piątek, 30 maja 2008

A Giro wciąż otwarte

Nawet podium dla Marzio jest jeszcze możliwe. Swoją drogą kto by się spodziewał, że tak korby odbiją "Gibo"? Jutro wszystko się jeszcze może zdarzyć. Pod Vivione byłem z najlepszymi, ale pod koniec zjazdu na jednym z zakrętów czując, że uchodzi mi przednie koło, skontrowałem i tym samym prosto w stojący przy drodze dom centralnie uderzyłem.

Trochę boli mnie tylko głowa. Na szczęście obyło się bez złamań i innych poważnych problemów. Chociaż przyznam, że o całym świecie nic nie wiedział w chwili gdy dyrektor na rower z powrotem mnie wsadził i kazał dalej jechać przy okazji ubierając w grubą kurtkę. Dobrze, że tak to się skończyło. Zdrowie najważniejsze. Leżąc na asfalcie z boląca szczęka myślałem tylko żeby mi jej drutować nie musieli.

Na jutro mam jedno zadanie. Być z Marzio na podjeździe pod Aprikę, nic więcej. Wcześniej pod Mortirolo. Na pewno będzie się działo, ale dla nas najważniejsze żeby nigdy do zgody nie doszli na przykład Ricco z Di Luką czy Contadorem na dokładkę.

czwartek, 29 maja 2008

Wiadomo kto i kiedy odjedzie

Są etapy takie jak dzisiejszy kiedy wiadomo kto i kiedy odjedzie. W autobusie przed startem widząc, że pada i znając przekrój trasy jednoznacznie przyznaliśmy ten etap Voigtowi! Takie rzeczy się wie. Wiadomo było że odjada też Bettini i "Purito". A ja pomyślałem jadę z nimi. Czyli doppio espresso na starcie, pierwsza linia i koncentracja. Nikt nie skoczył pod pierwszy podjazd. Potem niebezpieczny kręty zjazd w deszczu i ja automatycznie znalazłem się w połowie grupy, Dalej "wyciągąra" pod drugi podjazd na rundzie z Mistrzostw Świata 2009 i od razu grupka z przodu.
Ach można się teraz ugryźć. Może zabrakło determinacji, a może po prostu dwa kolejne etapy jakie nas czekają przekonują mnie do oszczędzania sił. Swoją drogą tak wczoraj jak i dziś cholernie ciężko mi się oddychało. Mam nadzieje, że jutro w górach będzie już łatwiej. Co do tras Mistrzostw na rok 2008 i 2009 to powiem jedno, że będzie ciężko. Ale lepie żeby nie padało bo wtedy będzie się działo. Szczególnie na trasie w Mendrisio.

wtorek, 27 maja 2008

Analizując wczorajszą czasówkę

Analizując wczorajszą czasówkę, widzę że pojechałem zdecydowanie lepiej pierwsze 8 kilometrów, bo po nim byłem trzynasty. Kiepsko za to 5-kilometrowy kawałek szutrowy miałem przejechany dopiero z 26-tym czasem. A po nim właśnie mi się pozornie super jechało. I tu problem. Myślę, że w błąd mnie wprowadziły opowieści o tym jak jest sztywno i niemożliwie przez co założyliśmy małą tarczę z przodu 30 zębów! Marzio i ja używaliśmy bowiem korby z 3 tarczami. Uważam, że zdecydowanie za miękka była moja jazda, kręciłem nogami lecz szybkości przy tym nie było. To tak na przyszłość. Szkoda że jej wcześniej nie mogłem zobaczyć.

