wtorek, 13 maja 2008

Giro d'ITALIA

Nie spodziewałem, się że startując z Sycylii i dalej jadąc do Reggio di Calabria codziennie będzie raczej zimno i dostaniemy zawsze trochę deszczu. Mi to nie sprzyja na razie męczy mnie wciąż katar od Romanii. Zeby się go pozbyć potrzebuje trochę cieplejszych dni. Drugi etap to była cholernie szybka końcówka. Zacząłem podjazd z tyłu i gdzie byłem praktycznie zostałem. Niemożliwym było dojść czuba, bo i oni jechali już na maxa. Jutro może być podobna końcówka a i ja będę musiał walczyć o miejsce.

Trochę dzikie to Giro. Wczorajsza końcówka była niebezpieczna: dziurawe i śliskie drogi, a do tego przejazdy po etapie. Po drugim etapie skończyłem masaż o 23:50 po dojeździe do hotelu blisko 200-kilometrowym. Wczoraj byliśmy w hotelu o 22:40 i nikt już nawet nie myślał o masażu. Tylko kolacja i spać, bo i sam etap miał blisko 230 kilometrów. Dziś za to kolejne 190 km po etapie. To wszystko jest mało zabawne biorąc pod uwagę, że Zommegnan na prezentacji Giro mówił, że będzie to wyścig w zasięgu i z myślą o każdym kolarzu czyli krótkie przejazdy i mniej gór ;-)

Mamo, przecież z ważnych gór chyba ani jednej nie pominiemy, będą bodaj wszystkie podjazdy, które przejechałem przez sześć lat startów w Giro pojadę teraz w tym jednym roku!!! Nie narzekam, bo setki jak nie tysiące ludzi chciałoby być na moim miejscu, ale całe to Giro od początku jest tylko kolejnym przykładem, że nikt z władz i organizatorów w ogóle już się z kolarzami nie liczy. Bynajmniej nie jestem jedynym co tak uważa. Już pozbawili nas praw do prywatności, osobistego życia, a potem jeszcze przy wykonywaniu pracy wcale nie pamiętają, że to właśnie odpowiedni odpoczynek jest najważniejszą częścią sukcesu na tak długim i ciężkim wyścigu!!!

foto: www.corvospro.com

wtorek, 6 maja 2008

Tour de Romandie

Tour de Romandie to mój coroczny ważny cel w sezonie. Jak wiadomo każdemu, w tym roku znów zająłem miejsce w "swoich stałych okolicach" czyli koło dziesiątej pozycji. Przyznam jednak, że zabrakło mi terenu do konkretnej konfrontacji i ewentualnej walki o wyższą pozycję. Na pierwszym etapie pod ostatnią górę zostało nas tylko ośmiu z przodu, ale potem i tak wszystko się zeszło. Potem czasówka ułożyła generalkę, która niewiele zmieniła się na najcięższym, sobotnim i jedynym górskim etapie. Tam tez w końcówce miałem problemy ze skurczami i stad moja mała strata na ostatnich 600 metrach etapu.

Cieszę się jednak mimo wszystko, bo kondycja jest dobra, a brakuje mi jedynie odpowiednich wyścigów. Nastawienie do Giro d'Italia mam jak zawsze bojowe, ale co roku różnie to ze mną na tym wyścigu bywało. Przyznam, że znów jestem pełen wiary, że będzie dobrze pod górę, a nie jak co roku. Wierzę, że będę widoczny i będę w stanie nawiązać walkę z najlepszymi. Trzeci tydzień będzie bardzo ciężki, tak więc nawet nie myślę na razie o generalce. Dobre w niej miejsce może być po prostu konsekwencją dobrej jazdy w górach, a nie walki o 15 czy 30 sekund na końcówkach płaskich etapów.

