sobota, 31 marca 2007

Dziś etap był ciężki

To znaczy wymagający nie tylko nóg, ale też koncentracji. Zmęczyłem się, cóż za przyjemność tak się męczyć czyli strzelać pod górę i dochodzić, walczyć o utrzymanie się z najlepszymi. Całkiem inaczej niż rok temu. Tak lepiej, bo to oznacza, że z kondycją jest trochę do tyłu i w sumie nie martwi mnie to ani trochę, a wręcz jest przeciwnie. Od środy, a w zasadzie od czwartku czeka mnie Bergamasca, Będę chciał na niej powalczyć o jak najlepsze miejsce. Na metę dzisiaj przyjechałem w zasadniczej grupce około 30 kolarzy, a właściwie 20 metrów za nią. Swoją wyższość nad resztą na tym etapie pokazali Ricco' i Scarponi.

czwartek, 29 marca 2007

Tak jak przypuszczałem większej selekcji nie było

Odczucia może tyci gorsze niż wczoraj, ale ogólnie dzień pozytywny. Raz tylko zaatakowałem na około 3 km przed metą, ale pogonił za mną Scarponi i tyle z tego było. Myślę, że akurat on mógł sobie darować kasowanie mnie. Jutro etap plaski, a w sobotę wojna. Będzie runda ze sztywnym podjazdem, a generalka jest dość ciasna.

Trochę się wieczorem zdenerwowałem, bo nagle wyskoczyła mi "Bergamasca" (Settimana Lombarda) i muszę ją jechać. Część kolarzy będzie w Belgii, inni w Hiszpanii na Vuelta al Pais Vasco a kto w domu ten na Bergamaskę. Nie lubię takich zmian planów, szczególnie, że dowiaduje się o tym dziś a "Martino" był święcie przekonany że mi to już dawno temu powiedział. Dalej jednak do Tour de Romandie nie powinienem się ścigać. Mam taką nadzieję, bo w przeciwnym razie konkretnej pracy po górach i za motorem nie będę miał kiedy zrobić. Cóż takie życie kolarza: z hotelu do hotelu. Wierzę jednak ze pojadę ładny wyścig, bo jest ciężki.

środa, 28 marca 2007

Settimana Coppi e Bartali

Chyba już piaty raz jadę ten wyścig. Wczoraj obydwa etapy przebiegały w deszczu. Nieporozumienie. Najważniejsze że cali i zdrowi przejechaliśmy drużynę na czas. Czasowców nie mamy w tej ekipie (poza Marzio Bruseghinem) tak więc z osiągniętego wyniku i tak byliśmy zadowoleni.

Dziś już obyło się bez deszczu Powiem że tak jak cały zeszły tydzień nie czułem się najlepiej na pierwszych podjazdach. Jednak na koniec były dwa bardzo dobrze mi znane wzniesienia. Pod pierwszy odjechał Konstantin Siwcow i nasz Morris Possoni. Pod drugi ruszyli za nimi Riccardo Ricco z Michaelem Rogersem, Massimo Giuntim i Michele Scarponim. Od tego momentu ze mną było już lepiej ale jeszcze nie było mnie stać na to żeby z nimi wjechać. Zostałem w kolejnej około 10-osobowej grupce. Ze zjazdu doszło do nas jeszcze kilkunastu zawodników i tak zostało do mety. Nie było źle. W sumie cieszę się, że odnalazłem dobre odczucia pod górę.

Jutro meta pod górę, ale nie zanosi się na wielką selekcję. Parę lat temu na jej szczycie zaprezentowała się blisko 40-osobowa grupka.

niedziela, 25 marca 2007

San Remo

Przyznam, że dla mnie nie ma drugiego wyścigu tak emocjonującego do oglądania w telewizji jak właśnie Milano - San Remo. Niby całkiem prosty i łatwy w swojej konfiguracji, a jednak do ostatniego kilometra przeważnie ciężko jest zgadnąć kto go wygra. Wczoraj mogłem spokojnie postawić w zakładach na Oscara. Stawiałem zdecydowanie na niego. Ricco znów pokazał, że ma nieprzeciętną klasę, zaś "Peta" że ten rok może być dla niego wyjątkowo trudnym.