Rozmawiałem z Leo. Ma złamany palec i złamanie w nadgarstku. Lekarz uważa, że może Piepoli może mieć też pęknięte któreś z żeber, ale bez przemieszczeń bo tego na zdjęciu nie widać. Z nadgarstkiem musi poczekać co do ostatecznej diagnozy. Jakby były problemy po 10-12 dniach to może będzie trzeba włożyć dłoń śruby żeby nie było powikłań. Na razie dla niego nici z myśli o Tour de Suisse i tym bardziej Tour de France, który też miał w swych planach.

poniedziałek, 26 maja 2008

Też tu byłem

Powiem, że założylem sobie przed startem jako satysfakcjonujące miejsce w 15-tce, no i przyznam, że i tak jestem bardzo zadowolony. Większe straty od najlepszych na tegorocznym Giro, ale już blisko, albo lepiej od wielu dobrych kolarzy, górali. Po dzisiejszym etapie, jak po Col delle Finestre, Zoncolan, mogę powiedzieć, że też tu byłem.

Spektakl niesamowity, tłumy ludzi i coś więcej. Dzięki Marzio, no i mojej z nim jeździe w górach. Przy Marzio setki jego kibiców dzisiaj i mi kibicowało na trasie - bardzo miło. Zresztą i Polaków też nie zabrakło. Rano Saronni powiedział mi, że na dzień dzisiejszy jestem w składzie na TdF i że to się już nie powinno zmienić. Mała satysfakcja jest!

foto: www.corvospro.com

sobota, 24 maja 2008

Od startu próbowałem się zabrać w odjazd

Dzisiaj czułem się znakomicie, choć wynik ostatecznie nie wyszedł jakiś rewelacyjny. Od startu próbowałem się zabrać w odjazd. Kilka razy skakałem, ale musiałem w pewnym momencie odpuścić by złapać oddech i wtedy uformowała się ucieczka. Niestety nie znałem wcześniej podjazdu pod Cerro Veronese (góry Damiano), na której miały miejsce te wszystkie skoki. Potem jechałem już cały czas obok Marzio. Czułem się świetnie, oddychałem spokojnie. Marzio nawet pół żartem-pół serio na ostatnim wzniesieniu powiedział do mnie, że się chyba czuję się lepiej od niego.

Niestety w samej końcówce sił mi zabrakło. Nie chodzi o brak wytrzymałości czy nawet siły, lecz o fakt iż na takiej stromiźnie musiałem już przepychać najlżejsze przełożenie i wypadłem ze swojego rytmu tzn. właściwej kadencji. Niestety w naszej ekipie na skutek wpadki Campagnolo, kompakt ma tylko Bruseghin, ja zaś jechałem na przełożeniu 39x26 czy potem nawet sztywniej - przyznam, że nie sprawdzałem co mi dali po defekcie na 5 km przed szczytem Manghen. Tymczasem jestem zaś pośród górali chyba jednym z najbardziej miękko kręcących kolarzy.

Jutro mam wolną rękę i od startu spróbuję zabrać się w odjazd. Mam nadzieję, że tym razem będę miał więcej szczęścia. Biorąc pod uwagę stromiznę podjazdów pod Giau i Marmoladę zakładam kasetę z 27 zębami. Z przodu niestety nadal będę skazany na małą tarczę 39. Dwa górskie etapy za nami i przyznam, że chyba nigdy się tak na Giro dobrze nie czułem jak w tym roku..., inaczej, tak dobrze mi się nie jechało. Wczoraj super do 3 km przed metą, a jak się zrobiło ciężej i nie mogłem utrzymać już wysokiej kadencji, to i nie utrzymałem pierwszej grupki. Mój odwieczny problem na wyścigu to, że jak idzie mocno, jak jest sztywno, to mam problemy. Podobnie i dzisiaj, pod Giau wjechałem praktycznie z nimi, później dużo pracy dla Marzio i stąd może i w końcówce trochę zabrakło, ale spokój! Widoczny byłem, wszyscy zadowoleni, a i ja w sumie w 100% wykonuję pracę dla której zostałem na Giro zabrany.

