poniedziałek, 31 maja 2010

Jak sześć lat temu

... dwóch kolegów z drużyny na 1 i 3 stopniu podium. Tym razem jakoś bardziej czuję się częścią tego zwycięstwa. Myślę, że kolarstwo we Włoszech czekało na to zwycięstwo i na powrót Ivana. W ciągu tych kilku dni od założenia koszuli stał się bohaterem a cały Liquigas wzorem idealnej, zgranej i oddanej liderowi ekipy. 

Cieszy mnie to, że aż dwóch Polaków jechało w tym dream-teamie, który pokazał, że wierząc w sukces można go wspólnie osiągnąć.

Ze swojej strony cieszę się również ,że coraz więcej kibiców w Polsce widzi mój wysiłek i docenia wykonaną pracę. Spotykam Polaków na trasie Giro, którzy mi mówią, że są dumni z mojej pracy, z tego co robię, że Polak ma taki udział w wielkim kolarstwie... maili o podobnym oddźwięku dostaję mnóstwo.

Zawsze patrzyłem na to tak jakbym był jednym z piłkarzy grających na przykład w Inter Mediolan, który właśnie wygrywa Champions League .

Sam wyścig,  od początku stresujący, bardzo trudny, od Aquili wręcz poza kontrolą. Pamiętam jak sam na jeden dzień straciłem motywację, ale się zebrałem. Wtedy powiedziałem Ivanowi, że może i nie wygramy Giro, ale jeśli przegramy to jako najsilniejsi, jako główni bohaterowie tego Giro. Ciężko mi opisać dziś wolę walki i determinację całej drużyny, ale to chyba było widać.

Nie zapomnę tego wczorajszego wspólnego podium w Veronie, drużyny która wbrew wszystkiemu nie przestała mieć nadziei.

foto: bettiniphoto

Konkurs rozstrzygnięty

Prawidłowa odpowiedz to oczywiście Groningen (Holandia), z pierwszych 21 poprawnych odpowiedzi wylosowaliśmy Pana Krzysztofa, gratulacje! Nagrodą jest oficjalna maskotka Giro i czapeczka Liquigasu z podpisami drużyny. 

sobota, 29 maja 2010

Byłem dwa razy mocniejszy niż rok temu

Jak pisze wielu kibiców był to jeden z bardziej emocjonujących WT ostatnich lat. Proszę uwierzyć, że jednocześnie jeden z bardziej wyczerpujących psychicznie, jak nie najbardziej ze wszystkich szesnastu które przejechałem.

Dobrze, że byłem dwa razy mocniejszy niż rok temu bo przy naszej taktyce i sposobie rozgrywania etapów naprawdę potrzebne były siły.

Dziś cały dzień czułem się super aż do początku Gavi gdzie zacząłem ciągnąć i którą wciągnąłem prawie całą, tyle że z minuty na minute będąc coraz słabszym. Jadłem jak zawsze ale przy takich górach i tempie wyścigu a do tego przy dwudziestym etapie organizm widać potrzebował więcej paliwa. Zdarza mi się to już drugi raz po etapie Alpe d'Huez na TdF 2008, że organizm mnie oszukuje, lub raczej zaskakuje. Teraz myślę tylko o tym by usiąść spokojnie przy stole.

Aaaa, no tak, kto oglądał relację w Eurosporcie wie, że podpisałem na kolejne dwa lata kontrakt w Liquigasie. Wynegocjowałem najlepsze warunki jakie mogłaby mi zaoferować jakakolwiek inna ekipa. Ivan nie wyobrażał sobie innej opcji, a to mnie cieszy.

foto: bettiniphoto

Licytacja dla powodzian - zakończona

Licytacja zakończona, wylicytowana kwota to 3300zł, gratulujemy Panu Grzegorzowi. 

Koszulka i numery startowe z podpisem Sylwka i całej drużyny Liquigas z tegorocznego Giro zostaną wylicytowane na naszym blogu, pieniądze z licytacji zostaną przekazane na rzecz pomocy powodzianom dotkniętym tegoroczną powodzią w Polsce. Prosimy wysyłać swoje propozycje do licytacji na e-meila sylwesterszmyd@gmail.com, licytacja będzie trwała do końca Giro, każdego dnia w tym poście będzie aktualizowana najwyższa oferta. 

najwyższa oferta na dziś: 3300 zł

Koniec licytacji  29.05 (sobota) godzina 24.00

foto: Kasia Szmyd

La mia forza?

Basso

Co jest moją siłą? Zamknąłem dawny rozdział mojego kolarstwa i zacząłem od nowa.”

Pamiętam nieprzespane noce i samotne treningi. Wierzę, że teraz, kiedy powróciłem, jestem wiarygodny.”

