmyd.

Tekst: Adam Probosz
Foto: adamonik

Uroczyste podsumowanie sezonu 2008 w Istebnej


środa, 5 listopada 2008

Myślę że wystartowałem w najważniejszym wyścigu mojego życia

Wyścigu z którego nie można się wycofać aby go wygrać rok później, wyścigu który się nie kończy wraz z karierą kolarską. Zawsze bardzo poważnie patrzyłem na małżeństwo i wierzę, że sił nam nie zabraknie. Dziękuję kibicom, którzy pamiętali o tym bardzo ważnym dla mnie dniu - za otrzymane życzenia mailami i telefonicznie.  Szczególnie jednak dziękuje tym którzy nie patrząc na daleką czasem drogę do Warszawy zechcieli być z nami w chwili wypowiadania sakramentalnego TAK tzn. Majce, Andrzejowi, Rybie, Danielo, Wojtkowi, Dąbrowi, Gołemu, Adamowi oraz Marcinowi z mamą ... to tak ze światka kolarskiego. Wiem że ta stabilizacja uczuciowa może mi wiele pomoc również w pracy.

Ach co to był za ślub

poniedziałek, 20 października 2008

To był mój ostatni wyścig w sezonie, ostatni w ekipie Lampre

Na pewno nie można mieć wątpliwości, że Cunego jest niesamowitym talentem. Tym bardziej było mi cholernie miło jak wkurzony zapytał dlaczego odszedłem z jego ekipy i dodał po chwili, że i tak mnie od nich odbierze za dwa lata. Co do Damiano to ja jednak podtrzymuje to co zawsze mówiłem. Czyli będzie on jeszcze mistrzem świata, wygra wiele wyścigów ale o Wielkich Tourach nie powinien już tak bardzo myśleć. Aczkolwiek wszystko jest możliwe i dlatego kolarstwo jest tak piękne.

Tak jak cały mój sezon, mało skromnie przyznam. Pierwszy wyścig (Coppi e Bartali) od razu skończony w "10", zaś wczoraj po 95 dniach wyścigowych bez odpoczynku znów mogę przeczytać w "La Gazzetta", że główną selekcję pod atak Damiano przygotowałem właśnie ja. Wczoraj wszystko było tak jak chcieliśmy. Każdy z nas zrobił co miał jak tylko najlepiej mógł. Daliśmy ładny spektakl, choć to zwycięstwo życia zwycięzcy nie zmienia.

Niemniej kogoś tu czekają zmiany. To był mój ostatni wyścig w sezonie, ostatni w ekipie Lampre i w konsekwencji u boku mistrza świata i po pięciu latach jazdy jako "gregario" Damiano. Poza tym jeszcze ostatni jako kawaler. Dziś powiem jedno. To był niesamowity okres w moim życiu, super ludzie, w ciągu ostatnich 2 miesięcy sezonu usłyszałem chyba od wszystkich przez mechaników, masażystów, dyrektorów i samych kolarzy że będzie im mnie brakowało. Wczoraj zaś jeszcze uściski ze sponsorami, właścicielami Lampre i z Saronnim. Można się tym wszystkim wzruszyć.

Jednak jest tak jak powiedział mi właściciel Lampre. To znaczy on uważa, że czasem jeśli chce się więcej osiągnąć w życiu i nie zadowalać się tym co jest, to trzeba zmienić środowisko. Ja tak właśnie myślę. Zostać w Lampre byłoby zaakceptowaniem obecnego stanu rzeczy czyli tego kim w tej drużynie jestem i co robię. Jakkolwiek są tu ludzie, którzy to doceniają i więcej ode mnie nie wymagają. Będzie ciężej, ale o to chodzi, po to właśnie całe życie postawiłem na kolarstwo.

fot. corvospro

poniedziałek, 6 października 2008

Byłem znów z przodu

Po dwóch tygodniach od ostatniego wyścigu spodziewałem się większych trudności. A tu tymczasem w prowadzącej pod górę końcówce raczej ciężkiego Giro del Lazio byłem znów z przodu i nawet mogłem ciągnąć do ostatnich 2 kilometrów przed metą, w momencie kiedy zostało mi na kole max. dziesięciu ludzi. Do tego stopnia zadziwiłem chyba nie tylko siebie, że nawet włoscy komentatorzy się "przylizali" nazywając mnie "jednym z najlepszych gregario".

Damiano mówił, że na finiszu go tyci zamknęli, ale w sumie też nie czuł się tak dobrze jak na Mistrzostwach Świata. Właśnie a co do Mistrzostw to wciąż mnie koledzy w peletonie pytają dlaczego nie startowałem i śmieją się, że pewnie u nas na siłę zabierają ludzi, którzy raz w tygodniu jeżdżą na rowerze, dla przyjemności żeby tylko mnie nie zabrać. To przykre bo jeszcze bardziej świadczy o tym, że wokół ludzie też widzą, iż w naszym rodzimym Związku jest więcej prywaty niż zdrowego rozsądku.

Po ośmiu latach stać mnie wciąż na chwile wzruszeń. Fajnie móc uściskać starego kolegę z drużyny który nagle stał się mistrzem świata. Super sprawa startować z "Ale" na wyścigu gdy ten ma na sobie tęczową koszulę. Uczucie nie do opisania. Kolejne moje starty to Emilia i Lombardia.

A co najświeższych newsów to mogę tylko powiedzieć: Leo był Wielkim zawodowcem i proszę się powstrzymać od wszelkich komentarzy. Dzięki!

foto: corvospro

poniedziałek, 29 września 2008

Mistrzowski wyścig był trochę dziwny

Dość późno zaczęło się prawdziwe ściganie. Włosi postawili ostatecznie na swoim, zaś Hiszpanie mimo świetnej jazdy "Purito" Rodrigueza dali się zaskoczyć i ponieśli klęskę. Góra moja drużyna czyli Lampre, a ja cieszę że wygrał właśnie Aleksandro Ballan. Jeśli chodzi o naszą kadrę to co tu dużo mówić wypadliśmy słabiutko. Teraz zbliża się już koniec sezonu, ale będę się jeszcze trochę ścigał. Najpierw Giro del Lazio, potem Giro dell'Emilia i Coppa Sabatini - wszystkie pojadę razem z Jarkiem Dąbrowskim. Jeśli po nich wszystkich będę się dobrze czuł to wystartuje także w Lombardii. Jeśli nie to wakacje będę miał już po Emilii.

foto: corvospro

wtorek, 16 września 2008

Sylwester Szmyd w rozmowie z Mają Włoszczowską

Jestem bez formy

Polski kolarz grupy Lampre, Sylwester Szmyd był na ustach wszystkich kibiców podczas trzeciego etapu 65. Tour de Pologne z Mikołajek do Białegostoku. Popisał się świetną ucieczką, którą rozpoczął tuż po starcie.

Razem z Marcinem Sapą i Aitorem Hernandezem przez większość etapu prowadzili stawce, tracąc przewagę dopiero na cztery kilometry przed metą.

Szmyd po dotarciu na koniec etapu zaskoczył wszystkich, twierdząc, że... jest zupełnie nieprzygotowany do startu w TdP.

- Tak to jest, jak się nie ma formy. Staram się pokazać jak tylko mogę, na przykład na ucieczkach - podsumował swój wyczyn. Od razu wyjaśnił jednak co miał na myśli.

- Uciekałem, bo miałem świadomość, że nie jestem w stanie powalczyć w klasyfikacji generalnej. Tak sobie tylko pomyślałem, że może by spróbować przejechać z przodu premie górskie.

Polski jedynak w Lampre opowiadał również o taktyce, jaką zastosował na trzecim etapie.

- Rozmawialiśmy z "Saperem", że może się uda uciec. Potem mieliśmy "ściemniać" i oszukiwać peleton, a potem dołożyć gazu. Widziałem to już na Tour de France. Najpierw dogaduje się z przodu stawki, a potem oszukuje resztę. Czy wierzyłem, że się uda? Wiara musi być zawsze. Inaczej nie ma sensu próbować - skwitował Sylwester Szmyd.