Nie tylko jestem tu pomocnikiem przyklejonym do lidera, bo mam wolną rekę od startu. Wczoraj kilka skoków i zabrakło mi w tym właściwym momencie, dzisiaj, pomijając parę z sella-baliani, pozostali odjechali ze zjazdu, a to już nie jest mój najmocniejszy punkt. Jutro również będzie ciężko ale i ciekawie.

foto: www.corvospro.com

czwartek, 22 maja 2008

Aktywny dzień odpoczynku

Aktywny dzień odpoczynku, dosłownie i do końca dzięki rozsądkowi sędziego głównego i organizatora, którzy zatrzymali czas na 3 km do mety. Coś o czym w grupie od lat się mówi, że powinno być tak zawsze na etapach stricte dla sprinterów; bezpieczniej, a pewnie i ciekawiej, bo sami sprinterzy i ich grupy rozgrywają finisz.

A jak zawsze ścigając się nie zapominam o wielu kibicach, którzy mnie wspierają, niektórzy piszą, i wszystkim bardzo dziekuję. A dziś w szczególności jednemu z nich z Kielc, który po raz kolejny pojawił się na trasie Wielkiego Touru z flaga biało czerwoną zapowiadając, że jak pojadę TdF w tym roku, to też tam będzie! Miło zawsze spotkać rodaków na trasie Giro. Lorenzetto na szczęście tylko poobdzierany, mocno, ale bez złamań. Benna już trzeci jak przeczuwałem, a jak będzie czwarty, to też pewnie nic się nie stanie.

foto: www.corvospro.com

wtorek, 20 maja 2008

Una tappa di merda

Tak jak można było przypuszczać...una tappa di merda! Od startu mnóstwo skoków, odjazd, później ulewa, mgła, zimno, niebezpieczne zjazdy, dużo upadków..., a ja sam często nie wiedziałem, gdzie jestem. Czułem się dobrze, ale jakoś sobie ciężko radziłem na tej trasie, a poza tym byłem spokojny, że i tak mniejsza grupka niż 30-40 nie przyjedzie na metę, a tam powinienem być. Kątem oka na ostatnich sztywnych hopkach szukałem zawsze Jensa Voigta, tylko jak wypłaszczalo, to chłopak dociągał tych co mu na kole byli w stanie usiedzieć. Zgubilem się tylko pod Monte Carpegna wziętą całkiem z tyłu, troche z zimna, trochę przez to, żeby nie odpuścić worka z jedzeniem na bufecie.

Leo mówił mi, że myślał, że już nie wstanie i obawia się, że odbije się ta kraksa na przyszłych etapach. Ale on ma to do siebie, że wciąż marudzi i płacze, a potem i tak jest mocny. Tak więc bez obawy. Wierzę w dwa dni odpoczynku, a potem góry do nieba.

foto: www.corvospro.com

sobota, 17 maja 2008

Nie dali mi odpocząć

Niestety dziś spokojnie nie było. Nie dali mi odpocząć. Znów start z siodełkiem wiadomo gdzie i tak przez cały etap. Trochę odczuwałem wczorajszy odjazd, ale nie było tak tragicznie. Jak zawsze nie udało mi się wziąć podjazdu z przodu i zrobiłem sobie prawie 5-kilometrwoy finisz przechodząc wszystkich, którzy "strzelali" i starałem się utrzymać na końcu grupki. Na 700 metrów "przed kreską" i mi sił zabrakło, ale spokojnie nie o to chodzi. Pewnie jak miałbym się liczyć w "generalce" to inaczej bym do tematu podszedł, ale zbyt dużo jest tu kraks i boje się żeby gdzieś tam głupio na asfalcie nie zostać. Jak dla przykładu Contador, który dziś wywrócił się w połowie etapu i to obok mnie, tak że sam nie wiem jak sam tego uniknąłem.