Arica Czasami los płata dziwne figle. Dokładnie 4 lata temu, 28 maja 2006, Ivan Basso świętował zwycięstwo w Giro. Wydawało się, że to dopiero początek. Nikt nie podejrzewał, że za chwilę miała rozpętać się prawdziwa burza. Podczas tamtego Giro, przejeżdżając linię mety w Aprica, Ivan trzymał w podniesionych dłoniach zdjęcie swojego młodszego dziecka – Santiago. W tym dniu zaczęła się też jego polemika z Simonim, który oskarżył go o chęć sprzedania etapowego zwycięstwa.

Basso, co się zdarzyło w czasie tych czterech lat?

Wszystko. Czasami trudności i cierpienie przynoszą dobre owoce. Dla mojego wzrostu w człowieczeństwie był to moment kluczowy. Bardzo dobrze pamiętam samotne treningi: 6 godzin i 6 przystanków w barze, żeby wypić 6 kaw i wytrzymać do końca. Pamiętam bezsenne noce: kiedy się odwracałem na prawo, widziałem moją żonę, kiedy patrzyłem na lewo, leżał tam Santiago. A ja nie mogłem spać i jak głupek wciąż tylko myślałem o tej katastrofie, którą sam wywołałem”.

Punkt zwrotny?

Była nim chwila, gdy zrozumiałem, że człowiek odnosi sukces, kiedy potrafi zamknąć pewnien rozdział i zacząć od nowa. Zawsze miałem dobrą nogę, ale ma ją też wielu innych. To raczej moja głowa pozwala mi być z przodu”.

Problemem mogłoby być odzyskanie wiarygodności. Kiedy wiedziałeś już, że tobie to się udało?

Nie było takiego konkretnego momentu, ale można powiedzieć, że podpisanie kontraktu z drużyną Liquigas dało mi poczucie, że odzyskałem zaufanie. Bo jeśli tak ważna firma zdecydowała się zainwestować we mnie, to tylko dlatego, że w tą decyzję wierzyła. Ale wiarygodność zdobywa się dzień po dniu, we wciąż powtarzających się próbach”.

Czy Giro jest już wygrane?

Nie. Liczy się różowa koszulka z niedzieli, a nie ta dzisiejsza. Czeka nas jeszcze jeden ciężki etap, który nadal może zmienić klasyfikację”.

Jaki był najtrudniejszy moment tego Giro?

Zmagałem się z trudnościami w Montalcino, ale dużo wysiłku kosztowała mnie też jazda po szutrze na Plan de Corones. O Aquila nie chcę nawet myśleć…”.

Zdobycie różowej koszulki jest ukoronowaniem wspaniałej jazdy całej drużyny. Vanotti, Sabatini, Bodnar i Dall’Antonia. Jaką rolę oni odegrali?

To niesamowici, wielcy profesjonaliści, bardzo odważni. Na płaskim „latają”, a później muszą dojechać aż do mety. Nie wyobrażacie sobie nawet jakiego bólu i wysiłku to wymaga”.

Kiserlovski?

Ma trudności z językiem, ale zrobił już spore postępy”.

Agnoli to nowe objawienie?

Dla was. Valerio był mocny już w zeszłym roku. Zdążyłem go dobrze poznać – ma bardzo duży potencjał”.

Szmyd jest gwarancją?

Tak. Świetny kolega z pokoju, bardzo mocny pod górę. Zależało mi, żebyśmy jeździli razem również w przyszłości i on też przedłużył kontrakt z drużyną”.

Nibali?

Jest kolarzem przyszłości – widzieliście to wszyscy. Nie ma we Włoszech drugiego takiego sportowca. Dostrzegł, że moja obecność może być dla niego korzystna zarówno teraz jak i w przyszłości”.

Pod Mortirolo sprawiałeś wrażenie jakbyś czekał na Vincenzo?

Była to taktyka obmyślona jeszcze przed startem. Wiedzieliśmy, że etap rozstrzygnie się na odcinku od zakończenia zjazdu do mety. Tam musieliśmy zjednoczyć siły”.