- Jadę z etapu na etap. W poniedziałek myślałem, żeby sobie dać spokój, a dzisiaj poszedłem w "odjazd". Nie wiem, co będzie jutro, nie wiem, co będzie w piątek - wie jednak, co będzie pod koniec października, kiedy zmieni stan cywilny. Jego wybranką jest Katarzyna, którą, jak sam stwierdził stawia "ponad rower".

Rafał Walerowski, Białystok
foto: www.corvospro.com

wtorek, 9 września 2008

Wierzę, że mogę być jeszcze lepszy...

Tegoroczna edycja Tour de Pologne rozpocznie się już w najbliższą niedzielę. Na starcie, w barwach włoskiej ekipy Lampre, stanie Sylwester Szmyd. Mimo, iż płaska trasa wyścigu kompletnie mu nie pasuje, jak sam mówi, pojedzie dla kibiców. O tym co nasz najlepszy zawodnik może zdziałać w tej imprezie, kogo typuje na ewentualnego zwycięzcę i o tym, jakie plany ma na kolejny sezon, w kilku słowach opowiedział portalowi pro-cycling.org.

- Ostatni raz w Tour de Pologne wystartowałeś w 2001 roku. Wówczas trasa była bardziej górska niż w tegorocznej edycji. Czy Sylwester Szmyd jest w stanie coś zdziałać w TdP 2008? 

Sylwester Szmyd: Nie sądzę. Nie tylko ze względu profilu trasy, którą ciężką lub lekką i tak czynią sami kolarze, ale z coraz bardziej odczuwalnego zmęczenia sezonem.

- Nie otrzymałeś powołania na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Wiele osób twierdzi, że masz teraz coś do udowodnienia. Co o tym sądzisz? 

Nic nikomu nie muszę udowadniać. Cały rok byłem wśród najlepszych kolarzy na świecie pod górę, kończąc wszystkie mniejsze etapówki praktycznie w najlepszej dziesiątce, a i swojej postawy w Wielkich Tourach uważam, że nie musze się wstydzić. Wyniki mówią same za siebie. Na pewno nie forma i poziom kolarski były podstawa selekcji na IO, ale to jest oczywiste i szkoda dalej o tym mówić....

- Na co dzień ścigasz się ze światową kolarską elitą, do której od powstania ProTour należy również TdP. Co w zawodowym peletonie mówi się o imprezie organizowanej przez Czesława Langa? 

...że są ładne kobiety w Polsce.

- W tym roku zobaczymy na trasie wiele kolarskich gwiazd. Choć TdP od dwóch lat jest bardziej wypłaszczony, to jednak nie wygrywają go sprinterzy. W kim upatrujesz tegorocznego zwycięzcę? 

Ciężko mi powiedzieć, na pewno ktoś, kto nie pojechał na Vueltę szykować formy na mistrzostwa świata, a ma zamiar w nich walczyć...lub całkiem przypadkowy zwycięzca, jak rok temu, którego wyłoniły praktycznie ostatnie 2 kilometry wyścigu. Nie do przewidzenia.

- Polskie kolarstwo zawodowe przeżywa od kilku lat regres, dlatego PZKol wspólnie z organizatorami TdP wpadli na pomysł wystawienia w tym wyścigu reprezentacji Polski. Czy dominujący w kraju kolarze tacy jak Jeżowski i Kiendyś mają szanse powalczyć ze światową czołówką sprintu? 

Póki wyścig trwa, każdy ma szanse, ale swoja drogą wiem, że niektóre drużyny złożyły protest przeciwko startowi kadr w wyścigach amatorskich, bo zawodnicy ci nie podlegają takim samym regułom, jak zawodnicy ProTour. Wystarczy zobaczyć, że najcięższe etapy na Giro wygrywali zawodnicy z mniejszych drużyn, a potem nie do końca to tak kolorowo wyglądało...Swoja droga wierzę jak najbardziej w dobre intencje kolegów z „kadry” Polski.


- Od przyszłego roku zmieniasz ekipę, podpisałeś już kontrakt z włoskim Liquigasem. Wiesz już jakie plany i zadania czekają Cię w ekipie, której największą gwiazdą będzie Ivan Basso? Nadal będziesz luksusowym gregario, czy może będziesz miał okazję pojechać na własne konto, w którymś z Wielkich Tourów? 

Chciałbym się stać najlepszym gregario dla liderów walczących o zwycięstwo w Wielkich Tourach i mam nadzieję, że mogę być jeszcze lepszy niż w tym roku. Giro pojadę z Ivanem, ale nie wiem jeszcze, czy również Tour.

Rozmawiała: Martyna M. Kobylińska

źródło: pro-cycling.org

foto: TomAsz forums.rowery.org

poniedziałek, 1 września 2008

Do innych widoków byłem w tym roku przyzwyczajony

Przyznam że ciężko jest się ścigać widząc jak pod górę pół grupy odjeżdża. Do innych widoków byłem w tym roku przyzwyczajony. Tak żeby było bardziej obrazowo to czuje się jakby ktoś mi tyłek skopał, zaś nogi i plecy kijem zbił. W tym momencie nawet sam nie wiem jakby było gdyby nie kraksa. W końcu jak nie idzie to ciężko szukać tego powodów. Wiem jedno. Zależy mi na końcówce sezonu, ale jeśli nie dojdę do siebie w trakcie Tour de Pologne to dam sobie chyba spokój. O ile tylko dyrektorzy mi na to pozwolą, bo widząc że zmieniam ekipę to by najchętniej kazali mi się ścigać do samego Japan Cup. Na szczęście na koniec października mam już ciekawsze plany!

foto: www.corvospro.com

sobota, 30 sierpnia 2008

No i zaczęła się Vuelta beze mnie

Ktoś się mnie wczoraj z ekipy pytał czy jestem pewien że wystartuje beze mnie, bo jak sam zauważył pewnie jestem jedynym kolarzem z włoskich ekip, który chce w tym wyścigu jeździć.

Dzisiaj miałem za to ostatni prawdziwy górski etap w tym roku. Mógł być powiem szczerze znając siebie gdzieś tak czwartego czy piątego dnia wyścigu to byłoby mi łatwiej. Poza tym na 25 kilometrów do mety leżałem i to na samym dnie wielkiej grupy kolarzy uczestniczących w kraksie. Obyło się bez poważniejszych obrażeń. Jestem jedynie potłuczony. Doszedłem grupę krótko przed podjazdem, ale tam już nie byłem w stanie walczyć. Kraksa i wysiłek żeby dojść czołówkę dały się odczuć. Swoją drogą jednak odczucie mam też, że noga już nie najlepsza. 

Dużo lepiej więc pewnie by i tak nie było. Aczkolwiek ta kraksa nie była potrzebna.

Zostaje mi tylko teraz zabierać się w jakieś odjazdy, bo tak pewnie będą się kolejne etapy rozgrywać widząc, że ten najcięższy odcinek już za nami. Myślę, że Linus może się już czuć zwycięzca tego wyścigu. Mi zaś milo, że mam jedynkę na plecach w drużynie, co nigdy dotąd mi się na wyścigu Pro Tour nie zdarzyło. Miły gest ze strony dyrektora.

foto: www.corvospro.com

wtorek, 26 sierpnia 2008

Przede wszystkim "chapeau" dla Majki

Mam pełen respekt dla ludzi stawiających sobie poprzeczkę wysoko i nie bojących się marzyć, a jednocześnie robiących wszystko aby te marzenia spełnić.

Eneco Tour czyli trzy etapy zgodnie z planem. Dla mnie straszne jest takie kolarstwo. Nie umiałbym czerpać z niego radości. Plasko, wiatr, czasem krótki hopek i takie rozgrywanie etapów. Niestety czeka mnie jeszcze jeden taki wyścig w tym roku. Ale pojadę go dla kibiców, choć sam wiem że będzie mi ciężko włączyć się do walki na naszym narodowym tourze.