Jutro znów nerwowa koncówka. Chociaż może na wykresie tego nie widać, ale znam te drogi bo jeździmy tam na zgrupowania. A potem odpoczynek, w sumie dwa dni bo na czas nie mam zamiaru się wypruwać. Uważam, że nie ma to sensu przed tym co nas czeka w trzecim tygodniu. Ekipa z Saronnim na czele była zadowolona z mojej wczorajszej postawy. O to im właśnie im chodzi, żebym Giro w ten właśnie sposób jechał czyli ryzykował, próbował, odjeżdżał gdzie tylko będzie cięższy teren i cień szansy na sukces.

foto: www.corvospro.com

piątek, 16 maja 2008

Noga nie była zła

Dzisiaj zgodnie z planem od początku, ale nie do końca. Na odprawie zadanie dla Spilaka i dla mnie było takie, że jeśli pojedzie odjazd więcej niż 12-15 ludzi to mamy się do niego zabrać. Pojechało aż 38 ludzi i wtedy "zaczęły się schody" czyli skoki, skoki i jeszcze raz skoki aż odjechał najpierw czterech, a potem jeszcze trzech. Trzeba było mieć szczęście żeby być w tej "7" i byłoby lepiej na mecie.

Noga nie była zła, ale niestety współpraca się nie układała i gdy zostało nas sześciu po przedostatnim podjeździe to peleton czy raczej to co z niego zostało (około 40 ludzi) naszedł nas na 20 kilometrów do mety. Potem już tylko musiałem się jak najlepiej wybronić, a noga do najświeższych nie należała. Wkurza mnie to, że znów znalazłem ludzi co bardziej ściemniali niż ciągnęli, bo inaczej nie stracilibyśmy na 25 kilometrach płaskiego do tej czołowej piątki prawie dwóch minut, prawda? No ale nic. Giro d'Italia się nie kończy, a ja mam zamiar do wtorku odpocząć na ile się da.

foto: www.corvospro.com

czwartek, 15 maja 2008

Oprócz nóg to jeszcze i szczęście jest potrzebne

No tak. Oprócz nóg to jeszcze i szczęście jest potrzebne. A dziś sam nie wiem czego bardziej uciekinierzy potrzebowali. Fakt faktem mamy zmianę lidera i zanim ktoś z prawdziwych faworytów ubierze różowy koszul to jak myślę minie dużo etapów.

Po 90 kilometrach etapu, gdzie nie było ani metra płaskiego i po jednej premii górskiej mieliśmy średnią prędkość 49,3 km/h czyli ostra jazda od samego startu. Później uważam, że ani Liquigas ani też LPR nie miały już dość sił żeby ten odjazd skasować i osobiście nie wierzę w wypowiedzi Pellizottiego ze oddali koszul lidera. Tak to od środka bynajmniej nie wyglądało.

W końcówce tzn. na 500 metrów przed metą znalazłem się w grupce ludzi zatrzymanych przez motor. Doszedłem koniec wcześniejszej grupy, ale ktoś odpuścił na ostatnich metrach i nie udało mi się już przejść do liderów. Te parę sekund od jutra i tak nie będą miały już większego znaczenia.

Nie czuje się jakby znakomicie, ale wierzę że jak się zaczną długie podjazdy to odżyję. Będę chciał spróbować zabrać się jutro w odjazd od startu. Jeśli będzie ciężko pod górę, a na to wygląda że tak może być to nie sądzę aby Quick Step był w stanie kontrolować pierwsze odjazdy pod górę. Najważniejsze dla mnie to nie zgubić koła "Purito" (Joaquina Rodrigueza) i będzie dobrze.

foto: www.corvospro.com

środa, 14 maja 2008

Piąty etap

Piąty etap tak jak po cichu podejrzewałem nadawał się na skuteczny odjazd. Niemniej wydawało mi się, że nie takie intencje miały drużyny Danilo Di Luki czy Paolo Bettiniego. Jednak pomyliły się one trochę w swoich obliczeniach i ostatecznie zabrakło im kilka kilometrów żeby dojść uciekinierów. Dla mnie był to spokojny etap. Znów było raczej zimno niż ciepło i jak już przywykłem opady deszczu, które po raz kolejny uczyniły końcówkę etapu niebezpieczną. Jutro będziemy mieli jednak 35 kilometrów mniej niż zapowiadano. Myślę, że znów pójdzie odjazd, bo ciężko kontrolować etap przez całe 230 kilometrów.