Niedawno McQuaid tak wypowiedział się na temat Basso: „Jest prawdziwym liderem i przykładem dla innych – punktem odniesienia jak należy przeżywać ten sport”, powiedział prezes UCI. Wczoraj Ivan wjechał pod Mortirolo w czasie 44’40’’, z prędkością 17,194 km/h, z przewyższeniem 1769 m/godz, z mocą 370 wat. Oznacza to 6,08 wat/kg. Cztery lata wcześniej, na tym samym podjeździe, potrzebował 8 sekund więcej.

tłumaczenie : Kasia Szmyd

Zapraszamy do konkursu

Proszę podać nazwę miasta z jakiego starował w prologu Sylwester Szmyd w swoim pierwszym Wyścigu dookoła Włoch (Giro). Odpowiedzi prosimy kierować na adres sylwesterszmyd@gmail.com  w temacie meila prosimy podac "konkurs". Wśród pierwszych 21 poprawnych odpowiedzi nadesłanych do godziny 24.00 dnia 30.05 (niedziela) wylosujemy zwycięzcę. Nagrodą będzie niespodzianka związana z Giro.  

piątek, 28 maja 2010

Sylwester Szmyd ciągnie pod Mortirolo

La filastrocca del gregario

video.gazzetta.it

Rymowanka gregario - kolarza proletariusza ;)
Kto jest dobrym pomocnikiem, bywa często robotnikiem.
Na podium stoi bez chwały, choć zwycięstwa się należały.
Gdy przekracza linię mety, nie witają go wiwaty.
Pensją, na którą haruje, rodzinę swą utrzymuje.
A kiedy rower odłoży, to sklep kolarski otworzy.
Albo mały bar kupi... Pomysł to całkiem niegłupi.


wolne tłumaczenie: Kasia Szmyd

Jestem już dużo spokojniejszy

Wczoraj wieczorem Ivan zauważył, że jestem poddenerwowany, a ja że to normalne, ważny etap i chcę dobrze pojechać. On z kolei zwrócił mi uwagę, że jak musiałem to zawsze jechałem dobrze i że mam pojechać tylko 2-3km Mortirolo a o resztę zatroszczy się "Bassotto"... i jak będzie tak będzie.

Było bardzo dobrze. Ivan jest niesamowity. Dobrze, że już nie będę musiał wszystkim wkoło opowiadać, że jest mocny i że stać go jeszcze na wygranie Wielkiego Touru. Cała ekipa super, wielka determinacja i wiara w sukces.

Wczoraj Scarpa mi mówił, że jak przed górą ustawiamy się z przodu to zawsze od razu pojawia się stres i nerwówka w grupie.

Jutro jeszcze nie wiadomo, ale na 99% jedziemy Gavie ze ścianami śniegu na krawędzi jezdni dochodzącymi do czterech metrów.

foto: bettiniphoto

środa, 26 maja 2010

Sam siebie zaskoczyłem

Dwa dość spokojne dni mnie rozbiły, ale to nie problem, grunt to bym dobrze kręcił w piątek i sobotę. Wczoraj sam siebie zaskoczyłem i pomyśleć, że na start ledwo zdążyłem bo mnie sędziowie nie chcieli dopuścić w związku z minimalną wagą roweru... hmmm, okazuje się, że mam najlżejszy rower z ekipy.

Ivan spodziewał się, że na czas straci do Cadela ale i że nadrobi nad Arroyo, mnie bardziej teraz jednak martwi prognoza pogody na piątek i sobotę.

Dziękuję wszystkim za licytację koszulki, a ze zwycięzcą sam ustalę jeśli będzie chciał podpisy całej naszej dziewiątki.

foto: bettiniphoto

poniedziałek, 24 maja 2010

Sylwek ciągnie na 14 i 15 etapie Giro

Ivan Terribile powrócił

Wczoraj mój kolega z pokoju powiedział, że dziś może wygrać, ja znając podjazd miałem wątpliwości czy mu się to dziś uda. Czapki z głów, po czterech latach wygrywa na Giro i to etap którego się nie wygra mając po prostu trochę szczęścia.

Coraz mniej minut do Arroyo, ale tym samym czeka nas jeszcze dużo pracy. Drużyna super, Ivan porównał nas do Once za dawnych lat, jeden z kibiców który do mnie napisał, do US Postal... Coś w tym jest, cała ekipa znów była wielka. Niektórzy z nas dziś z mety wrócili do hotelu śmigłowcem, czyli dwadzieścia minut podróży zamiast trzech godzin w samochodzie. Każdy szczegół jest ważny.

Ja dziś też spokój, noga ok, nie czuję się zmęczony. W końcu co tu ukrywać, dwa tygodnie jechałem spokojnie bez przemęczania się. Czasówkę pojadę jak dobry trening, ale nogi nie będę podcinać, nie ma sensu bo będzie jeszcze potrzebna... baaaaardzo.

foto: bettiniphoto

sobota, 22 maja 2010

Pogoń za straconymi minutami

Na tym Giro nie ma na nic kompletnie czasu, do stołu siadamy najwcześniej o 21szej a kładziemy się spać przed północą.