Wcześniej od piątku czeka mnie Deutschland Tour z metą pod górę zaraz na "dzień dobry", bo w sobotę. Co będzie to będzie, sam nie wiem jak się noga będzie jeszcze kręciła. Jutro ostatni dzień mojego lata w Italii gdzie cały czas ponad 30 stopni. Ja tu wrócę dopiero po Tour de Pologne. Aż ciężko mi myśleć, że jutro ekipa leci na Vuelte, a mnie tam nie ma. Przyzwyczaiłem się do tego wyścigu, ale na pewno to już byłoby dla mnie za dużo, te kolejne 3 tygodnie ścigania non stop.

Mam nadzieje tylko, że w tym czasie coś się wyjaśni w sprawie ewentualnego angażu "Dąbra" w przyszłym roku do Lampre. Spisał się znakomicie w Portugalii. Prosiłem go żeby się skoncentrował na etapach górskich i tak zrobił. Dziś znów usłyszałem od dyrektora sportowego, że gdybym został w Lampre to Jarkowi byłoby łatwiej przejść do nas. A to sam wiem, bo Saronni śmiał się kiedyś przed Giro i mówił, że jeśli go wezmą a ich zawiedzie to całą jego pensję mi z kontraktu potrącą ;-)


foto: www.corvospro.com

Szmyd powalczy o zwycięstwo w Zakopanem

Sylwester Szmyd wystartuje w 65. Tour de Pologne w barwach ekipy Lampre. Polak wraca więc na trasy naszego narodowego touru, w którym w 2001 roku zajął 6. miejsce. 
Później nasz najlepszy obecnie specjalista od górskich podjazdów zaliczył 13 wielkich tourów (najwięcej z polskich kolarzy) zajmując w najlepsze miejsca w Giro d’Italia (19) w 2006 i Vuelcie a Espana (14) także dwa lata temu.

W tym sezonie Szmyd był ósmy w Dauphine Libere i jedenasty w Tour de Romandie, a Tour de France ukończył na 27. miejscu. Przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie rozgorzała dyskusja, czy kolarz Lampre powinien znaleźć się w składzie naszej ekipy na olimpijskiej trasie. W końcu Szmyd do Pekinu nie poleciał, a więc w Tour de Pologne będzie miał coś do udowodnienia. Patrząc na profil wyścigu "Gato Silvester" (Kot Sylwester – tak go nazywają Włosi) może powalczyć o zwycięstwo na etapie do Zakopanego, zwłaszcza że w swej bogatej karierze kolarskiej w gronie zawodowców nie odniósł jeszcze zwycięstwa. Może więc w Polsce?
Tour de Pologne będzie dla Szmyda także pożegnaniem z ekipą Lampre, w której spędził kilka lat. W następnym sezonie pochodzący z Bydgoszczy Polak będzie się ścigał w jednej z najsilniejszych drużyn profi – Liquigas. Tour de Pologne obchodzi w tym roku potrójny jubileusz. We wrześniu minie 80 lat od startu pierwszego wyścigu, jednocześnie będzie to jego 65. edycja oraz piętnasta organizowana przez Czesława Langa. Wyścig odbędzie się pomiędzy 14 a 20 września na trasie z Warszawy poprzez Płock, Olsztyn, Mikołajki, Białystok, Bielsk Podlaski, Lublin, Nałęczów, Rzeszów. Krynicę Zdrój, Zakopane, Rabkę Zdrój do Krakowa. Honorowym patronem wyścigu jest Prezydent RP Lech Kaczyński, a głównym sponsorem Skandia.

Skład ekipy Lampre na 65. Tour de Pologne: Fabio Baldato; Marco Bandiera, Matteo Bono, Francesco Gavazzi, Andrea Grendene, Roberto Longo, Mirco Lorenzetto, Sylwester Szmyd.

źródło: onet.pl

sobota, 23 sierpnia 2008

Srebro dla Mai Włoszczowskiej

Maja Włoszczowska, wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim w konkurencji cross-country, wielkie gratulacje.

niedziela, 10 sierpnia 2008

No to został Tdf chłopakom w nogach

... szczególnie Sanchez i Cancellara wydawali się jakoś „zmuleni”.  A tak już na poważnie, super postawa Przemka, pojechał na swoim poziomie i do top 10 zabrakło tylko umiejętności sprinterskich a nie nóg, bo te jak było widać były. Myślę, że patrząc na trasę, ani Moraj ani Maniek nie spodziewali się więcej po sobie i nie oczekiwali na dużo lepszą jazdę. Na MS gdzie będzie więcej zmiany rytmu i nerwowo pewnie będzie im zdecydowanie łatwiej zawalczyć.

Jest mi trochę przykro, znając własne limity ciężko by mi było wyrysować bardziej odpowiednią trasę pod siebie. Szerokie drogi, długi podjazd, bez zmian rytmu, brak technicznych zjazdów i selekcja od tyłu. Liczy się tylko prezentowany poziom. A do tego bardziej walczyli ludzie spisujący się lepiej na etapówkach i długich podjazdach niż ci z klasyków, bo nawet Davide któremu na koniec kibicowałem jeździ znakomicie długie góry na Paris Nicea. Szkoda bo ostatni raz taka trasa na podobnej imprezie była w 1995 roku na MS w Columbi, może teraz znów przyjdzie czekać 15lat ale to już nie dla mnie. I pomyśleć, że ktoś widział tą trasę i zapowiadał wybranie optymalnego składu pod nią... mamma mia, jak komuś zależy na dobru polskiego kolarstwa a ma taka władze to już dawno powinien to wszystko rozpędzić... ale cóż... każdy chce żyć.

Zapalenie oskrzeli trochę mnie przyhamowało w ostatnich dniach. Parę dni w Polsce i wylot na Eneko z którego wycofam się po 3 etapie i bezpośrednio 24go sierpnia wrócę do Włoch skąd parę dni później wylot na Deuchland Tour. Wszystkie te wyścigi, wiadomo, już na pół gazu bo ile można, brakuje nam kolarzy w drużynie a i ja nie chce zbyt wcześnie sezonu kończyć myśląc o przygotowaniach do kolejnego. O ile jednak noga była by dobra, zależeć mi będzie na dobrym pojechaniu Giro Emilia i Lombardi na sam koniec sezonu.

foto: www.corvospro.com

sobota, 9 sierpnia 2008

Casus Szmyd

Tomasz Jaroński, Eurosport Polska 
Jedno nie podlega dyskusji – Sylwester Szmyd jest w tej chwili najlepszym polskim kolarzem. Jedynym, który startuje w wielkich tourach, jedynym, który w wyścigach ProTour o coś walczy (i teoretycznie każdego dnia jest w stanie wygrać górski etap). Jest ponadto ekskluzywnym (a nie woziwodą) pomocnikiem jednego z lepszych kolarzy w światowym peletonie – Damiano Cunego. 

Gdybym był Szmydem 

Jeśli ktoś nie zgadza się z powyższym stwierdzeniem, to znaczy, że na kolarstwie się nie zna i czytanie dalszej części mojego tekstu mija się z celem. Żegnam więc frustratów, którzy wszystko widzą na „nie” i żadne argumenty do nich nie trafiają, wszędzie szukają tylko afer, co dotyczy nie tylko sportu, ale przede wszystkim polityki. To jednak temat na zupełnie inny felieton, nie bardzo pasujący do „MR”. Wracamy więc do kolarstwa, do Sylwasa i igrzysk olimpijskich, bo fakt niepowołania kolarza Lampre do składu na Pekin wywołał małą burzę. Gdybym był na miejscu Sylwka, przyjechałbym na mistrzostwa Polski w Złotoryi, uprzedzając wcześniej, że trasa jest tak wytyczona, iż wyklucza walkę o medal oraz przypomniał, że pracuję w Lampre, a ta akurat firma wymaga ode mnie pełnej dyspozycji w dniu 5 lipca na starcie Tour de France. Zaznaczyłbym też, że będę jechał ostrożnie i pewnie wycofam się z rywalizacji. 