sobota, 26 kwietnia 2008

Trentino 2008

Na Trentino ze swojego założenie czyli skończenia tego wyścigu w generalnej "piątce" powiedzmy, że teoretycznie się wywiązałem. Zdecydowanie jednak brakowało mi konkretnego etapu czyli takiego z metą pod ciężką górę. Zawsze dojeżdżałem z najlepszymi i tylko ta czasówka nieco mi zepsuła wynik końcowy. Właśnie ona sfałszowała bo tak trzeba powiedzieć klasyfikację generalną. Zawodnicy, którzy startowali w pierwszej godzinie wyścigu praktycznie nie mieli wiatru na trasie. Potem zaczął on mocno wiać w twarz i kolejni startujący nie mogli nawiązać walki z tymi pierwszymi. Co widać zresztą po wynikach czasowki. Nagle Zagorodny na 10 km bije o 22 sekundy Savoldelliego, czy też mikrus Pozzovivo, który puszcza koła na płaskim i to w grupie, tu nagle jedzie lepiej niż Bruseghin. Ale tak bywa na wyścigu. Jak przegrałem z Marzio jakieś 15 sekund co uważam za swój niezły występ.

Trochę ciężej mi szło na trzecim etapie pod górę, ale już całkiem super na ostatnim etapie gdzie jednak prawdziwego podjazdu było tylko od 3 kilometrów przed metą. Wcześniej "szła" cała grupa. Teraz spokojnie odpoczywam następne 3 dni i jadę pewny o swoja formę na Romandię, której właściwie w tym roku nie znam. Inny prolog, inna czasówka i najcięższy (sobotni) etap też mi niewiele mówi. Jedyne co będzie pewne to przeciwnicy, bez niespodzianek jak na Trentino.

niedziela, 13 kwietnia 2008

Byle do Giro

Dwa ostatnie wielkie wyścigi przebiegły mniej więcej zgodnie z przewidywaniami. Po pierwszym etapie Basków nie miałem już większych wątpliwości, że zdeterminowany Contador wygra całość. Tak samo dziś w Roubaix na metę przyjechali sami faworyci i wygrał najszybszy z nich.

Od przyszłej niedzieli i ja zacznę się powoli ścigać. Po kolei Giro d'Oro, Trentino i Romandia. Ponadto już praktycznie pewne Giro d'Italia. Czyli wyjadę z domu na półtora miesiąca. Myślę, że nogę mam dobrą, ale sam nie wiem co z tego wyjdzie. Trenuje w tym roku inaczej. Spokojniej jak już pisałem tzn. koncentrując się bardziej na jakości pracy i jeżdżąc na 80% swego maksimum.

Przyznam, że ciężko mijają ostatnie dni, przyzwyczaiłem się już że ktoś jest u mnie w domu. Najpierw był "Ryba". Potem cały czas w okolicy był "Goły", a tu nagle nikogo. Do tego jeszcze niepewna pogoda. Raz ładna, raz gorsza ... byle do Giro. Będę chciał powalczyć na Trentino. Zakładam walkę o czołową "5-tkę". Jednak jest płaska czasówka na sam początek i boje się ż słabszy w niej wynik może mieć duży wpływ na generalkę. Potem Romandia wiadomo. Moje myśli są już na niej skoncentrowane, ale niestety trasa na dzień dzisiejszy nic mi nie mówi.

Co do wielkiego Giro natomiast. Pojadę, bez większych założeń. Jako wolny strzelec. Taki czarny koń drużyny razem z Patxi Villą jak mówi nasz dyrektor. Jak nie będziemy wysoko to ewentualnie przydamy się do pomocy w trzecim tygodniu dla Marzio Bruseghina.

poniedziałek, 31 marca 2008

Pierwszy start już za mną

A jak pójdzie wszystko zgodnie z planem to jeszcze tylko dwie krótkie etapówki mnie czekają przed wielkim GIRO. Jeszcze dwa lata temu stresowałbym się, że tak mało się ścigam. Jednak teraz widzę, że potrafię się dobrze przygotować również w domu. Brakuje mi oczywiście jeszcze szybkości i przyzwyczajenia do tempa wyścigu, odporności na zmiany rytmu etc.