No to się zaczęła pogoń za straconymi minutami. Mamy silną ekipę, cieszy też realizacja założeń taktycznych łącznie ze zwycięstwem Nibalego po ataku z góry. Jest zdecydowanie jednym z czołowych zjazdowców. Miał spróbować ale tylko w przypadku gdy nikt nie podczepi się do jego koła.

Ja kręcę już dobrze, trochę mi dziś jeszcze nogi dawały problemy z tyłu, ale to już raczej wina siodełka.

Jutro... nie wiem, chciałbym by inni dojechali do Zoncolan podgotowani a to już będzie mój problem... O taktyce nie rozmawialiśmy, ale do końca czekać nie można.

foto: bettiniphoto

piątek, 21 maja 2010

Zaczyna się trzeci tydzień Giro

Mogę powiedzieć, że na dwóch ostatnich etapach czułem się już bardzo dobrze, a to dobry znak przed kolejnymi.  

Zaczyna się trzeci tydzień Giro... zaczyna się Giro. Chociaż mam wciąż mieszane uczucia czy jednak już się nie skończyło. Jutro, a w niedzielę na pewno będziemy mogli więcej powiedzieć.

Oczywiście my jutro jedziemy mocno. Jeden podjazd i meta na zjeździe, może niewiele ludzi się zgubi ale trzeba już wszędzie próbować.

foto: bettiniphoto

środa, 19 maja 2010

Ale się narobiło

... wszyscy mówią, że to Astana od razu powinna skasować ucieczkę lub ciągnąć a nie zostawiać tak dużej przewagi. Prawda jest taka, że jedni oglądali się na drugich, wszyscy pewnie wyczuli możliwość wygrania Giro. Mój zdecydowany zwycięzca to Tondo, jest mocny po górach a nerwowych etapów już nie będzie.

Mnie to Giro idzie ciężko, nie wiem jaka będzie teraz taktyka ale Ivan na pewno się nie podda. Fakt faktem, że i mnie ciężko zrozumieć jak mogło do tego dojść.

foto: bettiniphoto

poniedziałek, 17 maja 2010

A miało być spokojnie

Od początku Giro mamy wiernego kibica i wielkiego pasjonata kolarstwa w postaci chmury deszczowej.

Bodzio dziś nieprzyjemnie się „szlifnął”, założyli mu na łokciu dwa szwy.

Ja dochodzę do siebie, noga całkiem inaczej się już kręciła, na szczęście do kolejnych gór jest jeszcze kilka dni.

foto: bettiniphoto

niedziela, 16 maja 2010

Bardzo ciężki dzień dla mnie

... ale w ciągu paru dni powinienem w pełni dojść do siebie.

Ivan i Enzo pojechali tak jak założyliśmy na odprawie, czyli po kole, kontrolując ewentualne ataki Vino lub Evansa. Nawet nie było sensu ciągnąć bo na dosyć łatwym etapie z metą pod górę prawdopodobnie i tak nikt by tego nie odczuł.

Jutro teoretycznie sprint, a ja liczę na spokojny etap od startu do mety bo tego najbardziej potrzebuję.

foto: bettiniphoto

Już w sprzedaży

Procedura zamówienia w dziale SzmydLine


Konieczność ciągłego wyboru

Upadki, kraksy i długo gojące się rany pokazują mi jeszcze jeden aspekt kolarstwa – konieczność ciągłego wyboru, a raczej jeden wciąż potwierdzany wybór – by wykonać swoją pracę w stu procentach… A jeśli to w danej chwili niemożliwe, to chociaż wytrwać do końca. 

Kiedy widziałam Sylwka bezpośrednio po kraksie, moja pierwsza myśl była taka, że dalej nawet nie ma już możliwości jechać – bez pełnej władzy w dłoniach, z ograniczonymi ruchami palców… Pomijając już nawet sam ból, do tej pory mnie zastanawia, jak można przez ponad 200 km trzymać kierownicę, nie zaciskając w pełni jednej dłoni.

Coś chyba jest w tym stwierdzeniu z „La Gazzetta”, że zawodnicy są jak Spartanie. Kiedy tłumaczyłam ten tekst, pojawił mi się mały uśmiech, ale chyba jednak jest w tym odrobinę prawdy… Typowe ludzkie reakcje nie mają tu racji bytu, bo pojawiające się ograniczenia i trudności są tylko kolejną okazją do ich pokonywania. Dopóki to możliwe trzeba walczyć i być wiernym tej raz podjętej decyzji, by dać z siebie wszystko.