Można byłoby jeszcze przypomnieć niedawne szarpania Zbyszka Sprucha, który był jednym z lepszych „klasykowców” na świecie, a medalu w MP nigdy nie zdobył, nie dając sobie rady z koalicją krajowych ścigantów. Efekt? Wytrącam koronny argument z ręki wszelkim adwersarzom mówiącym i piszącym o wodzie sodowej i lekceważeniu MP. To jedyny minus w wydarzeniu „casus Szmyd” sytuujący się po stronie tego kolarza. Może jeszcze zadać pytanie, czy po wyczerpujących, seryjnych startach w Romandii, Giro, Dauphine i Tour de France Szmyd byłby w Pekinie w odpowiedniej formie i czy olimpijska trasa mu pasuje? Myślę jednak, że takie rzeczy powinni ustalić między sobą zainteresowani – kolarz i selekcjoner Piotr Wadecki. Czy ustalali? Nie wiem. 

Gdybym był Wadeckim 

Gdybym był Piotrem Wadeckim, ze Szmydem zawarłbym dżentelmeńską umowę… 
– Słuchaj Sylwek, masz pewne miejsce w drużynie na Pekin, należy Ci się jak psu zupa, ale znam Twój profesjonalizm, więc jeśli nie będziesz się czuł na siłach, daj znać, wezmę kogoś innego, bo wiem, że nie zależy Ci zupełnie na olimpijskiej wycieczce do stolicy Chin. Obaj panowie mają przecież telefony komórkowe. Przy takim rozwiązaniu sprawy problem „casus Szmyd” pewnie by nie zaistniał. 

My, Polacy, mamy jednak wielką umiejętność gmatwania wszystkiego, tworzenia zdarzeń z drugim dnem, jakimiś podtekstami. Zamiast więc prostych decyzji pojawią się informacje o tym, kto nie lubi Szmyda, komu i kiedy Sylwek podpadł, a kto mu zazdrości, kto ma takie wpływy w PZKol, że jest w stanie przeforsować swojego zawodnika tylko po to, by szczycić się, że ma w składzie olimpijczyka. Media, które interesują się tylko aferami, takie rzeczy kupią i zamiast czytać o dobrej jeździe kolarza Szmyda w Romandii, Włoszech, Delfinacie, przeczytamy albo obejrzymy polskiego kolarza w kontekście jakiegoś zamieszania, a nie sukcesu.

źródło: www.magazynrowerowy.pl

wtorek, 5 sierpnia 2008

Sylwester Szmyd w drużynie Liquigas

Sylwester Szmyd podpisał kontrakt z jedną z najlepszych drużyn światowego peletonu, włoskim teamem Liquigas. Wyniki osiągane przez cztery lata w barwach Lampre skłoniły kierownictwo Liquigasu do złożenia oferty najlepszemu polskiemu kolarzowi szosowemu. Zawodnicy Liquigas odnoszą w ostatnich latach wiele sukcesów, sezon 2007 drużyna zakończyła na drugim miejscu ranking UCI Pro Tour, ustępując tylko Team CSC. Zatrudnienie Sylwestra Szmyda jest kolejnym wzmocnieniem drużyny, której przyszłoroczny skład gwarantuje utrzymanie miejsca w ścisłej światowej czołówce. Rozmowy kierownictwa Liquigasu z jedynym Polakiem rywalizującym na codzień z najlepszymi kolarzami zawodowego peletonu rozpoczęły się w ubiegłym roku a na ostateczną decyzję Szmyda wpływ miało między innymi pozyskanie przez ekipę zwycięzcy Giro d'Italia 2006 Ivana Basso.

Sylwester Szmyd: Już w ubiegłym roku otrzymałem ofertę jazdy w drużynie Liquigas, jednak wtedy z różnych przyczyn nie doszło do podpisania kontraktu. W tym roku zdecydowałem się na zmianę barw a decydujący wpływ na moją decyzję miało przyjście do drużyny Ivana Basso. Głównym celem ekipy w sezonie 2009 jest wygranie Giro d'Italia a ja mam pomagać Basso na górskich etapach. Będę mial także okazje do jazdy na własny rachunek. Propozycja Liquigasu jest potwierdzeniem mojej pozycji w peletonie. Podpisanie kontraktu z tak mocną włoską ekipą gwarantuje znakomitą organizację i pełen profesjonalizm. Jazda w Liquigasie będzie kolejnym ważnym krokiem w mojej karierze.

Liquigas stał się więc "polską grupą" w zawodowym peletonie. Od września ubiegłego roku barwy włoskiej ekipy reprezentuje Maciej Bodnar. Do podpisania kontraktu przez wicemistrza Polski w jeździe na czas doprowadził prezes firmy Gaspol Sylwester Śmigiel. Od dwóch lat Gaspol jest jednym ze sponsorów Liguigasu a w wyścigu Tour de Pologne ekipa startuje pod nazwą Liquigas - Gaspol. Teraz w drużynie będzie dwóch polskich zawodników. Maciej Bodnar ma dopiero 23 lata i jest nadzieją Liquigasu na kolejne sezony, Sylwester Szmyd ma być już teraz realnym wzmocnieniem ekipy na górskich etapach najtrudniejszych światowych imprez. Liquigas jest piątą włoską drużyną w barwach której jeździł będzie Sylwester Szmyd, poprzednie to Tacconi Sport, Mercatone Uno, Saeco i Lampre.
 

Adam Probosz - Rzecznik ds. sportu Gaspol - Liquigas 

foto: corvospro

niedziela, 3 sierpnia 2008

Ciężki to był tydzień

Tak jest jak się intensywnie odpoczywa. Po czymś takim jest się zawsze zmęczonym. Dziwne, ale prawdziwe, Tak jest po Wielkim Tourze. W poniedziałek szczególnie. Człowiek cieszy się, że nie ma etapu. Bowiem jest tak zmęczony, że wydaje się że nie byłby w stanie przejechać nawet 10 kilometrów w tempie wyścigowym. To znaczy przynajmniej ja tak mam, ale to cieszy, bo oznacza że potrafię skoncentrować się dobrze na wyścigu, ale i dobrze odpocząć.

Jak tu nie wrócić do pewnego tematu. Czapki z głów dla znawców. Wadek mówił, że po Tour de France kolarze nie nadają się na klasyki, bo są zbyt zmęczeni aby walczyć. Wystarczy zaś spojrzeć na San Sebastian - tam czternastu ludzi z TdF było w pierwszej dwudziestce czy też na moją jazdę w Appenino. Chociaż istotnie szło mi ciężko.

Tydzień po zakończeniu Tour de France żałuje tylko, że nie dostałem szansy spróbowania, Otrzymania możliwości walki o swoje gdy czułem się naprawdę jak nigdy w życiu. Tylko tyle. Żałuje że nie udało mi się walczyć i może wygrać mimo, iż noga była. Zwycięstwo dla kibiców, rodziny, najbliższych ludzi, którzy szczerze i oddanie mi kibicują oraz doskonale rozumieją że poświęciłem cale życie kolarstwu i jak ciężka jest to praca. Miałem nadzieje, że wraz z takim zwycięstwem "polecą głowy" za prywatę i głupie gadanie, że ktoś osiwieje prędzej niż powinien, a ktoś inny bez diety cud straci parę kilogramów. Dobrze i tak. Żyję tym co mam. Cieszę się tym co życie przynosi. Lubię swoje kolarstwo i to ze będąc z najlepszymi w najwyższych górach czułem się wynagrodzony za ciężką prace z ostatnich lat.

foto: www.corvospro.com

sobota, 26 lipca 2008

Bardzo ciężka czasówka jeśli chciało się ją pojechać mocno

Ileż myśli, zwątpienia, walki z sobą to może wiedzieć tylko ten kto nie jest specjalistą w tym fachu, a tak jak ja chciał pojechać możliwie jak najlepiej.

Już po Alpe d'Huez stawiałem na końcowe zwycięstwo Sastre i to wbrew osobistej sympatii do Cadela, z którym akurat się znam. Natomiast z Sastre zamieniłem raptem dwa słowa w dniu gdy się wywrócił Damiano. Wtedy to Carlos podjechał i się mnie zapytał jak się czuje Damiano mówiąc, że oni nie będę ciągnąć. Wygrał w sumie zasłużenie, to na pewno. Miał najsilniejszą drużynę. Jest jednym z lepszych górali na świecie, zwycięzcą królewskiego etapu a nie kimś kto się w górach broni a super na czas jedzie. Myślę, że taki triumfator jest lepszy tak dla Touru jak i kolarstwa.