Dlatego też tak sobie myślę o "Rybie", że będzie mu pewnie ciężko na Bergamasce. Jest mocny, solidnie tu trenował przez ostatni miesiąc. Niemniej był przez 18miesiecy z dala od wyścigów co może mu przysporzyć wiele problemów, zwłaszcza na płaskich etapach i szybkich dojazdach do gór.

Pozostali Polacy z którymi się w zeszłym tygodniu ścigałem wciąż w zasadzie tak jak ja trenują. No może poza Przemkiem Niemcem, który jest już dalej w rytmie wyścigowym i praktycznie poza ostatnim etapem był zawsze w czołówce. Ale sezon jest długi.

Moją formę oceniam jak poprzednim razem czyli dobra w sam raz na ten czas. Dużo czasu mi jednak nie zostało, Na Trentino chciałbym już być w stanie nawiązać walkę z czołówka, zaś na Romandii, jak zawsze na mojej Romandii - gonić za marzeniami czyli zwycięstwem etapowym i podium w generalce.

Start w Giro jest coraz bardziej prawdopodobny. Niemniej pozostaje do rozwiązania kwestia jak drużyna pod nieobecność Cunego będzie ustawiona na tym wyścigu i z jakimi ambicjami w nim wystartujemy.

czwartek, 27 marca 2008

I znów numer na plecy


Ciao. I znów numer na plecy. Jestem o rok starszy, z pewnością bardziej doświadczony i pewniejszy siebie. Ostatnie treningi były super. Pojeździłem spokojniej niż zwykle, bez pracy na 100%. Przyznam że pierwszy start po pięciu miesiącach jest wyjątkowo trudny, ale jak widać po wynikach nie jest tragicznie.

Najważniejsze są jednak odczucia, a te jednak nie są najlepsze. Wciąż jedzie się ciężko i wydaje się że ledwo jadę z najlepszymi. Biorąc pod uwagę że mam takie właśnie, właściwe dla tej pory roku odczucia to pozytywnym zaskoczeniem jest fakt, iż mimo wszystko jestem z przodu. Każdy kolejny etap to podnoszenie mojego "progu bólu". Dziś było jeszcze ciężej ale myślę że przyczyniła się do tego również pogoda i temperatura, która miejscami dochodziła do 2 stopni Celsjusza.

W sobotę będzie znów ciężko w końcówce, ale pojadę żeby się jakoś wybronić. Ten start jako całość i tak oceniam jako pozytywny sprawdzian i test wykonanej do dziś pracy. No i przede wszystkim super trening przed Trentino, Romandią i dalszą częścią sezonu.

poniedziałek, 18 lutego 2008

Najlepsze wyniki z całej ekipy

W tym roku zacznę sezon później niż zwykle. Zanim to się stanie dam jeszcze radę wpaść do Polski na jakiś tydzień. Natomiast ścigać się zacznę dopiero pod koniec marca, po Wielkanocy. Jeśli ostatecznie pojadę Giro d'Italia to bardzo mało będę miał przed tym wyścigiem startów. Jeśli tym razem Giro ominę to zacznę zwiększać liczbę startów im bliżej Touru. Pojawię się wtedy głównie na imprezach z Pro Touru czyli Romandia, Catalunya i Dauphine. Potem oczywiście Tour de France, a dalej Pekin i Vuelta. Po Hiszpanii cała reszta sezonu jak co roku czyli przez Emilię do Lombardii. Tak więc nie spieszy mi się jeszcze łapaniem kondycji. Chociaż swoją drogą widząc, że teraz wszyscy w drużynie testy robią u tego samego trenera mam dobre porównanie. Okazuje się bowiem przy tej okazji, że drugi rok z rzędu mam najlepsze wyniki z całej ekipy ...