Ja trochę potrenowałem, ale nie do końca tak jak chciałem. W ostatnim tygodniu mieliśmy tu powrót zimna, który trochę podciął mi nogi i możliwość jeżdżenia po większych górach. Settimana Coppi e Bartali, w którym startuje od wtorku będzie etapem przygotowawczym. Nie czuje się jeszcze na siłach by nawiązać walkę. Nowością w tym wyścigu będzie meta pod górę i oczywiście o tym etapie myślę najbardziej.

Później zostaną mi trzy tygodnie bardzo ciężkiej i ostrej pracy. Myślę, że będą to dni najbardziej intensywne pod każdym względem. Kolejny start to Giro d'Oro i Giro del Trentino gdzie spotkam również Damiano. Jednak nie będzie go na Tour de Romandie z czego nie pozostaje mi nic innego jak się cieszyć. A potem już wielkie Giro. Niby to długo jeszcze, a jednak nie ma wcale za wiele czasu.

sobota, 10 marca 2007

Na ostatnich 3 kilometrach mieliśmy dość ciężki podjazd

Jak już wcześniej pisałem było płasko, lecz na ostatnich 3 kilometrach mieliśmy dość ciężki podjazd. Pierwsze 10 km zdecydowanie z wiatrem w plecy i jedyne co mogę sobie zarzucić to rezygnacja z pełnego koła, które mogło w znaczny sposób poprawić wynik na tym właśnie odcinku gdzie 60 km/h z licznika nie schodziło. Jednak zdecydowałem inaczej bo podjazd jak się mi wydawało będzie trzeba wjechać cały "w pedałach", a tu praktycznie większość z siodełka wjechałem. Wiadomo, że pojechałem na maksa i jestem zadowolony ze swojego wyniku. Nie może być inaczej. Jak się rozgrzewałem to podjechał "Goły" i o jakimś zakładzie mówił. Z pełnym szacunkiem dla niego, ale założyć się z nim na dzisiejszą czasówkę to byłoby dla mnie jak kraść w kościele pieniądze ze skarbonki. Śmieje się trochę bo on jest młody, ambitny i niech tak trzyma. Jutro będziemy ciągnąć od startu do mety dla "Napo" jak już wspominałem.

piątek, 9 marca 2007

Gór w tym roku nie było

Dzisiaj już nie wiało, a może raczej wiało, ale dużo mniej niż wczoraj. Jak wiecie etap odwołano właśnie z powodu silnego wiatru. Myślę, że to była słuszna decyzja biorąc pod uwagę nasze bezpieczeństwo. Dzisiejszy etap raczej płaski, więc wiedzieliśmy że dojedziemy cala grupą bo taki też był nasz cel i na to pracowaliśmy. Ciągnąłem tylko w końcówce, a resztę dystansu przejechałem raczej "w kołach". Staram się jednak pracować możliwie dużo tzn. nie chować się specjalnie "w kołach" bo tak to żadnego treningu z tego nie będzie, a jestem tu wszak po to by potrenować.

Gór w tym roku nie było, a jedyny długi podjazd miał być wczoraj no ale niestety ... Ponieważ na ostatnim etapie Murcii co roku dojeżdżamy do mety całą grupą, zaś "Napo" jeszcze nie wygrał to właśnie na tym będzie nam zależało w niedzielę. W sumie może dobrze że sobie odpocznę tydzień od gór. Sądzę, że źle mi nie zrobi trochę tu szybciej nogą pokręcić.

środa, 7 marca 2007

Zacząłem zatem sezon 2007

Już praktycznie czwarty rok z rzędu rozpoczynałem ściganie od Vuelta a Murcia, bo nie liczę w tym miejscu GP Costa degli Etruschi czy Clasica Almeria po drodze, bo one służą tylko za dobry trening. Właściwie znalazłem to czego tak bardzo nie lubię i to nawet poza rowerem czyli wiatr. Chociaż tym razem przewracał kolarzy i wyrzucał ich z drogi to i tak nie byliśmy jeszcze na poziomie tego zeszłorocznego z ostatniego etapu Murcii. Etap mnie trochę zmęczył, bo daje się odczuć brak wyścigów przez pięć miesięcy i dużo wykonanej pracy siłowej. Trochę "zmulona noga", która nie wchodzi dobrze na obroty i brak mi przez to tej właściwej dynamiki.

Brawa dla Michała. Nie przespał właściwego momentu i nie zgubił się na rantach. Dla mnie testem miała być tutejsza czasowa, ale słyszałem że podjazdu jest właściwie tylko 3 kilometry w końcówce. Tak więc niestety nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdziwą czasówką pod górę.