Wracając do Damiano to czytałem dziś że ze startu w Igrzyskach Olimpijskich nie zrezygnuje. Ponadto, że Ballerini ma do niego pełne zaufanie i wie doskonale, że praca wykonana na TdF przyniesie znakomity owoc na jednodniowym wyścigu olimpijskim. Tak mi utkwiła w głowie ta wypowiedź mając w pamięci usprawiedliwienia innego znawcy kolarstwa dotyczące konsekwencji startu w Tourze. No ale "Ballero" jako selekcjoner poza trzema Mistrzostwami Świata i Igrzyskami Olimpijskimi w Atenach nic więcej w tej roli nie osiągnął.

Koniec Touru i nie czuje się źle. Pojadę w przyszłą niedzielę Giro dell'Appennino, rezygnując ze startu w San Sebastian. Chce trochę odpocząć, myślę o koncówce sezonu czyli klasyki: Emilia i Lombardia. W międzyczasie będę chyba musiał wystartować w Eneco Tour bo brakuje nam zawodników. Poza tym jeśli nie pojadę Vuelty to oczywiście pojawię się na starcie Tour de Pologne wiedząc jednak, że i ten wyścig słabo pasuje do mojej charakterystyki.

fot: www.corvospro.com

czwartek, 24 lipca 2008

Z TdF wycofał się po upadku Damiano

27-letni Włoch upadł już na pierwszych kilometrach, doznając kontuzji podbródka i obrażeń górnej części ciała.

środa, 23 lipca 2008

W ten sposób "skończyłem" Tour de France

Ale ten mój górski, bo po prawdzie trzeba jeszcze do Paryża dojechać. Dziś królewski etap, przez wszystkich, w tym przeze mnie mocno oczekiwany. Ze mną wszystko było o'k, nawet jeszcze na szczycie Croix de Fer. Na zjeździe z tej góry spokój i pełna regeneracja i uśmiech na twarzy, że będzie dobrze. A jednak nie, bo od samego dołu poszedł gaz, było stromo i nogi jak i cały mój organizm powiedziały na dziś basta! Nie jechałem, ledwo kręciłem, trochę z głodu. Nie popełniłem żadnego szkoleniowego błędu, po prostu widać że organizm miał większe potrzeby, których samym jedzeniem nie dałem rady już uzupełnić.

Mam teraz małego kaca moralnego. Cały Tour de France czułem się super, wciąż byłem w górach obecny, a dziś wierzyłem że w 10-tkę na etapie wejdę, że stać mnie na to a tu nitki z tego. Tak bywa. Nie jestem motorem, za talent wielki też się nie uważam. Tak po prostu się zdarza. Szkoda i tyle. Ciężko dziś powiedzieć kto wygra. Sastre, Frank Schleck, Evans? Ciekawa sprawa i tylko szkoda że znów prawdopodobnie się wszystko rozstrzygnie na długiej czasówce.

Myślę i wierzę w to, że swym występem wielu kibicom sprawiłem sporo radości. Sam dobrze pamiętam jak szukałem kiedyś na etapach górskich "Rybę" gdzieś z przodu. Dziękuje wszystkim bardzo mocno za wsparcie i kibicowanie. Dziękuje kibicom których znalazłem na trasie, a dziś w szczególnie było ich wielu wzdłuż finałowego podjazdu z flagami biało-czerwonymi.

foto: www.corvospro.com

wtorek, 22 lipca 2008

Na odprawie dostaliśmy proste i zwykłe zadania

Ktoś idzie w odjazd od startu, więc pod Lombardę tak się stało: Damiano i ja odjeżdżamy. Tak też było tyle, że już tam Damiano tracił koła i ciężko mu było nasze tempo wytrzymać. Jednak doszliśmy odjazd i zaczęliśmy Bonette z przodu. Równe i mocne tempo, a potem pierwszy skok, który niestety wprawił w "zakłopotanie" mojego lidera No i ja jak na gregario przystało, zresztą zgodnie z prośbą dyrektora z samochodu zostałem razem z nim. Na szczycie doszli nas najlepsi i powiem, że jestem z siebie dumny. Z tego, że praktycznie z góry im nie strzeliłem. Owszem powstała mała dziura, którą zrobił Mienszow to wszystko.

Przyznam od razu, że sprawia mi to ogromną satysfakcję być znowu po górach z przodu. Także te sms-y od ludzi, którzy piszą: że są ze mnie dumni, że moja narzeczona powinna być dumna i nasz kraj również. Po etapie dzwonili do mnie z jednej z najsilniejszych drużyn świata z propozycją kontraktu. Proszę na razie bez spekulacji, bo różne glosy chodzą. Jak będzie czarne na białym i odpowiedni moment to powiem gdzie będę jeździć. Chcę lidera! Widzę, że na Tour de France naprawdę jest super okazja na pokazanie ile się jest wartym.

foto: www.corvospro.com

Troszkę zdjęć Daniela Marszałka z trasy TdF

Wielkie dzieki Danielu.
Daniel Marszałek

Sylwester Szmyd na 16 etapie Tour de France - film

poniedziałek, 21 lipca 2008

Sylwester Szmyd zapowiada atak w Tour de France!

Spróbuję zaatakować w drugiej części końcowego podjazdu. Stratę w klasyfikacji generalnej mam taką, że Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. Tym bardziej że w środę czeka nas najbardziej morderczy etap - zapowiada w rozmowie ze Sport.pl Sylwester Szmyd, jedyny Polak w Tour de France. 

Sylwester Szmyd to świetny specjalista od jazdy w górach. Na etapie o podobnym profilu podczas czerwcowego wyścigu Dauphiné Libéré zajął czwartą pozycję, wyprzedzając trzeciego obecnie w Tour de France Cadela Evansa. Polak po 15 etapach zajmuje 33. miejsce, z 32 minutami straty do prowadzącego Luksemburczyka Franka Schlecka. Nie musi już jednak pomagać liderowi grupy Lampre - Damiano Cunego. To wymarzona sytuacja, by podjąć walkę o dobrą pozycję na etapie, być może nawet o zwycięstwo.

Olgierd Kwiatkowski: W niedzielę przyjechał pan tuż za niedawnym liderem Tour de France Cadelem Evansem, na 16., najlepszej dla siebie pozycji w tym wyścigu. Co by było, gdyby nie musiał pan pomagać liderowi swojej grupy?

Sylwester Szmyd: Może straciłbym do najlepszych tylko kilka sekund, zyskałbym jednak najwyżej dwie, trzy pozycje. Nie ma więc aż tak bardzo czego żałować. Tempo było strasznie mocne. Do tego zagubiłem się na samym początku, kiedy Damiano odpadł od czołówki. Cały czas oglądałem się za nim. Zupełnie nie wiedziałem, co robić, jak rozegrać ten etap, choć dyrektor grupy powiedział mi wyraźnie, że jak Damiano nie będzie miał sił, to mogę ruszyć do przodu. Kiedy na dobre ruszyłem, przerwa między mną a czołową grupą była już wyraźna. Trudno było gonić.

We wtorek i środę dwa ostatnie górskie etapy. Kiedy już wiadomo, że Damiano Cunego nie ma szans na dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej, powalczy pan o zwycięstwo etapowe?

- W Lampre już nikt nie będzie mnie trzymał przy liderze. Mogę jechać swoje, a "noga" jest dobra. W górach stać mnie na jazdę z najlepszymi, co pokazałem w niedzielę. Dla mnie Tour de France kończy się w środę, kiedy kończą się góry. Teraz jest więc ostatnia szansa.

Zaatakuje pan we wtorek, czy może w środę pod l'Alpe-d'Huez?