niedziela, 10 lutego 2008

Kilka dni pracy

Tydzień między zgrupowaniami minął raczej spokojnie. Kilka dni pracy. Zdecydowanie więcej odpoczynku. Nawet dni bez wsiadania na rower. Jednak najdłuższy mój trening to ponad 7 godzin i blisko 4500 metrów w górę. Od dzisiejszego wieczora kolejne, tygodniowe zgrupowanie. Dwa dni temu polatałem sobie samolotem. Bez instruktora, ale za to z pilotem - doktorem Cecchinim. Już jakiś czas mnie zapraszał na wspólne latanie jakbym miał ochotę. A przy okazji był czas na rozwianie kilku wątpliwości dotyczących mojej pracy i treningów. Nie wiem jak z moimi pierwszymi startami, ale wszystko powinno się wyjaśnić tu na zgrupowaniu.

czwartek, 31 stycznia 2008

CONI w "La Gazzetta dello Sport"

Dalej ktoś chce światu udowodnić, że kolarze to pod-rasa do wytępienia. W dzisiejszej "La Gazzetta dello Sport" CONI sugeruje nawet 3 miesięczną dyskwalifikacje za to że ... byliśmy w restauracji na kolacji. A to nie zostało umieszczone w naszym formularzu o miejscu gdzie jesteśmy. Więcej, że właśnie w tych godzinach robi się transfuzje i my mogliśmy pojechać żeby taką praktykę przeprowadzić.

Nikt nie mówi zaś o tym, że ani w recepcji nas nie szukano przed 23:10, ani też przez telefon do któregokolwiek z dyrektorów lub zawodników nie zadzwoniono. Pierwszy telefon, który do nas dotarł był już po powrocie do hotelu o 23:19. Nasz dyrektor sportowy dostał wiadomość od dyrekcji hotelu z informacja o kontroli. Swoją drogą ten dyrektor hotelu ma zamiar podać panów kontrolerów do Sądu za wtargnięcie na teren prywatny.

CONI broni się zaś twierdząc, że ludzie którzy mieli przeprowadzić kontrole byli u nas o 22:00, a nas w hotelu nie było. Jak pisałem wtedy nas nie szukali, nigdzie nie dzwonili. Zresztą to akurat bujda, bo my zrobiliśmy zdjęcie pisma (zlecenia kontroli), w którym było napisane że kontrolerzy mają przeprowadzić swe czynności po godzinie 23:00 !!! Paranoja. Nasi adwokaci ponoć już pracują. Di Rocco (prezes FCI - Włoskiej Federacji Kolarskiej) wybierał się dziś do Rzymu na wizytę w CONI. Tymczasem wielki Ettore Torri bawi się dalej.

wtorek, 29 stycznia 2008

Brak mi słów


Nieporozumienie. Brak mi słów. Po raz kolejny tylko dlatego, że realizuje swoją pasje i ścigam się na rowerze, muszę czuć się jak złoczyńca czy ktoś całkowicie pozbawiony praw. Bowiem jak inaczej nazwać fakt, że w dniu wczorajszym pojawili się u nas ludzie z CONI (Włoski Komitet Olimpijski) i to krótko przed północą. O tej porze zaczęli kontrolę antydopingową czyli badanie moczu i krwi całej drużyny. Pomijam fakt, że pobieranie krwi odbywało się na szafce w pokoju hotelowym. Ważniejsze, że ostatni z nas skończył kontrole o 03:37!!! Nie muszę wspominać, że odpoczynek jest częścią naszej pracy. Nikogo to nie obchodzi, a wczoraj dla przykładu byliśmy na treningu o długości ponad 210 kilometrów. Na nic - praca jak w błoto wyrzucona.

Nie skończy się to nigdy. Ktoś się chyba dobrze bawi, a my kolarze nie mamy żadnej siły. Nie mamy nikogo kto by bronił naszych praw. Owszem można robić kontrolę, nawet 10 razy częściej niż jakimkolwiek innym sportowcom, ale tu już chyba przesadzamy. I niech znów ktoś mi tu nie krzyczy, że w naszym sporcie jest najwięcej afer. Po raz kolejny powtarzam, że innym sportowcom nie robi się kontroli w domach, między zawodami, testów na EPO, GH czy transfuzje krwi. Testy te kosztują tysiące Euro i MY za nie płacimy. Jest oczywiste, że jeśli inni nie są tak dokładnie badani to nie mogą być pozytywni albo przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia czegoś u nich. Przy tym wszystkim nie chce mi się nawet pisać o treningach i atmosferze w ekipie. To żałosne co musimy przechodzić i na co się godzić.