wtorek, 13 maja 2008

Giro d'ITALIA

Nie spodziewałem, się że startując z Sycylii i dalej jadąc do Reggio di Calabria codziennie będzie raczej zimno i dostaniemy zawsze trochę deszczu. Mi to nie sprzyja na razie męczy mnie wciąż katar od Romanii. Zeby się go pozbyć potrzebuje trochę cieplejszych dni. Drugi etap to była cholernie szybka końcówka. Zacząłem podjazd z tyłu i gdzie byłem praktycznie zostałem. Niemożliwym było dojść czuba, bo i oni jechali już na maxa. Jutro może być podobna końcówka a i ja będę musiał walczyć o miejsce.

Trochę dzikie to Giro. Wczorajsza końcówka była niebezpieczna: dziurawe i śliskie drogi, a do tego przejazdy po etapie. Po drugim etapie skończyłem masaż o 23:50 po dojeździe do hotelu blisko 200-kilometrowym. Wczoraj byliśmy w hotelu o 22:40 i nikt już nawet nie myślał o masażu. Tylko kolacja i spać, bo i sam etap miał blisko 230 kilometrów. Dziś za to kolejne 190 km po etapie. To wszystko jest mało zabawne biorąc pod uwagę, że Zommegnan na prezentacji Giro mówił, że będzie to wyścig w zasięgu i z myślą o każdym kolarzu czyli krótkie przejazdy i mniej gór ;-)

Mamo, przecież z ważnych gór chyba ani jednej nie pominiemy, będą bodaj wszystkie podjazdy, które przejechałem przez sześć lat startów w Giro pojadę teraz w tym jednym roku!!! Nie narzekam, bo setki jak nie tysiące ludzi chciałoby być na moim miejscu, ale całe to Giro od początku jest tylko kolejnym przykładem, że nikt z władz i organizatorów w ogóle już się z kolarzami nie liczy. Bynajmniej nie jestem jedynym co tak uważa. Już pozbawili nas praw do prywatności, osobistego życia, a potem jeszcze przy wykonywaniu pracy wcale nie pamiętają, że to właśnie odpowiedni odpoczynek jest najważniejszą częścią sukcesu na tak długim i ciężkim wyścigu!!!

foto: www.corvospro.com

wtorek, 6 maja 2008

Tour de Romandie

Tour de Romandie to mój coroczny ważny cel w sezonie. Jak wiadomo każdemu, w tym roku znów zająłem miejsce w "swoich stałych okolicach" czyli koło dziesiątej pozycji. Przyznam jednak, że zabrakło mi terenu do konkretnej konfrontacji i ewentualnej walki o wyższą pozycję. Na pierwszym etapie pod ostatnią górę zostało nas tylko ośmiu z przodu, ale potem i tak wszystko się zeszło. Potem czasówka ułożyła generalkę, która niewiele zmieniła się na najcięższym, sobotnim i jedynym górskim etapie. Tam tez w końcówce miałem problemy ze skurczami i stad moja mała strata na ostatnich 600 metrach etapu.

Cieszę się jednak mimo wszystko, bo kondycja jest dobra, a brakuje mi jedynie odpowiednich wyścigów. Nastawienie do Giro d'Italia mam jak zawsze bojowe, ale co roku różnie to ze mną na tym wyścigu bywało. Przyznam, że znów jestem pełen wiary, że będzie dobrze pod górę, a nie jak co roku. Wierzę, że będę widoczny i będę w stanie nawiązać walkę z najlepszymi. Trzeci tydzień będzie bardzo ciężki, tak więc nawet nie myślę na razie o generalce. Dobre w niej miejsce może być po prostu konsekwencją dobrej jazdy w górach, a nie walki o 15 czy 30 sekund na końcówkach płaskich etapów.