- Wiele zależy od tego, jak się będę czuł rano, ale spróbuję zaatakować na wtorkowym etapie, w drugiej części końcowego podjazdu. Mam świadomość, że stratę w "generalce" mam dosyć sporą. Jeślibym odjechał, Evans albo Schleckowie nie będą mnie chyba ścigać. W środę czeka nas najbardziej morderczy etap. Uważam, że na przedostatnim podjeździe pod Croix-de-Fer w czubie zostanie nie więcej niż 20 zawodników. Jechałem tam w tym roku na wyścigu Dauphiné-Libéré, wtedy właśnie przetrzebił się peleton. Było strasznie ciężko, a teraz na dokładkę jest jeszcze l'Alpe-d'Huez.

Liczy pan jeszcze na znaczny awans w klasyfikacji generalnej?

- Już w Pirenejach sobie odpuściłem. Pod Tourmalet dobrze się czułem i jechałem szybko, ale potem pod Hautacam - najwolniej, jak się dało. Straciłem 18 minut do Piepolego, gdybym chciał, mogłem o połowę mniej. Ale chciałem oszczędzić siły na pozostałe dni. Dziś widzę, że dobrze zrobiłem.

Kto wygra Tour de France? Różnice między pierwszą trójką są sekundowe.

- Cały czas uważam, że faworytem jest Evans. Najlepiej jeździ czasówkę, a przedostatni etap to właśnie jazda indywidualna. Wiele zależy od tego, jak rozegrają się dwa kolejne etapy. Ktoś z jego rywali musi zaatakować, i to najlepiej już we wtorek. Chodzi o to, że po zjechaniu z gór nawet kilkadziesiąt sekund przewagi nad Australijczykiem nic nie da. Bracia Schleckowie czy Carlos Sastre muszą go wyprzedzać o dobrą minutę. Ale w górach ciężko zgubić Evansa. W niedzielę pękł dopiero na ostatnich metrach.

Startuje pan pierwszy raz w Tour de France, oczarował pana czy rozczarował ?

- To normalny wyścig, uważam, że Giro jest znacznie cięższe. Tour de France potrafi się jednak dużo lepiej sprzedać i na tym polega jego fenomen.

Ma pan już plany na drugą połowę sezonu?

- Trochę odpocznę i na 99 procent przyjadę na Tour de Pologne. Nie mam wielkich nadziei na dobry wynik, bo nie odpowiada mi jazda na rantach [specjalna technika jazdy przy silnym wietrze]. Mogę wtedy dużo stracić, ale myślę o kibicach. Mimo że dawno nie ścigałem się w Polsce, mam ich naprawdę wielu.

żródło: Gazeta Wyborcza
foto: www.corvospro.com

Ładna fotka "dobrej nogi"



Za możliwość publikacji zdjęć z TdF bardzo dziękujemy www.corvospro.com thanks awfully Carla

niedziela, 20 lipca 2008

No i wróciły góry

Oczywiście już TYLKO, a może i aż dwa etapy do końca "mojego" Tour de France. Dzisiaj jakoś ciężkawo mi szło od początku. Pod Col d'Agnello również, ale tym się juz nie martwię z reguły. Często tak bywa w moim przypadku od początku tego wyścigu. Później jeszcze ta mała kraksa i mocne uderzenie kością ogonową o asfalt. Ale jest o'k, nic mi nie jest. Jak pomyślę o Pereiro to dociera do mnie ile ryzykujemy na każdym wyścigu. Oscar przeleciał przez barierkę i spadł na asfalt z 6 metrów 20 cm jak podano później w TV. Miał dużo szczęścia, że skończyło się tylko na takich obrażeniach. 

Jak niektórzy bardziej uważni kibice spostrzegli zacząłem podjazd z dalszej pozycji i zaraz od dołu jak pękło zostałem w drugiej grupce. Marzio się zebrał żeby zespawać, a tu Damiano przez radio krzyknął "piano", no i się wszystko rozjechało, a ja sam juz nie wiedziałem co zrobić i zostałem może jeszcze kilometr z nimi po czym pojechałem sobie, ale pierwszych już nigdy nie doszedłem. Mam potwierdzenie dobrej nogi. Cały podjazd na solo i mała strata do najlepszych, ale i trochę zaskoczenie. Właściwie niepotrzebnie zagubiłem się na początku podjazdu. Damiano? Nie ma go - nie ukrywajmy. Marzio też przy kolacji był podenerwowany, bo czul się znakomicie na tym etapie. Obaj mieliśmy świadomość, że można było z najlepszymi przyjechać.

fot: www.corvospro.com

sobota, 19 lipca 2008

Kolejny bardzo szybki etap

Odczucia mam super. Noga spokojnie się kręciła i oby tak też było przez kolejne trzy etapy. Nic więcej nie potrzebuję. Chciałbym się czuć jak w Pirenejach i będzie bardzo dobrze. Mam wolną rękę pod ostatnim podjeździe w przypadku gdyby Damiano nie był w stanie utrzymać tempa najlepszych a ja tak.

piątek, 18 lipca 2008

To był jeden z gorszych, cięższych dni w całym moim życiu kolarskim

Przykra i głupia sprawa. Na razie ciężko mi cokolwiek więcej na ten temat napisać. Rozmawiałem z Leo jeszcze wczoraj. Wiadomo był zdołowany ... i tyle.

Etapy "międzygórza" szybkie. Dziś bardzo nerwowo przez silny boczny wiatr od początku etapu, który na szczęście ucichł pod koniec. Ja wczoraj jechałem lepiej, dziś gorzej ale to pewnie głównie przez głowę. Do niedzieli będzie dobrze.

Udało mi się wcisnąć do Lampre jako stażystę Jarka Dąbrowskiego i z tego co mi mówił on i menadżer Saronni szanse na podpisanie z nim kontraltu są realne o ile dobrze się pokaże. Ja wierzę w niego, a on ma kręcić jak najlepiej. Ciężki wyścig przed nim bo Volta Portugal. Wcześniej pewnie pojedzie Camaiore. Fakt nie zazdroszczę mu debiutu wśród profich akurat w Portugalii. Jakkolwiek się nie skończy jego przygoda z Lampre to zawsze jest super scena żeby się pokazać przed innym drużynami z dobrej strony.

środa, 16 lipca 2008

No i zaczęły się etapy na odjazdy

Po 20 kilometrach zaczęło się góra-dół, lewa-prawa po wioskach i mieliśmy średnią 57,8km/h. Po 45 kilometrach jak poszedł odjazd wciąż 53 km/h. Chyba pierwszy raz w życiu rozkręcałem po zakrętach do 68km/h i to nie raz! Fajna zabawa. Ballan jest u nas jednym z tych co czekają na te dni i szkoda tylko, że nie udało mu się znów wygrać. Co roku jest blisko i wciąż mu się tu etapu do domu zabrać nie udaje.

Mi dzisiaj ciężko szło, jak przeważnie po pierwszym dniu odpoczynku. Rozmawiałem z Leo o taktyce na najbliższe etapy górskie. Jakiś pomysł mamy, ale o tym powiem jak będzie czas. Wciąż mam dobre odczucia. W "La Gazzetta" przy faworytach typu Vandevelde, Ricco, Nibali podsumowując ich jazdę i szanse na dobry wynik końcowy wśród argumentów na minus napisali "jechał Giro, spodziewany spadek formy". Ja jednak się tego nie spodziewam.

wtorek, 15 lipca 2008

Pielgrzymka do Lourdes

Pielgrzymka do Lourdes to był punkt główny mojego dnia odpoczynku. Spośród kolarzy tylko ja pojechałem, a później wróciłem do hotelu rowerem za samochodem. Czuje się dobrze i bez większych oznak zmęczenia.

Z pierwszych komentarzy dotyczących nie występowania grup zawodowych o licencje Pro Tour słyszę tylko jedną opinię i bardzo dobrze. Fakt, że niewiele dobrego nam przyniosła ta reforma. Zresztą wiemy doskonale, że nie zawsze działacze muszą wiedzieć co jest najlepsze dla środowiska, którym kierują. A swoja drogą, jak już tu jesteśmy przy takim temacie i ktoś chciałby mi zarzucić brak dyplomatycznego podejścia do tych spraw to dodam tylko, że to co inni nazywają dyplomacja ja nazywam fałszem i obłudą. Mówię to co się innym nie podoba, ale robię to mając nadzieję, że nie obrażam nikogo, bo nie chciałbym a by tak było. Zresztą jak ktoś ma czyste sumienie nie powinien czuć się poruszony.