piątek, 25 stycznia 2008

30-sty rok życia

 Cytat tygodnia z Tomka Marczyńskiego: "Zauroczony pięknym słoneczkiem nawet się nie obejrzałem jak na swoim polarze ujrzałem 6 godzin!" Ja z kolei w toskańskim słońcu, podziwiając piękno tego regionu nie zauważyłem kiedy mi się zaczął 30-sty rok życia ;-) Właśnie - czas leci, tym bardziej trzeba każdy wyścig wykorzystać. Bo teraz to mi raczej bliżej końca niż początku kariery, a najlepszym razie to może w jestem w jej połowie. Doświadczenie jest, dojrzałość fizyczna też, motywacji nie brakuje, może być tylko lepiej. Trenujemy tu na zgrupowaniu w ośmiu, nie czuje się znakomicie, ale nie jest najgorzej. Myślę, że w sam raz tak jak powinno być na dzień dzisiejszy.

czwartek, 13 grudnia 2007

Pierwsze zgrupowanie za mną

Mało nas w ekipie bo tylko 22. Z kolei w najbliższym roku może się okazać, że zostanie tylko jeden Polak w Pro Tourze. Wszystko dlatego, że kilka ekip w tym moje Lampre nie jest już całym tym cyrkiem i zwiedzaniem świata zainteresowane. Jak mówi Saronni opuścimy Pro Tour jeśli tylko otrzymamy zapewnienie od organizatora Tour de France, że mamy zapewniony start w tym wyścigu. Kolarstwo szosowe to przecież Giro, Tour, Vuelta i kilka innych wyścigów, a nie Australia, Rosja czy Chiny. I tu ma racje. Nie można wciąż obligować drużyn do wydawania masy pieniędzy nie oferując nic w zamian.

To tyle. Mój program startów w 2008 pozostaje niedookreślony. Debiut w Tourze jest prawdopodobny. Czy się ziści to zależy od tego czy pojedziemy i decyzji Damiano gdzie on pojedzie. W każdym razie jeśli chodzi o mnie to prawdopodobnie NIE na Giro i zdecydowanie TAK na Tour. Ścigać zacznę się dopiero w połowie marca i jako moim głównym celem na wiosnę będzie Tour de Romandie. Dalej byłby odpoczynek. Po nim Dauphine Libere i Tour de France. W sierpniu Portugalia jeśli ludzie z PZKol-u czyli (prezes i selekcjoner) będą mnie nadal ignorować i traktować jak dotychczas. Chyba, że coś się zmieni - a wiadomo że w tym samym czasie są Igrzyska Olimpijskie. W końcówce sezonu oczywiście Vuelta. Czyli podsumowując spokojna wiosna i od czerwca jeden dłuuugi wyścig.

środa, 28 listopada 2007

Ostatni punkt tegorocznego kalendarza za mną

Depeche Mode party u "Ryby"! Czyli teraz zaczynamy nowy sezon, albo lepiej właśnie skończyliśmy stary. Powoli to wydarzenie staje się dla nas coroczną impreza. A moje sezonowe początki nie są łatwe. Jeżdżę od 10 dni i mam naderwany mięsień poniżej kolana. Bardziej jednak przeszkadza mi to przy chodzeniu niż jeżdżeniu. Niemniej wczoraj spędziłem 5 godzin w szpitalu z podejrzeniem złamania obojczyka i / lub pęknięcia żebra po upadku na góralu podczas popołudniowego treningu. Trochę czasu zajęło mi podniesienie się z ziemi, ale na szczęście to było tylko mocne stłuczenie.