Takiego podejścia do cierpienia i pojawiających się ograniczeń jako żona kolarza muszę się cały czas uczyć, ale już teraz szanuję je i doceniam. Jest to na pewno kolejna szansa na kształtowanie twardego i silnego charakteru… Bo piękno kolarstwa polega nie tylko na wygrywaniu wyścigów, ale i na zwyciężaniu z samym sobą.

sobota, 15 maja 2010

Dlaczego nie skończyć jakiegoś etapu w Koloseum

... i puścić za nami lwy jak to robiono za czasów pierwszych chrześcijan? Widzowie mieliby większy ubaw. Chyba jednak komuś się coś pomyliło, klasyki, jedyne w swoim rodzaju wyścigi to jedno, a Giro to drugie.

Sądzę, że Liquigas zawsze szanował inne drużyny i jeździł bardzo czysto, myślę też, że od dziś to się zmieni, skoro nie ma już pewnych niepisanych zasad, to nie ma ich dla wszystkich. Mam nadzieje, że ani Ivan ani Vincenzo nie odczują zbytnio konsekwencji upadku. Co by tu dużo nie mówić, nie przejechaliśmy jeszcze na tym Giro ani jednego podjazdu, tak więc wszystko przed nami.

Trochę odczuwam skutki wczorajszego upadku ale jestem dobrej myśli na jutro...

foto: www.corvospro.com

piątek, 14 maja 2010

Etap do domu a ja na początku się skasowałem

Jak się ludzie kładą przed tobą przy ponad 50km/h to niewiele można zrobić. Dalej to już kręciło się rożnie, nie chcieliśmy nikogo dogonić a tylko jechaliśmy nasz wyścig.

Prawy nadgarstek napuchnięty, lewa dłoń zbita i to jedyne miejsce gdzie boli, pomińmy jakieś tam obtarcia.

foto: bettiniphoto

środa, 12 maja 2010

La Gazzetta dello Sport


GIRO D’ITALIA WIDZIANE Z WOZU TECHNICZNEGO

A Zanatta krzyknął: „Jeszcze trochę wysiłku!”

Jazda drużyny Liquigas w bezpośredniej relacji: zmagania Sabatiniego, wysiłek Vanottiego i rytm napędzany przez dyrektora sportowego.

Dziewięciu mężczyzn w jednej linii – jak wojownicy spartańscy. Przybywają resztkami tchu. Ostatni cios zadaje Nibali. Wyścig przemienia się w show.

CUNEO. U podnóża ostatniego wzniesienia trasy, kiedy do mety brakuje dwóch kilometrów, Fabio Sabatini czuje, że ma już dosyć i że musi odpuścić, jeśli chce zostać przy życiu. Na jego ustach widać pianę. Dwadzieścia sekund wcześniej dyrektor sportowy Zanatta dał mu polecenie, wymagające ekstremalnego wysiłku: „Saba, ten odcinek jest Twój!”, a on – jako czasowiec – poświęcił całą swoją energię na sprint, który otworzył dalszą drogę jego towarzyszom, jakby w tunelu pełnym wiatru. Teraz, kiedy wykonał swoją pracę i kiedy pędzący z szaleńczą prędkością pociąg Liguigas-Doimo znikł już za zakrętem, Sabatini odwraca się w stronę wozu technicznego i pyta ledwo słyszalnym głosem: „Jak nam idzie?”. Strugi piany spływaja mu na pokryty potem kołnierzyk, świadcząc o ponadnormalnym i nieludzkim wysiłku. To samo można powiedzieć o Alessandro Vanottim, który napędza jadący z zabójczą prędkością pociąg aż do jednego kilometra przed metą. Kiedy tylko go przekracza, usuwa się, by przepuścić sześciu pozostałych i móc znów złapać oddech.

Razem. Aby Nibali mógł założyć różową koszulkę, wystarczyłoby pięciu zawodników, ale Zanatta wykorzystuje ostatnie 30 sekund, by zacieśnić cały pozostający szereg. „Dalej, wszyscy razem”, to mantra powtarzana coraz bardziej donośnym głosem – aż do linii mety, kiedy triumf jest już oczywisty. Wtedy, dopiero wtedy, zawodnicy Liquigas-Doimo pozwalają, by całe zmęczenie świata dopadło na minutę ich głowy i uczucia. I podczas gdy Zanatta wykrzykuje i jak szalony uderza w klakson, opierają głowy o kierownicę, czekając aż oddech wróci do normalnego rytmu i aż dołączą do nich Vanotti i Sabatini. Nikt nie może zostać pominięty – nie po takiej pracy całej ekipy.