Dzwonił do mnie rano Leo i sam mi przyznał, że jak mnie widział pod Tourmalet to od razu spostrzegł, że kręcę łatwo i czuje się super. Jak powiedział "bo po tych wszystkich latach wiem doskonale kiedy ci idzie lekko, a kiedy nie." Oczywiście Tour się nie kończy. Piepoli mówił tylko żebym teraz jak będę miał nogę i okazję to po prostu atakował pewnie i zdecydowanie. A kiedy on mi to mówi - mi nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieje, że forma nie ucieknie.

A to sobie przerwę zrobiłem

W treningach też popuściłem i teraz czuje tego rezultaty. Ciężko idzie, ale wciąż do przodu. Wracając do początku. Po Dauphine jak już nadmieniłem odłożyłem na tydzień rower a potem powoli wznowiłem treningi bez większych obciążeń. W Polsce więcej skupiłem się na lataniu samolotem, taka mała pasja ale do licencji jeszcze trochę mi brakuje!

Przy braku gór jeździłem dużo za motorem żeby chociaż cos robić. Od 10 dni jestem u siebie i powiem że dużo trenuje, nie tyle co "Leo" bo on juz do 7h i 5000 metrów przewyższenia dochodzi, ale ja niewiele mniej. Noga na razie jeszcze słaba, trochę brakuje ale przy cierpliwej i dobrej pracy wierze że na Portugalię będę gotowy. Brixia Tour zgodnie z tym jak chciałem nie jadę. Tak lepiej, bo mam więcej czasu na spokojne i solidne treningi. Pierwszy ważny etap na Portugali to trzeci odcinek, tak więc mam dwa etapy na zrobienie rytmu a wiedząc jak piorą w Portugali bez obawy przeciągną mnie na pewno w te dwa pierwsze dni. A potem Vuelta a Espana.."Leo" mówi żebym się nie wykończył w Portugali to będę mógł powalczyć w Hiszpani. Zobaczymy jest w końcu 10 dni czasu między tymi wyścigami na odpoczynek.

Tour de France. Dla mnie to wszystko jest zaskoczeniem. Przez taką politykę załatwiania spraw (przez dziennikarzy) mamy TdF bez liderów i jakby nie było bardzo sfałszowany. Z pewnością jednak ciekawszy od tych z Lancem. Dwa dni temu na etapie wygranym przez Mienszowa widzieliśmy pierwszy raz od wielu lat czołówkę, która kręci jak ludzie, kolarzy którzy próbują "oddać skoki" ale nie maja juz siły, zdobywają dwa metry i siadają na koła, widzimy na ich twarzach grymas wysiłku i wielką radość ze zwycięstwa.. będzie ciekawiej. Myślę, wierzę, chciałbym aby coś się w kolarstwie zmieniło. Zmieni się - mało ale na pewno coś.

poniedziałek, 14 lipca 2008

I co mam powiedzieć?

Super się czułem pod Tourmalet to na pewno. A dalej wszyscy widzieli jak poszło. Dużo gonienia pod wiatr, co mnie trochę kosztowało, a poza tym pod Hautacam w tej sytuacji lepiej mi było już odpuścić i oszczędzić nogę na kolejne dni. Damiano słaby, że aż dziwne i niepodobne to do niego. A mi w końcu za to płacą żeby na lidera pracować i po to mnie ostatecznie na Tour zabrali tak więc musze być spokojny.

Zauważyłem, ze mam mnóstwo kibiców hiszpańskich. Jak były koło drogi grupy przeważnie Basków to prawie wszyscy wołali mi po imieniu, że aż miło. Moje myśli są teraz skoncentrowane na kolejnych etapach górskich. Jaka będzie nasza dalsza taktyka dziś jeszcze nie wiem, ale podejrzewam że w zaistniałej sytuacji będę miał więcej luzu.


niedziela, 13 lipca 2008

W końcu można było górskim powietrzem pooddychać!

Nie spodziewałem się aż tak dobrej takiej nogi, tym lepiej. Cholernie miło gdy w drużynie każdy zawodnik, mechanik czy masażysta mówią ci "complimenti, sei andato come una moto". No ale wierze że to dopiero początek. Damiano nie czuł się dobrze na pierwszym podjeździe, ale później już zdecydowanie lepiej. Ja zacząłem skakać skoro widziałem, że mam możliwość uprzedzić ewentualne ataki najlepszych w końcówce podjazdu.

W pewnym momencie Leo powiedział mi, że mam odjechać, ale się zawahałem kilkanaście sekund. On wkurzony mi to potem wykrzyczał jeszcze raz gdy skoczył Jefimkin no i się ruszyłem. Mój błąd polegał na tym, że jak skoczył Ricco to ja byłem za blisko grupy faworytów i nie miałem szansy złapać koła Riccardo. Leonardowi chodziło o to żebym miał do tego czasu większą przewagę bo wtedy bym nie zastał Rico aż tak rozpędzonego, siadł mu na koło i jazda. Leo doskonale wiedział co szykują. O tym właśnie dyskutowaliśmy w końcówce.

Na jutro już zostałem przybity do Damiano na ostatni podjazd. Zobaczymy co się będzie działo pod Hautacam. Jestem spokojny, noga jest, ale niewiele mogę zrobić. Pytałem dyrektora czy jak skoczy Leo mogę za nim, a on że raczej nie. Nadzieja w tym, że Damiano będzie mocniejszy od innych, a ja nie słabszy niż dzisiaj.

Życzę każdemu młodemu kolarzowi, aby miał okazję przeżyć te emocje z Tour de France, będąc pod gorę z przodu wśród najlepszych, jadąc w rozchodzącym się tuż przed kolarzami tłumie ludzi. No chyba, że zostanie powołany do kadry i będzie musiał zrezygnować z Touru albo dobrego przygotowania do tej imprezy. Wtedy siła wyższa. Przecież ONI znają się lepiej.

piątek, 11 lipca 2008

Aaaaaaaale jazda

Szkoda, że w telewizji tak dobrze tego nie widać. Nieporozumienie czyli od samego startu, silny wiatr, góra - dół, teren odkryty i "a tutta", non-stop, głowa w kierownicy! Normalnie jak na karuzeli. W pewnym momencie przez kraksę z Damiano z przodu została grupka około 25 ludzi i w niej wszyscy faworyci oprócz Devoldera, Zubeldii i oczywiście Damiano. No i zaczęła się gonitwa, która podcięła mnie jeszcze bardziej. Doszliśmy przed pierwszym z dwóch podjazdów 2 kategorii i to chyba był jedyny moment, w którym się na chwile zatrzymaliśmy.

Pod ostatni hopek nóg już nie miałem żeby zostać wśród najlepszych. Wczoraj gdzie mieliśmy dłuższe podjazdy było ze mną dużo, dużo lepiej. Miałem dobre i prawidłowe odczucia. Jestem teraz spokojniejszy i wierzę, że będzie dobrze, chociaż jak tak mi będzie grupa dojeżdzać do gór czyli "wyciągara" cały dzień to ja do nich zawsze dojadę bez nóg. Ale zobaczymy. Spokojnie. Damiano coś nie kreci na razie, ale może jeszcze się pozbiera. Prawdziwe góry wciąż jeszcze przed nami.

czwartek, 10 lipca 2008

wtorek, 8 lipca 2008

Szkoda mi "Litu" Gomeza

Całkiem zaskakujące wyniki czasówki, może nie samej czołówki etapu, ale jej zwycięzcy i to z taką przewagą! Wczoraj identyczny dzień co poprzednie czyli wiatr i deszcz, który co chwilę popadywał no i kraksy. Ta na 25 kilometrów przed metą porwała grupę. Szkoda mi "Litu" Gomeza, który wcześniej połamał się na Flandrii i nawet cieszył się w sumie że tak wyszło bo przez to nie pojechał Giro i mógł za to wystartować w Tourze. A tu wczoraj zostawił na asfalcie miednice.