Dziś mam 12-centymetrowego siniaka na klatce piersiowej. Muszę się przyzwyczaić do mojego nowego górala. Na razie ale odkładam go na czas pobytu w Italii i wracam na szosę oraz do siłowni. W niedziele będę na imprezie, którą organizuje Daniele Bennati dla swych fanów i kolegów na zakończenie starego sezonu. Później jak już pewnie wspominałem czeka mnie zgrupowanie klubowe w dniach 10-13 grudnia.

Myślę, że w ostatnich tygodniach dobrze odpocząłem. Jak co roku listopad minął mi szybko. Jednak tegoroczne wakacje, pod pewnym względem różne od wcześniejszych będę bardzo miło wspominać. Ot taka osobista dygresja.

środa, 24 października 2007

Wczoraj (poniedziałek) przedłużyłem kontrakt z Lampre na kolejny rok

Miałem inne propozycję dodam, że dość międzynarodowe. To znaczy niemal do końca byłem w kontakcie z Liquigas i Caisse d'Epargne. Wcześniej także z Gerolsteiner i Saunier Duval. Niemniej z różnych względów na ogół organizacyjnych (w jednym przypadku z powodów finansowych) zmiana barw nie wypaliła. Dlatego też wielkiego entuzjazmu postanowiłem zostać w swej dotychczasowej ekipie.

W przyszłym sezonie chciałbym przyszykować formę na Tour de France i Vuelta a Espana. Początek sezonu mniej więcej tym cyklem co we wcześniejszych latach czyli m.in. Tour de Romandie. Potem chwila odpoczynku czyli w maju chcę odpuścić Giro. Liczę bowiem na debiut w "Wielkiej Pętli". Ten sezon zakończyłem już na Lombardii. Po wyścigu byłem jeszcze dwa razy byłem na rowerze i to mi na razie będzie musiało wystarczyć. Teraz czas na opoczynek. Wkrótce przyjeżdżam do Polski gdzie głównie będę krążył między Bydgoszczą a Trójmiastem.

niedziela, 21 października 2007

Lombardia - edycja nr 101!

Założeniem moim było walczyć o jak najwyższe miejsce. Byłem przekonany, że wejście w "10" wejście powinno być większym problemem. Podtrzymuję zresztą tą opinię nawet po wyścigu. Jedyne czego sobie życzyłem przed startem to szczęście, którego trochę mi w tym sezonie zabrakło. Zabrakło go niestety i na Lombardii.

Pierwsza kraksa po około 15 kilometrach wyścigu kosztowała mnie przede wszystkim utratę roweru. Na Vuelcie połamałem swój rower wyścigowy i już ostatnio jeździłem na zapasie. Dostałem jakiś stary rower aluminiowy na treningowych kolach i na nim musiałem cały wyścig przejechać. Ok, rower rowerem, ale sam nie jedzie. Potem kraksa 20 kilometrów przed Ghisallo, która kosztowała mnie najwięcej bo musiałem sam gonić żeby dojść odjeżdżającą grupę. Ledwo mi się udało a i mnóstwo sił to kosztowało na początku podjazdu. Przejechałem jednak górę wśród najlepszych co dla mnie było tylko potwierdzeniem że noga jest.

Dalej starałem się zabierać w odjazdy i dojeżdżać do każdych odskoków jak atakowali kolarze CSC. To mnie jednak kosztowało trzeci w tym dniu upadek wraz z Kroonem i połamanie prawej klamki. Przerzutki nie straciłem, ale z hamowaniem było już ciężej. Pod Civiglio nie było mnie już stać żeby zostać z najlepszymi. Jednak w tych warunkach 17 miejsce jest mogę uznać za zadowalające jak na kogoś kto na klasyki się nie nadaje. Szczególnie biorąc pod uwagę, że był to jeden z cięższych klasyków Pro Touru.

Nie to jest jednak ważne. Zwycięstwo Damiano potwierdza jego klasę. Poprawia morale i oznacza że on jest ciągle wśród najlepszych kolarzy. Nie wiem zresztą czy nie lepiej byłoby mu się skupić na takich wyścigach niż nastawiać się ciągle na Wielkie Toury. Czas pokaże co wybierze.

foto: www.corvospro.com