Koszulka. Z pokładu wozu technicznego drużyny, czyli z biletem pierwszej klasy, obserwujemy z bliska jazdę Liquigasu – niesamowity spektakl. Zwarci w szereg jak Spartanie zawodnicy w zielono-niebieskich strojach rozgrywają czasówkę jak prawdziwą walkę. Od początku angażują całe swoje siły, startując pod niebem pokrytym czarnymi chmurami, bez grymasu pokonując dziesięć kilometrów w deszczu, pędząc z zawrotną prędkością, aż w końcu słońce decyduje się spojrzeć na ich show. Dziewięciu Spartan wyposażonych w słuchawki otrzymuje wskazówki od Zanatty, który nie milknie nawet na chwilę. Jest to nie tyle strategia co taktyka – obecność dyrektora ma przede wszystkim znaczenie psychologiczne: „Ale’, jeszcze trochę wysiłku”, słyszą zawodnicy kończący swoją zmianę, „Dalej Vano, ostatni kawałek, ale szybko”, kiedy Vanotti jedzie już resztkami sił, „Nie zwalniamy, przed nami wielki finał”, w połowie trasy, gdy przeciwnicy mają jeszcze prowadzenie, „Teren jest Twój Silvestro”, kiedy długi wiadukt sprawia, że góral – Szmyd staje się potrzebny. I tak aż do chwili kiedy za znakiem 10 km do mety upragniona różowa koszulka staje się bardzo bliska: „Jedź Vincenzo, koszulka lidera już czeka na Ciebie!”. Zmiany Nibaliego już od kilku kilometrów rozpędzają kolarzy do ponad 60 km/h. Również Basso regularnie zwiększa rytm jazdy. Vincenzo zrywa jak na czasowca przystało, a kiedy tempo staje się nie do wytrzymania, Agnoli i Szmyd dają zmianę, aby pociąg Liquigasu utrzymał się w całości. „Szybkie zmiany, trzymajcie szyk”, rozkazuje Zanatta w finale, pozwalając, by pod koniec już tylko Nibali i Basso nadawali tempo. Brak już tchu, brak też energii, nogi i płuca są wykończone, a oni wciąż pedałują. Z pianą na ustach, ale pedałują dalej – aż do mety. Na ich strojach widać napis Liquigas-Doimo, twarze należą do Sparty.

54,073 – ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ DRUŻYNY LIQUIGAS; REKORD NALEŻY NADAL DO CSC

Liquigas, zwycięzca drużynowej jazdy na czas, otwierającej wyścig na Sardynii podczas Giro 2007, dokładnie 12 maja, zwyciężył również wczoraj jadąc średnio 54,073 km/h. Rekord średniej prędkości należy w dalszym ciągu do drużyny CSC (z Ivanem Basso), która podczas 35-kilometrowego etapu Piacenza-Cremona w 2006 roku pędziła 56,860 km/h.

Maglia Rosa

Po tylu latach znów w ekipie w której jadę. No i ładnie, czułem, że dziś możemy wygrać.

Etap stresujący, wymagający maksymalnej koncentracji. Sądzę, że jechałem w najgorszym miejscu całego pociągu, przed Bodziem, który zawsze dokręcał i długo ciągnął. Było wiadomo, że on i Enzo będą głównymi motorami na dzisiejszym etapie i tak było. Sam chyba też źle nie jechałem skoro Bodzio po etapie powiedział, że „zapierdzielałem” a i dyrektor sportowy śmiał się, że staje się czasowcem. Dobrze, bo by wygrać każdy musiał dać z siebie wszystko.

Nibali miał nie startować a po 4 etapie jedzie w różowej koszuli. Świetny początek, będzie większy spokój w drużynie i jak myślę wszyscy nabiorą jeszcze większej pewności. Przynajmniej na razie nie musimy nikogo gonić.

foto: bettiniphoto

wtorek, 11 maja 2010

W końcu w Italii

To co się wczoraj działo było nieporozumieniem, tyle nerwówki w peletonie. Zaczęło się już na 110 kilometrze do mety, przepychanie, rantowanie, wszyscy chcieli być z przodu, a do tego wąskie drogi, wysepki, krawężniki.

Dobrze, że Ivan przyjechał cały i z przodu peletonu, nic nie stracił, a nad niektórymi nawet nadrobił. Jak sam mówi, wszystko dzięki pracy drużyny. Chłopaki się namęczyły, ja nie, ale na mnie przyjdzie jeszcze czas. Mnie wiatr wykańcza, nie dla mnie taka jazda.

Jutro będzie dobrze, drużyna jest silna i wiemy, że możemy powalczyć o wygraną i na pewno będzie blisko.

foto: bettiniphoto

niedziela, 9 maja 2010

Tak jak można było przewidzieć

... dróżki w Holandii nie są najlepszym rozwiązaniem na początek Wielkiego Touru... ale o tym już było we wrześniu przy okazji Vuelty. Pominę to, że organizatorzy często zapominają o kolarzach, bo i o tym było.

