poniedziałek, 22 maja 2006

Wczoraj byłem trochę zmęczony

...psychicznie i fizycznie. Ciężko mi się jechało, dobrze więc że w sumie był to spokojny dzień. Próbowałem zabrać się w odjazd, ale coś CSC niechętne było puścić i efektem tego przez 25 z 29 kilometrów podjazdu pod San Bernard było bardzo duże tempo. Dopiero na krótko przed szczytem oderwała się grupka, która do dojechała do mety. Oczywiście nie ma dla nas już problemu w ekipie by zabierać się w odjazdy. Kto może niech jedzie w odjazd, trzeba próbować wygrać etap. Nie wiem czy nie będzie mi lepiej oszczędzić się na którymś z najbliższych etapów jak bym widział, że nie idzie i dzień później próbować odjazdu z daleka. Jutro raczej nie, bo nie ma większych gór przed Monte Bondone tak więc dużo łatwiej jakiejś grupie będzie kontrolować wyścig.

Spróbuję pojechać ten wyścig z najlepszymi, a dopiero jakbym się nie czuł najlepiej to odpuszczę. Proszę zrozumieć że miejsce w czołowej "20" w "generalce" również mi sprawia przyjemność, ale koniec końców nie jest to żaden wynik a i nie po to tu jestem żebym swój wyścig jechał. Zobaczymy nie chcę znów przejechać kolejnego Wielkiego Touru walcząc gdzieś tam w tle. Chociaż przyznam, że jak na razie pod górę nie było źle. Wczoraj w TV mówili o "Savo", że jest bardzo mocny ze zjazdu, mocny na czas i pod górę. Tymczasem jak na razie zawsze byłem obok niego na najważniejszych szczytach (Lanciano i San Carlo) a on jest trzeci w "generalce"!