Ja wciąż nie mogę zrozumieć jak z to jest z moją kondycją. Jedno jest pewne, jeśli będzie tak jakbym chciał to obecnie tracąc w zasadzie zyskuje jak słusznie Leo mi wczoraj powiedział gdy grupa pękła "Silver grają naszą grę". Oby, oby bo i dziś kłóciłem się z rowerem i nie mogłem się odnaleźć na trasie. Generalnie bez większego stresu, nawet jeśli jest dużo nerwówki w grupie. Wszyscy są na tyle mocni, że jak widać ciężko aby grupa się porwała na wietrze.

niedziela, 6 lipca 2008

Polak odsłania kulisy Tour de France

Jeśli Damiano Cunego wygra Tour, będzie to również dla mnie wielkim sukcesem. Mam mu przecież pomagać w najtrudniejszych momentach - mówi pierwszy od czterech lat polski kolarz, który startuje w najbardziej prestiżowym wyścigu świata

Olgierd Kwiatkowski: Myśli pan o dobrym miejscu na mecie w Paryżu?

Sylwester Szmyd: Mogę mówić, że moim celem jest najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej, ale prawda jest taka, że dla mnie Tour odbywa się z dnia na dzień. Na każdym etapie mogę mieć inne zadania. Wygrana na etapie? Możliwe jest wszystko, póki trwa wyścig. Zwycięstwo byłoby spełnieniem marzeń z dzieciństwa.

Debiutuje pan w Tour de France, ale o mały włos nie wystartowałby pan w tym wyścigu....

- W listopadzie mówiłem swoim szefom, że bardzo chciałbym pojechać w Tour de France. Ale jakiś czas potem dyrektor powiedział, że jednak potrzebny jestem na Giro, bo Marzio Bruseghin, jeden z naszych liderów, nie ma nikogo do pomocy w górach. Ale dosłownie ujął to tak: "Pojedź Giro, a potem zobaczymy". I zobaczył. Nieźle mi poszło. Na koniec Giro powiedział: "Zrób teraz wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się na Tour". Strasznie się ucieszyłem.

I chyba jest pan dobrze przygotowany, bo w bezpośrednim sprawdzianie przed Tourem - Dauphiné Libéré - zajął pan ósme miejsce.

- Gdybym pojechał w Tour de France tak jak podczas Dauphiné Libéré, byłoby po prostu rewelacyjnie. Chodzi mi nie tylko o miejsce, ale i samopoczucie. Mam jednak pewne dylematy. Czy dam sobie radę przez trzy tygodnie? To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Do tej pory jechałem w Giro i potem w czerwcu odpoczywałem, dopiero 1 lipca wsiadałem na rower, by przygotować się na Vueltę. W tym roku po Giro nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek.

Czuje pan, że Tour to wydarzenie różne od wszystkich innych?

- Nie, teraz leżę sobie przed prezentacją i odpoczywam. Jestem spokojny. Pewnie dlatego, że dobrze wykonałem swoją pracę, czyli przygotowałem się tak, jak należy. Zdaję sobie jednak sprawę, że to jest największa coroczna impreza sportowa świata. Trwa trzy tygodnie, dłużej niż Wimbledon. Oglądają ją ludzie, którzy na co dzień nie mają nic do czynienia z kolarstwem. Dla nas jest to więc wielkie wyzwanie. Trudno tu spotkać przypadkowych kolarzy. Każdy jest przygotowany na sto procent.

Pan ma ściśle wytyczone zadanie - pomagać liderowi Lampre Damiano Cunego.

- Cała taktyka Lampre jest pod Cunego. Damiano jedzie po to, żeby wygrać Tour. Jeśli wygra, będzie to również dla mnie wielkim sukcesem. Mam mu przecież pomagać w najtrudniejszych momentach.

Tacy robotnicy jak pan są doceniani?

- Jeśli przez tyle lat nikt nie zerwał ze mną umowy, to chyba tak. Dostaję i inne sygnały. Rok temu zająłem drugie miejsce na Mont Ventoux. Wyprzedził mnie Francuz Christophe Moreau. Po wyścigu Alberto Contador krzyknął do mnie "good job". Innym razem Cadel Evans przybił mi piątkę. Znamy się bardzo dobrze, bo od lat dotrzymuję kroku najlepszym. Wszyscy wiedzą, że może nie wygrywam, ale swoją pracę wykonuję bardzo dobrze, trzymam ten swój średnio wysoki poziom.

We Francji zabraknie grupy Astana, uważanej za najsilniejszą na świecie. Alberto Contador nie będzie więc bronić żółtej koszulki.

- Naprawdę nikt nie cieszy się z braku Contadora czy Kloedena. Każdy chce wygrywać z najlepszymi. Mój dawny kolega z drużyny Daniele Bennati wygrał w tym roku podczas Giro trzy etapy sprinterskie, ale powiedział mi, że bardziej byłby zadowolony, gdyby odniósł na nich zwycięstwo nad Petacchim, którego zabrakło.

Wypowiada się pan zawsze ostro o tym, jak jesteście traktowani przez kontrolerów antydopingowych. Czy w tym roku były one równie uciążliwe jak w poprzednich latach?

- Chyba w styczniu kontrolerzy Włoskiego Komitetu Olimpijskiego zaczęli testy po godzinie 23, skończyli po 3 w nocy. Sprawa wywołała we Włoszech wielkie oburzenie. "La Gazzetta dello Sport" udowodniła, że kontrola nie miała zezwolenia na tak późną wizytę. Byliśmy wtedy po ciężkich treningach i straciliśmy całą noc. Dla kolarza to jak stracony trening.

Na szczęście lekarz ekipy zapowiedział nam, że na Tourze będziemy sprawdzani nie wcześniej niż o 7 rano i nie później niż o 21. Jest to mimo wszystko uciążliwe. Odpoczynek to część pracy kolarza. Lepiej pospać do 9 niż do 7. Kontrole strasznie się przeciągają, bo idzie na nią kilku ludzi, jeden czy drugi nie może się wysikać i trzeba czekać.

Jest pan najlepszym polskim kolarzem, ale do Pekinu pan nie pojedzie...

- Jestem rozczarowany, to wszystko jakiś absurd. Nie chcę o sobie za dobrze mówić, ale sam fakt jazdy z najlepszymi powinien być wzięty pod uwagę przy nominacjach olimpijskich. Już osiem lat mam zawodowy kontrakt, zajmowałem miejsca w pierwszej dziesiątce na mecie najlepszych wyścigów. Uważam po prostu, że ten start mi się należał.

Trener kadry Piotr Wadecki mówi, że trzech, których wybrał, to najlepsi specjaliści od klasyków w Polsce...

- Są moimi kolegami i nic nie mam przeciw nim, ale.... przecież nikt z nich nie jechał w najlepszych klasykach na świecie. A ja w zeszłym roku przejechałem najsłynniejsze wiosenne klasyki Walońską Strzałę, Liege - Bastogne - Liege, jesienią na Giro d'Emilia byłem siódmy, podczas Giro di Lobambardia straciłem niewiele do mojego kolegi Damiano Cunegi, choć po drodze zaliczyłem trzy kraksy.

- Może jestem dla kogoś niewygodny? Piszę, to co myślę, na swojej stronie internetowej, chętnie rozmawiam z dziennikarzami. Coś do mnie dotarło, że jeżeli nadal będę taki otwarty, to pewnie już nigdy nie dostanę żadnej szansy na start w reprezentacji - czy to na olimpiadzie, czy na mistrzostwach świata.

Na Tour de Pologne zaproszenie dostaje grupa, a nie kolarze. Pojedzie pan we wrześniu w Polsce?

- W planach naszej grupy są Eneco i Tour de Pologne. Zobaczymy, jak będę się czuł po Tour de France. Nie mówię jednak, że nie pojadę.

źródło: Gazeta Wyborcza

foto: Bartłomiej Zborowski

Ze strony TdF :)