Ekipa ładnie prowadziła z przodu Ivana, ale nawet jadąc na czele peletonu można było zostać z tyłu jak Wiggins. Dużo kraks, chwila strachu o Bodzia bo przyłożył obojczykiem który połamał w grudniu ale widać, że metalowa blaszka w obojczyku dobrze zamortyzowała uderzenie.

Jutro nie będzie nic łatwiej, tak więc byle do Italii...

foto: www.corvospro.com

sobota, 8 maja 2010

Kolejne Giro ruszyło

Moje pierwsze Giro w 2002 roku też startowało z Holandii, a obecne dla mnie to już dziewiąte z rzędu.

Zimno i deszczyk. Szkoda, że Maciek startował w deszczu, bo dziś swobodnie było go stać na top 10. Ale co się odwlecze...

Ja jestem zadowolony, oddycham dobrze, czuje się dobrze. Wiem, że moje Giro zacznie się tak naprawdę od etapu do Montalcino ale trzeba być czujnym i uważnym szczególnie przez kolejne dwa dni.

Ivan spokojny, dziś pojechał dobrze i był zadowolony, ja też wierzę, że stać go tutaj na dobry wynik, pracował bardzo mocno i dużo.

foto: bettiniphoto

Rozmowa Sylwestra z Adamem Proboszem i Tomaszem Jarońskim po prologu Giro 2010

piątek, 7 maja 2010

Ivana stać na zwycięstwo

Tegoroczne Giro dla Sylwestra Szmyda będzie już dziewiątym z rzędu. Zadaniem kolarza grupy Liquigas-Doimo będzie pomoc Ivanowi Basso w wygraniu całego wyścigu. - Brak Pellizottiego będzie sporym osłabieniem, ale i tak stać Ivana na końcowy triumf - powiedział Szmyd serwisowi eurosport.pl.

Jak u pana z formą i samopoczuciem w przeddzień inauguracji 93. edycji Giro d'Italia? Tuż po Tour de Romandie narzekał pan na zbyt płytki oddech.
SYLWESTER SZMYD: I obecnie wciąż nie oddycham dobrze. Rozmawiałem na ten temat z lekarzem. W najbliższych dniach postaramy się zrobić wszystko, by problem ten rozwiązać. A co do formy... myślę, że jest bardzo dobra.

Czy odpowiada panu trasa tegorocznego wyścigu? Prawdziwe góry rozpoczną się dopiero w trzecim tygodniu ścigania.
To fakt, ale na koniec pierwszego tygodnia mamy już Terminillo, które w 2003 roku, będąc również na początku wyścigu, pozbawiło niektórych faworytów szans na końcowe zwycięstwo. Tegoroczna trasa odpowiada mi. Wolę, gdy góry są na końcu, daje to więcej czasu na rozkręcenie się.

Wygranie etapu w wielkim tourze byłoby nie lada osiągnięciem. Chodzą panu takie marzenia po głowie?
Jak najbardziej. Zawsze startując do górskiego etapu i wiedząc, że "są nogi" łudzę się, że dopisze mi szczęście i wyścig ułoży się tak, że będę mógł powalczyć o zwycięstwo.

Jak ocenia pan dyspozycję Ivana Basso? Czy stać go w tym roku na walkę o końcowe zwycięstwo we Włoszech?
Oczywiście, że tak. Ivan, podobnie jak ja, przygotowywał się do tego startu już od grudnia ubiegłego roku. On myśli w tej chwili wyłącznie o wyścigu. Nie zapominajmy również, że wygrał już kiedyś Giro (2006 rok - przyp. red.), stawał na podium Tour de France, a w zeszłym roku ukończył dwa wielkie toury w pierwszej piątce (Giro i Vueltę - przyp. red.).

Czy nieobecność Franco Pellizottiego będzie dużym ciosem dla drużyny w kontekście walki o podium Giro d'Italia?
Nieobecność Franco będzie sporym obciążeniem dla Ivana. Teraz cała presja za wynik spoczywać będzie na barkach Basso. Gdyby obaj jechali w wyścigu, byłoby niemal pewne, że któryś z nich stanie na podium. Jeśli jeden miałby gorsze dni, to mógłby potem pomóc drugiemu.

W jakiej formie znajduje się obecnie Vincenzo Nibali, który w trybie awaryjnym zastąpił w składzie Pellizottiego?
Tak naprawdę to nie wiadomo. Po Liege-Bastogne-Liege Nibali zaczął wakacje i nie siedział na rowerze przez ostatnich pięć dni. Nie zmienia to jednak faktu, że jest on znakomitym i chce walczyć na Giro w tym roku.

Ivan Basso jest jedyną włoską nadzieją na triumf w tym wyścigu?

