piątek, 21 września 2007

Czyli wszystko zgodnie z planem

Wczoraj próbowałem odjazdu, dziś jazda na równi z najlepszymi. Czułem się znakomicie. Zresztą od tygodnia, dzień po dniu było co raz lepiej. Wcześniej kosztowały mnie nieco zdrowia te dwa upadki w pierwszym tygodniu. Wiedziałem, że dziś muszę im pójść od dołu czyli sztywnego momentu. Tak też zrobiłem kasując jeden za drugim asa z odjazdu, aż do samotnego Lopeza na czele.

Myślę i to nie tylko dla mnie jest to oczywiste, że gdyby Evans nie strzelił liderom z kola to miałbym wielkie szanse dojechać dziś samotnie do mety. Jednak z Evansem na kole tak Sastre, Sanchez czy tym bardziej Mienszow nie mieli by interesu żeby tak mocno ciągnąć. Taka prawda, a ja już byłem z przodu i noga się kręciła. Odrobinę zabrakło w samej końcówce. Zapłaciłem za wcześniejszy wysiłek, ale ta trójka jest z innej półki.

Cieszę się, że tym miłym akcentem zakończyłem Vueltę. Myślałem już bowiem, że mimo tylu prób i starań nic na tej Vuelcie nie zdziałam. Dziękuje wszystkim za szczere kibicowanie. Kiedyś dojadę jeszcze do mety pierwszy. Właśnie w ten sposób jak dziś, na tegorocznej Romandii lub na Dauphine pod Mount Ventoux. Czyli nie z odjazdu, który odpuszcza się na 15 minut, lecz po skoku z grupy największych asów. Tak chciałbym to zrobić.