poniedziałek, 20 października 2008

To był mój ostatni wyścig w sezonie, ostatni w ekipie Lampre

Na pewno nie można mieć wątpliwości, że Cunego jest niesamowitym talentem. Tym bardziej było mi cholernie miło jak wkurzony zapytał dlaczego odszedłem z jego ekipy i dodał po chwili, że i tak mnie od nich odbierze za dwa lata. Co do Damiano to ja jednak podtrzymuje to co zawsze mówiłem. Czyli będzie on jeszcze mistrzem świata, wygra wiele wyścigów ale o Wielkich Tourach nie powinien już tak bardzo myśleć. Aczkolwiek wszystko jest możliwe i dlatego kolarstwo jest tak piękne.

Tak jak cały mój sezon, mało skromnie przyznam. Pierwszy wyścig (Coppi e Bartali) od razu skończony w "10", zaś wczoraj po 95 dniach wyścigowych bez odpoczynku znów mogę przeczytać w "La Gazzetta", że główną selekcję pod atak Damiano przygotowałem właśnie ja. Wczoraj wszystko było tak jak chcieliśmy. Każdy z nas zrobił co miał jak tylko najlepiej mógł. Daliśmy ładny spektakl, choć to zwycięstwo życia zwycięzcy nie zmienia.

Niemniej kogoś tu czekają zmiany. To był mój ostatni wyścig w sezonie, ostatni w ekipie Lampre i w konsekwencji u boku mistrza świata i po pięciu latach jazdy jako "gregario" Damiano. Poza tym jeszcze ostatni jako kawaler. Dziś powiem jedno. To był niesamowity okres w moim życiu, super ludzie, w ciągu ostatnich 2 miesięcy sezonu usłyszałem chyba od wszystkich przez mechaników, masażystów, dyrektorów i samych kolarzy że będzie im mnie brakowało. Wczoraj zaś jeszcze uściski ze sponsorami, właścicielami Lampre i z Saronnim. Można się tym wszystkim wzruszyć.

Jednak jest tak jak powiedział mi właściciel Lampre. To znaczy on uważa, że czasem jeśli chce się więcej osiągnąć w życiu i nie zadowalać się tym co jest, to trzeba zmienić środowisko. Ja tak właśnie myślę. Zostać w Lampre byłoby zaakceptowaniem obecnego stanu rzeczy czyli tego kim w tej drużynie jestem i co robię. Jakkolwiek są tu ludzie, którzy to doceniają i więcej ode mnie nie wymagają. Będzie ciężej, ale o to chodzi, po to właśnie całe życie postawiłem na kolarstwo.

fot. corvospro

poniedziałek, 6 października 2008

Byłem znów z przodu

Po dwóch tygodniach od ostatniego wyścigu spodziewałem się większych trudności. A tu tymczasem w prowadzącej pod górę końcówce raczej ciężkiego Giro del Lazio byłem znów z przodu i nawet mogłem ciągnąć do ostatnich 2 kilometrów przed metą, w momencie kiedy zostało mi na kole max. dziesięciu ludzi. Do tego stopnia zadziwiłem chyba nie tylko siebie, że nawet włoscy komentatorzy się "przylizali" nazywając mnie "jednym z najlepszych gregario".

Damiano mówił, że na finiszu go tyci zamknęli, ale w sumie też nie czuł się tak dobrze jak na Mistrzostwach Świata. Właśnie a co do Mistrzostw to wciąż mnie koledzy w peletonie pytają dlaczego nie startowałem i śmieją się, że pewnie u nas na siłę zabierają ludzi, którzy raz w tygodniu jeżdżą na rowerze, dla przyjemności żeby tylko mnie nie zabrać. To przykre bo jeszcze bardziej świadczy o tym, że wokół ludzie też widzą, iż w naszym rodzimym Związku jest więcej prywaty niż zdrowego rozsądku.

Po ośmiu latach stać mnie wciąż na chwile wzruszeń. Fajnie móc uściskać starego kolegę z drużyny który nagle stał się mistrzem świata. Super sprawa startować z "Ale" na wyścigu gdy ten ma na sobie tęczową koszulę. Uczucie nie do opisania. Kolejne moje starty to Emilia i Lombardia.

A co najświeższych newsów to mogę tylko powiedzieć: Leo był Wielkim zawodowcem i proszę się powstrzymać od wszelkich komentarzy. Dzięki!

foto: corvospro