czwartek, 27 sierpnia 2009

Od wczoraj jestem już "na Vuelcie"

... i jakoś ciężko wczuć się w dobrze mi już znaną atmosferę tego hiszpańskiego Wielkiego Touru. 18-20 stopni, popaduje, pochmurno, wiatr, nie wiem jaki to ma sens. 

Dwóch Polaków pojedzie w tegorocznej Vuelcie, zawsze się cieszę jak jest rodak w grupie na Wielkim Tourze bo można z kimś porozmawiać po polsku. W tym wypadku z tej samej drużyny, ba, z tego samego pokoju. Morale od razu inne... chociaż co do nastroju to kilka razy dziś na treningu z Ivanem śmialiśmy się patrząc na siebie mówiąc co my tu robimy, że akurat w roku kiedy przyjeżdżamy na Vueltę pewni siebie i z wielka ochota do walki to musi startować z Holandii. 

Ostatni mój trening odbyłem we wtorek, jak zawsze ta sama trasa przed Wielkim Tourem, za każdym razem z Leo, wczoraj z Jarkiem Dąbrowskim, prawie siedem godzin i ponad 4000m. w górę. Odczucia dobre, nogi kręcą się raczej dobrze. Już na Melindzie nie było źle, pod górę jechało mi się bez większego bólu... 

Tak więc może nawet bardziej niż co roku, patrzę na kolejne dni z dużym optymizmem, który mam nadzieje nie zniknie po pierwszych pewnie cholernie szybkich i nerwowych etapach.

Foto: Kasia Szmyd