wtorek, 27 kwietnia 2010

Tour de Romandie

Chciałem zacząć czymś w rodzaju „Sagan zadziwia”... ale mnie już nie zadziwia, ma nieprzeciętny talent i trzeba się z tym "pogodzić". Patrząc na etapy: nerwowe, ciężkawe bez dużych gór, tutaj również ma duże szanse na etapowe zwycięstwa.

Dziś czułem się dobrze, odczucia właściwe, strata nie tak duża. Problem w tym, że podobnie jak w zeszłym roku brakuje mety pod górę, jest etap Sion-Sion, ale on sprawy nie rozwiązuje a to znaczy, że znów największe znaczenie może mieć czasówka. Czyli dla mnie kolejny trening przed Giro, ale nigdy nic nie wiadomo, próbować będę jak pojawi się okazja.

Pod Alpe di Pampeago miałem odczucia jakbym jechał ze swego rodzaju ogranicznikiem, nie mogłem dać z siebie wszystkiego. Trener ekipy mówił po etapie, że to normalne przez parę dni po zjechaniu z wysokości, Ivan też czuł się podobnie. Vino pokazał wielką klasę, również na Liege i myślę, że śmiało możemy zapomnieć o tym co było dwa lata temu i spojrzeć na niego jak na wielkiego kolarza.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zapomnieć? Wprost przeciwnie - NIE WOLNO nam zapomnieć o tym, co zrobili Vino, Basso czy Ricco! Przez szacunek dla naszego sportu należy pokazać głośno i jednoznacznie, że nie ma żadnej tolerancji!

W każdym innym wypadku początkujący zawodowcy będą kalkulowali, że opłaca im się raz w karierze wpaść, bo a nuż uda się coś dużego zdobyć, a potem i tak uda się wrócić i wyrobić sobie znowu opinię wielkiego kolarza i to nawet w oczach kolegów z peletonu, którzy wcześniej głośno się wypowiadali przeciwko dopingowi i dopingowiczom...