Bo zwykłym odjazdem tej grupki co do mety dojechała raczej nie można nazwać. Od startu byłem w odjeździe, ale nie pasowała ta akcja Euskatel i ją skasowali. Potem przeskoczyłem na początku podjazdu do grupki, która uformowała się przed podjazdem. Ale i ta znów nikomu nie pasowała, bo zaczęli skakać "Triki" Beltran, Anton i Sastre. Dalej spokój i po raz kolejny się zebrałem bo już pomyślałem tym razem to musi pójść. Bylo nas około dziesięciu przewaga rosła i nikogo z czołówki "generalki" w odjeździe. Myślałem, że jest o'k, a tu nagle doskakuje Karpiec. Zaraz też sam zaczął najwięcej ciągnąć, zaś jego obecność spowodowała że jak grupa z tyłu miała prawie minutę to ruszyli się z niej Sastre, Sanchez, Mienszow. I tak doszli do nas i dalej ogień. Zabrakło mi kawałek przed szczytem. Zostaliśmy z "Trikim" jakieś 150 metrów za grupką na szczycie i z góry już nie doszliśmy.Chwila słabości. Zresztą nerwy tez mi puściły, bo ta super "sprytna" akcja Karpieca to nie wiem czemu miała służyć. Spowodowała tylko, że jego lider Jefimkin puścił bąbelki i nie utrzymał koła najlepszym. W ten sposób stracił podium, które praktycznie było już w jego zasięgu. Gdybym wiedział, że wszystko się rozegra pod ten podjazd oszczędziłbym się chwilę na pierwszych 25 kilometrach. Chociaż z drugiej strony może lepiej było mi się tam zabierać, bo wiał silny boczny wiatr i kto wie czy siedzenie w grupie by mnie więcej wysiłku nie kosztowało.
Trochę jestem zawiedziony. Na pewno noga była i chęci też. Może trochę tylko zabrakło "zagięcia" w najtrudniejszym momencie. Byłem pewny że i tak z góry się zejdziemy. Jutrzejsze podjazdy znam. Przynajmniej te wcześniejsze, nie wiem czy ten finałowy. Myślę, że trzeba próbować. Chociaż kto wie czy to ma sens bo chłopcy z "generalki" za dobrze się czują i wciąż się bija o miejsca.