Są jeszcze Michele Scarponi, Stefano Garzelli, Gilberto Simoni i Damiano Cunego. Poza Scarponim każdy z nich wygrał już Giro. Wszystko może się więc zdarzyć.


źródło: eurosport.pl

wtorek, 4 maja 2010

Fotogaleria kibica

Redakcja bloga www.sylwesterszmyd.blogspot.com prosi wszystkich kibiców Sylwestra Szmyda o nadsyłanie jego zdjęć (filmów) z wyścigów, będą one za zgodą autorów publikowane na blogu Sylwestra. Prosimy o jednoczesne podanie miejsca, daty i autora zdjęcia (filmu), dane prosimy wysyłać na adres sylwesterszmyd@gmail.com. Dziękujemy

La redazione del blog www.sylwesterszmyd.blogspot.com chiede a tutti i tifosi di Sylwester Szmyd di mandarci le sue foto o video delle gare, che saranno pubblicati sul blog di Sylwester con il consenso degli autori. Vi chiediamo anche di specificare il posto, la data ed il nome dell' autore delle foto e dei video. Mandate tutto questo ad indirizzo e-mail: sylwesterszmyd@gmail.com. Grazie 

The editorial staff of the blog www.sylwesterszmyd.blogspot.com is asking all Sylwester Szmyd's fans to send us photos of him (or videos) from different races. They will be published on Sylwester's blog with your permission. We also ask you to indicate the place, date and the name of the photo's (video's) author. Please send all the information to this email address: sylwesterszmyd@gmail.com. Thank you.

Die Redaktion des Webbloges www.sylwesterszmyd.blogspot.com bittet alle Sylwester Szmyd Fans, Fotos und Videos von ihm aus diversen Radrennen uns zuzusenden. Sie werden mit ihrer Erlaubnis auf dem Sylwesters Weblog publiziert. Wir bitten euch auch, den Ort, das Datum und ihren Namen zu nennen. Schickt uns bitte alle Informationen auf diese e-mail Adresse: sylwesterszmyd@gmail.com. Danke.

Editores del blog www.sylwesterszmyd.blogspot.com piden a todos los fans de Sylvester Szmyd enviar sus imágenes (películas) de las vueltas, que serán publicados en el blog del Sylwester, con el consentimiento de los autores. Por favor, especifique el lugar, la fecha y el autor de fotos (películas) y enviar los datos a sylwesterszmyd@gmail.com. Gracias.

La rédaction du blog www.sylwesterszmyd.blogspot.com lance un appel aux supporters de Sylwester Szmyd. Nous recherchons des photos ou vidéos prises de lui pendant les courses. Lors de l'envoi, pourriez-vous préciser le lieu, la date ainsi que l'auteur de la photo ou vidéo? Si vous nous donnez votre accord, vos photos et vidéos seront mises en ligne sur le blog de Sylwester. Merci d'envoyer toutes les données a l'adresse internet suivante : sylwesterszmyd@gmail.com . Merci.



niedziela, 2 maja 2010

Tegorocznej Romandi nie będę tak dobrze wspominał jak poprzednich

... nawet jeśli założeniem było spokojne zakończenie przygotowań do Giro.

Z wczorajszego etapu jestem zadowolony, pod ostatni podjazd zostało nas czternastu a ja spokojnie czekałem na trzeciej – czwartej pozycji na konkretne ataki. W końcówce Spilak uprzedził wszystkich, a mnie tak zmarzły dłonie, że na dwa kilometry do mety nie mogłem wrzucić płyty a „super-Sagan” znów poczuł przez kilka sekund dreszcz kolejnego zwycięstwa w pro-tour, zanim na mecie nie dowiedział się, że jednak był drugi.

Dziś ponownie deszcz i zimno, Roman nie wystartował, Ivan natomiast chciał próbować.
Najcięższy ostatni podjazd, na początku jechałem z przodu i obiecywałem sobie, że jak się ruszy Anton (bo po coś Euskaltel ciągnął) czy Menchov ja skaczę za nimi.

No i jak się wyścig zaczął, po około czterech kilometrach podjazdu, stałem i zmieniałem koło bo złapałem gumę. Jak ruszyłem, to oczywiście już tylko widziałem Ivana który jechał spokojnie a pierwszych już nie było widać. Tak więc morale i chęć walki musiałem odłożyć na bok.

Szkoda, miał to być dla mnie mały test. Wiem jedno, cały czas nie oddycham prawidłowo, krótki i płytki oddech. Staram się wierzyć naszemu trenerowi, który powtarza, że tak może być po okresie spędzonym na wysokości.

Myślę że w składzie Liquigas na Giro mogą nastąpić małe zmiany, ale o tym już nie ja i nie dziś. Poczekajmy, najpóźniej do środy.