środa, 22 marca 2006

Na chwilę wrócę jeszcze do wczorajszego dnia

"Martino" nie miał wątpliwości, że byśmy tą drużynówkę wygrali i pogratulował nam ładnej jazdy. Dziś znów było zimno i deszcz. W pewnych momentach prawie nie mogłem opanować drgawek z zimna. Najważniejszym punktem etapu były ostatnie dwa podjazdy, w tym drugi na 23 kilometrów przed metą. Były to ciężkie podjazdy znane mi dobrze jeszcze z Giro d'Italia 2003. Etap taki wygrał wtedy Kurt-Asle Arvesen a koszulkę wziął "Gibo" Simoni.

Do rzeczy. Trochę ciągnęliśmy, już pod pierwszy podjazd kiedy skoczył Paolo Bettini z Vincenzo Nibalim. Następnie Nibali pożegnał towarzystwo Bettiniego i zaczął nad nami nadrabiać. Pod drugi podjazd znów próbował atakować Bettini, ale bez większych efektów. To nie był dziś Bettini ze swoich najlepszych dni. Zostało nas około 30 ludzi w czołowej grupie. Zjazd niebezpieczny, było kilka kraks m.in. leżał Michael Rogers i tam też straciłem kontakt z grupką Bettiniego i Cunego. Ale nie ma problemu, kilkanaście sekund straty na mecie. Najważniejsze że noga była o'key pod górę i że nie leżałem ryzykując jakieś nieszczęście. Jak na razie na to patrzę to sam muszę przyznać, że zjazdy wymagają ode mnie dużo więcej koncentracji i determinacji niż podjazdy. Damiano nie miał dziś atakować i walczyć o zwycięstwo. Przyjechał na metę z pierwszymi i nie wydawało mi się żeby sprawiło mu to większą trudność.

O kolejnych dniach nikt nic na razie nie mówi. My mamy nadzieje że nie będzie padać. Nibali jak to się mówi zrobił dziś niezły numer. Myślę, że z nogą jaką on teraz ma to patrząc na kolejne etapy nie powinien mieć większych problemów żeby wygrać generalkę. Jest to tym pewniejsze ze względu na siłę ekipy jaką ma za sobą.

foto: www.corvospro.com