poniedziałek, 28 sierpnia 2006

Ale gorąco

..ledwo się kręci. Przynajmniej na szczęście te dwa etapy były spokojne. Trochę mniej spokojnie będzie zapewne jutro a już w środę pierwszy ciężki etap. Dwa lata temu Damiano nie dojechał nawet w pierwszej grupie do ostatniego podjazdu. Ja miałem wcześniej gumę. Znam ten etap jak i sam finałowy podjazd doskonale bo już go dwukrotnie jechałem. Ciężka góra, konkretny podjazd na tryb nawet 23-25 miejscami.

Wczoraj na etapie rozmawiałem trochę z Paolo Bettini i pytałem go o trasę Mistrzostw Świata bo wiem że był już ją zobaczyć. Z tego co mówi trasa sama w sobie nie jest ciężka, ale bardzo nerwowa, dla "klasykowców" czyli ludzi potrafiących cały czas "lizać koła", przepychać się i jeździć z przodu. O ile mówił, że w Madrycie do ostatniej rundy można było jechać z tyłu to tutaj wciąż trzeba będzie chodzić po czubie. W cięższym odcinku tzn. w drugiej połowie runda jest wąska tzn. max na 5 ludzi i do tego pokręcona.

Myślę, że niewielu mamy kolarzy, którzy mogliby pojechać dobrze na takiej trasie. Pewnie "Szczawik", a kto jeszcze? Sam zacząłem się zastanawiać. To opis Paolo, ale każdy wyścig ma swoją historię. On powinien się wycofać na cztery etapy przed końcem Vuelty. Mówił, że "generalki" nie musi jechać, a nawet że etapów też nie musi wygrywać ... a tu proszę od razu wygrał! Dziś mu mówię - "na szczęście nie musiałeś etapów wygrywać. A on mi na to odpowiada, że "same przychodzą, co ja na to mogę poradzić". A nic, nic, to może jeszcze powiedz przepraszam ;-) Swoją drogą życzyłem mu koszuli mistrza świata bo od lat jakoś mu ten wyścig ucieka. Jak sam przyznał ze gdyby wygrał to w Salzburgu to na konferencji prasowej mógłby powiedzieć, że kończy się ścigać bo co miał wygrać już wygrał. Ma rację. Ale tak jak jemu mam zamiar również kibicować i Alejandro Valverde. Tu na razie trzymam się cały czas z Illes Ballears bo jeżdżą zgrani, razem a to mi pomaga.